„Kiedy wdycham aromat baklawy cioci Ayi, przyciskam rękę do mostka, tak jakbym wąchała coś zbyt cudownego, żeby mogło istnieć na tym świecie. (…) Baklawa jest tak dobra, że zaczynam w nowy sposób czuć smak arabskiego jedzenia. Jest jak poemat o bogactwach kultur Wschodu.” W taki sposób Diana Abu-Jaber pisze o potrawach, które przygotowywała i jadała przez całe życie – uwzniośla, nadając im miano niemalże dzieł sztuki.
Tożsamość baklawy
[Diana Abu-Jaber „Język baklawy. Wspomnienia” - recenzja]
„Kiedy wdycham aromat baklawy cioci Ayi, przyciskam rękę do mostka, tak jakbym wąchała coś zbyt cudownego, żeby mogło istnieć na tym świecie. (…) Baklawa jest tak dobra, że zaczynam w nowy sposób czuć smak arabskiego jedzenia. Jest jak poemat o bogactwach kultur Wschodu.” W taki sposób Diana Abu-Jaber pisze o potrawach, które przygotowywała i jadała przez całe życie – uwzniośla, nadając im miano niemalże dzieł sztuki.
Diana Abu-Jaber
‹Język baklawy. Wspomnienia›
Mam to szczęście, że miałem okazję skosztować wielu potraw, o których wspomina pisarka (w ich bułgarskich wersjach; kuchnia tego kraju ma znacznie więcej wspólnego z kuchnią arabską niż z europejską) i mogę zapewnić, że baklawa, kadaif, dobrze przyprawione mięso z jagnięciny, pieczony bakłażan, faszerowana papryka i cukinia są prawdziwymi ucztami dla podniebienia. Nie należy jednak, wbrew sugestiom, traktować „Języka baklawy” tylko jako książki kucharskiej, bo choć jedzenie wysuwa się na pierwszy plan, to można w niej znaleźć przede wszystkim niezwykle barwną opowieść o życiu na granicy dwóch światów.
Diana Ab-Jaber jest z urodzenia… No właśnie, już na samym początku biografii autorki pojawia się problem. Słowem kluczem jest w tym przypadku tożsamość, a właściwie niemożność jej zdefiniowania. Abu-Jaber urodziła się w Stanach Zjednoczonych jako najstarsza z trzech córek Jordańczyka i Amerykanki o korzeniach irlandzko-niemieckich. Wraz z rodziną mieszkała w Stanach, by w wieku szkolnym przenieść się na około rok do Jordanii, a wreszcie powrócić do Ameryki. Niesiona przez szaleńcze porywy ojca, rozdartego – podobnie jak każdy z jego licznych braci – pomiędzy krajem pochodzenia a krajem zamieszkania, przez całe życie szukała odpowiedzi na to, kim właściwie jest. I co w głównej mierze określa jej tożsamość. Miejsce urodzenia? Wspomnienia? A może jedzenie, które spożywa na co dzień? Wątpliwości jednak jest więcej, bo kto właściwie wynalazł baklawę (a może bakławę, jak wolą Bułgarzy lub pachlawę, jak mówią Armeńczycy?) – odpowiedź jest banalnie prosta: wszyscy ją wynaleźli. Zatem nasuwa się konstatacja, że nasza tożsamość jest tworem sztucznym, bo skoro jeden z jej filarów może zostać łatwo zawłaszczony przez innych, to jak mieć pewność, co do jakiegokolwiek jej składnika?
Abu-Jaber posługuje się pięknym, bardzo lirycznym językiem, z bogactwem niezwykłych metafor i opisów. Jej opowieść jest autobiograficzna, lecz jak wyraźnie podkreśla, subiektywna i być może ubarwiona. Pierwsze rozdziały, opisujące amerykańskie i jordańskie dzieciństwo, przywodzą nieco na myśl doskonałe „Słoneczne wino” Raya Bradbury`ego. W obu przypadkach stykamy się z autorami, którzy o dzieciństwie piszą w sposób cudowny, niemal baśniowy, odwołując się do naszych tęsknot za tym minionym okresem. Jak twierdzi Abu-Jaber, jest to „bardziej subtelna, starsza postać tęsknoty za domem, frapujący rozkoszny smutek”.
