Cudze chwalicie, swego nie znacie. Jakże często słowa te odnoszą się do Polaków. Zachwycamy się Czarnym Lądem opisanym w listach Karen Blixen, a przecież zaledwie kilka lat po jej pożegnaniu z Afryką na ten fascynujący kontynent przybył nasz rodak, Kazimierz Nowak. Spędził tam pięć lat, a jego liczne listy stanowią barwną dokumentację niezwykłej podróży, odbytej samotnie przez tego dzielnego człowieka.
W pustyni i w puszczy… rowerem
[Kazimierz Nowak „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” - recenzja]
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Jakże często słowa te odnoszą się do Polaków. Zachwycamy się Czarnym Lądem opisanym w listach Karen Blixen, a przecież zaledwie kilka lat po jej pożegnaniu z Afryką na ten fascynujący kontynent przybył nasz rodak, Kazimierz Nowak. Spędził tam pięć lat, a jego liczne listy stanowią barwną dokumentację niezwykłej podróży, odbytej samotnie przez tego dzielnego człowieka.
Kazimierz Nowak
‹Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd›
Na początku były pieniądze. Dla Karen Blixen, a raczej dla jej męża, były one głównym powodem podróży do Afryki. Miłość do Czarnego Lądu przyszła z czasem. Nowak ruszył tam w roku 1931 pod pretekstem zarabiania jako fotograf i korespondent prasowy. W jego przypadku spotkanie z Afryką było ukoronowaniem życiowych marzeń. Marzeń, które drzemią w wielu z nas, ale nie każdy ma odwagę je obudzić i hart ducha, by je realizować. Te cechy charakteru przebijają się wyraźnie pomiędzy wierszami listów polskiego podróżnika. Towarzyszy im niezwykle pozytywne nastawienie do życia, napotykanych ludzi i otaczającego świata. Epizody nieprzyjemne, niebezpieczne takie jak utarczki z Beduinami, starcie z lwem czy ataki malarii wspomina zdawkowo.
Jakże skromnie Nowak wygląda przy dzisiejszych podróżnikach. Zwłaszcza tych „telewizyjnych”, wyruszających na jedno- czy dwumiesięczne wyprawy. Wyposażeni w telefony satelitarne, z wszelkimi ubezpieczeniami w kieszeni, finansowani przez sponsorów, nagłaśniani przez media. Signum temporis. O ile bardziej autentycznie jawią się przeżycia zawarte w książce, spisywane pod afrykańskim niebem, w skwarze, w deszczu. Z pełną świadomością, że przez kilka najbliższych LAT (!) położenie samotnego wędrowca niewiele się zmieni. Pchając rower przez rozgrzane piaski Sahary, brnąc przez pełne krokodyli bagna południowego Sudanu Nowak sprawia wrażenie postaci z innego świata, napełniony niewyczerpaną energią, niesiony chęcią poznania egzotycznych krain.
Świat ukazany w książce jest egzotyczny podwójnie. Niezwykłość Afryki, z jej przebogatą przyrodą, zróżnicowaniem krajobrazów, mnogością plemion tubylczych, podkreślona jest przez czas, jaki minął od wyprawy naszego rodaka. Przez te siedemdziesiąt lat cały kontynent zdołał wybić się na niepodległość, cywilizacja dotarła w najodleglejsze zakątki. Przyroda, nadal bujna, musi chronić się w rezerwatach, a największym zagrożeniem są uzbrojone bandy rebeliantów (jeszcze niedawno w Kongo, ostatnio w Kenii, a teraz w Czadzie).
Ciekawie, chwilami wręcz zabawnie, wyglądają poglądy autora na sprawy społeczno-polityczne ówczesnej Afryki. W kwestii najbardziej zasadniczej, kolonializmu, są one zgodne z obowiązującymi dzisiaj zasadami poprawności politycznej. Ale już sugestie co do możliwych metod poprawy losu ludów Afryki wzbudzają uśmiech politowania. Winą za biedę i wyzysk obarcza autor „kapitał międzynarodowy”, a jedyną nadzieję na lepszy los tubylców widzi w działalności misyjnej i edukacyjnej, dzięki której „może obudzą się w końcu z odwiecznego lenistwa (…)”. Cóż, jesteśmy mądrzejsi o te siedemdziesiąt lat historii. Nie ma prostej recepty na cywilizacyjne zapóźnienie. Sama edukacja nie załatwi kwestii korupcji, międzyplemiennych waśni, braku inwestycji, braku silnych struktur państwowych. Konieczne są zmiany strukturalne, ale tych nie da się wdrożyć bez pomocy lub wręcz nacisku z zewnątrz. A bogata Północ niewiele robi poza deklaracjami i koncertami w stylu „Live Aid”. Może za kolejne siedemdziesiąt lat coś się zmieni?
Książka napisana jest barwnym, aczkolwiek dzisiaj brzmiącym nieco archaicznie językiem. I nawet jeśli Polakowi brak literackiego kunsztu Blixen czy Hemingwaya, to na polu pracy reporterskiej zyskał należne mu uznanie. Dowodem tego są słowa mistrza reportażu, Ryszarda Kapuścińskiego: „Przejęty jestem lekturą książki Kazimierza Nowaka. (…) Rewelacyjna to rzecz, którą włączam jako stałą pozycję do swoich wykładów, rozmów, refleksji na temat reportażu zagranicznego (…)”.
Podróżnik zmarł w rok po powrocie z Afryki, najprawdopodobniej w wyniku wycieńczenia organizmu tropikalnymi chorobami. Realizacja marzeń kosztowała go życie.
Kazimierz Nowak dwukrotnie przebył Afrykę. Wyruszył z Trypolisu w listopadzie 1931 roku, do Przylądka Igielnego dotarł w 1934. Stamtąd wyruszył w drogę powrotną, którą zakończył dwa lata później w Algierze. W sumie przemierzył około 40 tysięcy kilometrów. Podziwiając jego dokonania, nie można zapominać o Łukaszu Wierzbickim, człowieku, którego upór doprowadził do powstania tej książki. Zafascynowany historią Nowaka opowiadaną przez dziadka, podjął się benedyktyńskiej wręcz pracy wyszukiwania w ocalałych gazetach i na mikrofilmach poszczególnych relacji podróżnika. Materiały te po opracowaniu złożyły się na zawartość „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”.