Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gene Wolfe
‹Na wodach Błękitu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa wodach Błękitu
Tytuł oryginalnyOn Blue′s Water
Data wydania2003
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklKsięga Krótkiego Słońca
ISBN83-89004-52-6
Format378s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Na wodach Błękitu

Esensja.pl
Esensja.pl
Gene Wolfe
« 1 4 5 6 7 8 »

Gene Wolfe

Na wodach Błękitu

– Masz rację, – powiedziałem tylko – może mi być potrzebny. Ale nie musi. Ważniejsza będzie dla mnie świadomość, że ty, twoi bracia i matka jesteście bezpieczni. Poza tym podróżnego można zabić dla takiej broni.
Ścięgno z namysłem pokiwał głową.
– Do koniunkcji zostały dwa lata. Pamiętasz, jakie sztormy i pływy sprowadziła poprzednia; kłody zalegające w zatoce będą niebezpieczne. Poza tym należy się spodziewać… – Chwilę szukałem dobrego słowa. – Przybyszów. Gości. Czasem bardzo wiarygodnych.
Odniosłem wrażenie, jakby groźba koniunkcji dopiero teraz w pełni do niego dotarła.
– Nie jedź, ojcze!
– Muszę. Nie dlatego, że przysięgałem; nie byłbym pierwszym krzywoprzysięzcą w historii. I na pewno nie ze względu na Szpika i pozostałych – jestem dla nich groźniejszy niż oni dla mnie – ale dlatego, że nie mógłbym żyć ze świadomością, że nie pojechałem. Ty z matką poprowadzicie papiernię nie gorzej ode mnie, a nikt tak jak ja nie przemówi Jedwabiowi do rozumu, żeby do nas dołączył. Przy kolacji byliśmy zgodni: od przybycia na Błękit stajemy się coraz mniej cywilizowani. Wkrótce będziemy walczyć z inhumimi za pomocą łuków i włóczni, których dziś używamy do polowań. Może uważasz, że przetrwamy jako dzikusy, że kiedyś odzyskamy to, co tracimy. Bez wątpienia…
Uparty przeczący ruch głową, który tak dobrze znałem.
– Ja też tak nie myślę. Przed nami byli tu ludzie, a w każdym razie istoty bardzo do ludzi podobne. Stworzyli cywilizację bardziej rozwiniętą od naszej, ale coś ich zniszczyło. Jeśli nie inhumi, to co?
– O tym też chciałem z tobą porozmawiać. – Ścięgno zawiesił głos, zapewne po to, aby zebrać myśli. A może tylko po to, żeby oblizać spierzchnięte wargi. – Chcesz tu sprowadzić Paha i wszystkich bogów długiego słońca.
– Nie.
Albo mnie nie usłyszał, albo postanowił zignorować moje zaprzeczenie.
– To dobrze. Bogowie pomogą nam, jeśli tylko zechcą. Ale oni też mieli swoich bogów, ten Zaginiony Lud, który przed nami zamieszkiwał Błękit. Oni też mogliby nam pomóc. Jest takie miejsce na Lądzie, na stokach Wyjącej Góry, wysoko, ciut poniżej linii drzew… Znalazłem je prawie rok temu. Może powinienem ci był o nim wcześniej powiedzieć.

* * *
Widzę, że wspomniałem o trzech powodach, dla których postanowiłem nie towarzyszyć pięciorgu naszych gości w drodze do miasta. Pierwszy (o czym już mówiłem) był taki, że chciałem pożegnać się z rodziną i – na ile to możliwe – przekonać ją, że postępuję słusznie. Wiedziałem, że Pokrzywa się zgodzi, bo mnie kocha, a Ścięgno dlatego, że mnie nienawidzi. Mając w nich oparcie zamierzałem w razie konieczności przekonać bliźniaków.
Drugą przyczyną był fakt, że chciałem popłynąć do Pajarocu własną łodzią, nie zaś jachtem, który Szpik zamierzał oddać do mojej dyspozycji. Wbrew temu, co mógł sobie pomyśleć, nie wzgardziłem bynajmniej jego ofertą; propozycja była hojna, ale przyniosłaby mu wielką stratę, gdybym ją przyjął. Pokazał mi tę łódkę, „Morską lilię”, kiedy spotkaliśmy się w mieście. Przypuszczałem, że szybkością niewiele ustępuje mojej, a z całą pewnością była bardziej pojemna i solidniej zbudowana.
– Do czasu lądowania w ogóle nie wypuszczałem się na wodę – mówił mi wtedy Szpik. – A odkąd tu jesteśmy, pływałem wszystkiego może ze dwa razy. Gdybyś kiedyś odwiedził mój sklep czy kram i powiedział, że zamówię u kogoś łódź, pomyślałbym, że postradałeś zmysły. To samo pomyślałem o Alce Proroku, kiedy rozmawiałem z nim tam, na górze; to samo powiedziałbym każdemu, kto by twierdził, że w przyszłości zachce mi się łódek. Nie napisałeś o tym w swojej książce; nie napisałeś, że uważałem Alkę za pomylonego, ale tak właśnie było.
Wyjaśniłem Szpikowi, że Alka rzeczywiście dostał pomieszania zmysłów po tym, jak rozbił sobie głowę w tunelach pod miastem.
– Widywałem go przy składaniu ofiar. – Szpik oparł się ciężko na grubym, rzeźbionym kosturze. – W manteionie starego patere Płetwy. Chodziliśmy tam czasem z żoną, bo patere i jego sybille z nami handlowali. Maytere Róża, młoda maytere Mięta… Chociaż zawsze wysyłali starą maytere Marmur, żeby się z nami targowała. Dzierzba nigdy nie chodził do manteionu, tylko wysyłał żonę. Więc z nią też handlowali. Obojga już nie ma. Pamiętasz pewnie manteion patere Płetwy, co?
Pamiętałem. Wciąż pamiętam. Ściany z rakplastu i pomalowany posąg Paha Boskiego (z którego obłaziła farba) zachowam w pamięci do dnia mojej śmierci, podkolorowane chłopięcym zadziwieniem, jakie odczuwałem na widok czarnego koguta, który z poderżniętym gardłem szamotał się jeszcze w rękach starego mężczyzny; trzepotał rozpaczliwie skrzydłami, bił nimi, jakby mimo wszystko miał nie umrzeć i żyć dalej – gdzieś, jakimś cudem żyć – gdyby udało mu się zbryzgać cały manteion krwią. Potem skrzydła nieruchomiały.
Mój ptak odleciał. Zostało mi tylko to jedno czarne pióro, trzepoczące nad kartką papieru (niewykluczone, że pochodzącą z mojej papierni) i bryzgające na cały whorl Błękitu czarnym atramentem, który tyle uczynił dobra – i tyle zła. Gdyby nie nasza książka, Szpik i pozostali z pewnością wybraliby kogoś innego. A tak… „Księga Jedwabia” – czy, jak nazywają ją inni, „Księga długiego słońca” – rozpanoszyła się po całym whorlu z szybkością, o jakiej nam się nawet nie śniło. Jedwab…
Chciałem napisać „Jedwab stał się postacią niemal mityczną”. Prawda jest taka, że naprawdę stał się postacią mityczną. Dochodzą mnie słuchy o poświęconych mu ołtarzach i ofiarach, i o uczniach, którzy nigdy nie widzieli, jak naucza. Gdyby nie nasza książka, Hari Mau i reszta wybraliby kogoś innego. Albo nie wybraliby nikogo.

