Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹Żywe srebro, tom III›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻywe srebro, tom III
Tytuł oryginalnyQuicksilver
Data wydania21 października 2005
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklCykl Barokowy
ISBN83-7480-006-2
Format352s. 135×205mm
Cena25,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Żywe srebro, tom III

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
« 1 2 3 4 5 »

Neal Stephenson

Żywe srebro, tom III

– Niezupełnie o to mi chodziło… – odparł z wahaniem Daniel. – Myślałem o tym, z jaką łatwością Anglesey zastąpił twojego kuzyna i jak niewiele to zmieniło. Byłem tym rozczarowany.
– Zanim sam zapędzisz się w kozi róg, Danielu, z którego jak zwykle będę cię musiał wyciągać, radzę ci, abyś nie nadużywał w przyszłości tego porównania.
– Którego porównania?
– Za chwilę powiesz, że Karol to Comstock, a Jakub to Anglesey, w związku z czym nie ma właściwie znaczenia, który z nich jest królem. Ale byłyby to dla ciebie niebezpieczne słowa, ponieważ dom, należący w przeszłości do Comstocka, a później do Angleseya, został zrównany z ziemią. – Roger ruchem głowy wskazał Whitehall. – A nie chcielibyśmy, aby taki sam los spotkał ten oto dom.
– Nie to chciałem powiedzieć!
– A co? Coś mniej oczywistego?
– Tak jak Anglesey zastąpił Comstocka, Sterling Raleigha, a ja, w pewnym sensie, Bolstrooda…
– Tak to już jest, doktorze Waterhouse. W naszym społeczeństwie panuje porządek i jedni ludzie zajmują miejsca innych.
– Czasem tak. Ale zdarzają się też ludzie niezastąpieni.
– Nie jestem pewien, czy się z tobą zgadzam.
– Przypuśćmy, że umarłby Newton. Boże uchowaj, ale kto miałby zająć jego miejsce?
– Hooke? Może Leibniz?
– Ale przecież Hooke i Leibniz są zupełnie inni. Zmierzam do tego, że niektórzy ludzie są naprawdę niepowtarzalni i niezastąpieni.
– Newtonowie to rzadkość na tym świecie. Isaac jest wyjątkiem od wszelkich możliwych reguł. Płyciutka i nędzna ta twoja retoryka, Danielu. Nie myślałeś o tym, żeby ubiegać się o miejsce w parlamencie?
– Może powinienem był w takim razie dać inny przykład. Próbuję ci uświadomić, że wszędzie dookoła, na targach, w kuźniach, w parlamencie, w City, w kościołach i kopalniach nie brakuje ludzi, których zniknięcie naprawdę byłoby odczuwalne.
– Tak? A co sprawia, że ci ludzie są tak wyjątkowi?
– To bardzo poważne pytanie. Leibniz szlifuje swój system metafizyczny…
– Obudź mnie, jak skończysz.
– Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, przed laty, nieopodal pirsu Lion Quay, popisywał się znajomością Londynu, chociaż nigdy przedtem tu nie był. Studiował tylko panoramy miasta, nakreślone przez różnych rysowników z różnych punktów widzenia. Zaczął się rozwodzić nad tym, że miasto ma wprawdzie ustaloną formę, ale każdy jego mieszkaniec postrzega je nieco inaczej, w zależności od swojej sytuacji.
– Każdy student ci to powie.
– To było ponad dwanaście lat temu. W ostatnim liście Leibniz skłania się ku poglądowi, że miasto wcale nie ma jednej ustalonej postaci…
– To absurd.
– … i w pewnym sensie jest sumą doznań swoich części składowych.
– Wiedziałem, że nie należało go przyjmować do Towarzystwa!
– Może nie najlepiej to przedstawiłem – przyznał Daniel. – Ale to dlatego, że sam to jeszcze nie do końca rozumiem.
– Czemu w takim razie dręczysz mnie tym akurat teraz?!
– Najważniejsza jest percepcja. Chodzi o to, jak różne cząstki świata, czyli różne dusze, postrzegają inne cząstki – inne dusze. W wypadku niektórych dusz percepcja jest zaburzona, a obraz nieczytelny i nieostry, tak jakby obserwowały świat przez źle oszlifowane soczewki. Inne jednak przypominają Hooke’a patrzącego przez swój mikroskop, albo Newtona z okiem przy teleskopie. Ich postrzeganie jest niesłychanie wyostrzone.
– Nic dziwnego, skoro dysponują lepszą optyką.
– Nie. Nawet bez soczewek i luster parabolicznych Hooke i Newton widzą rzeczy, na które my jesteśmy ślepi. Leibniz zaproponował intrygujące odwrócenie definicji człowieka niepowtarzalnego, wybitnego. Zazwyczaj używając takiego określenia mamy na myśli to, że człowiek ten sam przez się wyróżnia się z tłumu. Natomiast Leibniz utrzymuje, że wyjątkowość takiego osobnika wynika z jego zdolności postrzegania reszty wszechświata z nieprzeciętną wyrazistością. Z faktu, że lepiej niż inni rozróżnia elementy rzeczywistości.
Roger westchnął.
– Wiem tylko tyle, że doktor Leibniz wyrażał się ostatnio bardzo niegrzecznie o Kartezjuszu…
