Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
‹Awanturnik›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAwanturnik
Tytuł oryginalnyАвантюрист
Data wydania9 listopada 2010
Autorzy
PrzekładWitold Jabłoński
Wydawca Solaris
CyklTułacze
ISBN978-83-7590-032-3
Format400s.
Cena37,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Awanturnik

Esensja.pl
Esensja.pl
Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
« 1 2 3 4 5 »

Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko

Awanturnik

I zacięła się. W pierwszej chwili myślałem, że rozbójnik spojrzał na nią dziko, ale jednak nie, tamten patrzył w podłogę, a mimo tego kobieta zamilkła, jakby się zakrztusiła, a zapach jej perfum jakby osłabł. A może tak mi się zdawało?
Parszywy los. Czy ten staruszek rzeczywiście kogoś zadusił? Staruszek złowił moje spojrzenie i położył dłoń na sercu.
– Młody panie, jako przyzwoity człowiek, niewinnie posądzony… Czy widma mogą mieszać się do ludzkich spraw? To znaczy mogą przepowiadać przyszłość i tym podobne, lecz praworządność to już, jak sądzę, dzieło człowieka…
– Zmarnowałeś dziewkę, tak czy nie? – ponuro zainteresował się zbójnik. – Jeżeli nie, to inna sprawa… ale, jeśli tak…
Staruszek uniósł brwi z oburzeniem, a jakby tego jeszcze było mało, klasnął w dłonie i pokręcił głową, całym swoim jestestwem okazując, jak niedorzeczne są podobne pomówienia. Kobieta uśmiechnęła się złowieszczo.
– Skoro jesteś niewinny… czemu się trzęsiesz?
– Nie z panią rozmawiam – odparł urażony starzec.
Wydawało mu się, że rozmawia ze mną. Mylił się, gdyż wcale nie zamierzałem z nim gadać.
Byłem zmęczony. Areszt ze śmierdzącymi materacami… Nie życzyłem sobie się na nich kłaść. Spałem na gołej ławie, a pozostali aresztanci nie znali większej przyjemności, jak złapać wędrującą wesz i wrzucić mi za koszulę. Wydawało im się zabawne, że boję się wszy…
A przecież minął zaledwie tydzień. Tylko pomyśleć, że mogli mnie pojmać dwa miesiące temu i posiedziałbym jeszcze kilka w oczekiwaniu na Noc Sądu, jak choćby ten rozbójnik i zaprzyjaźniłbym się z tutejszymi wszami, które wędrowałyby po mnie całymi korowodami…
Całe szczęście, że w sądowym lochu nie ma sienników.
Powiadają, że nie da rady uciec z wieży. Most zwodzony jest gęsto obsadzony strażą, a w fosie pływają takie paskudne stwory, że długo byś w niej nie popływał…
Parszywy los.
– Paniczu – rzekł stary z porozumiewawczym uśmiechem – przyzwoitego człeka wszystko to powinno strasznie dręczyć. Mnie na przykład męczą wilgoć i smród. W gruncie rzeczy mamy jednak niesamowite szczęście. Jutro będziemy już wolni, jak ptaki.
– A Sędzia? – jęknął złodziejaszek.
Starzec uśmiechnął się krzywo. Był to pogardliwy uśmiech człowieka, który wie więcej od innych.
– Rano nas wypuszczą.
Wychudła starcza dłoń spoczęła na karku chłopaka.
– Nie płacz, mały. I bez tego jest smutno.
Kobieta prychnęła. Zbój milczał.
W całej wieży było cicho, jakby strażnicy na murach chodzili na palcach, w butach obwiązanych szmatami. W strażnicy przy moście spoglądali po sobie, osłaniając dłońmi światła lamp. Tss… Noc Sądu.
Nie wytrzymałem i siadłem na kamiennej podłodze z podwiniętymi nogami, wsparty plecami o ścianę.
