Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Łukjanienko
‹Nastaje świt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNastaje świt
Tytuł oryginalnyБлизится утро
Data wydaniagrudzień 2003
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca Książka i Wiedza
CyklZimne brzegi
ISBN83-05-13318-4
Format324s. 145×205mm
Cena33,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nastaje świt

Esensja.pl
Esensja.pl
Siergiej Łukjanienko
« 1 2 3 4 »

Siergiej Łukjanienko

Nastaje świt

Przeszedł mnie dreszcz. Tego się nie spodziewałem… Tymczasem Pasierb Boży kontynuował:
– Niewielu dostąpiło zaszczytu przebywania w tym miejscu. Jeszcze mniej jest takich, którzy siadali na tych ławach. Na jednej z nich siedział sam Zbawiciel… Tylko nikt nie wie, na której. Nawet ja.
Znowu na mnie popatrzył. Miał dziwny zwyczaj: dotykał spojrzeniem i od razu odwracał wzrok.
– Za co spotkał mnie taki zaszczyt? – zapytałem.
– Powiedz prawdę, Ilmarze złodzieju.
Mojego bezczelnego pytania Pasierb Boży jakby nie usłyszał. Nie usłyszał, a jednak odpowiedział:
– Tutaj, w sercu wiary, symbolu Urbisu, nie ośmielisz się powiedzieć nieprawdy. Odpowiedz… – Znowu szybkie spojrzenie, ale teraz nie odwrócił oczu, wpił się we mnie wzrokiem, a jego głos nabrał mocy: – Za kogo uważasz Markusa, byłego księcia Domu?
– Za Zbawiciela… – wyszeptałem.
Pasierb Boży zacisnął usta i zapytał:
– Dlaczego?
– Poznał Pierwotne Słowo… – zacząłem. – Czy zwykłemu człowiekowi dane jest coś takiego?
Juliusz milczał, patrząc w podłogę. Wydawało się, że znowu drzemie. Ale ja zacząłem już przywykać do jego sposobu prowadzenia rozmowy i czekałem cierpliwie. W końcu się doczekałem:
– Powiedz, bracie mój w Siostrze i Zbawicielu, Ilmarze złodzieju… Z jakiegoż powodu Kościół miałby z taką gorliwością szukać niewinnego dziecięcia, w którym duch Zbawiciela znalazł schronienie?
Odetchnąłem głęboko, zebrałem wszystkie siły i odpowiedziałem szczerze:
– Pierwotne Słowo to władza, Wasza Świątobliwość. Klucz do wszystkich Słów, które były, są i będą. Do wszystkich bogactw, które są ukryte w Chłodzie.
– Cóż z tego?
– Kto włada Słowem Pierwotnym, ten zawładnie światem – wymamrotałem. – A to i dla świeckich władców pokusa, i… i dla Świętego Kościoła.
– Ilmarze złodzieju… – zaczął Juliusz, ale zamilkł, nagle zamyślony. Wreszcie podniósł głowę i popatrzył na mnie, jakby mnie dopiero teraz zauważył: – Opowiedz mi, Ilmarze, co się stało w mieście Neapolu, gdzie spotkaliście oficera straży Arnolda. Opowiesz?
Co za pytanie… Już wszystko opowiedziałem, jeszcze na pierwszym przesłuchaniu. Ciało jest słabe: gdy mistrz italiański zaczął mi pokazywać „Białą różę, czerwoną różę”, już przy trzecim białym płatku wszystko wyznałem.
– Opowiem.
Dobrze chociaż, że nie kazał mi opowiadać wszystkiego od początku. Od katorgi na Smutnych Wyspach, z których uciekliśmy z Markusem, porywając szybowiec i zmuszając awiatora Helen, żeby nas przewiozła na kontynent. Od miasta Amsterdam, gdzie urządzono na mnie obławę i gdzie stałem się świadkiem występku Arnolda, oficera Straży, który w ferworze walki zabił swojego towarzysza. A najbardziej nie chciałem opowiadać – ani nawet wspominać, jak święci bracia w Siostrze i Zbawicielu zabijali się nawzajem… i jak ja zabiłem jednego z nich…
No, a Neapol… Czymże w porównaniu z tym wszystkim był Neapol?
Opowiedziałem Pasierbowi Bożemu, jak uciekaliśmy z Miraculous: młodszy książę Markus, ja, awiator Helen i przeorysza Luiza, która pomagała Markusowi w Krainie Cudów ukryć się przed strażą. Jak Markus czynił cuda swoim Słowem, jak poradziliśmy sobie z liniowcem imperatorskim, jak wjechaliśmy dyliżansem do Neapolu – prosto w zasadzkę Arnolda.
I jak Markus powstrzymał rzeź samym tylko Słowem… Jak Chłód przetoczył się przez ulicę, jak rżały przerażone konie, z których znikła uprząż. Jak strażnicy, w jednej chwili pozbawieni broni, miotali się niczym w taranteli, obmacywali się, rozglądali, próbując zrozumieć, kto ich rozbroił.
Mark zabrał do Chłodu wszystko, co mogło posłużyć zabijaniu. Zabrał, nie dotykając, nie patrząc, samym tylko wysiłkiem woli. Ale strażnicy załatwiliby nas nawet bez broni, gdyby nie Arnold.
Tylko Siostra i Zbawiciel wiedzą, co działo się wtedy w jego duszy. Byłem w lepszej sytuacji – mnie nie dławił obowiązek oficera. Ja nie przysięgałem Domowi… Arnold dokonał wyboru i wyprowadził nas z zasadzki, rozrzucając własnych żołnierzy jak szmaciane lalki. Jedną ręką torował nam drogę, a drugą przyciskał do piersi nieprzytomnego Markusa.
