Powieść „mówi” Szekspirem i rozbrzmiewa piosenkami Eda Sheerrana. „Niespodziewanie jasna noc” można uznać za manifest pokoleniowy dwudziestolatków. Młodym ludziom zawsze niełatwo jest pogodzić swoje marzenia z rzeczywistością współczesnego świata.
Zakochani i buntownicy
[Renata Frydrych „Niespodziewanie jasna noc” - recenzja]
Powieść „mówi” Szekspirem i rozbrzmiewa piosenkami Eda Sheerrana. „Niespodziewanie jasna noc” można uznać za manifest pokoleniowy dwudziestolatków. Młodym ludziom zawsze niełatwo jest pogodzić swoje marzenia z rzeczywistością współczesnego świata.
Renata Frydrych
‹Niespodziewanie jasna noc›
Kuba Sokołowski ma sympatyczną dziewczynę Weronikę, to pewnie tylko kwestia czasu, kiedy zdecydują się zamieszkać razem. Dalszy ciąg też rysuje się nieźle: Kuba i Weronika studiują prawo, a że ojciec chłopaka jest prawnikiem, z wejściem do zawodu i firmy ojca nie będzie trudności. Kancelaria rozwinie skrzydła, na bark perspektyw w życiu nie można narzekać. Tymczasem Kuba już wie, że do takiej wizji świata nie pasuje. Jego marzeniem jest aktorstwo. Planuje nawet rzucić studia, ale jak to powiedzieć Weronice i rodzicom, którzy absolutnie nie wyobrażają sobie, by syn miał zmienić zdanie?
Kuba poznaje przez internet Alice, rysowniczkę, która właśnie wygrała stypendium dla młodych artystów i wybiera się na warsztaty do Warszawy. Jaki będzie dalszy ciąg ich znajomości, gdy się spotkają? Alice ma za sobą trudne chwile, co sprawia, że patrzy na życie z zupełnie innej perspektywy niż ludzie w jej wieku. Kuba pokazuje jej stolicę – spacerują po mieście w rytmie piosenek Eda Sheerana. Czy również „miłości, która się nie zdarza”?
Jest w powieści jeszcze Harmoń, pracownik warszawskiego metra. Też po przejściach. Teraz jest kimś zupełnie innym niż dawniej. Trochę sowizdrzał, trochę błazen, niewinny i bezbronny, naiwny filozof, taki trochę obok życia. Brawa dla autorki za tę kreację, bodaj najlepszą w tej powieści, nawiązującą do klasyki literatury. Nie przegapcie jego postaci, bo choć skryta na drugim planie, okazuje się równie ważna, co główni bohaterowie. Długo nie będziemy wiedzieli, jak i kiedy skrzyżują się losy Harmonia i Kuby. I jeszcze ten kubek z motywami planu londyńskiego metra…
„Niespodziewanie jasna noc” przeniknięta jest duchem Szekspira. Bohaterowie powieści szukają w jego słowach sensu życia i miłości, wyrażenia tego, co gra w ich duszach. Kuba przygotowuje się do castingu do „Romea i Julii”. O co chodzi w tej sztuce? Czy rzeczywiście niepotrzebnie „rozpowszechnia społecznie szkodliwy wizerunek miłości romantycznej”? A może tytułowi bohaterowie sztuki są symbolami niezgody „na ten popieprzony świat”, jak ujmuje to Kuba? To wokół tych pytań rozpisana jest „Niespodziewanie jasna noc”, która ma wiele cech pokoleniowego manifestu.
Renata Frydrych jest nie tylko autorką powieści, ale i scenarzystką, co daje się tu dostrzec. „Niespodziewanie jasna noc” na świetną konstrukcję, która właściwie nie ma słabych stron i jest oryginalna – przebieg wydarzeń dosyć nietypowo przenika się ze scenami retrospektywnymi. Niby wiemy, co dalej się wydarzy, a jednocześnie z zapartym tchem czekamy, co będzie. Nie ma tu dłużyzn (osobiście skróciłabym może tylko londyńskie perypetie Kuby), wątki rozwijają się tak jak powinny, ciekawie się łączą, stale nas zaskakując. Bardzo dobrze zarysowane są postacie: nie tylko Harmoń wzbudza sympatię, ale też „pozytywnie postrzelony” Alosza, imigrant z Ukrainy z sercem na dłoni. Również grupa znajomych Kuby, kręcących kamerą krótkometrażowe formy. Młodzi nie tylko szukają miłości, ale zastanawiają się także nad naturą świata. Skąd wiadomo, że jest prawdziwy? A może takich światów jest nieskończona liczba? Jeśli tak, to czy wino smakuje tak samo w każdym z nich? Czy życie jest tylko formą spędzania czasu?
Renata Frydrych jest bardzo dobrą obserwatorką, potrafi dostrzec to, co młodych ludzi najbardziej w dzisiejszych czasach niepokoi i znaleźć dla tych lęków miejsce w książce. Wyzwań nie brakuje: poszukiwanie prawdziwego uczucia, konieczność zapewnienia sobie dobrych warunków egzystencji, a jednocześnie życie zgodnie z własnymi przekonaniami i marzeniami… Ze wszystkim stale na nowo muszą radzić sobie nowe pokolenia zakochanych i buntowników, wyrażać bunt i niezgodę na to, co zastane. Powieść budzi u mnie skojarzenia z musicalem „Metro” z 1991 roku. Tam też chodziło o podobne rzeczy.
Nie jest to powieść traktująca wyłącznie o problemach ludzi młodych. Także tych, którzy młodzi przestali być całkiem niedawno… Tak jak rodzice Kuby, Paulina i Tomasz. Żyją od sprzeczki do sprzeczki, przez co cierpi cała rodzina. Gdzie się podziało ich dawne uczucie? Kuba ma jeszcze dużo młodszego brata Antka. Ma z nim świetny kontakt i właściwie wyręcza skłóconych rodziców w jego wychowaniu. Dialogi między Kubą i rezolutnym siedmioletnim Antkiem są ujmujące, wywołują uśmiech i wzruszają. Smutne tylko, gdy przyglądamy się pogłębiającemu się kryzysowi między ich rodzicami. Tomasz nawet znajduje sobie sposób, by uwolnić się ze złotej klatki.
Oryginalne i ciekawe jest także zakończenie. Wątki bez wątpienia porzucone nie są, ale też nie kończą się jednoznacznym wyjaśnieniem, co dzieje się z każdym z bohaterów. Wiele możemy sobie tu dopowiedzieć – na przykład to, czy w przypadku Kuby będzie to szczęśliwe zakończenie. Po raz kolejny możemy się przekonać o prawdziwości powiedzenia, że wyrządzone zło wraca… A może Kuba miał rację, buntując się przeciwko takiemu światu, podobno najlepszym z możliwych?
Z pełnym przekonaniem polecam „Niespodziewanie jasną noc”! Świetnie się czyta, bo jest to jednocześnie lekka, niepozbawiona humoru lektura, a jednocześnie trzymająca intelektualny poziom. Nie jest pretensjonalna, a zarazem niebanalna i oryginalna, pozostawiająca czytelników z niejedną ważną i pouczającą refleksją.
Ta okładka boli.