Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Łukjanienko
‹Jesienne wizyty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJesienne wizyty
Tytuł oryginalnyОсенние визиты
Data wydaniakwiecień 2003
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca Książka i Wiedza
ISBN83-05-13253-6
Format399s. 145×205mm
Cena26,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Jesienne wizyty

Esensja.pl
Esensja.pl
Siergiej Łukjanienko
1 2 3 12 »
Siergiej Łukjanienko to rosyjski, kultowy pisarz SF, z zawodu psychiatra. Najlepiej sprzedający się pisarz w Rosji. Łączne nakłady jego książek już dawno przekroczyły milion egzemplarzy.

W Esensji prezentujemy obszerny fragment jego powieści „Jesienne wizyty”.

Siergiej Łukjanienko

Jesienne wizyty

Siergiej Łukjanienko to rosyjski, kultowy pisarz SF, z zawodu psychiatra. Najlepiej sprzedający się pisarz w Rosji. Łączne nakłady jego książek już dawno przekroczyły milion egzemplarzy.

W Esensji prezentujemy obszerny fragment jego powieści „Jesienne wizyty”.

Siergiej Łukjanienko
‹Jesienne wizyty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJesienne wizyty
Tytuł oryginalnyОсенние визиты
Data wydaniakwiecień 2003
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca Książka i Wiedza
ISBN83-05-13253-6
Format399s. 145×205mm
Cena26,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Straszny on jest i groźny, od niego samego
pochodzi sąd, i władza jego.
– Księga Proroka Awwakuma

Diamentowym ostrzem otworzyłem pierś
Teraz krzyczę w głos, teraz śmieję się
serce obnażone, serce roztętnione,
i czarne promienie, co nie widzą mnie.
– Siergiej Kaługin

– To tylko słowa – powiedział Zabijający Słowem.
– Tylko wiatr, który zerwał się z twoich ust.
Naprawdę sądzisz, że przestraszę się wiatru?
– Jarosław Zarow
Siadajcie obok mnie. Siadajcie, to będzie długa historia. Sam nawet nie wiedziałem jak bardzo długa, gdy zacząłem ją opowiadać.
Lubicie straszne bajki? Ja – nie. W każdym razie, tak mi się wydawało.
Ale rzadko możemy robić tylko to, co lubimy.
Najważniejsze, co musicie zapamiętać od razu na samym początku – ta bajka nie jest o Was. Ona mogła się zdarzyć i może się zdarzyć – ale nie Wam.
Jesteście bezpieczni w swoim stabilnym i pewnym świecie. Nie ma Was w tej bajce, i nawet jeśli wyda Wam się, że jest inaczej, pomyliliście się. Możecie mi wierzyć.
I jeśli doczytacie do końca i poczujecie dotyk ciemności – nie bójcie się. To tylko straszna bajka, którą opowiadają straszni ludzie.
Ta bajka nie jest o Was.

