Przewodniczący Parlamentu Europejskiego nie kryje swojego euroentuzjazmu, ale też jest krytyczny wobec wielu aspektów Unii Europejskiej. Martin Schulz diagnozuje najważniejsze źródła kryzysu na naszym kontynencie i analizuje rozliczne uwarunkowania polityczne i gospodarcze Europy. W przyszłość patrzy z umiarkowanym optymizmem.
„Byliście przed 70 laty na dnie”
[Martin Schulz „Skrępowany olbrzym. Ostatnia szansa Europy” - recenzja]
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego nie kryje swojego euroentuzjazmu, ale też jest krytyczny wobec wielu aspektów Unii Europejskiej. Martin Schulz diagnozuje najważniejsze źródła kryzysu na naszym kontynencie i analizuje rozliczne uwarunkowania polityczne i gospodarcze Europy. W przyszłość patrzy z umiarkowanym optymizmem.
Martin Schulz
‹Skrępowany olbrzym. Ostatnia szansa Europy›
„Skrępowany olbrzym” został napisany z myślą o ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ostatnie lata w Unii Europejskiej to walka ze skutkami kryzysu finansowego, ale też i z następstwami kryzysu zaufania wewnątrz jej samej. Maleje poparcie dla integracji europejskiej w wielu krajach, coraz wyraźniejsze są głosy eurosceptyków, nawołujących do tego, by dać sobie spokój ze zjednoczoną Europą i skupić się na ochronie narodowych interesów.
Martin Schulz jest krytyczny, polemiczny i racjonalny w dyskusji z tymi, którzy reprezentują odmienne stanowisko. Książka którą napisał, nie jest fachową politologiczną rozprawą, naszpikowaną europejskim żargonem, ale czymś do przeczytania przez wszystkich, którym nie są obojętne obecne rozstrzygnięcia i przyszłe losy Europy. Błędem byłoby jednak odczytać „Skrępowanego olbrzyma” jako pean pod adresem Unii Europejskiej. Martin Schulz jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, w pełni przekonanym do sensu współdziałania na rzecz idei zjednoczonej Europy. Jego euroentuzjazm bierze się przede wszystkim z jego osobistych doświadczeń: dorastał na pograniczu niemiecko-holendersko-belgijskim i wiele razy przekonywał się, że otwarte – dosłownie i w przenośni – granice niosą dla wszystkich dużo więcej korzyści, niż granice zamknięte, otoczone żołnierzami i zasiekami.
Jednak „Skrępowany olbrzym”, choć chwilami nie jest wolny od laurkowego stylu, bałwochwalczym peanem na pewno nie jest, bowiem Martin Schulz jest wobec wielu aspektów funkcjonowania Unii Europejskiej bardzo krytyczny. Potrafi wskazać te dziedziny działalności, które nadal pozostawiają wiele do życzenia. Ważnym elementem tej książki jest przybliżenie wielu mechanizmów działania instytucji europejskich. Często mamy o nich błędne pojęcie i niesłusznie interpretujemy sposoby ich działania (by wspomnieć na przykład procedury ujednolicania standardów). Autor przytacza także wiele ciekawych przykładów z doświadczeń wielu europejskich krajów. Jako Niemiec, bardzo ostrożnie pisze też o rozwiązaniach w swoim kraju, nie narzucając swojego stanowiska, nie forsując za wszelką cenę niemieckiego punktu widzenia.
