Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Leonard Cohen

ImięLeonard
NazwiskoCohen

Tysiące pojedynczych słów

Esensja.pl
Esensja.pl
„Hallelujah” – wykrzyknąłem, usłyszawszy, że przyjedzie do Polski i da koncerty. Nie jestem fanem wszystkich jego piosenek, ale z powodu kilku z nich autentycznie dziękuję Bogu, że słynny bard opuścił klasztor. Tym bardem jest Leonard Cohen.

Michał Hernes

Tysiące pojedynczych słów

„Hallelujah” – wykrzyknąłem, usłyszawszy, że przyjedzie do Polski i da koncerty. Nie jestem fanem wszystkich jego piosenek, ale z powodu kilku z nich autentycznie dziękuję Bogu, że słynny bard opuścił klasztor. Tym bardem jest Leonard Cohen.

Leonard Cohen

ImięLeonard
NazwiskoCohen
Słowo
W książce „Piękni przegrani” Cohena przeczytać można: „Chciałbym, żeby wszystko, co ma się do powiedzenia, można było wyrazić jednym słowem. Nie cierpię tego, co może się zdarzyć między początkiem a końcem zdania”. Nie jest to łatwe, ale postanowiłem, że spróbuję poszukać słów, które w miarę trafnie oddają kolejne etapy życia wybitnego muzyka. Zacząłem co prawda od „słowa”, ale klamrą, która otwiera jego karierę i zdeterminowała go do koncertowania teraz, w wieku 74 lat, są…
Pieniądze
W wywiadzie dla gazety „Der Spiegel” powiedział bowiem: „Zacząłem pisać piosenki, bo chciałem zarabiać więcej pieniędzy”. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że na stare lata zostanie oszukany przez swoją agentkę i wszystko będzie musiał zacząć od nowa, mimo posiadania bardziej ugruntowanej pozycji niż w 1966 roku. W Central Parku zaśpiewał wówczas w duecie z Judy Collins, dzięki czemu został wypatrzony przez łowcę talentów. Łowca słusznie przeczuwał, że w tym początkującym muzyku tkwi potencjał, i trafił w dziesiątkę.
Dziesięć lat wcześniej przyszły twórca wspaniałych piosenek zadebiutował jako poeta, zaczął też pisać książki, z których za najbardziej znaną uważa się „Pięknych przegranych”. Powieść określono mianem śmiałej obyczajowo, podobnie odbierano jego wiersze, które nawiązywały do tradycji beatników. Co ciekawe, początkowo recytował je przy akompaniamencie jazzowego zespołu. Było to dobre przetarcie szlaku przed pisaniem poetyckich piosenek, którym zawdzięcza sławę i powszechne uznanie. Trampoliną do kariery okazały się takie folkrockowe utwory jak „Suzanne”, „So Long”, „Marianne” czy „Sisters of Mercy”. Tę ostatnią wykorzystano w filmie „McCabe i pani Miller” Roberta Altmana wspólnie z „The Stanger Song” i „Winter Lady”. Zdaniem wielu osób tak znakomicie pasowały do tego filmu, że musiały być napisane z myślą właśnie o nim, jednak tak naprawdę powstały znacznie wcześniej. Film uważa się za gorzki rozrachunek z korzeniami westernu. A skoro już o korzeniach mowa, to warto opowiedzieć o rodowodzie samego pieśniarza.
Korzenie
„Pamiętam, że jestem Żydem. Pochodzę z dobrej, konserwatywnej żydowskiej rodziny. Jestem głęboko zakorzeniony w tradycji. Umiem modlić się po hebrajsku. Potrafię zwracać się do szefa po hebrajsku” – powiedział. Cohen urodził się 21 września 1934 roku w Montrealu w rodzinie o polsko-żydowskich korzeniach. „Choć po latach wstąpił do buddyjskiego klasztoru, to wcale nie chciał się wyrzec żydowskiego pochodzenia” – wyjaśnił jego francuski tłumacz, Michel Garneau.
Buddyzm
„Mój mistrz nie zachęcał mnie do tego, żebym został buddystą. Nauczył mnie rozróżniać Rémy Martin od Courvoisiera. To była jedna z pierwszych rzeczy” – wyznał. W klasztorze przebywał od 1996 do 1999 roku i jako buddyjski mnich przyjął imię Jikan, co oznacza Cichy. Na szczęście autor „Hallelujah” nie odizolował się całkowicie od świata. W 1997 roku za pomocą Internetu skontaktował się z jednym ze swoich fanów z Finlandii. Ofiarował mu nawet kilka swoich nieopublikowanych jeszcze wierszy.
