Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Łukjanienko
‹Jesienne wizyty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJesienne wizyty
Tytuł oryginalnyОсенние визиты
Data wydaniakwiecień 2003
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca Książka i Wiedza
ISBN83-05-13253-6
Format399s. 145×205mm
Cena26,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nie zamkniesz drzwi przed nieproszonym gościem
[Siergiej Łukjanienko „Jesienne wizyty” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Widać, że Łukianienko pisze dla przyjemności (chociaż zapewne nie tylko dla idei); dlatego też z tak wielką przyjemnością czyta się później to, co stworzył. Mimo że tematy, jakie porusza, eksploatowane są w SF już od wielu lat (włącznie z cyberpunkiem), to jednak Rosjanin potrafi nań spojrzeć niezwykle świeżym okiem. Spogląda nań bowiem z punktu widzenia mieszkańca Rosji, z całym tym balastem, jaki niesie z sobą to pochodzenie. Łukianienko nie stara się być bardziej amerykański od pisarzy zza oceanu, gdyż właśnie ze swojego rosyjskiego pochodzenia uczynił swój największy atut.

Sebastian Chosiński

Nie zamkniesz drzwi przed nieproszonym gościem
[Siergiej Łukjanienko „Jesienne wizyty” - recenzja]

Widać, że Łukianienko pisze dla przyjemności (chociaż zapewne nie tylko dla idei); dlatego też z tak wielką przyjemnością czyta się później to, co stworzył. Mimo że tematy, jakie porusza, eksploatowane są w SF już od wielu lat (włącznie z cyberpunkiem), to jednak Rosjanin potrafi nań spojrzeć niezwykle świeżym okiem. Spogląda nań bowiem z punktu widzenia mieszkańca Rosji, z całym tym balastem, jaki niesie z sobą to pochodzenie. Łukianienko nie stara się być bardziej amerykański od pisarzy zza oceanu, gdyż właśnie ze swojego rosyjskiego pochodzenia uczynił swój największy atut.

