Przy herbacie: Dlaczego nie lubimy science fiction?Literatura science fiction upada, nikt jej nie pisze, czytelnicy wolą fantasy. Nieprawda, upada tylko w Polsce, bo nikt jej nie czyta i nie pisze. Nieprawda, upada tylko hard SF. Nieprawda, cała literatura upada, a SF ma się dobrze. Nieprawda – literatura już dawno upadła, tylko myśmy nic nie zauważyli...
A tak w ogóle jest mnóstwo osób, które lubią science fiction, więc skąd te wątpliwości? Agnieszka ‘Achika’ SzadyPrzy herbacie: Dlaczego nie lubimy science fiction?Literatura science fiction upada, nikt jej nie pisze, czytelnicy wolą fantasy. Nieprawda, upada tylko w Polsce, bo nikt jej nie czyta i nie pisze. Nieprawda, upada tylko hard SF. Nieprawda, cała literatura upada, a SF ma się dobrze. Nieprawda – literatura już dawno upadła, tylko myśmy nic nie zauważyli... A tak w ogóle jest mnóstwo osób, które lubią science fiction, więc skąd te wątpliwości? Polska, początek XXI wieku Wielu autorów i krytyków ubolewa nad zapaścią przeżywaną przez literaturę science fiction, wielu też cieszy się z każdej nowej powieści świadczącej, że polska SF jeszcze nie zginęła. Kosik, Dukaj, Podrzucki – te nazwiska są najczęściej przywoływane, a nad nimi krąży widmo Lema, jako Tego, Którego i Tak Nikt Nigdy Nie Doścignie, i żaden z obecnych pisarzy nie byłby godzien nawet zmienić mu taśmy w maszynie do pisania, amen. Opowiadania Lema są w kanonie lektur szkolnych. Dziatwa ucieka z krzykiem, pilot Pirx, Trzej Elektrycerze i Maszyna-która-umiała-zrobić-wszystko-na-literę-N śnią im się po nocach. I trudno się dziwić, bo zdania w rodzaju „Jakoż zbudowali inżynierowie królewscy wyborną maszynę cyfrową na Księżycu, która miała z kolei natworzyć wojsk wszelakich a broni samopalnej”1) dla dwunastolatka, który w najlepszym razie przeczytał „Harry’ego Pottera” muszą być koszmarem. Wielu uczniów już nigdy nie tknie niczego firmowanego słowem „fantastyka”, nieliczni odporni, których nie udało się odstraszyć, czytają o magicznych pierścieniach, wiedźminach, jeźdźcach smoków i wojowniczkach z kocimi ogonami. „Science fiction? Niee… jakoś nie lubię” – to wypowiedź, którą można często spotkać. Autorzy piszą o policjantach walczących z demonami, aniołach, szamanach i elfach z karabinami maszynowymi, a jeżeli gdzieś na chwilę pojawi się statek kosmiczny, to i tak natychmiast zostaje wysadzony, a jego pasażer rusza szukać Pana Lodowego Ogrodu. Powieść opisująca wyprawę na inną planetę staje się sensacją na miarę prawdziwej wyprawy na inną planetę… Polska, lata 70-80. XX wieku Fantastyka jest publikowana w magazynie „Młody Technik”, tworzonym przez inżynierów dla kandydatów na inżynierów. Studia ścisłe są popularne, bo młodzi ludzie chcą uniknąć upolitycznienia obecnego na kierunkach humanistycznych. O fantasy nikt nad Wisłą nie słyszał, a w każdym razie nie używa tego słowa – co prawda pierwsza jaskółka w postaci „Władcy pierścieni” przyleciała już w latach 60., ale przecież poważny cybernetyk czy elektronik nie będzie fascynował się bajeczkami o elfach i czarodziejach (niektórym zostało to do dziś). W dodatku literatura fantastyczna to nie jakieś tam rozrywkowe bzdurki – ma poważne zadanie w postaci prezentowania nowych teorii naukowych oraz przemycania krytyki systemu pod płaszczykiem planet, kosmolotów i inwazji Obcych. Niekoniecznie w tej kolejności. Polska, początek XXI wieku W gazetach więcej miejsca zajmuje informacja, że Rosja odwołuje program turystycznych lotów w kosmos, niż miniaturowa notatka o tym, którą planetę Systemu Słonecznego aktualnie mija sonda Cassini. Co kilka miesięcy na ekrany