Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Guy Gavriel Kay
‹Władca cesarzy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWładca cesarzy
Tytuł oryginalnyLord of Emperors
Data wydania27 kwietnia 2004
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca Zysk i S-ka
CyklSarantyńska mozaika
ISBN83-7150-998-7
Format480s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Władca cesarzy

Esensja.pl
Esensja.pl
Guy Gavriel Kay
« 1 2 3 4 7 »

Guy Gavriel Kay

Władca cesarzy

Kołując coraz to szerszą spiralą…
(przeł. S. Barańczak)
I
KRÓLESTWA ŚWIATŁA I MROKU
Rozdział 1
Kiedy zerwały się pierwsze ostre wiatry zimy, król królów Bassanii, Shirvan Wielki, Brat Słońca i Księżyców, Miecz Peruna, Bicz Czarnego Azala, wyjechał z otoczonego murami miasta Kabadh wraz ze znaczną częścią swego dworu i udał się na południowy zachód, by zapoznać się ze stanem fortyfikacji w tym rejonie ziem znajdujących się pod jego rządami, złożyć ofiary u pradawnego Świętego Ognia kasty kapłanów i zapolować na pustyni na lwy. Rankiem pierwszego dnia polowania został trafiony tuż pod obojczykiem.
Strzała utkwiła głęboko i nikt spośród ludzi znajdujących się na piaskach nie śmiał próbować jej wyciągnąć. Króla królów zaniesiono w lektyce do pobliskiej warowni Kerakek. Zrodziła się obawa, że władca umrze.
Wypadki na polowaniu zdarzały się często. Na bassanidzkim dworze przebywało wielu entuzjastycznych i niezbyt wprawnych strzelców. To zaś sprawiało, że prawdopodobieństwo wykrycia ewentualnego zabójcy było znikome. Shirvan nie byłby pierwszym królem zamordowanym w zamęcie królewskiego polowania.
Mazendar, wezyr Shirvana, zarządził na wszelki wypadek obserwację trzech najstarszych synów króla, którzy wraz z nim wybrali się na południe.
Było to użyteczne określenie maskujące prawdę: mężczyźni ci bowiem zostali zatrzymani pod strażą w Kerakeku. Jednocześnie wezyr wysłał do Kabadhu konnych posłańców z podobnym nakazem zatrzymania w pałacu ich matek. Tej zimy minęło dwadzieścia siedem lat rządów Wielkiego Shirvana w Bassanii. Jego orle spojrzenie było czyste, zapleciona broda wciąż czarna i nie widać było u niego żadnych oznak zbliżającego się podeszłego wieku.
Wkrótce zapewne należało się spodziewać niecierpliwości wśród jego dorosłych synów, podobnie jak snucia zabójczych intryg przez królewskie żony.
Zwykli ludzie mogli szukać wśród swoich dzieci radości, a w domu wsparcia i pociechy. Król królów nie żył tak, jak inni śmiertelnicy. Ciążyło mu brzemię boskości i władzy, a Nieprzyjaciel Azal zawsze czaił się gdzieś w pobliżu.
W Kerakeku trzej królewscy lekarze, którzy razem z dworem odbyli podróż na południe, zostali wezwani do komnaty, gdzie na łożu spoczywał Wielki Król. Kolejno zbadali oni ranę i strzałę. Dotykali skóry wokół rany, próbowali wyjąć ostrze, delikatnie poruszając drzewcem na boki. Pobledli na widok tego, co zobaczyli. Strzały używane do polowania na lwy były najcięższe ze wszystkich. Gdyby połamać pióra i wypchnąć strzałę na wylot przez pierś, uszkodzenia wewnętrzne byłyby ogromne, śmiertelne. Żelazna kryza grota była tak szeroka i strzała wbiła się tak głęboko, że nie sposób jej było wyciągnąć. Ktoś, kto spróbowałby to zrobić, rozerwałby królewskie ciało, wydzierając wraz ze strzałą życie.
