Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Romuald Pawlak

ImięRomuald
NazwiskoPawlak
WWW

Wolę być wolny niż ważny

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Romuald Pawlak

Wolę być wolny niż ważny

RP: Eco to jeden z moich ukochanych pisarzy, o czym wiesz. W jakimś wywiadzie powiedział, że pierwszych sto stron „Imienia róży” pełni rolę sita: czytelnik zainteresowany wyłącznie wartką fabułą zniechęci się, a pozostaną tacy, dla których liczą się także realia epoki, psychologia postaci – takie literackie niuanse, czyli to, co miało dla autora niebagatelne znaczenie. I ja się pod tym podpisuję wszystkimi kończynami. Oczywiście zachowując proporcje, bo przy Eco można wpaść w kompleksy i nie ma sensu się z nim porównywać.
W zasadzie, mój „modelowy czytelnik” to taki, który na dźwięk słowa „historia” nie ucieka z krzykiem, a wręcz przeciwnie, budzi to w nim pozytywne skojarzenia. Dobrze, żeby jeszcze miał choćby blade pojęcie o epoce, o której piszę, bo nie dołączę przecież słowniczka trudniejszych terminów…
No, a w ostatnich książkach dochodzi cenna właściwość poczucia humoru, nie każdemu dana przez Najwyższego.
AK: Nie obawiasz się, że twoje teksty mogą rozminąć się z oczekiwaniami czytelników?
RP: Obawiam się – i to bardzo. Próbuję szukać jakiegoś kompromisu. Ale z drugiej strony, nie usiłuję pisać dla wszystkich, ani mi to w głowie. Jak już wspomniałem, nie wierzę w to, że tak można. Kiedy byłem jeszcze wydawcą, złożył mi ofertę wydania książki pewien miły autor, operujący skrajnie uproszczonym językiem. A gdy mu to wytknąłem jako wadę, wyjaśnił, że czyni to, aby łatwiej było później tłumaczyć jego książkę na inne języki… Podejrzewam, że nie wydał jej nawet w języku polskim. Na coś trzeba postawić. Ja postawiłem na pewien typ pisania – nie najłatwiejszy, przyznaję. Ale to mój wybór.
AK: „Fillegan” jest więc kompromisem?
RP: Można tak przyjąć. Jest próbą wykorzystania wielu prawdziwych anegdot historycznych, realiów oraz ogólnie klimatu, do opowiedzenia historii jednak fantastycznej.
Ale czasem nie warto zawierać kompromisów. Stąd postanowiłem podzielić swoje pisanie na dwa nurty, które umownie nazwijmy fantastycznym i historycznym. W zależności od nasilenia pierwiastka fantastycznego w tekście, będę je adresował albo do czytelników głównego nurtu albo raczej, jak cykl o Filleganie, do czytelników lubiących fantastykę.
AK: W obu Twoich książkach dużą rolę gra przypadek. Ciekawi mnie jak postrzegasz dzieje w ogóle? Misternie uknuty plan, czy właśnie fatum, przypadek, brutalna gra?
RP: No to uczynię tu straszne wyznanie: kiedy czytam sobie książki historyczne – nie tylko z czasów średniowiecza czy wieku XVI – to tam rola imć Przypadku jest ogromna. Niedoceniana, jednak niezmiernie ważna. Bieg dziejów potrafiły zmienić np.: śliwka, którą udusił się jeden z angielskich królów, źle podkute kopyto, czy, jak w ostatnim odnalezionym przeze mnie przykładzie, fakt, iż za wynajęcie łuczników skarb państwa płacił mniej. W ramach wojny stuletniej, zamiast zbudować porządną armię, Henryk V postanowił któregoś dnia postraszyć Francuzów liczną, ale byle jaką armią. Walcząc niehonorowo, w błocie, Anglicy wygrali bitwę pod Azincourt, przy okazji wyrzynając kwiat francuskiego rycerstwa. Zabawne, nie? Logika nakazywała wystawić zakutych w stal zbrojnych, ale ordynarna przypadłość królewskiego stanu, czyli pustki w kasie, obróciły się na korzyść Henryka. Ot, przypadek właśnie.
AK: Rozumiem, że nie uznajesz żadnego determinizmu historycznego?
RP: Oczywiście, że nie. Tysiące takich przypadków wpłynęły na nasze dzieje. Teraz mówi się dużo o zamachu na Hitlera (przy okazji próbując zrównać poświęcenie kilku oficerów, wcześniej wiernie służących Adolfowi, z bohaterstwem powstańców warszawskich). Jeden z ludzi Führera w trakcie tej słynnej narady przesunął teczkę z bombą, stojącą obok Hitlera, w inne miejsce, bo mu zwyczajnie przeszkadzała, zawadzał o nią nogą. No i masz swoją nieubłaganą logikę dziejów…
Tak właśnie postrzegam historię. Pewne rzeczy muszą się zdarzyć, ale jest ich niewiele. Reszta to raczej gra przypadku i ludzi, którzy mając słabe karty w ręku, mimo to próbują coś ugrać dla siebie. Czasem także dla dobra narodu, czasem przeciwko niemu.
Nawet rozwój nie jest pewny – bo do czego doprowadziły dwa tysiąclecia rozwoju Europy po Chrystusie? Do dwóch koszmarnych totalitaryzmów, z których nie wiadomo, który gorszy.
AK: Czasy, o których chcesz pisać, to grząski grunt, czasem źródła są przekłamane… Masz na to sposób? Oczywiście pojawia się też problem „literatury pomocniczej”…

