Wyróżniona w tym roku Nagrodą Pulitzera „Kolej podziemna” Colsona Whiteheada wpisuje się w mocno obecny w amerykańskiej kulturze nurt rozliczeniowy z trudnymi rozdziałami historii kraju.
Uciekłam
[Colson Whitehead „Kolej podziemna” - recenzja]
Wyróżniona w tym roku Nagrodą Pulitzera „Kolej podziemna” Colsona Whiteheada wpisuje się w mocno obecny w amerykańskiej kulturze nurt rozliczeniowy z trudnymi rozdziałami historii kraju.
Colson Whitehead
‹Kolej podziemna›
Wybór Baracka Obamy na prezydenta USA, a następnie – kontrowersyjna kampania wyborcza obecnego prezydenta Donalda Trumpa, symbolika między innymi tych dwóch wydarzeń zainspirowały Amerykanów do otwartych dyskusji na temat trudnych kwestii związanych z historią i współczesnością Stanów Zjednoczonych. Nietrudno dostrzec, że przeszłość mocno wpływa na obecne realia: rasizm nie jest tam do końca „przepracowany”, a wiele problemów społecznych wynikających z tego powodu, nadal oczekuje na rozwiązanie.
„Kolej podziemna” to już szósta powieść Colsona Whiteheada, także – publicysty i wykładowcy akademickiego. Temat niewolnictwa w USA został już wiele razy opisany i w podręcznikach historii, i w literaturze pięknej (pierwszym wyraźnie słyszalnym głosem była, przypomnijmy, „Chata wuja Toma” Harriet Beecher Stowe, z połowy XIX wieku), stąd mogłoby się wydawać, że niewiele pozostaje już do dodania. Nic bardziej mylnego: historia zbiegłej z plantacji młodej niewolnicy Cory, którą opowiada nam autor, odsłania nowe wymiary okrucieństwa tego zjawiska, szokuje i prowokuje.
Babcię Cory przywieziono z Afryki. Matka, Mabel, urodziła się już na amerykańskiej plantacji. Tak samo jak później Cora. Najpierw od właściciela uciekła Mabel, co jest u dziewczyny źródłem frustracji i traumy, bo dorastała bez matki, z poczuciem odrzucenia. Po latach przyszła pora na ucieczkę Cory. Dziewczyna ma poczucie wolności w genach, poza tym bardzo chciałaby odszukać matkę. Po to, aby wykrzyczeć jej w twarz cały ból opuszczenia.
„Kolej podziemna” to czytelne nawiązanie do konwencji powieści drogi, motywu bardzo chętnie wykorzystywanego w literaturze amerykańskiej. Najsłynniejszym tytułem jest „W drodze” Jacka Kerouaca – i tak samo jak tamta książka sprzed dokładnie sześćdziesięciu lat, powieść Whiteheada wymierzona jest przeciwko realiom społecznym USA. Demaskuje ich obłudę i wskazując, że jest to zbrodniczy system, sankcjonujący nierówności i dyskryminację, odmawiający ludności kolorowej przyznania praw człowieka.
Jak to jest, gdy władzę nad twoim życiem ma ktoś inny? W każdej chwili może cię sprzedać, albo komuś innemu sprzedać twoje dzieci lub małżonka. Nigdy więcej ich już nie zobaczysz. Może cię bić do krwi, zatłuc na śmierć, torturować, gwałcić, głodzić. Wypalić na ciele znak – że jesteś jego własnością. Nie masz prawa do nauki, do wolnego czasu, gdy zachorujesz, nie zobaczy cię lekarz. Jesteś i do końca życia będziesz niewolnikiem lub niewolnicą – i to tylko dlatego, że masz czarną skórę. Colson Whitehead nie szczędzi bardzo realistycznych, chwilami okrutnych, rozsianych w licznych epizodach obrazów znęcania się nad zniewolonymi ludźmi przez ich białych właścicieli. Przypomina też między innymi o systemie przymusowej sterylizacji czarnych kobiet.
