Drugi tom rodzinnej sagi o żydowskiej rodzinie kupieckiej z Frankfurtu, „Dzieci z Alei Rothschildów” to proza najwyższej próby. Ciepłe, pełne realizmu rodzinne sceny przenikają się z atmosferą narastającej w Niemczech grozy w latach 20. i 30. XX wieku. W powieści Stefanie Zweig nie ma przemilczeń na temat przeszłości jej kraju.
Życie rodzinne w cieniu swastyki
[Stefanie Zweig „Dzieci z alei Rothschildów” - recenzja]
Drugi tom rodzinnej sagi o żydowskiej rodzinie kupieckiej z Frankfurtu, „Dzieci z Alei Rothschildów” to proza najwyższej próby. Ciepłe, pełne realizmu rodzinne sceny przenikają się z atmosferą narastającej w Niemczech grozy w latach 20. i 30. XX wieku. W powieści Stefanie Zweig nie ma przemilczeń na temat przeszłości jej kraju.
Stefanie Zweig
‹Dzieci z alei Rothschildów›
Z bohaterami książki żal było się rozstawać już w pierwszym tomie sagi o rodzinie Sternbergów, przyzwoitych ludziach, u których życie toczyło się harmonijnie i zgodnie z mieszczańskimi wartościami. Byli to także niemieccy patrioci, lojalni wobec ojczyzny, choć po zakończeniu I wojny światowej dominowało u nich poczucie straty po poległym w pierwszych miesiącach wojny najstarszym synu. Pamiętamy też, że książka kończy się przyjęciem pod dach Sternbegów małej Anny, półsieroty – i to raczej nie był przypadek, że witając się z nimi, miała identyczną sukienkę i taką samą lalkę, co jej rówieśnica Victoria Sternberg.
Druga część czterotomowego cyklu Stefanie Zweig rozpoczyna się w 1926 roku. To okres, w którym w Niemczech przybrały na sile ataki antysemickie. Jeszcze w czasach cesarskich mówiono o Żydach jako o „równych między równymi”. Po I wojnie nie pozostało nic – stali się kozłami ofiarnymi, przypisywano im odpowiedzialność za klęskę Niemiec, inflację, głód i bezrobocie. Było to szczególnie bolesne dla ojca rodu, Johanna Isidora, który kochał Niemcy „każdym włóknem swego serca”.
Na trudne realia w kraju nakładają się jeszcze niełatwe sprawy rodzinne. Daje się odczuć powiew nowych czasów, nowego systemu wartości. Dzieci Sternbergów odchodzą od mieszczańskich ideałów, dzieje się to nie w formie buntu, ale naturalnego odchodzenia od pokoleniowych wzorców – tak po prostu się układa, młodzi płyną z prądem życia. Erwin prowadzi egzystencję wyzwolonego artysty w Berlinie, Clara ma nieślubną córkę, zaś Victoria przeżywa dramat swojego życia. Stefanie Zweig nie ukrywa, jak bardzo krzywdzące dla kobiet były okowy ówczesnej moralności. I zrównuje ich bezgraniczne cierpienia z traumatycznymi przeżyciami wojennymi mężczyzn: „Trudno mi sobie wyobrazić, żeby wojna mężczyzn była czymś gorszym niż strach kobiet”, konstatuje Victoria, w obliczu szeregu konieczności, które wyznacza jej płeć. Warto dostrzec ten pełen siły i świeżości kobiecy (nawet – feministyczny) głos w niemieckiej prozie XX wieku, zdominowanej przecież przez doświadczenia mężczyzn.
Choć mieszkańcy Frankfurtu niechętnie i niespiesznie przyjmowali do wiadomości zmianę politycznych wiatrów, i do nich docierają nowe czasy – krokiem młodzieńców, maszerujących w grupach z bojowymi pieśniami na ustach. Nacjonaliści wszczynali burdy, zdarzały się pobicia i szykany – najczęściej pod adresem osób żydowskiego pochodzenia lub tych, którzy sprzeciwiali się rosnącemu terrorowi. Nasilały się bojkoty sklepów, normą stało się zdejmowanie z programów teatrów i filharmonii dzieł „wiadomych” artystów. Żydów usuwano z uczelni i szkół, wyrzucano ich z pracy.
To wszystko jest udziałem rodziny Sternbergów. Jak długo jeszcze Johann Isidor będzie mógł bez przeszkód prowadzić swoje trzy sklepy i wydawnictwo? Najmłodsze córki mają w szkole wspaniałe koleżanki, jedna zaprasza nawet Alice na wspólną wyprawę do Paryża, ale zmienia plany, nie kryjąc, że woli towarzystwo rówieśnic „swojego wyznania”. Jak żyje się w takiej dotkniętej ostracyzmem rodzinie, w której córki nie mogą kontynuować nauki, a nad ojcem wisi groźba utraty środków utrzymania? Widzimy, ile zdrowia kosztuje Johanna Isidora cała sytuacja. Traci nadzieję, traci siły, ale nie traci wsparcia swojej rodziny.
