Pisałem to już kilka razy, ale napiszę po raz kolejny – w Polsce wciąż zadziwiająco mało powstaje dzieł próbujących dyskontować nostalgię. Ten przemysł na zachodzie jest bardzo rozwinięty – książki poświęcone kultowym hitom sprzed lat to bardzo zauważalna część wydawniczej produkcji. „Kultowe seriale” próbują u nas do tego nawiązać.
Konrad Wągrowski
Krystyna Janda na wiejskim weselu, a Boguś Linda z halabardą
[Piotr K. Piotrowski „Kultowe seriale” - recenzja]
Pisałem to już kilka razy, ale napiszę po raz kolejny – w Polsce wciąż zadziwiająco mało powstaje dzieł próbujących dyskontować nostalgię. Ten przemysł na zachodzie jest bardzo rozwinięty – książki poświęcone kultowym hitom sprzed lat to bardzo zauważalna część wydawniczej produkcji. „Kultowe seriale” próbują u nas do tego nawiązać.
Piotr K. Piotrowski
‹Kultowe seriale›
W Polsce coś się dzieje – pojawiły się książki o kilku kultowych seriach („Stawka większa niż życie”, „Czterej pancerni i pies”), mieliśmy pozycję poświęconą Panu Samochodzikowi, niemały sukces zrobiły przekrojowe „333 popkultowe rzeczy PRL”. To wciąż jednak kropla w morzu – wszak większość tematów z tej ostatniej książki zasługuje na osobne omówienie. A z tymi omówieniami u nas słabo – czy dlatego, że nikomu nie opłaca się popkulturalna archeologia (każdy temat wymaga gruntownego researchu, analiza po łebkach nikogo nie zadowoli), czy dlatego, że materiały u nas są słabo dostępne? Na zachodzie takie tematy są pewnym źródłem zysku, a archiwa radiowe, prasowe czy telewizyjne dostępne dużo łatwiej niż u nas – dużo łatwiej pisze się tam o popularnej klasyce.
„Kultowe seriale” dziennikarza Piotra K. Piotrowskiego próbują zapełnić tę lukę, opisując w kilku-kilkunastostronicowych rozdziałach 21 znanych serii telewizyjnych. Książka wygląda na wydawniczy pewniak – nie jest poświęcona jednemu zjawisku, nie dotyka tematu niszowego, mówi o tym, co wszyscy znają doskonale – jeśli nawet nie z dzieciństwa, to z niekończących się powtórek. Nawet jeśli ktoś nie uważa „Stawki większej niż życie” za objawienie, to zapewne miłe wspomnienia wiąże ze „Stawiam na Tolka Banana”. Ta książka to stuprocentowy hit, nie wyobrażam sobie, by znalazł się ktoś, kto nie znalazłby w niej choćby jednego tematu dla siebie interesującego. Pewniaki u nas mają pewną przypadłość – z reguły tworzone są na kolanie („Przecież to i tak się sprzeda”). Ku memu miłemu zaskoczeniu „Kultowe seriale” nie potwierdzają tego trendu – są ciekawe, niosą ze sobą całkiem solidną garść informacji i są bardzo, bardzo zajmujące.
Piotrowski pisze o serialach na różne sposoby. Opisuje ich kontekst, charakteryzuje szeroko twórców i aktorów, nie skąpi ciekawostek (wiecie, że w „Czarnych chmurach” „drugiego halabardnika” zagrał Bogusław Linda? A że jedną z wieśniaczek na weselu była Krystyna Janda?), przedstawia interpretacje współczesnej prasy i analizy z perspektywy lat. Często oddaje głos twórcom, ale też widać w tym jego własne zdanie (finał „Janosika” zupełnie nieuzasadniony, Stefan Karwowski jako postać nieprawdziwa, ale pięknie charakteryzująca swe czasy, etc., etc.). A przede wszystkim – czuje się, że czytamy dzieło osoby doskonale znającej temat i od lat się nim pasjonującej. To bardzo ważne.
W zestawie znajdziemy pięć kultowych seriali młodzieżowych („Do przerwy 0:1”, „Samochodzik i templariusze”, „Wakacje z duchami”, „Podróż za jeden uśmiech”, „Stawiam na Tolka Banana”) i 16 bardziej „dorosłych”. Opis opisowi nierówny, ciekawostką jest, że najmniejsze rozdziały poświęcone są tym seriom, które powszechnie uważa się za najbardziej kultowe – „Czterem pancernym” i „Stawce większej niż życie”. W tych omówieniach znajdziemy głównie rozmowy twórców – moim zdaniem słusznie, o nich wiemy już bardzo wiele, doczekały się osobnych książek, nie ma co tracić na nie czasu ani miejsca. Ono będzie potrzebne dla „Janosika”, „Czarnych chmur” i „Daleko od szosy”.
Dobór serii nie jest specjalnie kontrowersyjny – sam wyrzuciłbym „Tulipana” (choć zgadzam się, że na swój sposób jest kultowy), „W labiryncie” (doceniam uzasadnienie autora, ale jednak telenowela to zupełnie inny gatunek), zabrakło mi natomiast „Lalki”, „Przygód pana Michała” (o których jest nieco przy okazji innego serialu) i – przede wszystkim – „Polskich dróg”. Oczywiście, tak to jest z wyborami, że nie mogą dogodzić wszystkim. Nie zmienia to faktu, że książkę połknąłem błyskawicznie, z niekłamaną przyjemnością i poczuciem, że nowo zdobyta wiedza pozwoliła mi na inne spojrzenie na to, co wszyscy z pozoru doskonale znamy.