Tylko pozornie jednak jej dzieciństwo było bajkowe, bo choć w najstarszych wspomnieniach nie daje temu zbyt często wyrazu, to można się z czasem domyślać, że relacje z jej postrzelonym, nie potrafiącym sobie znaleźć w życiu miejsca, żyjącym złudzeniami, apodyktycznym ojcem były bardzo trudne. Wychowanie według ścisłych arabskich reguł na amerykańskiej ziemi przemieniało się we własną karykaturę, z czego nie zdawał on sobie sprawy. Nawet jako dorosła kobieta Diana jest dręczona przez wyrzuty sumienia, czując się po trosze winną wiecznego niespełnienia rodzica. Relacja z nim okazała się znacznie istotniejsza od relacji z matką, najczęściej poddającą się szalonym pomysłom męża. Bud (nazywany tak przez bliskich) przybył do Ameryki, mitycznej krainy szczęścia, w której wszyscy są bogaci i spełniają się marzenia, aby szukać lepszego życia, podobnie jak wielu jego krewnych. Miotający się nieustannie, nieco oderwany od rzeczywistości mężczyzna potrafił w jednej chwili dezorganizować życie swojej najbliższej rodziny. „Według mamy rzeczywistość jest tu i teraz, zwyczajnie i po prostu. Ale w przypadku Buda odpowiedź brzmi ’gdzie indziej’” pisze Abu-Jaber. W innym miejscu stwierdza, że czuje się „jak w domu wariatów, którego szefem też jest szaleniec”.
„Język baklawy” jest spojrzeniem na arabski świat, jego kulturę, a przede wszystkim kuchnię, bo tam jedzeniu nadaje się znaczenie, jakiego u nas zapewne nigdy nie miało. Najistotniejsze wydają mi się jednak w tej książce, co podkreślę raz jeszcze, nie przygody z gotowaniem, choć napisane w sposób fascynujący, lecz spory tożsamościowe, próby zmierzenia się z własnym dziedzictwem, określenia swojej pozycji w świecie, zdefiniowania jej poprzez znane sobie miejsca, rzeczy, ludzi, czynności. Dla Diany Abu-Jaber jest to praktycznie niemożliwe, podobnie jak niemożliwe było dla jej ojca. Bo choć oboje w pewnych momentach swojego życia są w stanie powiedzieć o sobie „jestem Amerykaninem/ką”, to kryje się w tym fałsz. Oni po prostu nie wiedzą kim są, a w świecie, który próbuje zdefiniować wszystko i na wszelkie możliwe sposoby, czują się zagubieni, ponieważ nie przynależą wystarczająco do żadnego miejsca. Inaczej z tym poradziły sobie siostry pisarki, dla których Jordania pozostała chyba tylko odległym wspomnieniem, a Ameryka stała się domem i punktem odniesienia.
Niezwykłą rolę w „Języku baklawy” odgrywa rodzina, rozpatrywana na wiele sposobów, bowiem ojciec autorki postrzegał ją zupełnie inaczej niż jego żona i dzieci. Dla Diany rodzina to rodzeństwo i rodzice, dla Buda zaś jest to konstrukt wyobrażony, zbiór dalszych i bliższych krewnych, tworzących swoistą jedność, ale, co bardzo ważne, nieoderwanych od ojczystej krainy. Dla Diany takie pojęcie na zawsze pozostanie abstrakcją, dla Buda jest najważniejszym życiowym punktem odniesienia, lecz także symbolem jego nieustannego cierpienia. Za każdym razem, gdy wraca do Jordanii jego marzenia upadają jak domek z kart. Diana patrzy na tę kwestię inaczej – według niej odarcie ze złudzeń, „wyleczenie się z rodziny” daje możliwość wyrwania się z kieratu, dla Buda jest natomiast równe ostatecznej klęsce. Dlatego jego życie pełne jest niezwykłych, naznaczonych idealizmem uniesień i równie nagłych, przygnębiających upadków. Aby użyć obrazowego porównania, jest w tym podobny do komiksowego bohatera Janusza Christy, wodza Mirmiła, który z zapalczywością godną lepszej sprawy rzucał się do przodu, niesiony porywem serca, by po chwili desperować w objęciach żony Lubawy, totalnie zawiedziony i zniszczony przez własne szaleństwa.
Podsumowując, „Język baklawy” to kawał świetnej, autobiograficznej prozy stawiającej niezwykle ważne pytania: o istotę naszej tożsamości, wagę więzi rodzinnych, patriotyzm (zupełnie inny od polskiego), przywiązanie do ziemi, okraszonej niezwykłymi kulinarnymi wspomnieniami. Diana Abu-Jaber pisze z humorem i swadą, z czułością dla swoich bohaterów, a przy tym niezwykle lirycznie, dając nam rzadką możliwość wglądu w dusze ludzi zagubionych na stykach totalnie różnych kultur.