Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Internet przeklęty, Internet wspaniały

Esensja.pl
Esensja.pl
Czytanie internetowych opinii nieraz grozi zawałem serca. Zapewne tym bardziej, jeśli czytającym jest pisarz, a opiniującymi – czytelnicy. Herbaciane rozważania na temat krytyki w sieci oraz tego, co mogą tam zrobić fani z autorami i odwrotnie.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Internet przeklęty, Internet wspaniały

Czytanie internetowych opinii nieraz grozi zawałem serca. Zapewne tym bardziej, jeśli czytającym jest pisarz, a opiniującymi – czytelnicy. Herbaciane rozważania na temat krytyki w sieci oraz tego, co mogą tam zrobić fani z autorami i odwrotnie.
„W dzisiejszych czasach krytykiem może zostać byle gówniarz” – to zdanie w różnych wariantach powtarzane jest przez wielu pisarzy i redaktorów, narzekających na wypowiedzi czytelników w sieci. „Krytykiem”, owszem, w znaczeniu osoby wyrażającej opinię o jakimś utworze – bo przecież nie krytykiem literackim, dokonującym szczegółowej oceny i interpretacji dzieła oraz zajmującym się celowym modelowaniem działalności literackiej i społecznej recepcji przez wypowiedzi podlegające ocenie dzieła i postulujące określony typ twórczości (fragment definicji słownikowej). Jednak szanse, na to że osoby takie jak Maria Janion czy Piotr Kępiński zaczną się nagle zajmować krytyką literatury fantastycznej i w dodatku w Internecie, oscylują w bliskim sąsiedztwie zera.
A może cytowane zdanie powinno brzmieć „W dzisiejszych czasach recenzentem może zostać byle… ekhm”? Jasne, że pisarz czy wydawca może czuć się zaniepokojony pojawianiem się w Internecie negatywnych wypowiedzi, bo nawet jeśli pisane są przez „przypadkowe społeczeństwo”, to kilkadziesiąt wgniatających w ziemię głosów laików może zagłuszyć jeden pochwalny głos zawodowca. To zjawisko ma także drugą stronę – internetowe społeczeństwo może wykreować na gwiazdę pisarza całkowicie przeciętnego. Ten problem jednak jakoś nikogo nie przeraża.
Pytanie, które należy sobie postawić, brzmi: czy traktowanie Internetu jako jednolitej całości ma sens?
„Przeczytałem w sieci” może wszak odnosić się zarówno do strony Ministerstwa Kultury jak i bloga różowej gimnazjalistki z kucykami. Lista dyskusyjna, forum, portal, czasopismo sieciowe – to zupełnie odmienne zjawiska, rządzące się innymi prawami. Nawet jeśli ograniczymy się tylko do miejsc poświęconych literaturze fantastycznej, to różnice potrafią być znaczne.
Gdzieś recenzenci podpisują się pseudonimami w rodzaju „Khorg555”, za korektę tekstu starcza automatyczne sprawdzanie pisowni w Wordzie, a recenzja bywa mylona ze streszczeniem. Gdzieś indziej od recenzentów oczekuje się podania imienia i nazwiska, a także argumentów na poparcie opinii wyrażonych w tekście, zaś redakcja i korekta nie odbiega poziomem od profesjonalnych „lub czasopism”. A gdzieś jeszcze indziej w ogóle nie ma recenzji w pełnym tego słowa znaczeniu, tylko wymiana opinii – jak to na forach dyskusyjnych. Tam na porządku dziennym są zarówno rozbudowane „wypracowania”, jak i lakoniczne stwierdzenia, że „Antologia »Owce i dwupłatowce« co prawda ssie na maksa, ale za to opko »Pani śmigieł« wymiata, normalnie czad”, jednak tych drugich nikt rozsądny nie potraktuje jako rzeczowej informacji o utworze. Bo czego można się z takiej wypowiedzi dowiedzieć, oprócz prostego faktu, że komuś coś się podobało lub nie? Nie ma argumentów, nie dowiadujemy się też, o czym jest rekomendowane opowiadanie – oprócz tego, że prawdopodobnie o helikopterach.
Krótko mówiąc, wrzucanie wszystkich internetowych wypowiedzi o książkach do jednego worka to jak zrównywanie ogólnopolskiego tygodnika z gazetką zakładową Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Mućkowicach Wielkich. Albo – żeby już pozostać w ramach metafor związanych z tematem – jak twierdzenie, że każda publikacja drukiem nobilituje i jest godna zainteresowania. Powieść odrzucona przez wszystkich wydawców i opublikowana przez autora własnym sumptem zwykle nie nobilituje. W skrajnych przypadkach nawet ośmiesza.
