Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mark Del Franco
‹Rzeczy niekształtne›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRzeczy niekształtne
Tytuł oryginalnyUnshapely Things
Data wydania11 marca 2011
Autor
PrzekładJarosław Grzędowicz
Wydawca Fabryka Słów
CyklConnor Grey
ISBN978-83-7574-346-3
Format384s. 125×195mm
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Magia z technologią w jednym stały domku
[Mark Del Franco „Rzeczy niekształtne” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jako kryminał „Rzeczy niekształtne” Marka Del Franco sprawdzają się nawet przyzwoicie. Gorzej jednak jest ze światem, w którym przyszło żyć druidowi-detektywowi.

Jarosław Loretz

Magia z technologią w jednym stały domku
[Mark Del Franco „Rzeczy niekształtne” - recenzja]

Jako kryminał „Rzeczy niekształtne” Marka Del Franco sprawdzają się nawet przyzwoicie. Gorzej jednak jest ze światem, w którym przyszło żyć druidowi-detektywowi.

Mark Del Franco
‹Rzeczy niekształtne›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRzeczy niekształtne
Tytuł oryginalnyUnshapely Things
Data wydania11 marca 2011
Autor
PrzekładJarosław Grzędowicz
Wydawca Fabryka Słów
CyklConnor Grey
ISBN978-83-7574-346-3
Format384s. 125×195mm
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Ciągle nie jestem pewny, czy uznać tę książką za tylko niezłą, czy aż niezłą. Z pewnością została napisana w sposób „modny”, jest to bowiem kryminał w kostiumie urban fantasy, mieszany z mitologią celtycką, zagrywkami rodem z kina noir i niewielką dawką humoru. W teorii melanż ten powinien zapewnić interesującą rozrywkę, jednak w praktyce… Cóż… Coś poszło nie tak.
Fabuła – przynajmniej w głównych zrębach – jest skonstruowana całkiem zgrabnie i potrafi wzbudzić zainteresowanie. W zaułkach jednej z podlejszych dzielnic Bostonu dochodzi do paskudnych morderstw, których ofiarami padają prostytuujące się męskie wróżki (tu słowo wyjaśnienia: wyposażone w skrzydła wróżki są tu ludzkich rozmiarów, zaś to, co zwykło się normalnie zwać wróżkami – czyli małe skrzydlate ludziki – tu nosi miano chochlików, co jest nieszczególnie szczęśliwym przekładem słowa „flit”). Mordercę próbuje wytropić druid, który po wypadku podczas jednego ze śledztw i utracie większości swoich mocy zdany jest głównie na pomoc zaprzyjaźnionego komisarza policji oraz szeregu fata, czyli posługujących się magią nie-ludzi, głównie wróżek i chochlików.
Sęk w tym, że przez dłuższy czas książkę czyta się jak po grudzie. Niby akcja posuwa się do przodu, niby pogłębiane są portrety psychologiczne postaci, niby świat dostaje coraz barwniejsze, gęstsze tło – ale to wszystko jest w pewien sposób tępe, pozbawione polotu i lekkości. Za mało też tutaj humoru, który mógłby rozładować niektóre zbyt długie czy nieprzesadnie porywające sekwencje. Po części wina w tym tłumacza, który nie umiał nadać przekładowi płynności, koncentrując się zamiast na potoczystości zdań – na niemal dosłownym przełożeniu ich zawartości (pomijam kiksy w rodzaju „skajlajt”). Po części natomiast wynika to z braków warsztatowych autora.
Te mniej poważne braki to między innymi przeciętna kreacja postaci, prowadząca do tego, że jedyne porządnie opisane i z łatwością wzbudzające sympatię osoby to przewijające się gdzieś na dalszym planie chochliki, zapominanie o umiejętnościach głównego bohatera, owocujące tym, że żyjący w normalnym świecie czytelnik potrafi szybciej wpadać na rozwiązania pewnych zagadek niż postać, dla której magia jest naturalnym żywiołem, a także nieumiejętność wiarygodnego odmalowania przedstawionego świata. Bo podczas lektury nieodparcie odnosi się wrażenie, że akcja dzieje się gdzieś w zapyziałych latach 1950., a nie w pełnych nowoczesności początkach wieku XXI. Owszem, można trafić na komputer, ale z kolei na przykład nikt nie ogląda telewizji. Więc nie wiadomo – czy telewizji nie ma, bo nie pasowała do koncepcji, czy też nie ma dlatego, że autorowi nie chciało się opisywać nikogo, kto by ją oglądał. Oprócz tego mało kto posługuje się bronią palną, mimo że najwyraźniej jest nadzwyczaj skuteczna w starciu z magią. Brakuje też tła, które w naturalny sposób pokazywałoby, że magia „weszła” między ludzi. Na ogół jedynymi osobami używającymi zaklęć czy magicznych amuletów są postaci biorące udział w toczonym śledztwie. Wszystko to powoduje, że nie do końca wiadomo, jak konkretnie wygląda opisywana rzeczywistość.
I tu pojawia się ta poważniejsza z wpadek, czyli pobieżna konstrukcja świata. Podstawowe założenie mówi, że gdzieś na początku XX wieku nastąpiła Konwergencja, czyli przeniesienie kawałka rzeczywistości magicznej w naszą. Odtąd ludzie żyli wspólnie z zassanymi spoza wymiaru elfami, krasnoludami, wróżkami i chochlikami. Jak ich obecność wpłynęła na nasz świat? Ano… nijak. Była sobie druga wojna światowa (zakończona w znany nam sposób), technologia też biegła zwyczajnym torem (są komputery, telefony komórkowe i wszelkie pozostałe udogodnienia), co więc się stało z magią, ponoć tak popularną i powszechnie stosowaną? Dlaczego nie wpłynęła na kształt naszej rzeczywistości (nie licząc ożywienia kamiennych gargulców)? Dlaczego nie zastąpiła niektórych wynalazków? No i co z druidami, którzy bynajmniej nie przybyli z magicznego świata, a są rodzimego pochodzenia? Czyżby przez całe tysiąclecia istniała na Ziemi najprawdziwsza magia? A jeśli tak – to w końcu opisywany świat to nasza Ziemia, zmieniona na początku XX wieku Konwergencją, czy też jakaś alternatywna rzeczywistość, w której magia zawsze była i Konwergencja dorzuciła jedynie do tygla trochę nowych ras?
W miarę lektury „Rzeczy niekształtnych” nabiera się coraz silniejszego wrażenia, że autora interesowało wyłącznie doplątanie magii do naszego świata, natomiast genezę zjawiska sobie odpuścił, uważając, że precyzyjna konstrukcja jest zbyt męczącą mordęgą i czytelnik powinien być zadowolony z tego, co dostał. No więc nie, nie każdy czytelnik będzie zadowolony z dziurawego jak sito świata, którego funkcjonowanie nie poddaje się podstawowym prawidłom logiki. Na szczęście będzie to bodło tylko co bardziej dociekliwe osoby, całej reszcie dostarczając w miarę interesującej rozrywki, bywają bowiem w tej książce sceny ładne, wzruszające czy lekko stawiające włosy na głowie. Nie ma co jednak się łudzić, że będzie to lektura niezapomniana, zwłaszcza że dalsze tomy – być może lepiej napisane i uszczelniające stworzony przez Del Franco świat – najwyraźniej nigdy już w Polsce nie wyjdą…
koniec
8 października 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.