Te realia możemy znać już z innych źródeł, ale z pewnością dużo mniej znanymi wątkami zawartymi w „Kolei podziemnej” są opisy systemu kontroli i straszliwego terroru panującego w wielu stanach USA. Chodzi o uporczywe tropienie i wyłapywanie zbiegłych niewolników, to przez białych jest opanowane do perfekcji. Czarni to „robactwo”, które należy tępić, a schwytanych – oddawać prawowitym właścicielom. Gdy stawiają opór, trzeba nauczyć ich posłuszeństwa. Denuncjacja i egzekwowanie kar za ucieczki wyzwalało u „strażników porządku” najgorsze instynkty. Nie można oprzeć się wrażeniu, że te motywy „Kolei podziemnej” to również zawoalowana przestroga wobec naszych oczekiwań wobec porządku współczesnego świata: zobaczcie, co z ludzi robi ścisły system kontroli, jak zamienia ich w żądne krwi bestie. Jak świetnie wiadomo, zwolenników „ładu” i bezpieczeństwa (dla naszego dobra) nadal nie brakuje.
Najważniejsze są w „Kolei podziemnej” elementy realizmu magicznego, to właśnie one decydują o oryginalności i głębi wymowy tej powieści. Tytuł nawiązuje do rozbudowanego w czasach niewolnictwa systemu pomocy zbiegłym niewolnikom. Był to po prostu łańcuch ludzi dobrej woli – przewodników, właścicieli domów przechowujących u siebie ludzi, kurierów, łączników. Działali z narażeniem życia. Za jakąkolwiek pomoc niewolnikom groziły surowe kary. Kolej podziemna była drogą do lepszego świata, z ciemności ku światłu, z tunelu na powierzchnię. W oryginale dużo bardziej wyraziście brzmią metafory stosowane przez ludzi należących do sieci, ponieważ ich specyficzny slang właśnie wywodził się z terminologii kolejowej.
Colson Whitehead opisuje wydarzenia sprzed ponad stu pięćdziesięciu lat, ale my, czytelnicy z początku XXI wieku mamy tu pod powiekami obraz innej humanistycznej tragedii ludzkości: Holocaustu z okresu drugiej wojny światowej. Nieprzypadkowo widać w „Kolei podziemnej” liczne podobieństwa, zwłaszcza w rozdziale opisującym losy Cory w Karolinie Północnej. Obrazy są sugestywne i przejmujące. Jest terror śmierci i podziemna konspiracja przeciwko niemu. Chęć przeżycia za wszelką cenę. Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych i Holocaust w Europie zostają w powieści połączone symboliczną linią – smutna to konkluzja.
Autor powraca także pod koniec do postaci Mabel. Finał okaże się zaskakujący. Jak to w życiu – wiele rzeczy nie zawsze wygląda tak jak myślimy. Autor nie daje swojej bohaterce wytchnienia – ani też czytelnikowi. Nigdzie nie można przystanąć, nabrać głębiej powietrza, odpocząć. Im bliżej końca, tym bardziej zaczynamy się jednak zastanawiać: jak to możliwe? Ludzie ludziom. Usankcjonowany system – „uświęcony” uwarunkowaniami ekonomicznymi (niewolnicy to przede wszystkim tania siła robocza na plantacjach bawełny), fałszywym pojmowaniem nieuchronności losu, poczuciem wyższości ludzi jednej rasy nad innymi. Colson Whitehead pisze bez przemilczeń, otwarcie i z goryczą. Nazywa rzeczy po imieniu. Nie ma tu miejsca na upiększanie, eufemizmy czy odwracanie oczu od prawdy opisywanej tragedii. Zakończenie „Kolei podziemnej” pozwala nam z całą mocą dostrzec i mocno przeżyć ostatnie zdanie tej powieści: „Uciekłam”. Za nim kryje się niezmierzony ból i tragedia milionów.