– Zgadza się, w Brevis Demostratio Erroris Memorabilis Cartesii et Aliorum Circa Legem Naturalem
– … czym rozjuszył Francuzów.
– Powiedziałeś, że powołasz się na swoje stanowisko w Towarzystwie i podeprzesz mój sekretarski autorytet.
– Tak zrobię.
– Pochlebiasz mi. Owszem, niektórych ludzi można dowolnie podmieniać. Na przykład tych dwóch medyków można by zastąpić dowolną inną dwójką, a król i tak zmarłby dzisiejszej nocy. Ale czy ja z równą łatwością mógłbym zająć twoje miejsce, Rogerze? Czy ktokolwiek by mógł?
– No, Danielu, chyba po raz pierwszy w życiu okazałeś mi coś na kształt szacunku.
– Jesteś człowiekiem wielkiej miary, Rogerze.
– Jestem wzruszony. I, naturalnie, zgadzam się z poglądem, który usiłowałeś mi wyłuszczyć, chociaż za diabła nie wiem, jaki on jest.
– Cieszę się, że się rozumiemy: Jakub nie nadaje się na następcę Karola.
Zanim Roger zdążył zripostować – ale zarazem już po tym, jak ochłonął z gniewu – łódź znalazła się w zasięgu głosu. Tym samym rozmowa dobiegła końca.
– Niech żyje król! – zawołał niejaki doktor Hammond. – Witam, markizie. Witam, doktorze Waterhouse. – Wygramolił się na burtę łodzi i zszedł z niej na podest.
Daniel i Roger nie mieli wyboru: musieli powtórzyć jego powitalny okrzyk.
Za Hammondem wysiadł doktor Griffin, który również przywitał Daniela i Rogera słowami „Niech żyje król!”, zmuszając ich do ponownego ich powtórzenia.
Daniel chyba nie okazał należytego entuzjazmu, bo doktor Hammond spojrzał na niego spode łba, po czym odwrócił się do doktora Griffina, jakby brał go na świadka.
– Przybywasz w samą porę, mój panie – powiedział, zwracając się do Rogera Comstocka. – Można by powiedzieć, że nasz król miał już nazbyt wielu złych doradców, zarówno jezuitów, jak i purytanów.
W tym momencie z jego oczu trysnęły na Daniela dwie ogniste strugi żrącego kwasu.
Roger miał w zwyczaju reagować na słowa rozmówców ze sporym opóźnieniem. Dopóki jako sizar błaznował w Kolegium Trójcy Świętej, sprawiał przez to wrażenie niezbyt rozgarniętego. Teraz jednak, jako markiz i przewodniczący Towarzystwa Królewskiego, z tego samego powodu uchodził za człowieka rozważnego i surowego. Kiedy weszli po schodach na taras, z którego wchodziło się do części pałacu nazywanej apartamentami królewskimi, odparł:
– Królewski umysł powinien zawsze mieć dostatek rad mężów uczonych lub pobożnych, tak jak królewskie ciało powinno cieszyć się obfitością wszelkich humorów, które utrzymują je w dobrym zdrowiu.
Doktor Hammond szerokim gestem ogarnął wznoszący się nad nimi niezgrabny pałac i zwrócił się do Rogera:
– Biorąc pod uwagę, że znajdujemy się w istnej wylęgarni plotek i intryg, twoja obecność, panie, bardzo pomoże uciszyć ewentualne złośliwe szepty, gdyby, broń Boże, wydarzyło się najgorsze.
Zaszczycił Daniela jeszcze jednym morderczym spojrzeniem i w ślad za markizem Ravenscar wszedł do królewskich apartamentów.
– Mam wrażenie, że niektórzy nie ograniczają się już do szeptów – zauważył Daniel.
– Jestem przekonany, że doktor Hammond ma na względzie wyłącznie pańską reputację, doktorze Waterhouse – powiedział Roger.
– Jak to? Odkąd Jego Wysokość wysadził w powietrze mojego ojca, minęło bez mała dwadzieścia lat. Czyżby ktoś sądził, że nadal chowam do niego urazę?
– Nie o to chodzi, Danielu…
– Jest wręcz odwrotnie! Odejście mego ojca z tego padołu łez nastąpiło tak szybko i w tak gorących okolicznościach, że nie pozostały po nim żadne szczątki doczesne. Tym bardziej więc balsamem na mą duszę było codzienne przebywanie w obecności króla, gdy noc w noc ściekała na mnie królewska posoka, gdy wdychałem ją do płuc, ocierałem własną skórą i w ogóle rozkoszowałem się bliskością, której zabrakło mi, gdy mój ojciec wznosił się do nieba…
Markiz Ravenscar i dwaj medycy zwolnili kroku i spojrzeli po sobie znacząco.
– No tak – odezwał się Roger Comstock po kolejnej dostojnej pauzie. – Zbyt długie przebywanie w tak dusznej atmosferze nie służy ciału, duchowi ani umysłowi… Może jeżeli dziś nieco odpoczniesz, Danielu, będziesz mógł, kiedy staraniem tych dwóch znakomitych lekarzy król wróci do zdrowia, pogratulować Jego Wysokości, a także potwierdzić swą niezłomną wobec niego lojalność, którą pałasz i zawsze pałałeś, nie bacząc na wydarzenia sprzed dwóch dziesięcioleci, do których, można by rzec, uczyniono już aż nazbyt klarowną aluzję…
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.