– To znaczy, że oficer Arnold uwierzył… – powiedział Pasierb Boży niby ironicznie, ale poważnym tonem. – Przypomniał sobie Pismo…
– Jak mógł sobie nie przypomnieć? – ośmieliłem się zapytać. – Przecież sam Zbawiciel, gdy żołnierze rzymscy chcieli zabić jego i Siostrę, uczynił to samo!
Pasierb Boży westchnął i zapytał:
– Co było dalej, Ilmarze złodzieju?
– Wyruszyliśmy do portu. – Oblizałem wyschnięte wargi, zastanawiając się, czy nie dałoby się czegoś zataić. Tylko po co? Moje słowa już nikomu nie wyrządzą krzywdy. – Chcieliśmy popłynąć statkiem do Marsylii albo Nantes. A dalej, jak się uda. Do Indii Zachodnich albo jeszcze gdzie indziej…
– Ukryć Markusa przed Domem panującym i Świętym Kościołem – w głosie Juliusza nie było wyrzutu. On po prostu głośno myślał.
– Tak, Wasza Świątobliwość. Żeby dorósł, żeby zawładnął Słowem w całej pełni…
– Dalej.
O tym, co stało się potem, było mi najtrudniej mówić.
– Potem… poszliśmy szukać statku – zacząłem. – Wszystko jedno jakiego, żeby tylko miał sprawne żagle. Ale okazało się, że przy każdym statku stoi święty brat i pilnuje, a bez jego podpisu nikogo na pokład nie wezmą. No i…
– Postanowiliście jednego z nich przekupić – pokiwał głową Juliusz. – A jak się nie udało, przystawiliście mu nóż do gardła. Kiedy na krzyk zbiegli się wszyscy bracia w Siostrze, rzuciliście się do ucieczki. A ty, Ilmarze złodzieju, skoczyłeś, by uciekających osłaniać. Z kulomiotem i nożem, jeden przeciwko dwudziestu.
Milczałem.
– Dlaczego ty, a nie Arnold? – zapytał Pasierb Boży.
– Markus nie mógł iść. Ja bym go daleko nie doniósł, a Arnoldowi bez różnicy, czy to kulomiot za pasem, czy książę na plecach…
– Więc poświęciłeś siebie… – powiedział w zadumie Juliusz. – A może liczyłeś, że wszystkich pokonasz?
– Nie, Wasza Świątobliwość. Nie liczyłem. Myślałem, że tam właśnie zginę.
– Gdybyś miał przeciwko sobie braci w Zbawicielu, tak właśnie by się stało – przyznał Juliusz. – A bracia w Siostrze wykonali moje polecenie i zostawili cię przy życiu.
Pasierb Boży wstał, przeszedł się po kaplicy drobnymi krokami. Nogi osłaniał mu płaszcz, i jakby nie szedł, lecz płynął. Westchnął głęboko, tak zwyczajnie, jak każdy człowiek przytłoczony kłopotami.
– Nie wiesz, gdzie teraz jest Markus ze swoimi towarzyszami?
– Nie wiem.
– A gdybyś wiedział, powiedziałbyś?
– Z własnej woli – nie. Ale w rękach kata wszyscy stają się rozmowni.
Juliusz zamknął oczy. Pogrążony w rozmyślaniach, jakby zastygł w pół kroku.
– Wasza Świątobliwość… – nie wytrzymałem znowu. Niebezpiecznie jest przerywać rozmyślania Pasierba Bożego, ale miałem dług, który musiałem spłacić. – Święty paladyn, brat Ruud, który wiózł mnie do Urbisu i zginął po drodze z ręki innego świętego paladyna… prosił, bym, jeśli trafię do Urbisu, powiedział wam, że pokorny brat Ruud wypełniał swój obowiązek do końca…
Juliusz westchnął. Złożył ręce, wyszeptał coś bezgłośnie. Potem podszedł, wyciągnął rękę i dotknął mojego spoconego ze zdenerwowania czoła. Palce miał chłodne, starcze, ale rękę jeszcze silną i pewną.
– Odpuszczam ci ziemskie grzechy, Ilmarze złodzieju… Jest w nich nieszczęście twoje, lecz nie ma w nich winy. Grzechów niebiańskich odpuścić ci nie mogę, będę się do Siostry i Zbawiciela modlić za ciebie.
Zamarłem, nic już nie rozumiejąc. Jakie ziemskie grzechy? Jakie niebiańskie? I skoro ziemskie zostały mi odpuszczone, to może za niebiańskie będę odpowiadał dopiero na tamtym świecie?
– Żegnaj, Ilmarze złodzieju – powiedział Pasierb Boży. – Czytaj Pismo Święte, proś Pana o łaskę. Pokój z tobą.
– Wasza Świątobliwość…
Nie zdążyłem zadać pytania. Moi konwojenci wyłonili się zza drzwi i znowu mocno ujęli pod ręce. A Pasierb Boży już odwrócił się do mnie tyłem i szedł w stronę ławy – powoli, ciężko, jakby miał do przejścia nie pięć kroków, lecz całą milę.
– Poczekajcie! – krzyknąłem. I w tym samym momencie jeden ze świętych braci uderzył mnie pod żebra. Niby lekko, niechcący, a nogi się pode mną ugięły i słowa uwięzły w gardle. Było to coś podstępnego niczym japońskie karate albo rosyjskie abo.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Apostoł zdrady na służbie Kusiciela…?
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka

Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz

Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz

Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.