Znaczenie rodzinnych więzi pokazane jest tutaj przez Stefanię Zweig z całą wyrazistością. Wszyscy trzymają się razem i wiedzą, że mogą na siebie wzajemnie liczyć. Siłą rodziny jest to, że wszyscy spotykają się na uroczystościach, kultywują swoje tradycje i próbują żyć tak, jakby nie było na ulicach swastyk, zamazanych czy wybitych sklepowych szyb, anonimów wyjmowanych ze skrzynek pocztowych, triumfalnych doniesień prasowych o instytucjach „już wolnych od Żydów”. Odmalowane w tym tomie rodzinne sceny są pełne ciepła, ale nie ma w nich ckliwości czy nadmiernej słodyczy. Pisarka wybiera bardzo pasujący tu ton ironii, często „przymrużając oko” do czytelnika. Sternbergowie komentują rozwój sytuacji z przekąsem, dowcipem i wielką dozą inteligencji. Są także łagodnie kąśliwi wobec siebie, co – paradoksalnie – dodaje im sił i nadziei. Z całą mocą jawi się nam tu wysoki poziom polskiego tłumaczenia książki. Eliza Borg wspaniale uchwyciła ten niepowtarzalny, ironiczno-zgryźliwy klimat całej powieści.
Wielką zaletą „Dzieci z Alei Rothschildów” (tak jak w pierwszym tomie) jest drobiazgowy wręcz realizm scen i wspaniale zarysowane postacie. Ileż możemy wyczytać z portretu epizodycznej postaci Theo Berghammera, dawniej serdecznego przyjaciela rodziny, a obecnie „dziarskiego nazisty w skórzanym płaszczu i o skrzekliwym głosie”. I ile wzruszeń przynosi nam Josepha, prowadząca dom Sternbergów. Odważna, zdroworozsądkowa, oddana bez reszty swoim chlebodawcom. „Po moim trupie”, oznajmia, gdy ukazuje się zarządzenie, aby „Aryjczycy” nie kalali się służbą w domach żydowskich rodzin.
W pierwszej części książki Sternbergowie musieli w pośpiechu wyjechać z wakacji w Baden Baden na wieść o wybuchu I wojny światowej. Teraz powraca tam Victoria ze swoimi dziećmi, by odetchnąć od codziennych zmagań z przerastającą wszystkich rzeczywistością. W Baden Baden Victoria spotyka Lilly Bär, przypadkową nieznajomą. Nie waham się powiedzieć, że sceny rozgrywające się w niemieckim kurorcie należą do najwybitniejszych i najbardziej żarliwych antynazistowskich deklaracji, jakie kiedykolwiek wyrażano w europejskich powieściach. Warto ponownie zwrócić uwagę – Stefanie Zweig daje dojść do głosu kobietom.
Przed nami jeszcze dwa tomy sagi o rodzinie z Alei Rothschildów, wyrażam wielką nadzieję, że również i one zostaną u nas wydane. Czy Sternbergowie przeczuwają, jaka będzie ich przyszłość? Młodzi na razie wiedzą, że w Niemczech nie ma dla nich przyszłości. I tu pojawiają się wątki autobiograficzne – Erwin i Clara z córką decydują się na krok, który był udziałem także Stefanie Zweig i jej rodziców. Scena pożegnania na frankfurckim dworcu jest tym bardziej wzruszająca, bo przecież wiemy, jak dalej potoczyły się losy wielu żydowskich rodzin, które zostały w Niemczech. I że jest to scena międzypokoleniowego pożegnania już na zawsze.
Nie czytajmy „Dzieci z Alei Rothschildów” wyłącznie jako powieści historycznej. To książka, niestety, jak najbardziej aktualna, o totalitarnych mechanizmach prania ludzkich mózgów, o zgubnej sile propagandy i konsekwencji zaniku krytycznego myślenia, gdy dajemy się uwieść powabnym ideologiom. Siła wyrazu tej prozy jest tym większa, bo przecież jej autorką jest Niemka żydowskiego pochodzenia. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko może się odrodzić, w każdym miejscu, w każdym czasie i każdych okolicznościach. To przede wszystkim dlatego Stefanie Zweig zdecydowała się napisać tę sagę, która była jednym z ostatnich dzieł jej życia.