Osiemnasty Konkurs Chopinowski właśnie przechodzi do historii, liczącej sobie już prawie sto lat. W „Wielkiej grze” przeżyjemy jeszcze raz wszystkie poprzednie edycje tej wielkiej imprezy. Ciekawostek, anegdot, emocji nie zabraknie!
Chopin – globalny fenomen
[Jerzy Waldorff, Jacek Hawryluk „Wielka gra” - recenzja]
Osiemnasty Konkurs Chopinowski właśnie przechodzi do historii, liczącej sobie już prawie sto lat. W „Wielkiej grze” przeżyjemy jeszcze raz wszystkie poprzednie edycje tej wielkiej imprezy. Ciekawostek, anegdot, emocji nie zabraknie!
Jerzy Waldorff, Jacek Hawryluk
‹Wielka gra›
Człowiek wielu talentów, między innymi pisarz, publicysta, społecznik i krytyk, z wykształcenia muzyk i prawnik Jerzy Waldorff (1910–1999) był świadkiem Konkursów Chopinowskich od pierwszej ich odsłony w roku 1927. Najpierw jako młody człowiek słuchał z zapałem radiowych transmisji, z czasem został konkursowym korespondentem Polskiego Radia i dziennikarzem muzycznym, z którym liczyli się bodaj wszyscy. Jego „Wielka gra” to ciekawie i przystępnie opowiedziana historia jednej z najważniejszych światowych imprez pianistycznych, jaka rozgrywa się co pięć lat w Warszawie.
Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1980 roku (jako ciekawostkę mogę podać, że była ona przetłumaczona na język japoński). I tu muszę bardzo pochwalić Wydawnictwo Znak, które wznowiło „Wielką grę” i nie poszło przy tym po linii najmniejszego oporu, dokonując jedynie bezkrytycznego przedruku. Dostajemy przede wszystkim dodatkowe rozdziały, opisujące Konkury Chopinowskie do ich siedemnastej edycji w roku 2015. Tego uaktualnienia (bardzo podobnego, jeśli chodzi o ducha oryginalnej części) dokonał Jacek Hawryluk, muzykolog i dziennikarz radiowy. Opatrzył też książkę wstępem, przybliżając czytelnikom sylwetkę Jerzego Waldorffa i kreśląc pokrótce realia, w jakich rozgrywały się poszczególne konkursy.
Waldorff swoją gawędę o Konkursach Chopinowskich poprzedził barwnie i anegdotycznie napisanym zarysem biografii Fryderyka Chopina. I tutaj znów Wydawnictwo Znak pokazało klasę: ta część została uzupełniona przypisami Marcina Wąsowskiego, aktualizującymi zawarte tu informacje. Moje wyrazy uznania za to, że wydawca opublikował „Wielką grę” z uwzględnieniem najnowszego stanu badań chopinologicznych. Okres kilkudziesięciu lat w badaniach naukowych to bardzo dużo i wiele rzeczy się zmienia. Wymaga to wprowadzania do publikacji zmian czy uzupełnień, co nie zawsze jest na rynku wydawniczym regułą. Jeśli miałabym znaleźć jakiś minus tego wydania, to taki, że nie ma w nim spisu treści lub chociażby żywej paginy na poszczególnych stronach!
W rozdziale pierwszym, poświęconym I Konkursowi Chopinowskiemu z 1927 roku, Waldorff szeroko opisuje, jak narodziła się idea tego wydarzenia. Pomysłodawcą i inicjatorem był profesor Jerzy Żurawlew (1886–1980), który zainspirował się modnymi ówcześnie… rozgrywkami sportowymi. Melomani będą zapewne mocno zaskoczeni, czytając, że światowy, wirtuozowski wymiar muzyki Chopina nie był wtedy jeszcze tak oczywisty. Panował klasycyzm (królowali Strawiński i Prokofiew), a od grania Chopina młodzież się odwracała, „uważając go za reprezentanta sentymentalizmu zalatującego stęchlizną”, jak ujął to Waldorff z właściwą sobie bezpośredniością. Czytając o historii powołania Konkursów do życia, uświadamiamy sobie, że to dzięki nim Chopin stał się „globalnym fenomenem” (jak powiedzielibyśmy dzisiaj).
Nie bez znaczenia jest właśnie to, że co pięć lat w Warszawie konfrontują się i „wykuwają” idee związane ze sposobami interpretacji muzyki kompozytora z Żelazowej Woli, co ma ogromne znaczenie dla rozwoju muzykologii. Jerzy Waldorff pozwala nam także dostrzec ścisły związek pomiędzy narodzinami różnych szkół grania a… doborem konkursowych jurorów. Na przykład początkowo jury było wyłącznie polskie, gdyż panowało przeświadczenie, że tylko Polacy znają się na tym, jak grać Chopina. Jak świetnie wiemy, dzisiaj już to idea nieaktualna. „Zamiast uniwersalnej polskiej szkoły chopinowskiej, mamy fenomen Chopina jako twórcy należącego do całej ludzkości”, podkreślił Waldorff w swoich spostrzeżeniach o Konkursie z 1970 roku.