wchodzi film, w którym komputerowa scenografia świata przyszłości przerasta rozmachem wszystko, co trzydzieści lat temu była w stanie stworzyć wyobraźnia pisarza. Statki kosmiczne i pistolety laserowe są oczywistością w grach komputerowych, z którymi styka się co drugi dzieciak. Zwykły telefon komórkowy ma funkcje, na które „w tamtych czasach” nikt by nawet nie wpadł (telefonem kręcić filmy?! panie, idź pan się napić czegoś zimnego). Czy w takich warunkach czytelnik będzie w stanie podzielić ten dreszczyk romantyzmu, który starsze pokolenie czuło, kiedy Pirx zamykał za sobą drzwi z tabliczką „Tylko dla personelu gwiazdowego”? Albo kiedy Darek i Adam z „X-1, uwolnij gwiazdy!” Peteckiego lądowali na stacji kosmicznej w budowie? „Łee, też mi kosmiczne przygody. Żadnych potworów ani bitew…” Jest jeszcze drugi problem. Nauka idzie do przodu w takim tempie, że do zrozumienia obecnie powstającej hard SF nie wystarczy już wiedza o tym, że przy zbliżaniu się do prędkości światła czas płynie inaczej, a na mniejszych planetach ciążenie też jest mniejsze. Obecnie część literatury staje się hermetyczna bez znajomości pojęć takich jak memetyka, technologiczna osobliwość, kwantowe algorytmy, sfera Dysona czy próg Plancka. A kreowane przez pisarzy światy przyszłości są czasami niewyobrażalnie obce: trudno wczuć się w bohatera egzystującego jednocześnie w kilku wirtualnych osobach, uginającego czasoprzestrzeń i rzeźbiącego wielopoziomowe wszechświaty. To już nie są stare, poczciwe opowieści o cywilizacji, która wyewoluowała na pokładzie statku kosmicznego (Brian Aldiss „Non stop”) ani o samozwańczym naukowcu tworzącym genetycznie zmodyfikowane pożywienie dla przeludnionej planety (George R.R. Martin „Tuf wędrowiec”). Dobrze podsumował obecną sytuację publicysta o pseudonimie Grog w eseju „Rozmyślania nad nauką i fantastyką”: Dziś nikt przy zdrowych zmysłach, sięgając po fantastykę, nie łudzi się, że ta lektura da mu jakikolwiek impuls do poznania czegokolwiek nowego z kręgu nauki. Nawet tego nie oczekuje od fantastyki. (…) Nowe teorie, jeśli już powstają, są tworzone na polu nauki. To nauka, a nie fantastyka, inspiruje uczonych, to nauka staje się fantastyczniejsza niźli fantastyka naukowa. Science fiction zawsze musiała o krok wyprzedzać naukę, na której bazuje. W czasach, kiedy nauka staje się coraz bardziej niezrozumiała dla śmiertelników, książki z konieczności są niezrozumiałe do kwadratu. • • • Mówiąc o śmierci czy też upadku science fiction musimy ustalić, jaki rodzaj literatury rozumiemy pod tym pojęciem. Książki, w których są statki kosmiczne i obce planety? Książki, gdzie akcja dzieje się w przyszłości? Książki opisujące ludzkość, która dysponuje zaawansowaną, dzisiaj nieosiągalną technologią? Określenia „science fiction” używa się też w podstawowym podziale naszej ulubionej gałęzi literatury: jeśli fantastyczność utworu bierze się z magii, to jest to fantasy, jeśli z techniki – SF. W każdym razie tak było jeszcze jakiś czas temu, dopóki nie pojawiła się spacefantasy, technofantasy, a bodaj nawet cyberfantasy. Wszystko się pomieszało, ale przecież elfy z karabinami maszynowymi też zasługują na własną niszę ekologiczną. Niektórzy używają wyrażenia „science fiction” wymiennie ze space operą, inni – wyłącznie w znaczeniu twardej fantastyki naukowej: takiej, która jest zgodna z wytycznymi fizyki i astronomii (odpadają więc podróże z jednego systemu gwiezdnego do drugiego w ciągu kilku dni czy godzin, teleportacja i kilka innych rzeczy). Może niechęć polskich pisarzy do tworzenia powieści hard SF wynika właśnie z tych ograniczeń