Gdyby pokazano lekarzom jakiegokolwiek innego pacjenta w takim stanie, wszyscy zapewne wypowiedzieliby słowa oficjalnej formuły wycofania się: „Z tą przypadłością nie będę walczył”. Wtedy nikt nie mógłby przypisać im winy za późniejszą śmierć pacjenta.
Oczywiście nie wolno było tego powiedzieć, jeśli pacjentem był król. W przypadku Brata Słońca i Księżyców lekarze musieli przyjąć na siebie obowiązek leczenia, walczyć z tym, co zastali, i przystąpić do uzdrowienia władcy z ran lub choroby. Jeśli pacjent przyjęty do leczenia umierał, słusznie winiono za to lekarza, który, jeśli pacjent był zwykłym człowiekiem, musiał wypłacić rodzinie określoną grzywnę jako zadośćuczynienie.
W tym przypadku można się było spodziewać, że lekarz zostanie spalony żywcem na stosie pogrzebowym Wielkiego Króla.
Ci, którzy otrzymali na dworze stanowisko medyczne wraz z towarzyszącym temu bogactwem i sławą, doskonale o tym wiedzieli. Gdyby król umarł na pustyni, jego lekarze – trzej znajdujący się w tej komnacie oraz ci, którzy zostali w Kabadhu – zostaliby zaliczeni w poczet szacownych żałobników z kasty kapłańskiej, obecnych przy obrzędach pogrzebowych u Świętego Ognia. Teraz było inaczej.
Wśród lekarzy zebranych pod oknem wywiązała się szeptana dyskusja.
Ich mistrzowie przekazali im jako naukę – dawno temu – że bardzo ważne jest zachowanie w obecności pacjenta niezmąconego spokoju. Zalecenie to w obecnej sytuacji nie było ściśle przestrzegane. Kiedy w rozgrywających się wydarzeniach tkwi – niczym zakrwawiona strzała – kwestia własnego życia, trudno zdobyć się na spokój i równowagę ducha.
Jeden po drugim, w porządku starszeństwa, trzej lekarze po raz wtóry zbliżyli się do mężczyzny leżącego na łóżku. Jeden po drugim ukorzyli się przed nim, wstali, ponownie dotknęli czarnej strzały, nadgarstka króla i jego czoła, zajrzeli mu w otwarte i pełne wściekłości oczy. Jeden po drugim z drżeniem powiedzieli to, co musieli wypowiedzieć: „Z tą przypadłością będę walczył”.
Kiedy trzeci lekarz wypowiedział te słowa, a następnie niepewnie się wycofał, w pomieszczeniu oświetlonym lampami i trzaskającym ogniem zapadła cisza, mimo że zebrało się w nim dziesięciu mężczyzn. Na dworze zaczął wiać wiatr.
W tej ciszy rozległ się niski głos samego Shirvana, cichy, lecz wyraźny, wręcz boski. Król powiedział:
– Oni nic nie mogą zrobić. Widać to po ich twarzach. W ustach im zaschło ze strachu, ich myśli pędzą jak piasek niesiony wiatrem. Nie mają pojęcia, co robić. Zabierzcie ich sprzed naszych oczu i zabijcie ich. Są nic niewarci. Zróbcie to. Znajdźcie naszego syna Damnazesa i rozciągnijcie go między palikami na pustyni, by pożarły go dzikie zwierzęta. Jego matka ma zostać oddana pałacowym niewolnikom w Kabadhu, by mogli się zabawić. Zróbcie to. A potem idźcie do naszego syna Murasha i każcie go przyprowadzić do nas. – Tu Shirvan przerwał, by zaczerpnąć tchu, by nie poddać się upokarzającej słabości bólu. – Przyprowadźcie też do nas kapłana z żarem Świętego Płomienia. Wygląda na to, że umrzemy w Kerakeku. Wszystko się dzieje z boskiej woli Peruna. Anahita czeka na nas wszystkich. Tak zostało zapisane i tak się wciąż zapisuje. Zrób te wszystkie rzeczy, Mazendarze.
– Żadnego lekarza, mój wielki panie? – zapytał oschłym tonem mały, pulchny wezyr z podkrążonymi oczyma.