Siergiej Łukjanienko
‹Jesienne wizyty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJesienne wizyty
Tytuł oryginalnyОсенние визиты
Data wydaniakwiecień 2003
Autor
PrzekładEwa Skórska
Wydawca Książka i Wiedza
ISBN83-05-13253-6
Format399s. 145×205mm
Cena26,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
…i choć zabrzmi to banalnie, nie czuję żadnej obawy przed wygłoszeniem następującej tezy: jest w literaturze rosyjskiej, począwszy od Puszkina, jakaś niepowtarzalna moc, siła, magia, niedostępna pisarzom z innych kręgów kulturowych; coś, co fascynuje i zniewala, każe rozkoszować się każdym napisanym (i wydrukowanym) słowem. Od lat trudzą się literaccy krytycy w wyjaśnieniu tego fenomenu; niektórzy zdają się być nawet bardzo bliscy rozwikłania owej tajemnicy – i gdy im samym wydaje się już, że chwycili w dłonie nad wyraz pięknego ptaka – ostatecznie okazuje się jednak, iż w rękach pozostał im jedynie ogon. Czytając Aleksandra Puszkina, Fiodora Dostojewskiego, Iwana Turgieniewa, Lwa Tołstoja, Antoniego Czechowa, Mikołaja Gogola, Michaiła Bułhakowa, Iwana Bunina, Aleksandra Grina, w nieco mniejszym stopniu, ale również – Aleksandra Kuprina, Eugeniusza Zamiatina czy Michaiła Zoszczenkę (zatrzymam się na tych pisarzach, którzy tworzyli najpóźniej jeszcze w I połowie ubiegłego wieku), możemy odnieść przemożne wrażenie, że obcujemy – proszę, nie posądzajcie mnie o bluźnierstwo – z czymś w rodzaju absolutu. Dlaczego, z małymi oczywiście wyjątkami, jedynie w tym miejscu – pod tą szerokością i długością geograficzną, gdzie usadowiła się Rosja (a w zasadzie jej europejska część) – ludzie pióra mają śmiałość (choć może jest to szaleństwo?) brać się za barki z Panem Bogiem, próbując dociec istoty człowieczeństwa i granic jego wolności? Skąd czerpią odwagę, aby rzucić wyzwanie Najwyższemu? Jakakolwiek próba wytłumaczenia tego fenomenu musi być niedokładna. Niekoniecznie z góry skazana na porażkę, ale na pewno nie wyczerpująca wszystkich niuansów i psychologicznych zakrętów.
„Arcymistrz” podbija Polskę
Wyprowadzanie pisarstwa Siergieja Łukianienki w prostej linii od Puszkina może być poczytane za pewne nadużycie. Znacznie bliżej mu przecież – przede wszystkim tematycznie – do braci Strugackich, ale wszak i w twórczości Arkadija i Borysa dostrzec można liczne nawiązania do rosyjskiej klasyki. W powieściach lekarza-psychiatry, który kilka lat temu przeprowadził się z Ałma-Aty (jednego z głównych miast niepodległego od 1991 roku, chociaż ciągle wchodzącego w skład WNP, Kazachstanu) do Moskwy, tropów prowadzących do epickich dzieł dziewiętnastowiecznych pisarzy również nie brakuje. Spośród dotychczas wydanych w Polsce powieści Łukianienki najbardziej jest to widoczne w – napisanych na przełomie lat 1995/96 – „Jesiennych wizytach”. To jego piąta książka opublikowana w naszym kraju; wcześniej do rąk czytelników trafiły dwie dylogie: „Linia marzeń” – „Imperatorzy iluzji” (obie z nader dla Łukianienki pracowitego roku 1995) oraz „Labirynt odbić” (1996) – „Fałszywe lustra” (1998). Do tego doliczyć jeszcze należy „Krzątaninę w czasie” (1996), czyli ciąg dalszy powieści Strugackich „Poniedziałek zaczyna się w sobotę”, który trafił do zbioru „Światy braci Strugackich: Czas uczniów”, oraz, jeśli czegoś nie przeoczyłem, cztery opowiadania („Sługa”, „Mój tata jest antybiotykiem”, „Pociąg do ciepłego kraju” w „Nowej Fantastyce” oraz „Negocjatorzy” w „Science Fiction”). Nie jest to mało, ale – z drugiej strony – jak na posiadany, w chwili obecnej, tytuł literackiego arcymistrza fantasy i SF, jakiego doczekał się Łukianienko w Rosji, liczba publikacji na pewno o zawrót głowy nie przyprawia.