Ale jeśli kiedyś w nocy w pustym mieszkaniu obudzi Was pstryknięcie włącznika, nie spieszcie się, by podnieść głowę i zapytać: „Kto to?”
Możliwe, że to będziecie Wy sami.
Część pierwsza
Przyjście
0
Ściany były tu drewniane, ale pod niemalowanymi sosnowymi deszczułkami leżał ołów. Tylko drewno – podłoga z dębowego parkietu, ściany z sosny, głęboki, ale twardy fotel, malutki, okrągły stolik. Na stoliku otwarty zeszyt, dwa zaostrzone ołówki, trzy świece w wystruganym z drzewa świeczniku.
Mężczyzna, który wszedł do pokoju, szczelnie zamknął za sobą drzwi i usiadł przy stole. Wziął ołówek, podniósł do oczu tak, żeby koniec grafitu zasłonił płomień świecy. Obejrzał, czy dobrze zaostrzony, i podsunął do siebie zeszyt. Pod ostatnim krzywym i niedbałym zapiskiem: „Dyżur zdałem. Piąty października, osiemnasta” – staranie zapisał: „Przejąłem dyżur. Piąty października, mniej więcej osiemnasta”.
Zegara oczywiście nie było. Wojskowych biurokratów zawsze doprowadzało to do szaleństwa. Ale nie odważyli się spierać z esperami. Po co.
Mężczyzna odchylił się na wysokie twarde oparcie i patrzył na pląsające języczki płomienia. Patrzył, stopniowo się rozluźniając, pozwalając płomykowi świecy zapełnić sobą cały świat. Drżący płomień wokół, on w środku. Przejął dyżur…
Gdyby otworzyć jedyne wychodzące z drewnianego pokoju drzwi, to ukazałby się długi, mroczny korytarz. Tylko na końcu słabo świecił matowy plafon, jakby zaznaczając granicę, za którą znowu zaczynał się wiek dwudziesty. Sześć takich korytarzy zbiegało się w malutkiej sali, gdzie były dwie windy, zaplombowane na amen awaryjne schody, wentylacyjny szyb i obity blachą stół. Przy stole młody kapitan w mundurze wewnętrznych sił zbrojnych kartkował stary numer „Andrieja” zostawiony nie wiadomo kiedy, nie wiadomo przez kogo. Do wewnętrznych sił zbrojnych mężczyzna miał się tak samo, jak i do konduktorów. Obiekt „psi” niegdyś podlegał GRU, ale przez ostatnie dziesięć lat został wydzielony jako osobna komórka podlegająca bezpośrednio prezydentowi.
Przechodząc obok nudzącego się kapitana po raz kolejny zapoznającego się z historią rosyjskiej erotyki, można było wezwać windę. Zwykły, czerwony plastikowy przycisk, potwierdzający wezwanie windy, malutki i prawie niewidoczny, był wmontowany w stół. W czasie trwającego trzy minuty wjazdu windy na powierzchnię znudzony kapitan miał obowiązek zadzwonić i potwierdzić, że w windzie są swoi. Ten dziwny porządek pojawił się w sześćdziesiątym dziewiątym roku (korytarzy było wtedy trzy, a telefon na stole wojskowy, żelazny) po tym, jak jeden z esperów udusił dyżurnego, zabrał mu pistolet, wjechał na górę, wystrzelał ochronę i przez dwie godziny robił coś ze stacjonarną wojskową radiostacją.
Oddział wartowników załatwił szaleńca bez specjalnego trudu i dalszych strat. Ale nawet trzyletnia praca jednego z syberyjskich utajnionych instytutów nie dała odpowiedzi na zasadnicze pytanie: co robił esper, zoolog z wykształcenia, z radiostacją; dlaczego słabiutkie krzemowe tranzystory nie spaliły się przy napięciu dwustu siedemdziesięciu volt; skąd się takie napięcie wzięło i dokąd odeszło z anteny zawiniętej w kształt muszli kauri.
Teraz każdego następcę biednego zoologa powitałaby na górze w poczekalni uzbrojona ochrona, a prościutkie urządzenie po zarejestrowaniu odgłosu wystrzałów bądź głośnych krzyków zamknęłoby wszystkie drzwi i wypełniło pomieszczenie gazem łzawiącym.
Jeśli natomiast wszystko było w porządku, to po zejściu po schodach ogromnego, i również podziemnego, kompleksu, można było przez piwnicę dostać się do budynku Instytutu środków propagandy poglądowej – przedsiębiorstwa, które miało podnosić moralny duch bojowników niegdyś radzieckiej, a obecnie rosyjskiej armii. Z instytutu już bez większych problemów można było wyjść na starą uliczkę w centrum Moskwy. Kierownictwo obiektu „psi” było dumne z dwóch powodów: że ani jedno zagraniczne mocarstwo nie wie o jego istnieniu, oraz że nigdzie, nawet w Stanach, według danych wywiadu, nie było podobnego obiektu.