Odbyły się trzy odsłony przed II wojną światową (w latach: 1927, 1932 i 1937). Po okupacji powrócono do tego wydarzenia, organizując IV Konkurs Chopinowski w 1949 roku, w setną rocznicę śmierci kompozytora. Potem nastąpiła sześcioletnia przerwa, uzasadniona tym, że ukończono odbudowę gmachu Filharmonii Warszawskiej z wojennych zniszczeń. Jak się okazuje, zakończony właśnie osiemnasty Chopin Piano Competition nie był pierwszym w historii, który odbył się po sześciu latach, zamiast po pięciu. Mamy także uzasadnienie, dlaczego pianistyczne zmagania odbywały się dawniej w lutym, a później zostały przeniesione na październik. Okazuje się, że to wina naszego surowego zimowego klimatu, którego nie zawsze byli w stanie znieść uczestnicy z dalekich krajów.
Co za radość, że zapiski Jerzego Waldorffa z Konkursów budzą (nadal!) emocje, pozwalają nam przeżyć wszystko jeszcze raz lub… po raz pierwszy, jeśli nie było nas jeszcze na świecie, gdy rozgrywały się poprzednie odsłony. Wielką wartość ma też zarysowanie realiów i atmosfery rywalizacji, jaka co pięć lat panowała w Warszawie. Waldorff komentuje wszystko ostrym piórem, jest spostrzegawczy i „wszędobylski”. Jego relacje z konkursowych zmagań nie mają hermetycznego charakteru muzykologicznego – nie znajdziemy tu głębszych analiz, który pianista czy pianistka są najbliżej chopinowskiej kantyleny czy stylu brillant, kto gra za szybko, za głośno lub zbyt wolno. To raczej kronika towarzyska, sylwetki osób i miejsc, nieformalne spojrzenie zza kulis na to wielkie prestiżowe wydarzenie, bez którego trudno już sobie wyobrazić rozwój światowej pianistyki. Obok tekstu mamy liczne reprodukcje i zdjęcia – to bezcenne uzupełnienie publikacji. Są na przykład plakaty konkursowe, afisze, ale i unikalne fotografie (a nawet karykatury) uczestników i jurorów.
I tak, są tu skandale, anegdoty i ciekawostki. Są dramaty „skrzywdzonych” przez jury, echa sporów, a nawet opisy protestów ulicznych (!) zagorzałych melomanów. Sylwetki bohaterów Konkursów, wykonawców i jurorów pokazane są często w szerokim kontekście ich późniejszej kariery i dokonań. Ale nie tylko – po lekturze tej książki na zawsze zapamiętam Artura Rubinsteina (między innymi jurora Konkursu w 1960 roku) jako zagorzałego wielbiciela pączków od Bliklego. Stosunkowo dużo miejsca poświęca się też sposobom oceny uczestników – coś, co właściwie za każdym razem jest komentowane i nie zawsze rozumiane. Za kulisami jury za każdym razem działo się, ujmijmy to w ten sposób, bardzo wiele.
„Wielka gra” jest zatem doskonałym, syntetycznym kompendium wiedzy o Konkursach Chopinowskich (do 2015 roku), a także o samym kompozytorze. W końcowej części książki został zamieszczony spis kompozycji Chopina (według J.M. Chomińskiego), co na pewno będzie cenną inspiracją dla melomanów. Bez wątpienia przydałoby się jeszcze zestawienie nazwisk laureatów w poszczególnych Konkursach, dzięki czemu książka byłaby już bez reszty kompletnym źródłem.
Ale i tak jest to lektura, do której po jednorazowym przeczytaniu będzie się z przyjemnością wracać. Chociażby co pięć lat, przy okazji kolejnych edycji Konkursu Chopinowskiego. I z coraz większym sentymentem – jeśli dostrzeżemy, jak rozwija się i „technicyzuje” to prawie stuletnie wydarzenie. Jest już aplikacja, są bezpośrednie transmisje online, „grzeją się” media społecznościowe. Krytycy zwracają uwagę, na jak wysokim poziomie stał ostatni, właśnie zakończony osiemnasty Konkurs. To najlepszy dowód, że Chopin Piano Competition się rozwija, a jego formuła wcale się nie starzeje. Za każdym razem do zmagań przystępuje wielu pianistów z całego świata. Rozsławiają imię naszego kompozytora i sprawiają, że jego muzyka „żyje” nie tylko w snobistycznych salach koncertowych, słuchana przez specjalistów, ale towarzyszy nam na co dzień, wnosząc do naszego życia mnóstwo radości i muzycznych wrażeń.