Dotychczas monopol na wydawanie dzieł Rosjanina miał Amber, „Jesienne wizyty” jednak – jak i dwie następne powieści, „Nocny patrol” i „Zimne brzegi” – ukazały się nakładem renomowanego wydawnictwa Książka i Wiedza, które w ostatnich latach raczej od fantastyki naukowej stroniło. Świadczy to nie tylko o potencjale komercyjnym, jaki tkwi w dobrej literaturze SF (co jest rzeczą oczywistą), ale także o pewnej nobilitacji i docenieniu pisarzy-fantastów przez wydawnictwa specjalizujące się do tej pory w publikowaniu – w działach beletrystyki – jedynie pozycji głównonurtowych (casus Jacka Dukaja i jego związek z Wydawnictwem Literackim jest tutaj wielce wymowny).
Fantastyka obyczajowa (?)
Znane w Polsce powieści Łukianienki znacznie się od siebie różniły tematycznie. „Linia marzeń” i „Imperatorzy iluzji” to dwa tomy klasycznej space opery, z kolei „Labirynt odbić” i „Fałszywe lustra” ze spokojnym sumieniem uznać możemy za, wzorcowy niemal, przykład literatury cyberpunkowej. „Jesienne wizyty” są odległe od wszystkich wymienionych wyżej pozycji, choć i punktów wspólnych można by między nimi z powodzeniem poszukać. I może od tego zacznijmy? Co łączy te powieści? Nade wszystko – styl, jakim zostały napisane. Lekki i przyjemny, ale na pewno nie łatwy. Po takim stylu poznać można prawdziwego mistrza, przed którym literatura nie kryje żadnych tajemnic. Widać, że Łukianienko pisze dla przyjemności (chociaż zapewne nie tylko dla idei); dlatego też z tak wielką przyjemnością czyta się później to, co stworzył. Mimo że tematy, jakie porusza, eksploatowane są w SF już od wielu lat (włącznie z cyberpunkiem), to jednak Rosjanin potrafi nań spojrzeć niezwykle świeżym okiem. Spogląda nań bowiem z punktu widzenia mieszkańca Rosji, z całym tym balastem, jaki niesie z sobą to pochodzenie. Łukianienko nie stara się być bardziej amerykański od pisarzy zza oceanu, gdyż właśnie ze swojego rosyjskiego pochodzenia uczynił swój największy atut. Nie brakuje mu również zmysłu do opisywania codziennego życia – w wielu partiach „Jesienne wizyty” czyta się jak powieść obyczajową (co zapewne pisarz zawdzięcza „szkole” Strugackich i, częściowo, Kiryła Bułyczowa). I chociaż dziwnie może to zabrzmieć: książka ani przez moment na tym nie traci! Więcej nawet: zyskuje na wiarygodności.
W „Jesiennych wizytach” klasycznej fantastyki naukowej – poza pomysłem wyjściowym – jest niewiele. Nie ma kosmicznych statków, broni laserowej, samochodów napędzanych siłą woli i czego tam jeszcze nie dało by się wymyślić. Jest za to ponura, jesienna, deszczowa Moskwa; są brudne ulice, dworce kolejowe i metro; są smutni, pogrążeni w psychicznym odrętwieniu moskwianie. I jest siedmioro (z tego sześcioro na dodatek pomnożonych przez dwa) głównych bohaterów, którzy biorą udział w niezwykle niebezpiecznym – toczonym od zarania dziejów – boju o władzę nad Światem.
Bogowie walczą o Władzę
Bohaterami są Rosjanie, część z nich to mieszkańcy Moskwy; ci zaś, którzy nie mieszkają w stolicy dawnego radzieckiego imperium, i tak muszą doń przybyć, aby wziąć udział w ostatecznej rozgrywce. Moskwianami są: Arkadij Lwowicz Zaltzman – emerytowany naukowiec, Żyd z pochodzenia; Raszid Gulamowicz Hajretdinow – deputowany do Dumy Państwowej, w zbliżających się wyborach kandydat na prezydenta Rosji, pochodzący gdzieś z Kaukazu oraz Kirył Korsakow – trzynastoletni uczeń-poeta, „genialne dziecko”, który pierwsze „dojrzałe” wiersze pisać zaczął już w wieku czterech lat. Jest jeszcze Anna Korniłowa – młoda samotna kobieta, lekarka w szpitalu w prowincjonalnym rosyjskim mieście, owładnięta manią religijną i potrzebą czynienia dobra; jest Nikołaj Szedczenko – zawodowy żołnierz, w stopniu pułkownika służący obecnie w armii ukraińskiej; jest wreszcie alter ego samego Łukianienki – Jarosław Zarow, poczytny pisarz, twórca fantastyki naukowej, mieszkający w… Ałma-Acie.