* * *
Obawiam się, że do tej pory pisałem bez ładu i składu, o wszystkim, co mi przyszło do głowy. Na przyszłość postaram się, czytelniku (kimkolwiek jesteś), przedstawiać bardziej spójną relację. Pozwolę sobie jednak od razu na wstępie zaznaczyć, na jakich czytelników liczę.
Przede wszystkim piszę dla Pokrzywy, mojej żony, którą kocham od dzieciństwa i którą zawsze będę kochał.
Poza tym – dla moich synów Skóry i Racicy. Jeżeli ta książka wpadnie w ręce Ścięgna, pewnie przerwie on lekturę w miejscu, w którym dowie się, że to ja jestem jej autorem. Wtedy zaś – o ile jakoś znacząco się nie zmienił – spali ją. Smród spalenizny z „Księgi Roga” poniesie się daleko, lecz jeśli rzeczywiście ma ona spłonąć, na razie jeszcze nic nie czuję. Ścięgno i tak jest na Zieleni, więc są małe szanse, że ją zobaczy. (Przez wiele lat bałem się, że będzie chciał mnie zamordować, ale ostatecznie to ja omal go nie zabiłem. Jeżeli zechce, może spalić moją książkę).
Piszę także dla potomnych – dla synów i córek naszych synów, i dla ich dzieci. Jeżeli dzieli nas tuzin pokoleń, z pewnością jesteś jednym z moich prawnuków; po takim czasie nie może być inaczej.

* * *
Jak trudno jest zrozumieć ducha tych ludzi, chociaż nie są chyba gorsi od innych. Dwóch farmerów spiera się o skrawek ziemi. Pojechałem z nimi, żeby go obejrzeć: nie przedstawiał specjalnej wartości, nadawał się chyba tylko pod wyrąb, choć nawet drewna nie byłoby z niego wiele. Obaj twierdzili, że roszczą sobie do niego prawa od czasu lądowania; obaj też byli zgodni, że wątpliwości pojawiły się zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Zażyczyłem sobie, żeby każdy zdradził mi cenę, za jaką gotów byłby na dziesięć lat wydzierżawić grunt swojemu oponentowi, po czym oddałem ziemię temu, który żądał mniej i kazałem mu ją od ręki wydzierżawić za zadeklarowaną sumę. Suma, którą proponował dzierżawca, była ponad dwukrotnie wyższa, najwyraźniej zrobił więc interes życia. Tak mu też powiedziałem, ale chyba go nie przekonałem.
To wszystko prowizorka. Wszelkie kwestie związane z posiadaniem gruntów są koszmarnie skomplikowane. System własności ziemi należałoby zreformować i zastąpić nowym, możliwie jak najlepiej zabezpieczonym przed korupcją.
To właśnie zamierzam zrobić. Moje zasady: własność gruntu, do którego nikt od dawna nie zgłasza pretensji, wystarczy po prostu zarejestrować; grunt leżący odłogiem przechodzi na własność miasta. Do natychmiastowego wprowadzenia w życie.
Rozmowę przy kolacji opisałem już szczegółowo. Nie wrócę do niej, chociaż kiedy zamykam oczy i odchylam się na oparcie krzesła, zdaje mi się, że czuję zapach świeżutkich bułeczek, widzę miód złocący się w glinianym dzbanku, czuję w winie posmak lata, które się skończyło. Kroiłem wtedy pieczeń i jadłem tak samo, jak wcześniej całe lata, lecz gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz – gdybym wybiegł myślami dalej niż na kilka dni naprzód – przytuliłbym żonę i trzymał ją w objęciach, aż nadeszłaby chwila pożegnania.
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.