Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Trzynastka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzynastka
Tytuł oryginalnyBlack Man
Data wydania1 sierpnia 2008
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
ISBN978-83-7418-205-8
Format592s. 161×240mm; oprawa twarda
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Trzynastka

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 5 6 7 8 9 17 »

Richard Morgan

Trzynastka

– Dobrze, w takim razie mogę zostawić…
– Zjadłaby pani ze mną kolację?
Uśmiechnęła się elegancko.
– Jestem mężatką – oświadczyła, wyciągając dłoń z prostą złotą obrączką. – Nie robię takich rzeczy.
– Och, przepraszam. Nie zauważyłem – skłamał.
– Żaden problem. – Znów się uśmiechnęła, ale ze śladem niedowierzania, a ton jej głosu zdradzał, że nie dała się oszukać. – Jest pan pewien, że nie chce żadnych środków przeciwbólowych? Zamierzam obciążyć pana minimalną stawką, i tak wchodzą w zakres usługi.
– Dziękuję, nie trzeba – zapewnił.
Spakowała swoją torbę, posłała mu jeszcze jeden uśmiech i zostawiła go, żeby sam sobie założył opatrunek.
• • •
Wyszedł.
Zapewne nie było to zbyt mądre, ale pchało go zmysłowe wspomnienie nieosiągalnej pani doktor. Jej palce na nim, jej zapach, głos. Sposób, w jaki przed nim klęczała.
Automatyczna taksówka zabrała go na wschód od lotniska, sunąc szerokimi, wielopasmowymi ulicami. Większość lokali wciąż była otwarta – blask paneli LCSL od frontów zapraszał, ale wciąż wydawał się dziwnie odległy, jak światła nadbrzeżnego miasta widziane z morza. Przypuszczał, że to kodeina, może w połączeniu z czymś z siatki. Przez chwilę z satysfakcją przyglądał się, jak wszystko przemija. Potem, gdy ruch zaczął gęstnieć, wysiadł w przypadkowym miejscu, gdzie światła wydawały się najjaskrawsze. Aleja nazwana ku czci jakiegoś bohatera z czasów Odzyskania Kuby, z przymocowaną do cegieł na rogu brązową tabliczką z przyczółkiem i bagnetami. Z szeroko otwartych drzwi wylewał się remiks klasyka Zequiny i Reyesa, wewnątrz i na ulicy wokół Carla prężyły się opalone ciała. Było ciepło i parno, a ubrania skurczyły się do strojów kąpielowych z powiewających pasków jedwabiu u kobiet i lnianych lub skórzanych spodni oraz szerokich, nagich klat u mężczyzn. Kolorem skóry Carl mógł się świetnie wtopić – była to jedna z niewielu rzeczy, które podobały mu się w Miami – ale wszystko psuł jego strój. Płócienne spodnie, najlżejsze buty do wędrówki i T-shirt z czasów gorączki Bradbury’ego w 97. Wyglądał jak cholerny turysta.
W końcu, zmęczony wrogimi spojrzeniami lokalnych uczestników ulicznego życia mówiącymi nie pasujesz tu, zszedł z głównej ulicy i zanurzył się w półmroku klubu o nazwie Picante. Miejsce było obskurne i prawie puste, równie odległe od jego marzeń o zwieńczeniu wieczoru jak reklama przed barem w Garrod Horkan 9 od rzeczywistości Karaibów. W głębi umysłu kłębiły się obrazy jak z kreskówki, w których spotyka latynoamerykańską lekarkę – cóż, przynajmniej jej bliski odpowiednik – w jakimś eleganckim barze salsa pełnym światła z dyskotekowych reflektorów, odbijającego się na koktajlowych szklankach i perfekcyjnych zębach. Przejście do spokojnego, pogrążonego w łagodnym półmroku miejsca zapewniającego większą intymność, równie wysokiej klasy, a potem już prosto do jej domu, gdziekolwiek by nie był. Świeża pościel na wielkim łóżku i okrzyk kobiety w szczycie orgazmu. Cichnący, potem odległy, chwilowy komfort nocy w domu nieznanej kobiety.
Cóż, masz przynajmniej cienie, przyznał z kwaśnym uśmiechem. W Picante zainstalowano kilka tanecznych paneli LCLS, niewiele większych niż jego hotelowa łazienka, tradycyjny prosty bar i oświetlenie ścienne, które sprawiało wrażenie zaprojektowanego z myślą o garści dość oczywistych prostytutek, siedzących przy stołach przy papierosach i drinkach w oczekiwaniu na zaproszenie do tańca. Carl zamówił sobie drinka – nie mieli Red Stripe’a, więc zdecydował się na coś, co nazywało się Torero, i już po chwili tego żałował – i usadowił się przy barze koło drzwi. Mogła to być zawodowa ostrożność albo po prostu dziwny komfort zapewniany przez możliwość obserwacji ulicy – poczucie, że nie musi tu zostać, jeśli nie będzie miał ochoty.
Jednak wciąż tam był prawie godzinę później, gdy weszła i usiadła obok niego przy barze. Barman zbliżył się, polerując szklankę.
– Cześć. Daj mi whiskey z colą. I dużo lodu. Cześć.
