Bohaterem ponadczasowego „Procesu” Franza Kafki jest Józef K. To piękne wydanie książki ma jeszcze jednego bohatera: jest nim Bruno Schulz, autor ilustracji oraz tłumacz, jak podaje wydawca. Ale… czy na pewno Schulz przełożył „Proces”?
„Proces” i zagadka jego przekładu
[Franz Kafka „Proces” - recenzja]
Bohaterem ponadczasowego „Procesu” Franza Kafki jest Józef K. To piękne wydanie książki ma jeszcze jednego bohatera: jest nim Bruno Schulz, autor ilustracji oraz tłumacz, jak podaje wydawca. Ale… czy na pewno Schulz przełożył „Proces”?
O twórczości Franza Kafki pisano wiele: fascynująca, wpływowa, zagadkowa. Jego dzieła są w historii literatury niepowtarzalnym i osobnym zjawiskiem. Należą do ważniejszych dzieł klasyki literatury XX wieku i trudno sobie bez nich wyobrazić współczesną literaturę. A niewiele brakowało, by tak było. Autor zadysponował, żeby po śmierci spalić jego niewydane za życia rękopisy. Jego przyjaciel tej woli nie spełnił. „Proces” został wydany pośmiertnie.
Trud odczytywania i interpretacji tekstów pisarza z Pragi podejmują na nowo kolejne pokolenia literaturoznawców i krytyków. Po utwory Franza Kafki chętnie też sięgają czytelnicy, którzy w bogatej i niepokojąco wieloznacznej symbolice znajdują odpowiedzi na istotne egzystencjalne pytania. Widzą też niepokojącą antycypację dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Czy tylko? Czy rzeczywistość XXI wieku nie staje się coraz bardziej podobna do kafkowskiego groteskowego i zawikłanego świata, gdzie człowiek miota się w zderzeniu z niezrozumiałą, przerastającą go, chwilami absurdalną, rzeczywistością?
W „Procesie” bohaterem, doświadczającym bolesnego zetknięcia się ze światem jest Józef K., który „mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany”. Został postawiony przed sądem i skazany. Jaka jest jego wina? Został zniszczony przez instytucję z jej wszystkimi niezrozumiałymi procedurami i bezdusznymi urzędnikami. Cóż za bezsens. Jan Tomkowski pisze o bohaterze „poruszającym się bezradnie w świecie dotkniętym klęską racjonalnego myślenia”
1).
Kafkowski świat nie jest racjonalny i nie ma w nim czytelnych reguł. To poczucie pogłębia jeszcze fakt, iż „Proces” nie jest w pełni ukończonym dziełem. Między ósmym a dziewiątym rozdziałem pozostała na zawsze luka – i jest to jedna z najbardziej intrygujących zagadek dwudziestowiecznej literatury.
W utworach Kafki powtarza się ten sam model sytuacji „kafkowskiej”, człowieka pozostawionego samemu sobie, całkowicie bezsilnego w obliczu reszty świata. Ta przeraźliwa samotność ma swoje źródło w przeżyciach samego autora, przez całe życie zmagającego się z poczuciem izolacji i wyobcowania. Ten motyw twórczości zainspirował późniejszych XX-wiecznych filozofów, przyczyniając się do powstania nośnego i inspirującego nurtu egzystencjalizmu.
„Proces” Franza Kafki został przetłumaczony na język polski w 1935 roku, w dziesięć lat po pośmiertnym wydaniu. I tu okazuje się, że historia polskiego przekładu tego utworu jest niemniej zagadkowa niż samo życie i twórczość Franza Kafki. Wydawca wskazuje Brunona Schulza jako tłumacza powieści, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że tak jednak nie jest. W „Dziejach literatury powszechnej” Jana Tomkowskiego znajdujemy zdanie: „Przekład, firmowany nazwiskiem Brunona Schulza, jest w rzeczywistości dziełem narzeczonej pisarza”
2). W kalendarium życia i twórczości Brunona Schulza, którego autorem jest znawca jego życia i twórczości Jerzy Ficowski czytamy, że w 1935 roku Schulz udzielał pomocy narzeczonej w pracy przekładowej nad powieścią Franza Kafki „Proces”
3). Jest rzeczą oczywistą, że udzielanie pomocy w pracy przekładowej nie może być tożsame z pełnym i wyłącznym autorstwem przekładu.