– W Kerakeku? – spytał król królów głosem pełnym goryczy i wściekłości. – Na tej pustyni? Zastanów się, gdzie jesteśmy.
Kiedy to mówił, z rany, w której tkwiła czarna strzała z czarnymi piórami, zaczęła wypływać krew. Królewska broda była poplamiona ciemną posoką.
Wezyr skłonił głowę. Trzej skazani lekarze zostali wyprowadzeni z komnaty.
Nie protestowali, nie stawiali oporu. Tego zimowego dnia w Bassanii, nad odległą fortecą na skraju piasków, słońce minęło już zenit i zaczęło zachodzić.
Czas biegł nieubłaganie; to, co miało się zdarzyć, zostało zapisane już dawno temu.
Czasami ludzie nieoczekiwanie znajdują odwagę, zaskakując samych siebie i zmieniając bieg własnego życia oraz wydarzeń. Mężczyzna, który ukląkł przy łożu, przyciskając czoło do przykrytej dywanem podłogi, był dowódcą fortecy Kerakek. Mądrość, rozwaga, instynkt samozachowawczy podpowiadały mu, by owego dnia zachowywać milczenie wśród tych ugrzecznionych, niebezpiecznych dworaków. Później nie potrafił wyjaśniać, dlaczego się odezwał. Wspominając to, trząsł się jakby w gorączce, i pił zbyt wiele wina, nawet w dzień wstrzemięźliwości.
– Królu mój – odezwał się w komnacie oświetlonej blaskiem ognia – mamy tu w wiosce poniżej fortecy lekarza, który wiele podróżował. Może moglibyśmy go wezwać?
Spojrzenie Wielkiego Króla zdawało się już przebywać gdzie indziej, u Peruna i Pani, poza kresem i z dala od drobnych spraw śmiertelnego życia.
– Po co zabijać jeszcze jednego człowieka? – zapytał.
Mówiono, zapisano na pergaminie i wyryto na kamiennych tablicach, że na tronie w Kabadhu nigdy nie siedział z berłem i kwiatem w dłoni człowiek bardziej łaskawy i litościwy, bardziej przesiąknięty duchem bogini Anahity. Lecz Pani Anahita zwana też była Zbieraczką, która wzywa ludzi ku ich końcowi.
Wezyr mruknął cicho:
– Zróbmy tak. Czy ma to jakieś znaczenie, panie? Mogę po niego posłać?
Król królów leżał przez chwilę nieruchomo, po czym krótkim, obojętnym gestem wyraził zgodę. Wydawało się, że jego gniew już się wypalił.
Spojrzenie oczu o ciężkich powiekach powędrowało ku ogniowi i na nim się zatrzymało. Na znak dany przez wezyra wyszedł jeden z dworzan.
Mijał czas. Na pustyni za murami fortecy oraz w leżącej poniżej wiosce zbudził się północny wiatr. Porywał drobinki piasku, niwelując wydmy i tworząc je w innych miejscach, a lwy, na które nikt nie polował, chroniły się w swoich jaskiniach wśród skał, czekając nocy.
Błękitny księżyc Anahity wzeszedł późnym popołudniem, stanowiąc przeciwwagę dla nisko stojącego słońca. W fortecy Kerakek wyszło na ten suchy wiatr kilku ludzi, by zabić trzech lekarzy, zabić królewskiego syna, wezwać królewskiego syna, zanieść wiadomość do Kabadhu, wezwać do komnaty króla królów kapłana ze Świętym Ogniem. Oraz by znaleźć i sprowadzić jeszcze jednego mężczyznę.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Czasy przemian
— Ewa Pawelec

Tegoż twórcy

Rozpacz na koturnach
— Beatrycze Nowicka

Opowieść trochę stara, trochę nowa
— Anna Kańtoch

Pora na zmiany
— Anna Kańtoch

Z wycieczką na północ
— Anna Kańtoch

Ocalić pamięć
— Anna Kańtoch

…ale pomyślcie o własnej słabości
— Artur Chruściel

Smutek utraconego świata
— Anna Kańtoch

„Chciałbym zdawać maturę z historii…”
— Aleksandra „Alex” Rudzińska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.