Carl zdał sobie sprawę, że to ostatnie skierowano do niego. Podniósł wzrok znad resztek kolejnego piwa i kiwnął głową, próbując w słabym świetle dokonać kalibracji. Próbując zdecydować, czy dziewczyna pracuje.
– Nie wyglądasz, jakbyś się świetnie bawił – zauważyła.
– Nie wyglądam?
– Nie.
Nie była to doctora z Marriotta – miała ostrzejszą i bledszą twarz, mniej obfite krągłości, a metyskie włosy nie były tak zadbane. Nie miała też ślubnej obrączki, po prostu kilka tanich i ozdobnych srebrnych pierścionków na palcach obu dłoni. Obcisły gorset wyglądał, jakby zrobiono go z rzeźbionego metalu, kończył się tuż pod pachami i ostro kontrastował z ciemną, niezbyt obcisłą spódnicą. Do tego obowiązkowe wysokie obcasy. Pokazywała całkiem sporo jędrnego ciała w kolorze kawy – uda poniżej spódnicy, ramiona i krzywiznę podniesionych piersi nad gorsetem oraz pasek brzucha między dwoma elementami garderoby, jednak nie więcej niż przeciętnie jak na ten upał, więc nie musiało to nic znaczyć. Makijażu trochę za dużo, poza tym niezbyt dobrze ukrywał pory z boku jej nosa. Tak, pracowała. Przestał próbować się oszukiwać, przez chwilę wahał się przed podjęciem decyzji jak skoczek w drzwiach samolotu, a potem puścił.
– Właśnie przyleciałem – powiedział. – Podróż służbowa. Wciąż jeszcze nie doszedłem do siebie.
– Tak? – Przechyliła głowę na bok i założyła nogę na nogę. Spódnica podjechała do góry. – Może ci w tym pomóc?
• • •
Później, gdzie indziej i uwolniony z napięcia, jakby to była para ciasnych skórzanych spodni, których nie potrafił zdjąć sam, leżał oparty o zagłówek i przyglądał się dziewczynie, jak chodzi po białym sześcianie pokoju. Od brzegu łóżka do drzwi łazienki nie było wiele więcej niż metr, ale miał wrażenie, jakby wkroczyła do innego wszechświata. Wszystko, co robiła, zdawało się odbywać w olbrzymiej odległości, nawet odgłosy z łazienki: plusk wody, stuki przyborów kosmetycznych, były jakoś przyciszone, jakby dobiegały przez grubą szklaną szybę w jakimś ciasnym wiwarium obcoplanetarnego zoo.
Przyjdźcie obejrzeć ludzi.
Zobaczcie, jak uprawiają gody w naturalnym otoczeniu.
Przebiegł przez niego grymas, ukryty zbyt głęboko, by odbić się w mięśniach twarzy.
Zobaczcie rytuał irygacyjny samicy po stosunku.
Kolejny dreszcz powiedział mu, żeby wstać z łóżka, ubrać się i wynosić w cholerę. Naprawdę nie miał tu już nic do roboty. Skasowała jego wafel, gdy tylko przeszli przez drzwi – przeciągnęła go przez szczelinę czytnika z tą samą cyniczną wprawą, jakiej użyła później przy natryśnięciu prezerwatywą jego nabrzmiałego penisa i wsunięciu go w siebie. Potem dostał trochę podstawowych sztuczek z płatnych kanałów – ssanie własnych palców, gdy wbijał się w nią, ściskanie piersi – kilka dobrze odmierzonych zmian pozycji i serię gardłowych jęków tuż przed jego orgazmem. Teraz, gdy pocięte liśćmi drzew światła ulicy przesuwały żółtawe cienie po ścianach i suficie ciemnego pokoju, a alkaliczny zapach świeżo odbytego stosunku wypełzał z pościeli splątanej przy jego pasie, nagle poczuł się stary, zmęczony i chory. Znów zaczęła boleć rana w boku i odniósł wrażenie, że opatrunek zaczyna się odrywać.
Zamiar dotarł wreszcie do jego systemu ruchowego. Carl usiadł i spuścił nogi z brzegu łóżka. Z wszechświata łazienki dobiegł odgłos spuszczania wody w toalecie. Z jakiegoś powodu dźwięk go pogonił i zanim wyszła ze środka, znalazł swoje spodnie i zaczął je zakładać.
– Idziesz? – zapytała tępo.
– Tak, chyba już na mnie pora. – Zdjął swoją koszulkę z oparcia sofy i naciągnął ją na siebie. – Jestem zmęczony, a ty, cóż, pewnie musisz jeszcze gdzieś iść, prawda?
Cisza. Stała tam, patrząc na niego. Usłyszał cichy odgłos jakby kliknięcia, potem głośniejsze przełknięcie śliny. Nagle zdał sobie sprawę, że kobieta w mroku płacze. Znieruchomiał, zaskoczony, z na wpół wciągniętą koszulką, patrząc na nią. Dobiegło go łkanie. Odwróciła się od niego, obejmując się ramionami.
– Słuchaj – odezwał się.
– Nie, idź. – Głos był twardy i prawie niezniekształcony łzami, zapewne wyszkolony przez uprawiany zawód. Nie usiłowała go doić, chyba że znacznie lepiej szło jej udawanie żalu niż seksualnej ekstazy. Stanął za nią i popatrzył na niezgrabnie splątane strąki wilgotnych włosów.
Obrazy rozlatującego się tyłu głowy Gaby.
Skrzywił się i położył dłoń na jej ramieniu z wahaniem, które powinno być farsą po taniej intymności kupionej u niej dwadzieścia minut temu. Wzdrygnęła się lekko pod jego dotykiem.
– Jestem w ciąży – powiedziała.
« 1 5 6 7 8 9 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.