Wszystko zatem wskazuje na to, że „Proces” nie ma polskiego tłumacza, ale tłumaczkę – Józefinę Szelińską, narzeczoną Brunona Schulza przez cztery lata. Była absolwentką Uniwersytetu Lwowskiego, gdzie uzyskała doktorat, a następnie zajmowała się pracą nauczycielską (także tajnym nauczaniem w okresie okupacji). Po wojnie zamieszkała w Gdańsku, gdzie była dyrektorem biblioteki tamtejszej WSP. Po 1968 roku straciła stanowisko kierownicze. W 1991 roku, w wieku 86 lat zmarła śmiercią samobójczą. Postać Józefiny Szelińskiej została sportretowana przez Agatę Tuszyńską w pierwszym numerze pisma „Schulz/Forum”, opublikowanego w 2012 roku
4). Józefina była jedyną kobietą, której Schulz zaproponował małżeństwo. Młodsza od niego o czternaście lat. Rozstali się, bo Schulz nie był w stanie wyprowadzić się z Drohobycza i porzucić swojej niezależności („los artysty musi się wytlić w samotności”). Był całkowicie zaprzedany swojej twórczości. W tekście Agaty Tuszyńskiej także znajduje się wzmianka o Szelińskiej jako autorce przekładu „Procesu”.
Józefa Szelińska jest więc, obok Franza Kafki i Brunona Schulza, trzecią bohaterką tego niezwykłego wydania „Procesu”. Być może doczekamy się kiedyś edycji ze wstępem wydawcy, przedstawiającym sylwetkę tłumaczki oraz historię autorstwa polskiego przekładu, bez wątpienia fascynującą. Wiele było już podobnych kobiecych „coming outów”, gdy zza nazwisk wybitnych mężczyzn wychylały się po latach rzeczywiste autorki ich sukcesów: by wspomnieć tylko Rosalind Franklin, która wraz z Watsonem i Crickiem odkryła podwójną helisę DNA, a przez lata całkowicie pomijaną w historii nauki albo Heidi Toffler, dopiero po jakimś czasie ujawnioną współautorkę poczytnych futurologicznych książek męża Alvina.
Niniejsze wydanie utworu Franza Kafki zostało zilustrowane znakomitymi rysunkami Brunona Schulza, udostępnionymi wydawcy przez Muzeum Literatury w Warszawie. Dość powiedzieć, że idealnie współgrają z klimatem powieści. Wydają się złożone tyko z samych emocji, a nie kresek i czarno-białych światłocieni. Rozedrgane, szkicowane jakby w pośpiechu lub w stanie wewnętrznego niepokoju. Dzięki nim emocjonalne przeżycia towarzyszące lekturze są dużo głębsze i niezapomniane. O ile już sam „Proces” jest ksiązką do czytania na całe życie, to niniejsze ilustrowane wydanie jest nią jeszcze bardziej.
Od siebie dodam, że niezmiernie mi się kiedyś spodobała ekranizacja Orsona Wellsa.
Nie jestem maniaczką filmów - mam wrażenie, że już od paru miesięcy nie obejrzałam żadnego, a już w szczególności nie ruszają mnie stare, czarno białe - ten natomiast zrobił duże wrażenie. Ma niesamowity klimat. Tak go przynajmniej pamiętam. Co ciekawe, reżyser zmienił zakończenie - może niedużo ale wydźwięk jest inny. Warto zobaczyć.