Poddając krytycznej analizie ideę Unii Europejskiej, autor przekonuje, jak kruchy jest obecny stan rzeczy na naszym kontynencie. Nadal realne jest niebezpieczeństwo, że unijna idea poniesie porażkę. Często słychać głosy, że wychodząc z Unii kraje radziłyby sobie dużo lepiej. Martin Schulz idzie tym tropem, przedstawiając kilka możliwych scenariuszy rozwoju dla Europy i racjonalnie analizując perspektywy rozpadu Unii, jako rzekomo niepotrzebnej nikomu instytucji. Daje tu wyraźny sygnał: czym innym jest narzekać na Unię i w duchu populizmu krzyczeć „wyjdźmy z niej”, a czym innym jest rzeczywiście uczynić ten krok. To rozróżnienie bardzo istotne, bo trzeba sobie uświadomić, że całkowita niezależność jest właściwie fikcją, zwłaszcza dzisiaj, w dobie globalizacji. Poza tym nawet jeśli państwa wypowiedziałyby umowy obowiązujące w Unii, to i tak są związane innymi traktatami niezależnymi od europejskich, by wspomnieć tylko Kartę Narodów Zjednoczonych, Ogólną Deklarację Praw Człowieka i inne umowy międzynarodowe. Czy można wyobrazić sobie europejskie państwa negujące to wszystko?…
Autor zauważa, że konsekwencje rzeczywistego opuszczania szeregów Unii mogą być nieprzewidywalne – czy tego znów chcielibyśmy na naszym kontynencie? W miejsce euro powróci koszmar eksporterów: waluty narodowe, a państwa ponownie przestaną ufać sobie nawzajem i zamkną się przed obcymi obywatelami, którzy będą musieli podróżować z paszportami, wizami i poddawać się kontroli na granicach (jak szybko my w Polsce zapomnieliśmy o tych niedawnych jeszcze uciążliwościach!) Wszystko to podszyte odradzaniem się tępego, nietolerancyjnego nacjonalizmu, który ponownie może spustoszyć Europę. Ale najważniejszą stratą dla naszego kontynentu byłoby to, że w konfrontacji ze światowymi mocarstwami i z wyzwaniami globalizacji każde europejskie państwo osobno znaczyłoby niewiele. Natomiast Europa mówiąca jednym głosem, będzie się liczyć na arenie światowej, inspirując przy tym innych, by podążać drogą demokracji i przestrzegania praw człowieka.
Dla Martina Schulza najlepszym rozwiązaniem wydaje się wewnętrzna reforma Unii Europejskiej, oddolne inicjatywy, skierowane na uzdrowienie, ale nie na likwidowanie europejskich instytucji. Autor nie kryje także, że w Unii trzeba także minimalizować neoliberalne wpływy, otwarcie nazywając błędami podejmowanie takich decyzji, jak deregulacja i liberalizacja. Zbyt duży jest wpływ sektora bankowego, oderwanego zresztą pod wieloma względami od rzeczywistości, zorientowanego wyłącznie na własny zysk.
Bodaj najcenniejszym przesłaniem, jakie możemy odczytać w tej książce jest refleksja: my, Europejczycy nie doceniamy siły Unii Europejskiej. Choć oczywiście nie brak głosów o „brukselskim totalitaryzmie” i biurokracji, to jednak fenomen Unii Europejskiej można dostrzec przede wszystkim w konfrontacji z innymi kontynentami, z innymi kręgami cywilizacyjnymi. Wtedy można dostrzec, jak kruche są wolność, dobrobyt, pokój i fizyczne bezpieczeństwo – nie są one wcale tak oczywiste, jak my w Europie sądzimy. Martin Schulz przekonuje: atrakcyjność Unii najlepiej widać z oddali, stamtąd, gdzie panuje niedobór wszystkich tych wartości, które my w Europie niefrasobliwie traktujemy jako dane raz na zawsze. Nie doceniamy przewidywalności i potencjału, który mamy, nie widzimy siły „skrępowanego olbrzyma”, jakim jest Europa, dzięki której możemy kształtować rzeczywistość na całym świecie.
Martin Schulz uświadamia, jak wielu ludziom trudno spoza naszego kontynentu zrozumieć to, że my, Europejczycy nie jesteśmy z naszych dokonań dumni. „Byliście przed 70 laty na dnie. Całkowicie zniszczeni i powiązani z waszymi sąsiadami dziedziczną wrogością. Przez pokolenia zabijaliście się nawzajem, uciskaliście i poniżaliście. A potem powstawaliście, ponieważ wiele zrobiliście prawidłowo i wyciągnęliście naukę z waszych błędów.” Czy naprawdę to mało, aby nadal wierzyć w powodzenie europejskiego eksperymentu? Jeśli nie wszystko jeszcze w nim dobrze funkcjonuje, tym więcej trzeba włożyć wysiłku, by to poprawić.