Romuald Pawlak
‹Rycerz bezkonny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRycerz bezkonny
Data wydania5 lipca 2004
Autor
Wydawca RUNA
CyklKroniki Fillegana
ISBN83-89595-08-7
Format272s. 185×125mm
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
RP: Działam w dobrej wierze, choć pamiętając, że do wszystkich źródeł, z różnych powodów, nie jestem w stanie dotrzeć.
Ale korzystanie ze źródeł posiada dwa istotne aspekty. Z jednej strony bywa problemem dotarcie do nich, choćby z powodu języka. Jednak, jeżeli się na to zdecydujesz, możesz dostać w rewanżu historie, których sama mogłabyś nie wymyślić. Podam tu jeden przykład: sięgnąłem po „Encyklopedię kultury bizantyjskiej” Jurewicza, żeby sobie sprawdzić kilka drobiazgów. A dostałem, w formie nadwyżki, opowieść o bułgarskim carze Samuelu, który odważył się przeciwstawić władcy Bizancjum, stworzyć własne państwo, niezależne od basileusa. Z różnym szczęściem, państwo to jednak trwało. Aż u schyłku życia doszło do wielkiej bitwy, którą Samuel przegrał, zaś tysiące jego żołnierzy zostało przez Bizantyńczyków wziętych do niewoli. Bazyli II wkrótce odesłał ich Samuelowi… wcześniej oślepiwszy. Co setnemu pozostawiono jedno oko, żeby ci nieszczęśnicy mogli doprowadzić pobitą armię ślepców z powrotem carowi. A ten na widok owej przerażającej procesji padł trupem.
Widzisz, to jest gotowy pomysł na opowiadanie. Tylko trzeba jeszcze tę historię umiejętnie napisać – ale przecież „umiejętnie napisać” musisz każdy tekst, jeżeli ma być coś wart. Czytanie źródeł podsunęło mi wiele takich historii, niemal gotowych do opowiedzenia. Nie uważam więc tej pracy za utrudnienie, wręcz przeciwnie.
AK: Ale co z nieścisłościami? Szalenie trudno nie popełnić błędów…
RP: Literatura nie kopiuje rzeczywistości, tylko ją przetwarza – a przynajmniej ja tak sądzę. Chociaż więc staram się dochować pewnej rzetelności wobec historycznego tworzywa, to jednak czasem z rozmysłem czytelnika zwodzę, kłamię czy naginam tę rzeczywistość dla własnych celów.
Problem w czym innym: aby robić to świadomie. To wymaga pewnej wiedzy, stąd szukam jej w różnego rodzaju dziełach. Ale też chyba nikt nie oczekuje od beletrystyki historycznej prawdy – to zawsze będzie w jakimś stopniu zafałszowana rzeczywistość, czy to przez poglądy autora, czy to przez dobór źródeł, albo niepełną wiedzę historyków…
AK: Jak pracujesz nad tekstem? Obmyślasz od razu całą fabułę i potem dopiero piszesz, czy też tworzysz spontanicznie, mając tylko zarys czegoś większego?
RP: Jeżeli spodziewasz się jakiejś reguły, to się rozczarujesz: nie ma żadnej. Pierwszą książkę pisałem parę lat, drugą – rok. Większość opowiadań piszę dosyć szybko, a jednak to najlepsze – wspomniane już „Róże w maju” – pisałem w kilku wersjach niemal dwa lata. Od początku wiedziałem, co tam ma być, ba, ja nawet pierwszą wersję posłałem Maćkowi Parowskiemu, który ją równie słusznie odrzucił. Fabuła cały czas była niby ta sama… ale długo szukałem dobrego sposobu opowiedzenia tej historii.
