W swojej kolejnej książce autor – „detektyw historii” z pasją ujawnia tajemnice zaginionych podczas drugiej wojny światowej skarbów kultury. Losy wielu z nich są tak poplątane i niewiarygodne, że przerastają jakąkolwiek literacką fikcję.
Tajemnice tajemnic
[Leszek Adamczewski „Skarby w cieniu swastyki” - recenzja]
W swojej kolejnej książce autor – „detektyw historii” z pasją ujawnia tajemnice zaginionych podczas drugiej wojny światowej skarbów kultury. Losy wielu z nich są tak poplątane i niewiarygodne, że przerastają jakąkolwiek literacką fikcję.
Leszek Adamczewski
‹Skarby w cieniu swastyki›
Druga wojna światowa unicestwiła – co wiadomo – miliony istnień ludzkich. Doprowadziła również do wielu zniszczeń. Ze słowem „wojna” kojarzą się nam najczęściej widoki spalonych i zburzonych budynków i niekończących się gruzowisk w krajobrazie miast. Rzadko jednak zdajemy się pamiętać, że w latach 1939-45 toczyła się także szeroko zakrojona zacięta wojna o skarby kultury. Tyle, że rozgrywała się w ukryciu, w podziemiach kościołów, bankowych skrytkach, muzealnych magazynach - zawsze w ścisłej tajemnicy. Hitlerowskie wojska, wkraczając do kolejnych państw, bez skrupułów rabowały cenne przedmioty, nie tylko złoto, ale dzieła sztuki i wartościowe dokumenty. Wywożono je do Niemiec, ukrywano, a także – niestety – bezpowrotnie niszczono.
„Skarby w cieniu swastyki” przypominają nam, jak bardzo w tej okrutnej wojnie o kulturę ucierpiał nasz kraj. Co więcej, Polska poniosła nieodwracalne straty nie tylko ze strony hitlerowskich Niemiec. Po wyzwoleniu równie bezkarnie i bezpardonowo grabili nasze skarby radzieccy żołnierze. W latach 1944-45, gdy przez Polskę przetaczał się wojenny front, nasze ziemie były nawet terenem swoistej konfrontacji między Niemcami a Związkiem Radzieckim: kto pierwszy dotrze do cennych przedmiotów, komu uda się je szybciej wywieźć w głąb swojego kraju. Można zatem powiedzieć, że polska kultura po drugiej wojnie światowej znajdowała się nie tylko w cieniu swastyki, ale także – w cieniu radzieckiego sierpa i młota.
Losy opisanych w książce dzieł sztuki są zawikłane i mają różne zakończenia. Są obiekty stracone bezpowrotnie, bo istnieją dowody na to, ze zostały zniszczone. W przypadku innych – można mówić tylko o przypuszczeniach i hipotezach. O niektórych z kolei wiadomo, że istnieją, ale są trudności z ich odzyskaniem. Czasem zdarza się, że plotka o ukrytych skarbach jest bez pokrycia, że nigdy żadnego wielkiego skarbu nie było, ale legenda żyje własnym życiem. A może już go nie ma, a ślady po wydobyciu kosztowności starannie zatarto?
Są też i dobre zakończenia. Tak jak powrót do Polski oryginału obrazu Cranacha Starszego „Madonna pod jodłami”. Malowidło zostało nam oficjalnie zwrócone w 2012 roku. Szkoda jednak, że podczas przygotowania drugiego wydania nie uaktualniono tekstu książki w związku z tym doniosłym faktem. Identycznie jak w jej pierwszym wydaniu z roku 2010 czytamy, że „Losy oryginału obrazu Cranacha nadal okrywa mgła tajemnicy (…) Kto jest jego właścicielem, praktycznie do dziś nie wiemy”. Dodanie informacji o szczęśliwym powrocie tego obrazu do kraju jedynie na okładce to czysta niefrasobliwość ze strony autora i wydawcy. Historycy oceniają przecież, że „Madonna pod jodłami” jest najważniejszym z odzyskanych po 1989 r. dzieł sztuki utraconych w wyniku II wojny światowej, zatem dopisanie dalszego ciągu jego historii w książce o takiej tematyce to po prostu obowiązek!
Z lektury książki Leszka Adamczewskiego dowiemy się – między innymi - o dramatycznych losach ołtarza w krakowskim kościele Mariackim, prześledzimy dzieje rękopisu naszego hymnu narodowego. Odwiedzimy wiele polskich miast: Szczecin, Gdańsk, Wrocław, Elbląg. Ze zdziwieniem okryjemy, ile tajemnic kryje – zresztą do dzisiaj – wiele innych miejscowości. Autor nie ogranicza się jedynie do Polski: poświęca dużo miejsca na przykład na opisanie tajemnicy Bursztynowej Komnaty, dodając bardzo zaskakujący finał, zupełnie zresztą prawdopodobny.
Książka napisana jest żywo i barwnie, choć czasami możemy się zagubić w gąszczu dat, nazwisk, nazw miejscowości i faktów. Nie ułatwiają lektury dygresje i nagłe cięcia wątków w wielu miejscach. Może zmęczyć nas częste przeskakiwanie do wydarzeń rozgrywających się w innym czasie. Nie ma jednak wątpliwości, że Leszek Adamczewski ma dar dzielenia się z czytelnikiem swoją wiedzą, a także ciekawością świata i pasją, którą widać też w postaci zamieszczonych w książce zdjęć ilustrujących przebieg narracji. Wiele z nich zostało zrobionych osobiście przez autora. Oprócz nich jest też wiele fotografii archiwalnych. Nie do końca zadowala jednak stan techniczny wielu z nich.
Zaginionych skarbów poszukuje się nadal. Tutaj druga wojna światowa jeszcze się nie skończyła i prawdopodobnie nie zakończy się nigdy. Paradoksalnie jednak, w miarę upływu czasu, tajemnic nie ubywa. Wręcz przeciwnie. Dzieje się tak, że umierają, niestety, świadkowie tamtych wydarzeń, osoby, które coś o miejscach przechowywania skarbów mogliby opowiedzieć. I tak jednak ze „Skarbów w cieniu swastyki” dowiemy się naprawdę dużo. Przede wszystkim – tego, że nasze wojenne straty obejmują również dzieła sztuki, archiwalia i zbiory biblioteczne o unikatowej wartości artystycznej i historycznej oraz niemożliwej do oszacowania wartości materialnej.