Po raz trzeci wracamy na surową, zimną, wietrzną szkocką wyspę Lewis, po raz trzeci spotykamy się z jej mieszkańcami o usposobieniach korespondujących z lokalną pogodą. To już ostatnia wizyta na tej wyspie, bo „Jezioro tajemnic” domyka kryminalno-obyczajową trylogię Petera Maya.
Konrad Wągrowski
Wyspa Lewis nie lubi prostych rozwiązań
[Peter May „Jezioro tajemnic” - recenzja]
Po raz trzeci wracamy na surową, zimną, wietrzną szkocką wyspę Lewis, po raz trzeci spotykamy się z jej mieszkańcami o usposobieniach korespondujących z lokalną pogodą. To już ostatnia wizyta na tej wyspie, bo „Jezioro tajemnic” domyka kryminalno-obyczajową trylogię Petera Maya.
Dziękujemy sklepowi Virtualo.pl za udostępnienie e-booka (mobi) na potrzeby niniejszej recenzji.
Peter May
‹Jezioro tajemnic›
Peter May pisze swe książki jakby był rdzennym mieszkańcem wyspy Lewis. W rzeczywistości pochodzi z Glasgow, ale zimny i wietrzny kawałek szkockiego lądu musi go fascynować, skoro przeprowadził bardzo solidny
research na miejscu i mieszkańcom wyspy poświęcił całą trylogię, w której od wątków kryminalnych ważniejsze są społeczno-obyczajowe. W każdej z powieści w centrum jest pewien autentyczny wątek powiązany z Lewis. W „Czarnym domu” był to zwyczaj corocznych wypraw na wyspę An Sgeir w celu polowań na pisklęta ptaków Guga. W „Człowieku z wyspy Lewis” z kolei czarne karty z historii szkockiego Kościoła, związane z odsprzedażą wychowanków sierocińców do gospodarstwach rolnych, gdzie mieli stać się tanią siłą roboczą. W domykającym trylogię „Jeziorze tajemnic” (tytuł oryginalny jest ciekawszy i bardziej wieloznaczny: „Szachiści”) motywem bazowym jest znów autentyczna historia: tragedia jachtu „Iolaire”, którym w 1918 roku na wyspę Lewis wracali żołnierze z I wojny światowej. Jacht rozbił się na skałach podczas sztormu i ponad 200 osób, które miały szczęście przeżyć krwawy konflikt, nie miało już tego szczęścia podczas drogi powrotnej do domu, ginąc w lodowatej wodzie. Dramat „Iolaire” nie jest wydarzeniem jakoś mocno powiązanym z fabułą książki, raczej po prostu definiuje relację między głównymi bohaterami (przodek jednego z nich podczas katastrofy ocalił przodka drugiego) i gruntuje wizerunek wyspy Lewis jako miejsca o bolesnej i tragicznej przeszłości.
Fabuła książki znów prezentowana jest w dwóch płaszczyznach czasowych i podobnie jak w „Czarnym domu” narratorem jest Fin McLeod, były policjant, który po rodzinnej tragedii (śmierć syna) powraca na wyspę, gdzie próbuje układać sobie na nowo życie ze swą dawną miłością. Jak się okazuje – nie dane nam było do tej pory poznać pełnej przeszłości Fina. Dowiadujemy się więc, że w młodości był on członkiem ekipy technicznej folkowego zespołu muzycznego Solas, który zdobył niemałą popularność w całej Szkocji. Fin spotyka na wyspie dawnego znajomego, o przezwisku Whistler, który w przeszłości był również związany z zespołem, a obecnie prowadzi marną egzystencję kłusownika i jednocześnie walczy o prawo do opieki nad własną córką z jej ojczymem. Spotkanie z Whistlerem przypadkowo wiąże się z odkryciem pewnej tajemnicy – ruchy tektoniczne odsłaniają samolot zatopiony na dnie lokalnego jeziora. W środku znajdują się zwłoki kolejnej znajomej osoby – Roddy’ego Mackenzie, dawnego lidera zespołu, który zaginął podczas lotu kilkanaście lat wcześniej. Wszystko wskazuje, że nie doszło jednak do zwykłej katastrofy lotniczej – już pobieżna analiza zwłok wskazuje na to, że Mackenzie został zamordowany. By wyjaśnić sprawę, trzeba będzie oczywiście sięgnąć do dalekiej przeszłości, w której swe role odegrają Fin, Whistler, Roddy oraz piękna Mairead, wokalistka Solas.
„Jezioro tajemnic” w porównaniu z poprzednimi tomami trylogii Petera Maya zawiera najmniej obserwacji na temat społeczności wyspy Lewis. Wydaje się, że autor wszystko powiedział już wcześniej, w „Czarnym domu” i „Człowieku z wyspy Lewis”. Mała społeczność kieruje się surowymi zasadami, ludzie miewają trudne charaktery i łatwo popadają w konflikty, wyspa z jednej strony postrzegana jest jako miejsce, z którego za wszelką cenę chce się uciec, z drugiej jednak strony na zawsze determinuje charakter jej mieszkańców – do końca więc nigdy i nigdzie uciec z niej nie można. Dramatyczne zdarzenia z przeszłości wciąż wpływają na teraźniejszość. Wszystkie te fakty po raz kolejny zostają w książce podkreślone, kolejni jej bohaterowie stają się dowodami na postawione wcześniej tezy. Wyspa Lewis nie lubi prostych rozwiązań i szczęśliwych zakończeń.
Z drugiej strony „Jezioro tajemnic” ma chyba najlepszą intrygę kryminalną ze wszystkich części trylogii. Zagadka nie jest oczywista, tropy prowadzą w różnych kierunkach (temu służy też obszerna narracja retrospektywna, przedstawiająca kolejne zdarzenia z przeszłości Fina i reszty ekipy zespołu Solas), przewija się wiele postaci i wiele wątków. Po raz pierwszy więc w tym cyklu kryminał możemy czytać jako… kryminał. Kończąc książkę jesteśmy usatysfakcjonowani, ale czujemy jednak, że temat wyspy Lewis został już wyeksploatowany i nie ma potrzeby tam wracać.