Oczywiście, pisząc, mam jakieś wyobrażenie całości, muszę mieć jakieś kluczowe sceny i przede wszystkim wiedzieć, jak taka historia ma się zakończyć. Oramus pytał „Czy kto wie, dokąd jadę”? Staram się wiedzieć… choć nie zawsze, patrząc po skutkach, ta wiedza okazuje się prawdziwa.
AK: Dobrze, to inaczej. Patrząc na to, co już powiedziałeś, zastanawiam się, jakie posiadasz zaplecze teoretyczno-literackie, czy też krytyczno-literackie skoro chcesz zmierzyć się z powieścią historyczną. Bo jakieś wypada mieć…
RP: Rzadko o tym mówię, wolę uchodzić za „wiejskiego głupka”, bo epatowanie czytelnika spisem lektur wydaje mi się niemądre. Ale, oczywiście, czytuję sporo grubaśnych książek historycznych, zresztą od dziełek popularnych, po zawodowych historyków, zwłaszcza z francuskiej szkoły Annales, czyli: Blocha, Braudela, Le Goffa, Duby’ego i ich następców. Oni zajęli się historią tła, czyli nie polityczną, tylko tym, jak żyli normalni ludzie, co myśleli, przeżywali… i w długich okresach, bez wady podporządkowania interpretacji jakiemuś jednemu zdarzeniu.
Ze wstydem przyznam, że odnalazłem nawet teoretyka, który mi pasuje – to Jerzy Topolski. Nie mam wykształcenia historycznego, może dlatego takie wrażenie zrobił na mnie jego wywód, że historyk to po prostu twórca, jak najrzetelniej, ale nie w sposób neutralny, usiłujący pokazać dawną rzeczywistość. Ale nie da się jej w pełni odtworzyć, i to trzeba przyjąć do wiadomości. Tak naprawdę, nie tyle odtwarzamy, ile interpretujemy tamtą rzeczywistość. Mnie to idealnie pasuje i jest inną formą odpowiedzi na Twoje pytanie, jak wykorzystuję źródła. Rzetelnie, ale pamiętając, że to literatura – i tak, choćbym zjadł tysiąc kotletów, nie odtworzę XVI-wiecznego Zakonu Maltańskiego czy prawdziwego prowansalskiego małego miasteczka, w jakim mógłby żyć Fillegan. Mam więc pole do artystycznej wypowiedzi, takiego kontrolowanego szaleństwa, czy fantazji.
Na marginesie, powstała świetna książka teoretyczna o historiach alternatywnych – „Historia niebyła” Alexandra Demandta. Sporo z niej wziąłem, pisząc swoje „Inne okręty”, czyli historię alternatywną właśnie.
AK: Pisarz erudyta…
RP: Raczej dyletant bez zahamowań, za to z ambicjami… Niewiedza mnie nie powstrzymuje, tylko zmusza do jej zmniejszenia. Ale i tak zadłużam się niemiłosiernie u wspomnianych autorów, historyków zwłaszcza. Z tym, że ja nie czytam takiego Braudela czy Le Goffa z obrzydzeniem, szukając tylko wiedzy niezbędnej do stworzenia czegoś tam. To moja pasja, czytałbym te same książki nawet wtedy, gdybym miał nie napisać ani linijki tekstu.
AK: To nie jest trochę tak, że bawisz się w historyka?
RP: Trochę… Sprawia mi to sporo przyjemności.