Co ich wszystkich łączy? Fakt, że pewnego dnia, w tym samym czasie, pojawiły się w ich mieszkaniach sobowtóry (pomysł też nieobcy dziewiętnastowiecznym klasykom) – po to, aby, wykorzystując ich psychikę, życiowe doświadczenie, usposobienie i charakter, stoczyć między sobą śmiertelny bój. Każdy z prototypów i sobowtórów uosabia bowiem odwieczne dążenia ludzkości do Władzy (Hajretdinow), Wiedzy (Zaltzman), Dobra (Korniłowa), Siły (Szedczenko), Twórczości (Zarow) i Rozwoju (Korsakow). Pojawia się jednak, trochę niespodziewanie dla pozostałych, jeszcze jedna figura na szachownicy, która także chce wziąć udział w grze – Wysłannik Ciemności (Karamazow), jedyna postać, która nie ma swojego prototypu, jedyna, którą nie sposób zawładnąć, ponieważ dąży ona do całkowitej Wolności. Nieprzypadkowo nosi on to samo nazwisko, co bohater powieści Dostojewskiego; w rzeczywistości jest zabójcą na zlecenie, na co dzień zaś pracuje w wydawnictwie książkowym jako – nomen omen – Korektor (to także jego „zawodowa” ksywka).
Dobro i Zło – pojęcia względne
Świat rzeczywisty, w którym żyją bohaterowie, tzn. Moskwa końca XX wieku, okazuje się jedynie teatralną sceną, na której bogowie postanawiają rozegrać kolejną – którą to już? – bitwę w nie mającej końca wojnie. Ocaleć może tylko jeden (przypomina to nieco epopeję „nieśmiertelnych”, prawda?), a ten, który zwycięży, zdobędzie najwyższą nagrodę – będzie mu dane urządzić Świat wedle własnych praw. Tyle że żaden z uczestników boju nie bierze pod uwagę dobra zwykłych ludzi. Nie spodziewa się również tego, że może być przez nich postrzegany odmiennie od własnych oczekiwań – nie jako Zbawca, ale Ciemiężyciel, Dyktator. „A czego się pan spodziewał?” – pyta w pewnym momencie pułkownika Szedczenkę pisarz Zarow. – „Że któryś z nich oświadczy: Jestem bydlakiem, psychopatą, gotowym utopić świat we krwi? To nie ich pragnienia są niebezpieczne. Niebezpieczne są metody, którymi planują osiągnąć szczęście”. Szedczenko odpowiada na to: „Dobrymi chęciami…”, na co Zarow natychmiast ripostuje: „Przeciwnie, pułkowniku. Złymi metodami wybrukowany jest raj”.
Ludzie, wciągnięci – wbrew swojej woli – w igraszki bogów, wcale jednak nie pozostają biernymi obserwatorami rozgrywki; angażują się w nią, aby – chociaż wydaje się, że z góry skazani są na porażkę – walczyć o swoje prawa, choćby miało to być tylko i wyłącznie prawo do popełniania błędów. Powieść Łukianienki mówi wiele nie tylko o Rosji i Rosjanach, ale generalnie – o kondycji człowieka. Przeglądamy się w tej książce niekiedy jak w krzywym zwierciadle; nasze sympatie przenoszą się z jednego bohatera na drugiego, albowiem szybko okazuje się, że żaden z nich nie jest ze swej natury Dobry ani Zły, że to, co niewinne, może okazać się znacznie bardziej niebezpieczne dla Świata. Końca tej historii nie mam oczywiście zamiaru zdradzać. Pewne jest tylko jedno: że – skoro mamy już rok 2003 – świat ocaleje. Otwórzmy jednak szeroko oczy, bo być może któregoś dnia i w naszym domu pojawi się nigdy nie istniejący brat (siostra) bliźniak. Jeśli tak się stanie – wiedzcie, że to Wizytor, a jego pojawienie się oznacza, iż gra rozpoczęła się od nowa.
koniec
1 maja 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Prawdziwa historia komunizmu
— Jarosław Loretz

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Październik 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Trzy miasta i trzej magowie – część pierwsza
— Beatrycze Nowicka

Jesteśmy inni
— Magdalena Kubasiewicz

Mam takie życzenie…
— Magdalena Kubasiewicz

Dwa oblicza Moskwy
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Za wolność naszą i waszą!
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.