Czasami po recenzji widać, że pisał ją ktoś bez dużego doświadczenia czytelniczego. Co młodsi przyznają się nawet beztrosko, że dana książka jest pierwszą powieścią sf (historyczną, o podróży w czasie, obyczajową, horrorem, polską fantastyką i tym podobne), jaką w życiu przeczytali. Niekoniecznie obniża to jakość samej recenzji – bo wszak na każdą książkę może kiedyś trafić czytelnik nieobeznany z gatunkiem. Nie oszukujmy się jednak: chcąc znaleźć informację, co warto przeczytać, raczej nie będziemy kierować się opinią laika, który może być zachwycony nowatorskim (dla niego, a dla nas wyświechtanym) pomysłem, lub przeciwnie – nie docenić dzieła nieco bardziej wymagającego. A przecież jednym z podstawowych zadań recenzji jest informowanie ludzi, czy recenzowany utwór ma szansę im się spodobać.
Czymś zupełnie innym niż recenzje jest szeroko pojęta krytyka internetowa – tu załapie się i jednozdaniowa wypowiedź na forum dyskusyjnym, i elaborat w BiblioNetce, i recenzja w Esensji, i komentarz wpisany na fanowskim portalu pod informacją o publikacji książki. Szczególnie fora dyskusyjne są miejscami, gdzie, korzystając z rzeczywistej lub domniemanej sieciowej anonimowości, czytelnicy wypowiadają się bez ogródek. Poziom emocji rośnie zwłaszcza przy ocenianiu numerów czasopism fantastycznych – łatwiej się rozczarować tekstem, na którego dobór nie mamy wpływu („Kto ten szit w ogóle dopuścił do druku?!”) niż książką. A jeżeli w dyspucie weźmie udział autor inkryminowanego dzieła, to czasami aż monitor zaczyna dymić…
Obecność polskich twórców fantastyki w Internecie to w ogóle osobny temat. Niektórzy, jak Jarosław Grzędowicz czy Feliks W. Kres, nie udzielają się w sieci wcale, inni – jak Jacek Dukaj – mają swoje blogi lub pisują felietony na portalach, lecz nie uświadczy się ich na żadnym forum ani liście dyskusyjnej, a jeszcze inni występują rzadko lub endemicznie. Bywają jednak osoby udzielające się intensywnie (rekordzistą jest zapewne Konrad T. Lewandowski). Jedni prowadzą – najczęściej pod pseudonimami – bujne forumowe życie towarzyskie („Fajnie było w Gdyni, kiedy następne spotkanie? Mufka, masz pozdrowienia od Mitenki. A tu link do zdjęć”), inni pojawiają się tylko w wątkach dotyczących swojej twórczości, ale za to reagują na każdą uwagę. Czasem są to tylko odpowiedzi na pytania w rodzaju „Czy dobrze zgaduję, że finałowa scena ze stepującym mrówkojadem stanowi nawiązanie do filmu »Cyberkominiarz i szyber zagłady«?”, ale w niektórych przypadkach obecność pisarza przeradza się wręcz w zagłaskiwanie czytelników („Szuwaks, bardzo się cieszę, że udało Ci się wreszcie kupić moje »Dreszcze śmietankowej izolacji«, napisz koniecznie, jak Ci się podobały. A Ty, Kiwi, skończyłaś już »Bladozieloną nieskończoność«? Pamiętaj, że obiecałaś skomentować!”). Oczywiście pomijam elementy typowe dla wszystkich przypadków, czyli informowanie o premierze swojej książki, udostępnionym w sieci fragmencie, spotkaniu autorskim czy wywiadzie w mediach.
Internetowe kontakty zmieniły sytuację pisarz-odbiorca. Autorzy przestają być odległymi i mglistymi istotami, niemal nadludźmi (nie każdy ma okazję pojechać na konwent i zobaczyć, ulubionego twórcę czy nawet uścisnąć mu dłoń), stają się swojakami, kumplami, z którymi można pogadać o kotach, płytach, broni palnej i ulubionym filmie. Kumpli, jak wiadomo, często odruchowo bierze się w obronę, co grozi powstawaniem kółek wzajemnej adoracji, to zaś jest zjawiskiem wcale nie lepszym od nieposkromionej anonimowej krytyki.
A użytkownicy komentujący utwory Wielkich Sieciowych Nieobecnych zapewne często zadają sobie pytanie: czy ONI nas czytają? Co w wielu przypadkach pozostanie tajemnicą na wieki niezbadaną.
I może tak jest nawet lepiej.
koniec
18 stycznia 2009
PS. Herbata na dziś: czarna aromatyzowana z kawałkami suszonej skórki pomarańczowej. Najlepiej „Pomarańcza z Sewilli” albo „Hiszpańska mandarynka”.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.