Przy herbacie: Komu zaszkodziła wolność?Czy wolność słowa może negatywnie wpłynąć na jakość tegoż słowa? Oczywiście w kontekście twórczości literackiej. Dlaczego bohaterowie Musierowicz nagle zaczęli masowo chodzić do kościoła i jak należy wydawać okrzyki protestu, żeby czytelnik był zadowolony.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyPrzy herbacie: Komu zaszkodziła wolność?Czy wolność słowa może negatywnie wpłynąć na jakość tegoż słowa? Oczywiście w kontekście twórczości literackiej. Dlaczego bohaterowie Musierowicz nagle zaczęli masowo chodzić do kościoła i jak należy wydawać okrzyki protestu, żeby czytelnik był zadowolony. Dla młodszej części naszych czytelników zapewne trudna do wyobrażenia jest sytuacja, w której autor opisujący otaczającą go rzeczywistość zmuszony jest pewne jej elementy pomijać, a o innych pisać w sposób zawoalowany. Oczywiście, zdarzają się obecnie „powieści z kluczem”, przedstawiające osoby z życia polityczno-społecznego (często zresztą znane nie powszechnie, a raczej w jakimś lokalnym środowisku), ale są to raczej krótkotrwałe towarzyskie sensacyjki niż zjawiska literackie. Redaktor może sugerować autorowi rozmaite zmiany, ale gdyby powiedział coś w rodzaju „Wiesz co, zamiast pisać, że Adam nie zastał babci w domu, bo poszła do kościoła, lepiej napisz, że poszła do parku” to pewnie odpowiedzią byłoby popukanie się w czoło. A tymczasem tego rodzaju ograniczenia były kiedyś na porządku dziennym – w dodatku, co z naszej perspektywy może dziwić, prędzej „przepuszczone” bywało opisywanie kolejek po mięso czy innych problemów z zaopatrzeniem (buty, książki itp. – pamiętam na przykład dramatyczny opis kupowania tenisówek w „Każdy pies ma dwa końce” Krystyny Boglar) niż ujawnianie, że bohaterowie mają cokolwiek wspólnego z religią. Po upadku komuny niektórzy pisarze powetowali sobie to stukrotnie, czasem w stopniu, który czytelników zniesmaczał – spotykałam się w dyskusjach z opiniami, że bohaterowie książek Małgorzaty Musierowicz „nic, tylko idą do kościoła, wracają z kościoła, święcą palmy, podziwiają szopkę, przyjaźnią się z zakonnikiem, śpiewają w chórze kościelnym” – fakt, w jej powieściach wydawanych w latach 90. nagle zaroiło się od tego typu opisów, spotęgowanych jeszcze faktem, że w kilku kolejnych tomach osią akcji było Boże Narodzenie oraz ślub. Książki Musierowicz są zresztą znakomitym przykładem nie tylko tego, jak poczucie wolności może autorowi uderzyć do głowy, ale też przeciwnie – przykładem pisania w sposób zawoalowany. Kwintesencją takich zabiegów jest „Opium w rosole”, do którego nowszych wydań powinno być dołączane posłowie wyjaśniające, co takiego ważnego jest w informacji, że cała rodzina Lewandowskich wybrała się na Plac Mickiewicza, dlaczego dyrektor liceum zabraniał uczniom ubrać się pewnego dnia na czarno i co właściwie stało się z ojcem Borejko oraz rodzicami Kreski. Nic dziwnego, że współczesne czytelniczki sądzą, że tata Idy i Gabrysi przebywa w szpitalu, a państwo Krechowicz się rozwiedli (mowa jest tylko o „tragedii, jaka dotknęła rodzinę” i o tym, że Kreska mieszka z dziadkiem), skoro niżej podpisana, czytając wzmiankowaną powieść w czasach znacznie bardziej zbliżonych do opisywanego w niej roku 1983, myślała tak samo. Oczywiście, powstaje pytanie, po co Musierowicz fatygowała się umieszczaniem w tekście tylu aluzji, skoro inni „młodzieżowi” autorzy zadowalali się umieszczeniem fabuły swoich książek w realiach dość nieokreślonych (konia z rzędem temu, kto choć z pięcioletnią dokładnością określi czas, w którym toczy się akcja „Zwyczajnego życia” Chmielewskiej albo „Siódmego wtajemniczenia” Niziurskiego). Ano, panią Małgorzatę dopadła klątwa Literatury Zaangażowanej – zresztą sama autorka w autobiografii pisze, że w pierwotnej wersji „Opium…” było „jednym wielkim krzykiem protestu” i dopiero pani redaktor poradziła jej: „Powiedz to samo, tylko ciszej”. Rada ta – jakże mądra z czysto twórczego punktu widzenia (literatura zbyt zaangażowana przeradza się w publicystykę, co na ogół nie wychodzi jej na dobre) – przydałaby się też niektórym innym pisarzom. Na naszym fantastycznym poletku sztandarowym przykładem1) może być Jarosław Grzędowicz, którego twórczość skądinąd bardzo cenię, ale który ma skłonność do ubierania światopoglądowych tyrad w pretekstowe fabułki, jak choćby w opowiadaniach „Farewell Blues” czy „Weekend w Spestreku” (z tomu „Wypychacz zwierząt”) Chętnie przeczytałabym wersję, w której autor zmuszony byłby do dokonywania wyrafinowanych zabiegów literackich celem przemycenia uwag, które wyłożył tak łopatologicznie, że już się bardziej nie da. Wersję bardziej subtelną, a może nawet bardziej wyważoną, czyli taką, w której druga strona też miałaby jakieś argumenty, zamiast stanowić gromadę bezmózgich oszołomów. Na przykład szwagier głównego bohatera „Weekendu…” mógłby stać się interesującą postacią, gdyby autor dał mu szansę – choćby taką, jaką negatywnym z założenia bohaterom daje w swoich fanfikach niejaka Toroj. No, ale przedstawianie postaci negatywnych to już temat na odrębny felieton. 26 kwietnia 2009 1) Sztandarowym, bo pomniejszych przykładów można wymienić wiele, ale wolę jako przykład dawać znaną książkę popularnego pisarza niż wydawnicze kurioza w rodzaju „Narodzin Metanoi”
PS. Herbata na dziś: Miętowa. Czyli po prostu suszona mięta zalana wrzątkiem.
|
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Refleksje zajdlowe
— Agnieszka Szady
Bohater sponiewierany
— Agnieszka Szady
Zawartość cukru w cukrze
— Agnieszka Szady
Jak mieć Saurona za szefa i przeżyć
— Agnieszka Szady
Jak pisać nie o seksie
— Agnieszka Szady
Nie mirmiłuj, kasztelanie, czyli jak pisać o rzeczach strasznych
— Agnieszka Szady
Dla dorosłych o dzieciach
— Agnieszka Szady
Bycie szczurem zmienia punkt widzenia
— Agnieszka Szady
Wolnoć Tomku w swoim opku
— Agnieszka Szady
Moja sąsiadka hoduje smoki
— Agnieszka Szady
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
a dlaczego nie ma nowych herbat...?! Szkoda bardzo.