Z drugiej strony, nie chodzi o to, żeby mieć warsztat zawodowego historyka, skoro tworzysz fikcję, choćby i historyczną, opartą na twardych faktach. To zawsze będzie kreacja. Rzecz w tym, aby zaakceptować własną niewiedzę i z pokorą sięgnąć po mądrzejszych od siebie w danej dziedzinie. Bo tak naprawdę widać w tekście, czy autor ma jakieś pojęcie o epoce, którą opisuje, czy jest dyletantem. Stąd u Kaya biorą się „napisy końcowe” – lista specjalistów, u których sprawdzał fakty. Równie długą listę mogliby stworzyć polscy autorzy tacy jak: Sapkowski, Komuda, a nawet Kres, który z pozoru wymyśla całkiem fikcyjne światy. Pisarz wcale więc nie musi być erudytą. Ale na pewno powinien umieć korzystać ze zgromadzonej wiedzy – tak bym powiedział.
AK: Skoro padło już nazwisko Sapkowski… Swój najnowszy cykl osadził twardo w historii. Jak Ci się to podoba?
RP: Na mnie to zrobiło wrażenie, co więcej – znam czytelników, których Sapkowski nic nie obchodził, póki nie wszedł w obszar prawdziwej, konkretnej historii. Oni sięgnęli po tę książkę, nie żeby przeczytać zgrabną przygodówkę, tylko odnaleźć tam historyczny Śląsk… Uważam to za wielki pisarski sukces Sapkowskiego. Teraz już nikt nie ośmieli się powiedzieć, że to producent rozrywkowej pulpy, choć i wcześniej takie opinie były dla niego niezwykle krzywdzące.
AK: Nie obawiasz się, że pisząc takie „dziwaczne” książki, wylądujesz na przecenie? Wydawca też może powiedzieć: „żegnaj, za dużo kombinujesz, za mało jest czytelników gotowych wysupłać pieniądze na twoje książki.”
RP: Myślę o tym. Może nie każdego dnia, bez przesady, jednak staram się nie pisać tylko dla siebie.
Pytałaś wcześniej o modelowego czytelnika. Szukam go, starając się przekonać, że takie pisanie o historii, jakie teraz uprawiam, wcale nie musi być nudne ani prymitywne jak nowelizacje filmów czy przeróbki scenariuszy RPG na wyroby literaturopodobne.
Moja pokora podpowiada mi, że – jak powiedział Ingvar Kamprad, twórca Ikei – „lepiej być wolnym niż ważnym”. Jeżeli tę pisarską wolność da mi grupa wiernych czytelników, niekoniecznie wielka jak armia fanów Harry’ego Pottera, wystarczająca po prostu do zawracania innym głowy moją pisaniną, to i tak będę bardzo szczęśliwy.
koniec
« 1 2
14 maja 2005

Komentarze

25 I 2011   20:21:53

Bardzo ciekawa postać z tego Pawlaka. Pozostaje raczej poza głównym nurtem, choć pisze naprawdę fajnie. I co ważne - bardzo zróżnicowanie. Niby autor fantasy, a za kilka dni na rynku pojawia się jego nowa książka, "Póki pies nas nie rozłączy" - romantyczna, zabawna powieść kobieca:) Ciekawe, jaka będzie.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Igraszki z babcią Prawdą Historyczną
— Eryk Remiezowicz

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

Tegoż twórcy

Groch z kapustą
— Michał Foerster

Zrobieni w balona
— Michał Foerster

Mało fantasy, jeszcze mniej historii
— Jakub Gałka

Rozczarowaniem i niesmakiem
— Agnieszka Szady

Wody cierpienia
— Romuald Pawlak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.