Druga wojna dawno już się zakończyła, ale nadal odtwarzane są jej nieznane epizody. Teksty reporterskie tworzące tom „Berlińskie wrota” odsłaniają niejedną wojenną tajemnicę skrywaną na terenach wokół Odry. Autor koncentruje się głównie na etapie tuż przed rozpoczęciem decydujących walk o stolicę Niemiec.
Dziedzictwo czasów wojny
[Leszek Adamczewski „Berlińskie wrota” - recenzja]
Druga wojna dawno już się zakończyła, ale nadal odtwarzane są jej nieznane epizody. Teksty reporterskie tworzące tom „Berlińskie wrota” odsłaniają niejedną wojenną tajemnicę skrywaną na terenach wokół Odry. Autor koncentruje się głównie na etapie tuż przed rozpoczęciem decydujących walk o stolicę Niemiec.
Leszek Adamczewski
‹Berlińskie wrota›
Tytułowa Nowa Marchia to ziemie pogranicza zachodniopomorsko-wielkopolskiego o bogatej historii sięgającej czasów wczesnego średniowiecza. Po drugiej wojnie światowej większość jej obszaru (z wyjątkiem miasta Cottbus) znalazła się na terytorium Polski, wchodząc w skład województw: lubuskiego i zachodniopomorskiego. Podczas wojny teren ten miał ogromne znaczenie strategiczne: jego zdobycie przez Armię Radziecką otwierało prostą drogę na Berlin. Po zakończeniu drugiej wojny światowej wiele się na tych ziemiach zmieniło. Na tym terenie, po 1945 objętym przez administrację polską, dokonała się „narodowościowa wymiana” – na miejsce wysiedlanych Niemców przybywali Polacy z terenów wschodnich kresów.
„Berlińskie wrota” to kolejna już książka w dorobku Leszka Adamczewskiego, wytrawnego reportera i tropiciela tajemnic drugiej wojny światowej. Autor opisuje w niej liczne epizody, które pod koniec wojny rozegrały się na terenie Nowej Marchii. Nie jest to w żadnej mierze sucha rozprawa historyczna, ale barwna i obfitująca w zaskakujące dramatyczne szczegóły seria reporterskich opowieści.
Teksty powstały na podstawie historycznych ustaleń, relacji świadków (do większości z nich docierał na przestrzeni lat sam autor) oraz licznych wizyt Leszka Adamczewskiego w opisywanych miejscach. Dodaje to wszystkim tekstom unikalnego akcentu osobistego. Cennym elementem są w książce liczne fotografie – zarówno historyczne, jak i te wykonane przez autora. Stanowią one istotnie uzupełnienie i dopowiedzenie tego, co znajdujemy w tekstach.
Adamczewski urodził się w Szczecinie, studiował i pracował w Poznaniu – znakomicie wyczuwa więc klimat polsko-niemieckiego pogranicza, skazanego w ciągu ponad tysiąca lat na trudne sąsiedztwo, czego bolesnym „ukoronowaniem” była druga wojna światowa. Bliskie autorowi są osobiste przeżycia mieszkańców tych ziem i ich ówczesne niepokoje. Na niemiecko-polskie pogranicze wdziera się też bezlitośnie radziecki „wyzwoliciel” – Leszek Adamczewski w wielu miejscach w swojej książki podkreśla brutalność żołnierzy Armii Czerwonej przypominając, że rabunek i gwałt był ich niechlubnym „znakiem firmowym”.
Tzeba pamiętać, że ogromna część kulturowego dziedzictwa na opisywanych przez autora terenach została zniszczona za sprawą idących na Berlin jak burza wojsk radzieckich. Tak stało się z Gorzowem Wielkopolskim zniszczone zostało Guben i Krosno Odrzańskie. Zrównane z ziemią mniejsze wsie czy spalone mosty na zawsze zmieniły krajobraz tych ziem, podzielonych nie tylko za sprawą rzeki, ale również za sprawą ustalonej odgórnie przez wielkie mocarstwa granicy polsko-niemieckiej.
Wyobraźnię wielu osób, nawet tych, które niespecjalnie interesują się historią, rozpalają opowieści o poniemieckich skarbach, które rzekomo nadal czekają na odkrywców. Niejedną taką historię znajdziemy w „Berlińskich wrotach”. Swój zaginiony skarb miał Landsberg – Gorzów, kosztowności miały też podobno być schowane pod gubińskim kościołem farnym. Być może są to opowieści spod znaku „złotego pociągu”, na temat których sceptycy mają oczywiście swoje zdanie, ale nie zawadzi przecież przeczytać tych historii z zastrzeżeniem, że skoro nie wiemy czegoś na pewno, to nic nie jest przesądzone. Nieodparty jest poza tym urok pióra Leszka Adamczewskiego, piszącego zawsze z zaangażowaniem i pasją – oraz stawiającego w rozsądnym miejscu granicę spekulacji i hipotez.
Nie wszystkie skarby Nowej Marchii zostały bezpowrotnie zaginione. Rozdział „Witraże wróciły do Marienkirche” opowiada nam o pewnym szczęśliwym zakończeniu. Kościół we Frankfurcie nad Odrą został zniszczony na tyle dotkliwie, ze dopiero niedawno zdołano go odrestaurować. Od 2002 roku można w nim podziwiać zabytkowe unikalne witraże, które zrabowali Rosjanie podczas wojny, a niedawno zwrócili.
Tropicieli mniej znanych epizodów z czasów drugiej wojny światowej zainteresuje z pewnością tekst pt. „Człowiek, który wstał z grobu” o wizycie Hitlera na froncie wschodnim (w Bad Freienwalde) w marcu 1945 roku. Był to jeden z jego ostatnich wyjazdów poza Berlin. Co ciekawe, ze względu na widoczne złe samopoczucie Führera, hitlerowska propaganda bardzo niechętnie i wyrywkowo odnotowała ten fakt, zamiast wzmacniać morale Niemców obecnością „ukochanego przywódcy” wśród żołnierzy.
Jestem przekonana, że niejeden mieszkaniec wymienionych w „Berlińskich wrotach” miejscowości ze zdziwieniem odkryje, ile niezwykłych rzeczy rozegrało się na tych ziemiach podczas drugiej wojny światowej, ile pozostało po niej śladów, jak zawiłe są tropy historii. To doskonały punkt wyjścia, by dalej poznawać i zgłębiać historyczne dziedzictwo zamieszkiwanych przez siebie terytoriów. Tym bardziej cenna to inspiracja, gdyż – jak wiemy – lata Polski Ludowej nie sprzyjały poznawaniu prawdy o trudnych czasach wojny na terenach wchodzących w skład tak zwanych „Ziem Odzyskanych”.
„Berlińskie wrota” pozostawiły mnie z jeszcze jedną refleksją. Chodzi o namacalne ślady drugiej wojny światowej, które są jeszcze widoczne szczególnie na terenach opisywanych w niniejszej książce. To liczne pozostałości tego, co Leszek Adamczewski nazywa w książce „architekturą śmierci”: sztolnie, tunele, lochy, piwnice, zapomniane, zrujnowane fabryki, magazyny, fortyfikacje, betonowe konstrukcje. To „świat, który pozostawił po sobie hitleryzm”, jak ujmuje to autor. Świadectwo strasznych czasów wojennego przemysłu, nastawionego na szerzenie śmierci. Zbyt kosztowna byłaby ich likwidacja. I dlatego te budowle do dziś niszczeją, straszą, szpecą, lecz inspirują do historycznych badań lub poszukiwania skarbów. To także smutny krajobraz naszego kraju, odziedziczony po okrutnych latach wojny.