Indyjski pisarz Aravind Adiga zadebiutował błyskotliwie powieścią „Biały Tygrys”, za którą otrzymał w 2008 roku nagrodę Bookera. „Ostatni mieszkaniec”, trzecia książka w jego dorobku potwierdza, że Adiga należy do grona interesujących światowych pisarzy, którzy zabierają głos na ważne społeczne tematy.
Z nutą nowoczesności…
[Aravind Adiga „Ostatni mieszkaniec” - recenzja]
Indyjski pisarz Aravind Adiga zadebiutował błyskotliwie powieścią „Biały Tygrys”, za którą otrzymał w 2008 roku nagrodę Bookera. „Ostatni mieszkaniec”, trzecia książka w jego dorobku potwierdza, że Adiga należy do grona interesujących światowych pisarzy, którzy zabierają głos na ważne społeczne tematy.
Aravind Adiga
‹Ostatni mieszkaniec›
Historie takie jak ta rozgrywają się dzisiaj w miastach na całej kuli ziemskiej. Oto przypływa fala nowoczesności, a wraz z nią – nadchodzą zmiany. Mechanizm modernizacji jest wszędzie ten sam: żeby zbudować nowy hotel czy nowoczesne centrum handlowe trzeba najpierw coś zburzyć. A jeśli w tym czymś do wyburzenia nadal mieszkają ludzie, to trzeba zrobić wszystko, żeby jak najszybciej stamtąd się wynieśli i nie utrudniali robienia wielkich interesów w atrakcyjnej lokalizacji. Szybko przekonujemy się, że słowo „wszystko” – brzmi u Adigi dosłownie, co nadaje tej powieści wydźwięk głęboko dramatyczny.
Przyszedł czas na osiedle Vishram A w Bombaju. To może jeszcze nie slumsy, ale tej dosyć zaniedbanej dzielnicy daleko do doskonałości. Wspólnocie mieszkańców złożono propozycję „nie do odrzucenia”. W zamian za sporą sumę pieniędzy wszyscy bez wyjątku muszą zgodzić się na wyprowadzkę w nieprzekraczalnym terminie. Dla większości skromnie żyjących lokatorów taka suma to jak manna z nieba albo wygrana na loterii. Mogą zacząć żyć łatwiej i wygodniej, a codzienny byt nie będzie już aż takim wielkim zmartwieniem. Tymczasem dla emerytowanego nauczyciela zwanego Masterji bardziej niż pieniądze liczy się co innego: wspomnienia z przeszłości, spokój i możliwość dożycia swoich dni w znajomym otoczeniu. Adiga z wrażliwością kreśli tu przejmujący portret człowieka, który w życiu zdołał wszystko osiągnąć i wszystko stracić.
Cały dramat powieści osadza się wokół tego aktu indywidualnego nieposłuszeństwa. Złożona propozycja oraz wieść, że jednak nie wszyscy zgadzają się ją przyjąć – powoduje poruszenie w zamkniętym dotąd świecie wspólnoty. Wszyscy mieszkańcy, przeciętni i zwykli ludzie, dobrze znali się nawzajem i zawsze mogli liczyć na wzajemną pomoc. Każdy miał oczywiście swoje problemy, ale dotychczasowe życie we wspólnocie przebiegało harmonijnie i bez zgrzytów. Mary od lat jest w tym bloku sprzątaczką, a Ram Khare – ochroniarzem. Chłopcy z bloku grają w krykieta na podwórku. Pani Puri opiekuje się synem z zespołem Downa, Ibrahim Kudwa prowadzi kawiarenkę internetową, a Ramesh Ajwani handluje nieruchomościami. Teraz – wszyscy dyskutują, rozważają, debatują – i nikt nie zauważa, jak stopniowo wkrada się między nich nieufność, a ich długoletnie więzi pod wpływem rosnącego nacisku zwolenników wyprowadzki okazują się kruche i zawodne. W tym od lat znanym otoczeniu zaczynają się nawet obawiać o swoje fizyczne bezpieczeństwo.
Powieść jest w przesłaniu gorzka i pesymistyczna: Adiga nie kryje, że sile pieniądza nie przeciwstawi się absolutnie nic – to walka z góry przegrana. Na tym polega dramaturgia „Ostatniego mieszkańca”, spotęgowana dodatkowo przez styl pisania, raczej reporterski, niż powieściowy: oszczędny, ale wyrazisty i znakomicie harmonizujący z formą i treścią książki. Aravind Adiga potrafi kilkoma ostrymi kreskami świetnie nakreślić obfitujące w wiele znaczeń sceny, a każdy szczegół składa się na zwartą i konsekwentną konstrukcję całości. Narasta napięcie, atmosfera gęstnieje. Dochodzi do bolesnego finału. Nie szkodzi, że jesteśmy świadomi jego nieuchronności, bo to pozwala nam lepiej skupić się na prześledzeniu, jak do tego doszło, co się właściwie zdarzyło i czy wszystko mogło potoczyć się inaczej.
Warto zwrócić uwagę, że w tej powieści nie ma „niezłomnego”, który sam stawia czoło światu i nawet jeśli jest z góry skazany na niepowodzenie, to moralnie zwycięża. Tak mógłby sugerować tytuł książki. Ale Masterji nie jest tu dla nikogo bohaterem, każdy powie, że to schorowany dziwak oderwany od rzeczywistości, choć wcześniej cieszył się powszechnym szacunkiem. Stary nauczyciel tkwi uwikłany w iście kafkowski dramat, rozpaczliwie szukając kogoś, kto mógłby wziąć go w obronę: rodzina, przyjaciele? Nikt nie przyjdzie mu na pomoc i wszyscy się od niego odwracają. Może więc sąd albo redakcja gazety? Tu już też nikt nie ma władzy. Teraz władzę ustanawiają ludzie bez skrupułów, ale za to z pieniędzmi (tacy jak powieściowy developer Shah) oraz wielkie korporacje. Dla nich korupcja i układy z politykami, policjantami i bandytami – to tylko droga do osiągnięcia celu. Zaś ludzie tacy jak nauczyciel Masterji to tylko drobna niedogodność, z którą łatwo sobie poradzić. Dla Shaha celem jest superluksusowe osiedle Shanghai, które powstanie na miejscu Vishramu: „Połączenie stylu indyjskiego i gotyku, z nutą nowoczesności. Od frontu ogród z fontanną – art déco. Ceny od dwudziestu milionów w górę.” Adiga nie waha się nam pokazać, że w tej cenie jest także wszystko, czego podobno nigdy dotąd nie dawało się kupić za żadne pieniądze.
„Ostatniego mieszkańca” można nazwać przypowieścią socjologiczną, odsłaniającą bezlitosne mechanizmy zmieniającego się szybciej niż kiedykolwiek świata. Okazuje się jednak, że nie my go zmieniamy, ale świat zmienia nas samych, co zwykle umyka naszej uwadze, gdy zapatrzeni w szklane budowle doświadczamy „powiewu nowoczesności”. Dowodem, że się zmieniliśmy może być to, że w tej powieści nie chodzi już wcale o odpowiedź na stare jak świat pytanie, czy w życiu człowieka najważniejsze są pieniądze, czy jednak może coś innego. Te dylematy – uświadamia nam Adiga – współczesny świat ma już za sobą.