Byle szybciej. Wszystko jedno, co ma być, byle tylko szybciej zakończyła się procedura… Oczywiście, jeśli o północy otworzy się w murze tajne przejście i wynurzy się stamtąd przebrany za widmo naczelnik straży… To by było zabawnie, ale mało prawdopodobne. Nie ma tak dobrze.
W celi robiło się coraz zimniej. Przycichły złodziejaszek przysunął się do staruszka, z drugiej strony próbowała tego samego kobieta. Chociaż głośno obwieszczała swą niewinność, trzęsła się coraz mocniej, nie tylko z zimna. Rozbójnik na razie trzymał się z boku, lecz robił się coraz bardziej ponury. Co pewien czas omiatał celę wzrokiem, spotykając się z moim spojrzeniem.
Zbójca nie dowierzał dobrodusznym zapewnieniom staruszka. Miał na sumieniu takie czyny, że nie tylko Sędzia, ale zwykły wiejski starosta bez gadania posłałby go na szubienicę.
– Lepiej, żeby od razu wzięli.
Drgnąłem na dźwięk jego głosu. Okazało się, że jednocześnie myśleliśmy o tym samym.
– Lepiej, żeby od razu wzięli – powtórzył uparcie, patrząc obok mnie – i osądzili… od razu za wszystko…
Westchnął. Od jego oddechu zakołysały się płomyki świec. Złodziejaszek znowu zaszlochał, kobieta poruszyła ustami, w oczach starca błysnął niepokój i zaraz znikł, zastąpiony cierpliwym uśmiechem.
– Nikt nie wie o tobie tyle, ile ty sam wiesz. I co z tego? Nie osądzasz się? Żyjesz dalej?
Zacisnąłem palce. W kamiennym kotle było chłodno. Bardzo chłodno.
Nazywam się Retanaar Rekotars. Tydzień temu rzuciłem to miano prosto w oczy tych, co mnie aresztowali. Wymieniłem je jeszcze raz w kancelarii sądowej. Wydawało mi się, że to wystarczy i dlatego od tamtej chwili milczałem. Nie otwierałem ust. Ostatni przebłysk honoru rodu Rekotarsów…
Moje miano niczego nie powiedziało miejscowym prostakom. Nic a nic. Obojętnie przejrzeli moje papiery. Kiedy wprawne palce przebierały Certyfikat, miałem wrażenie, że obmacują mnie samego.
Jak to? Wielki Mag Damir, od którego wywodzi się słynny ród Rekotarsów? Jak to? Baron Jimenez? Zakrętasy na starym pergaminie… Biedni strażnicy ledwie umieli czytać.
Milczałem w odpowiedzi na głupie oskarżenia. I kiedy wrzucili mnie do celi z zawszonymi włóczęgami. I kiedy mnie prowadzili na Sąd. A teraz, w chłodzie i oczekiwaniu tej nocy, wydało mi się, że jeśli nie rozwiążę języka, słowa kipiące we mnie znajdą sobie inne ujście. W najlepszym przypadku wyskoczą uszami.
– Jak to jest? – zapytałem nieswoim, ochrypłym głosem. – Komu Sędzia ogłasza wyrok? Skazanym? Żeby, jak myślę, biegli swobodnie do kąta i szeptali mu na ucho sentencję?
Nikogo nie zdziwiła moja nagła gadatliwość. Rozbójnik wcisnął głowę w ramiona. Ten pokorny gest w żaden sposób nie pasował do jego mocno zbudowanej sylwetki, jedynego oka i czarnej brody.
– Sędzia jest zarazem katem – rzekła kobieta, rozglądając się nerwowo, podobnie, jak czynił to dotychczas zbójca. – Jak osądzi, tak będzie, to pewne… Na mnie donieśli, że tego kupca otrułam. Nie trułam go, udaru dostał, tylko jego pieniążki zebrałam.
Przygryzła wargę i powtórzyła gest zbója: wcisnęła głowę w ramiona. Przyłapałem się na przykrej chęci, aby zrobić to samo.
– A pana o co oskarżają, paniczu?
Proste i życzliwe pytanie. Nim przebrzmiało, poczułem, że podbródek drga mimowolnie.
Staruszek zmieszał się.
