Otóż „Pałer” jest ni mniej, ni więcej olbrzymim tautogramem, czyli tekstem, w którym wszystkie wyrazy zaczynają się na jedną i tę samą literę – w tym wypadku „P”. Słów tych jest ponad DWADZIEŚCIA TYSIĘCY (o ponad cztery tysiące więcej, niż zawiera odnotowana w Księdze Guinnessa rosyjska powieść „Olgin Ostrow” autorstwa Nikołaja Kultjapowa) i w dodatku układają się w całkiem sensowną opowieść.
Polski język giętkim jest...
[Robert Szecówka - ROBS „Pałer żart literacki” - recenzja]
Otóż „Pałer” jest ni mniej, ni więcej olbrzymim tautogramem, czyli tekstem, w którym wszystkie wyrazy zaczynają się na jedną i tę samą literę – w tym wypadku „P”. Słów tych jest ponad DWADZIEŚCIA TYSIĘCY (o ponad cztery tysiące więcej, niż zawiera odnotowana w Księdze Guinnessa rosyjska powieść „Olgin Ostrow” autorstwa Nikołaja Kultjapowa) i w dodatku układają się w całkiem sensowną opowieść.
Robert Szecówka - ROBS
‹Pałer żart literacki›
Podczas jednego ze zwyczajowych rajdów po księgarniach, kiedy to próbuję się zorientować, co też nowego z fantastyki proponują wydawcy, w jednym z lokali zbłądziłem niechcący w rewiry raczej mi obce – mianowicie między półki zapchane książkami podejrzanego autoramentu – czy to rozmaitej maści debiutami, czy to tomikami młodzieńczych wierszy, czy to niskonakładowymi książczynami o dziwnej i niesprecyzowanej bliżej zawartości – słowem w śmietnisko, w które człowiek dbający o zdrowie psychiczne i równowagę emocjonalną stara się nie wdeptywać. Stwierdziwszy, że skoro już tu jestem, to równie dobrze mogę przejrzeć toksyczną zawartość półek, zacząłem na chybił trafił wyciągać coraz to kolejne dziełka i pobieżnie je przeglądać. No i przy jednym z nich – „Pałerze” Roberta Szecówki – utknąłem na prawie pół godziny. Po czym zdecydowałem się wydrzeć portfelowi trzy dychy i nabyć wzmiankowany produkt, by na spokojnie cieszyć się z jego zawartością w domowych pieleszach.
Otóż „Pałer” jest ni mniej, ni więcej olbrzymim tautogramem, czyli tekstem, w którym wszystkie wyrazy zaczynają się na jedną i tę samą literę – w tym wypadku „P”. Słów tych jest ponad DWADZIEŚCIA TYSIĘCY (o ponad cztery tysiące więcej, niż zawiera odnotowana w Księdze Guinnessa rosyjska powieść „Olgin Ostrow” autorstwa Nikołaja Kultjapowa) i w dodatku układają się w całkiem sensowną opowieść.
Rzecz dzieje się w Polsce, a konkretnie w Pruszkowie, gdzie kwitnie przestępcze podziemie z „Pikosiem-Palermo” na czele. Podpalenia, podkładane bomby i wymuszenia skutkują do momentu, gdy w powietrze wylatuje papuga Pusia razem z pomarańczarnią. Wściekły właściciel pomarańczarni (i pałacu, przy którym stała) ściąga do rozprawienia się z miejscową mafią 55 Pomorski Pułk Piechoty pod dowództwem Piłsudskiego. Dni „Pikosia” są już policzone.
Jasną rzeczą jest, że z powodu braku wszelkich spójników i innych integralnych części mowy, które nieszczęśliwie nie zaczynają się na „p”, tekst ma specyficzną konstrukcję nie tylko języka, ale i fabuły, co autor podkreślił nadając książce podtytuł „Żart literacki”. Książka bowiem istotnie jest żartem – nie tylko z racji formy, której na poważnie w przypadku pisania prawdziwej powieści brać nie można, ale i z racji treści, bowiem w jednym czasie i miejscu występują zarówno postaci i elementy charakterystyczne dla Polski dwudziestolecia międzywojennego, jak i – trochę przerobione – postaci, artykuły i zjawiska znane z otaczającej nas rzeczywistości. Wszystko to stanowi niesamowity melanż, z którego nie wyłania się jakieś Ważkie Przesłanie, czy Ponadczasowa Prawda. Bo i nie taki był cel tej książki. Celem była zabawa – zarówno dla autora, jak i dla czytelnika. Zabawa naprawdę przednia – począwszy od interesujących sformułowań (np. Piąta Podpora, podkładanie prosiaka, ptasie pozostałości, personel przestępczego podziemia, pachnące płyny przyspieszające podniecanie pań), a skończywszy na fabule (Piłsudski gromiący mafię pruszkowską).
A jako że Robert Szecówka jest satyrykiem pełną gębą (blisko 10 tys. opublikowanych rysunków, dużo krótkich tekstów satyrycznych, współpraca z kabaretami), to w książce nie mogło zabraknąć jego rysunków – na ogół cynicznych i przepełnionych czarnych humorem. Jest ich tam w granicach setki (z czego dużo w kolorze) i stanowią doskonałe uzupełnienie tekstu, mimo że większość z nich nie ma wiele wspólnego z fabułą.
Całość jest wzorcowo wydana – papier porządny, klej solidny, czcionka wyraźna, a wkładki z ilustracjami drukowane na papierze kredowym. Jedyne, czego można się czepić – prócz zbyt słabo przyklejonej do okładki folii – to cena. Zważywszy jednak na to, że do książki można po wielokroć wracać i od nowa sycić się zawartym w niej humorem, nie uważam żądania za „Pałera” trzydziestu złotych za zdzierstwo.