WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Na wodach Błękitu |
Tytuł oryginalny | On Blue′s Water |
Data wydania | 2003 |
Autor | Gene Wolfe |
Przekład | Wojciech Szypuła |
Wydawca | MAG |
Cykl | Księga Krótkiego Słońca |
ISBN | 83-89004-52-6 |
Format | 378s. 115×185mm |
Cena | 29,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Na wodach BłękituGene Wolfe
Gene WolfeNa wodach BłękituWidzę te miejsca oczami wyobraźni, kiedy o nich piszę. Mógłbym chyba od ręki nakreślić tu, na tej kartce, całkiem przyzwoitą mapę okolicy: zaznaczyć na niej dom, papiernię, Iglicę, Zachodnią Łapę i całą resztę. Tylko po co mi taka mapa? Choćby była nie wiem jak dokładna, nie przeniesie mnie tam z powrotem. To dla nas dobre miejsce – jest gdzie okorować i porąbać pnie, które wyciągamy z wody wielokrążkiem – chociaż trochę niebezpieczne, bo położone na odludziu. Nie powinienem zapominać, że bliźniacy są coraz starsi. Od urodzenia do dwudziestki każdy rok to szmat czasu. * * * Wkrótce po tym, jak skończyłem jeść rybę, słońce stanęło w zenicie. Nigdy się do końca nie przyzwyczaiłem do słońca, które porusza się po niebie. Mówimy o Długim Słońcu, które porzuciliśmy, i Krótkim Słońcu, pod którym teraz żyjemy; mam jednak wrażenie, że zmiana wywołana różnicą wielkości jest nieznaczna – o wiele poważniejsza jest różnica między słońcem ruchomym i nieruchomym. W domu ta część słońca, która znajdowała się dokładnie nad głową, wydawała się zawsze najjaśniejsza. Na zachód i na wschód od niej słońce zdawało się przygasać – im dalej się patrzyło, tym było bledsze – lecz cechowała je stałość. Zdawało się wyrażać nieśmiertelność ludzkiego ducha. Krótkie słońce w południe wygląda podobnie, a jego nazwa jest nader adekwatna: codziennie przypomina nam o ulotnej naturze wszystkiego, co widzi. Powtarza cykl życia człowieka: rodzi się piękne i rośnie w siłę, a my zaczynamy wierzyć, że jego potęga nigdy nie osłabnie. A jednak od chwili, gdy staje się najsilniejsze, traci moc. Na cóż zda się jego siła, skoro cały ten żar nie jest w stanie powstrzymać codziennego upadku? Nasi augurowie (jacy z nich zresztą augurowie?) wciąż paplą o nieśmiertelnym duchu, który tkwi w każdym człowieku. Nie wyobrażam sobie mniej wiarygodnego dogmatu. Tak jak ziarno przywiezione w lądownikach, ich doktryna wyrosła w innym whorlu i zmarniała w świetle nowego słońca. Głoszę ją tak jak wszyscy, ale nikogo do niej nie przekonam. A już na pewno nie siebie. Odpływając z domu, obiecywałem sobie, że najdalej w południe zacumuję w porcie w Nowym Vironie. Spodziewałem się – a przynajmniej miałem nadzieję – że zachodni wiatr się utrzyma. Od rana słabł jednak systematycznie, a kiedy myłem widelec i czerwonobrunatny talerzyk, ucichł zupełnie. Położyłem się w cieniu fordeku i poszedłem spać. Na moje oko obudziłem się po niespełna dwóch godzinach. Cień grota urósł minimalnie i ociupinkę się przesunął, poza tym nic się nie zmieniło. Slup lekko się kołysał: pół minuty trwało, zanim wzniósł się na fali (wysokiej na szerokość męskiej dłoni), przez następne pół minuty opadał. W połowie odległości do horyzontu tuż nad wodą szybował ptak o smukłej, wężowej szyi; potrafił wznieść się niemal do gwiazd, a rzadko latał wyżej niż sięgają ośle uszy. Dopiero wtedy, po dwóch godzinach solidnego snu, zacząłem doceniać wagę podjętej decyzji. Przywódcy (samozwańczy, bez dwóch zdań), którzy przyjechali z nami porozmawiać, uważali (albo udawali, że uważają), że moja rozłąka z rodziną, domem i papiernią, którą zbudowaliśmy razem z Pokrzywą, będzie miała charakter tymczasowy. Tak jakbym wybrał się na wycieczkę do Trójrzecza. Miałem z łatwością znaleźć Pajarocu, wsiąść do lądownika (tak jak wsiedliśmy na pokład naszego statku, który nas tu przywiózł), polecieć do whorla długiego słońca, odszukać Jedwabia (znów bez problemów), bez wysiłku namówić go, żeby wrócił ze mną, zdobyć ziarno kukurydzy i innych roślin, dowiedzieć się jak najwięcej o produkcji mnóstwa różnych rzeczy (a najlepiej znaleźć jakiegoś wprawnego rzemieślnika i zabrać go ze sobą) i wrócić do domu. Mówili o tym tak, jakby przy odrobinie szczęścia dało się wszystko załatwić w kilka miesięcy. Tego dnia na slupie zdałem sobie sprawę, że równie dobrze mogłem im zaproponować, że machając mocno rękami pofrunę na Zieleń i oczyszczę ją z inhumich. Wcale nie byłoby to trudniejsze zadanie. Waga przysięgi, którą tak lekkomyślnie złożyłem na Ogonie, jeszcze do mnie nie docierała – i nie dotarła, dopóki nie popłynęliśmy z Babbiem wzdłuż wybrzeża na północ. Gdybym dotarł do Nowego Vironu, poszedłbym do Szpika i pozostałych, oświadczył, że zmieniłem zdanie, wrócił na łódź i natychmiast popłynął z powrotem na Jaszczurkę. Na razie nie mogłem jednak ani porzucić mojej misji, ani jej kontynuować. Przybrzeżne rafy i skalisty ląd tkwiły nieruchomo daleko po mojej lewej ręce, od prawej burty aż po horyzont ciągnęło się morze. Biały ptak krążył w kółko tak smętnie i ociężale, że za każdym razem, kiedy unosił skrzydła, miałem wrażenie, że zaraz spadnie do wody. Krótkie słońce pełzło w dół, w stronę widnokręgu, a jego ruch był równie nieubłagany, jak marsz każdego człowieka przez życie, do grobu. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Przeczytaj to jeszcze raz: Szukając i oszukując siebie
— Beatrycze Nowicka
Cień i Pazur: Czeladnik małodobry i jego miecz
— Miłosz Cybowski
Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Suma całej pamięci
— Jarosław Loretz
Wszystko i nic
— Beatrycze Nowicka
Przeczytaj to jeszcze raz: Szukając i oszukując siebie
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Namnożyło się tych postaci a wszystko to ty
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Wędrówką życie jest człowieka
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: Przypadek ojca Zosimy
— Beatrycze Nowicka
W stronę Nowego Słońca: A jak królem, a jak katem będziesz
— Beatrycze Nowicka
„Ciemna strona Długiego Słońca” – recenzja
— Wojciech Gołąbowski