– No… Nie chciałem…
– Sędzia zaraz się zorientuje, że jestem niewinna – szybko wtrąciła niewiasta. – Nie jestem winna jego śmierci! Nie! Nie!
– Nie pleć – doradził łagodnie staruszek. – Są dowody, że go trułaś? Znaleźli przy tobie trutkę? A może w brzuchu nieboszczyka? A może ktoś widział, jak mu zadałaś jadu?
Kobieta pokręciła głową.
– Dowody! – powtórzył stary, wznosząc długi, cienki palec. – Skoro nie ma dowodów…
– Dureń! – ochryple zaszeptał zbójca. – Sędzia… On…
Kobieta otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Wszyscy zamilkli jak na komendę. Cisza zaległa celę. Płomyki świec jakiś czas stały nieruchomo. Poczułem zimno wędrujące po skórze.
Zdawało się, że w górze szczęknęła zasuwa. Strażnik?
Żelazna pokrywa pozostała nieruchoma. Coraz trudniej było oddychać. Zamorzą nas tutaj jak szczury i może na tym właśnie polega sprawiedliwość Nocy Sądu?!
– Cicho – szepnął rozbójnik, choć wszyscy i tak wstrzymali oddech. – Cicho…
Tuż obok mej twarzy wędrowała po kamieniach szara stonoga z przezroczystym brzuchem.
Płomienie świec zadrżały. Nie zakołysały się mocno, jak od silnego podmuchu, lecz płynnie, giętko, jak denne wodorosty. Zdążyłem zauważyć, jak rozbójnik zmienił się na twarzy, jak wydłużyła się umorusana fizjonomia złodziejaszka, jak baba wyciągnęła dłonie, jakby się chciała osłonić przed lecącym z góry kamieniem. Wszyscy bez wahania garnęli się do staruszka, szukając u niego pomocy i pociechy. Nikt nie chciał siedzieć wsparty o kamienie, zimne jak płyty nagrobne…
Świeczki zgasły. Zresztą i tak były już niepotrzebne.
Stał pośrodku celi. W pierwszej chwili wydało mi się, że jest bezcielesny, przez fałdy jego szaty prześwituje przeciwległa ściana, a krótkie nogi wiszą nad ziemią. Być może było tak przez moment, lecz sekundę później stał już mocno na rozstawionych nogach w grubych, chłopskich trzewikach i był tak samo realny, jak ja, rozbójnik, złodziejaszek, czy stonoga na murze.
Ostrożnie poszukałem oczami tajnego przejścia. W mlecznobiałym świetle, upodobniającym celę do kamiennego skopka, ściany zdawały się wciąż nieruchome i nieprzystępne. Żadnej szczeliny. Żadnej szpary, w którą duch mógłby wsunąć widmowy klucz…
Czyżby rzeczywiście był widmem?!
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

22 XII 2010   23:27:35

Obszerny fragment i pokazuje dobitnie klasę Diaczenków. Jak dla mnie śmiało można ich określić sukcesorami Le Guin. Nie żaden Potter czy Gildia Magów - to jest współczesna epopeja o czarodziejach!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Luty 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Michał Foerster, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Mieszko B. Wandowicz

Tegoż twórcy

Historia lubi się powtarzać
— Marcin Mroziuk

Moc płynąca z ksiąg i magii
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Przypowieść o wyjątkowo tchórzliwym bohaterze
— Marcin Mroziuk

Opowieść o magu, który nie jest magiem
— Marcin Mroziuk

Magia filozofią podszyta
— Marcin Mroziuk

Sekrety smoczego serca
— Marcin Mroziuk

Brak mocy
— Marcin Mroziuk

Z przetrąconym kręgosłupem
— Eryk Remiezowicz

Apokalipsa bez klucza
— Artur Chruściel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.