gatunkowych? Ostatnio popularne są nurty mieszające różne elementy – magię z europejską historią, mityczne istoty z technologią, niezwykłe wynalazki z polityką. Takie połączenia są na pewno łatwiejsze w pisaniu niż stricte naukowe fantazje, wymagające oblatania w kwantach, strunach, czarnych dziurach i kilkunastu innych teoriach. A oprócz bycia łatwiejszymi dla autora są – z tych samych powodów – bardziej czytelnikoprzyjazne. Na dodatek pisanie SF zwykle wymaga stworzenia całego świata – czy będzie to obca planeta, Ziemia przyszłości czy wręcz cała galaktyka zasiedlona przez potomków Terran – logicznego i trzymającego się kupy (żeby później czytelnicy nie naśmiewali się, że na przykład w cyklu o Enderze każda planeta ma warunki klimatyczno-geograficzne dokładnie odpowiadające ziemskiemu krajowi, który ją skolonizował). Wielu autorów nie porywa się na taki rozmach i woli opowiadać historie dziejące się w znanych nam warunkach, z dodanymi paroma elementami fantastycznymi. U Jakuba Ćwieka anioły, demony, egipscy bogowie i nordycki trickster toczą bój o dusze śmiertelników – ale Rzym czy Praga, w których się pojawiają, są takie same jak te, do których możemy pojechać na wycieczkę. U Magdy Kozak wampiry z glockami ganiają po Warszawie, mijając spieszące do herbaciarni elfy i domowiki Michała Studniarka, a na lubelskim dworcu PKS Jakub Wędrowycz odprowadza wzrokiem urodziwą rusałkę z Urzędu Podatkowego. I fajnie jest. Czytelnicy to lubią, w każdym razie większość z nich (jak wynika z codziennych obserwacji). Może trzydzieści lat temu też by lubili, gdyby mieli coś poza Tolkienem? My przynajmniej mamy wybór. 1 marca 2009 1) Stanisław Lem "Bajka o maszynie cyfrowej co ze smokiem walczyła” (z tomu "Bajki robotów”).
PS. Herbata na dziś: pu-erh (koniecznie bez żadnych dodatków smakowych). Charakterystyczny ziemisty zapach i smak jest równie trudny w odbiorze jak klasyczna SF. |
Przyczyny "upadku" SF /to tylko moje zdanie/.W skrócie:
1.Kreowanie "trendu" przez wydawców
2.Przeciętny czytelnik nie nadąża mentalnie za rozwojem technologicznym.
3.Fantasy szybciej zaspokaja marzenia.
4.Ogólny spadek morale i systemu wartości naszej populacji.
Sądzę także, że przeciętny pisarz nie nadąża za rozwojem technologicznym.
,,Fundacja '' Isaaca Asimova czyta się dobrze a z lat 50 i klasyka .Saga Endera też chyba jest klasyką i się ją dobrze czyta.Lem i Zajdel też dają radę.Jaki zresztą upadek, niczego Cixina Liu nie czytaliście ? Może nie tak dobre jak np Philip.K Dick ale wytrzymać się da.
No chyba sytuacja nie wyglądała tak tragicznie 10 lat temu jak w tym artykule ?
Hmm, mogę tylko powiedzieć, ze w pewnym momencie (czy akurat 10 lat temu, to nie wiem) była niejakal uka na rynku i mało wydawano polskiego SF. Teraz mam wrażenie wychodzi więcej tytułów - trochę polskich space-oper, postapo, military SF Cholewy... Przyznam, że akurat te nurty mnie nie nęcą, więc i nie wypowiem się zbytnio, po prostu odnotowuję fakt ukazywania się tytułów.
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Refleksje zajdlowe
— Agnieszka Szady
Bohater sponiewierany
— Agnieszka Szady
Zawartość cukru w cukrze
— Agnieszka Szady
Jak mieć Saurona za szefa i przeżyć
— Agnieszka Szady
Jak pisać nie o seksie
— Agnieszka Szady
Nie mirmiłuj, kasztelanie, czyli jak pisać o rzeczach strasznych
— Agnieszka Szady
Dla dorosłych o dzieciach
— Agnieszka Szady
Bycie szczurem zmienia punkt widzenia
— Agnieszka Szady
Wolnoć Tomku w swoim opku
— Agnieszka Szady
Moja sąsiadka hoduje smoki
— Agnieszka Szady
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Dobra herbata.