Mężczyzna siedzący teraz w drewnianym pokoju był jednym z esperów „psi”. O ile wiedział, ich grupa liczyła około czterdziestu ludzi, trzech esperów nawet znał. Gdyby włożył nieco wysiłku, mógłby poznać dokładną liczbę pracowników, ale praca w „psi” już dawno oduczyła go dążenia do niepotrzebnej wiedzy. Co trzy dni przychodził do Instytutu, okazywał przepustkę, schodził na piętro minus pierwsze, okazywał drugą przepustkę, następnie wygłaszał do mikrofonu wierszyk, będący hasłem obecnego miesiąca. Kiedyś lekko schrypniętym głosem mężczyzna zadeklamował nieśmiertelną frazę o zacnym wujku, którego niemoc zwaliła z nóg1). Leżąc przez pół godziny pod lufą pistoletu na betonowej podłodze esper omal nie powtórzył losu owego wujaszka. Od kilku lat w „psi” planowano zamontować system identyfikacji siatkówki oka, ale na razie wszystko kończyło się na gadaniu. Być może dlatego, że pożytek z „psi” był nadal kwestionowany przez zwierzchnictwo.
Kiedyś mężczyzna pracował w drugim korytarzu podziemnego centrum. Przesiadując po dwanaście godzin w identycznym pokoju zajmował się dziwną rzeczą – rozmyślał, czy w stronę Rosji nie zostały wystrzelone amerykańskie bądź chińskie pociski jądrowe. I kiedyś poczuł – z bolesną jasnością – niemal zobaczył, jak z lodowatej szarości wody wyskakują tytanowe cielska „Polarisa”, zatrzymują się, tańcząc na ognistym słupie, i powoli wyruszają w swoją ostatnią drogę. Łykając kłujące powietrze, mężczyzna wybiegł z pokoju
Paragraf pierwszy: w przypadku przewidzenia
i ryknął na dyżurnego, siedzącego za obitym blachą stołem
a jeśli to pomyłka, jeśli pomyłka – żeby to była pomyłka…
spiesząc się, żeby zdążyć, chociaż co można było zrobić, jeśli zobaczył to, co już się stało?
Dyżurny, łapiąc słuchawkę telefonu, powoli bladł. I nagle esper poczuł, że go odpuściło
rakiety już nie wyskakiwały z wody, za to na stalowej podłodze leżał stary mężczyzna w obcym mundurze wojskowym i krew płynęła z okrągłego otworu po kuli w skroni
że przyszłość, która, nie zdążywszy się wydarzyć, staje się tylko możliwością.
Potem poili go koniakiem, a wyrwani ze snu koledzy próbowali cokolwiek wymacać. Niemal miesiąc czekał na decyzję zwierzchnictwa odnośnie swojej zawodowej przydatności. To był bardzo długi miesiąc, w czasie którego wywiad wyławiał okruchy ściśle tajnych informacji o amerykańskim admirale, który oszalał…
Esper dostał awans i bardzo wysoką premię oraz został wysłany wraz z rodziną do sanatorium.
Ale nie mógł już wrócić do pracy w grupie przewidywania ataku jądrowego. Zbyt dobrze pamiętał szare opływowe stożki wynurzające się ze spienionej wody. Proponowano mu przejście do grupy przewidywania katastrof przemysłowych
tak, Czernobyla chłopaki nie zobaczyli, ale Czernobyl miał być jedynie trzecią z atomowych awarii
albo do grupy konfliktów społecznych. Ale on wybrał najnowszy sektor – grupę zagrożeń ogólnoplanetarnych.
Jakie niebezpieczeństwa mieliby przewidzieć – tego nigdzie wyraźnie nie formułowano. Jak mówił jeden z esperów – od trzęsienia ziemi na Tajwanie do wygaśnięcia słońca – ale na razie, po dwóch latach pracy, wydział nie mógł sformułować żadnych przewidywań.

1) Cytat z poematu Aleksandra Puszkina „Eugeniusz Oniegin”, w przekładzie Juliana Tuwima: „Mój zacny wujek, biedaczysko, gdy niemoc go zwaliła z nóg…”
1 2 3 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka

Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz

Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz

Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.