Przemiana
Owocem pobytu w klasztorze wydaje się być płyta „Dear Heather”, którą uważa się za najbardziej optymistyczną w całym jego artystycznym dorobku. To nie bez znaczenia, biorąc pod uwagę, że w latach 70. jego piosenki były krytykowane jako przygnębiające. Mówiono wręcz, że płyty Cohena powinny być sprzedawane z żyletkami, bo są dobre do podcinania sobie żył. Nie zmienia to faktu, że jego muzyka jest bardzo poetycka, ale zarazem niepozbawiona czarnego humoru, wielu frapujących aluzji i mądrej refleksji. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że inni muzycy nie popełniali masowych samobójstw w czasie jej słuchania.
Naśladowcy
Kanadyjczyk zainspirował bowiem wielu wspaniałych muzyków. Wszystkich wymienić się nie da, ale w tym zaszczytnym gronie znajdują się następujący artyści: Elton John, R.E.M., Joe Cocker, Willie Nelson, Tori Amos, Nick Cave, Bono czy Nina Simone. Poza tym jego piosenki wykorzystano w takich filmach jak „Urodzeni mordercy” i „Shrek”. Swoją drogą, ciekawa jest ich odmienna tematyka – pierwszy film to kontrowersyjny manifest przeciwko przemocy w mediach i telewizji, zaś drugi to kultowa amerykańska komedia. No ale Kanadyjczyk stworzył tak wiele tekstów, że naprawdę jest w czym wybierać.
Pieniądze
Wszystko wskazuje na to, że do wyruszenia na kolejne światowe tournée zmusiła Cohena wspominana na początku nieciekawa sytuacja finansowa. Oszukała go jego była menedżerka, Kelly Lynch, i trzeba było coś z tym zrobić. Tytułem zaległych podatków musiał zapłacić dziesięć razy więcej, niż miał na koncie. Powrócił więc do koncertowania. Swoją drogą, jakże gorzko brzmią teraz jego słowa z 1986 roku: „Spoglądając na to z dystansu, uważam za szczyt naiwności próbę rozwiązania swoich problemów finansowych przez karierę piosenkarską”. Niewykluczone, że nawet mając pieniądze, wyruszyłby w trasę. Kto wie – może zwyczajnie nie potrafi bez tego żyć.
koniec
25 września 2008

Wypowiedzi Cohena pochodzą z następujących źródeł:

  • http://cohen.sonymusic.pl/cohen-o.html
  • Wywiad dla „Gazety Wyborczej” z 7-8 XI 1997
  • „Zwierciadło” nr 6/1928, czerwiec 2007
  • Komentarze

    Dodaj komentarz

    Imię:
    Treść:
    Działanie:
    Wynik:

    Dodaj komentarz FB

    Najnowsze

    Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
    Sebastian Chosiński

    22 IV 2024

    Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

    więcej »

    Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
    Sebastian Chosiński

    20 IV 2024

    Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

    więcej »

    Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
    Sebastian Chosiński

    15 IV 2024

    W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

    więcej »

    Polecamy

    Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

    A pamiętacie…:

    Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
    — Wojciech Gołąbowski

    Ryan Paris – słodkie życie
    — Wojciech Gołąbowski

    Gazebo – lubię Szopena
    — Wojciech Gołąbowski

    Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
    — Wojciech Gołąbowski

    Pepsi & Shirlie – ból serca
    — Wojciech Gołąbowski

    Chesney Hawkes – jeden jedyny
    — Wojciech Gołąbowski

    Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
    — Wojciech Gołąbowski

    Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
    — Wojciech Gołąbowski

    The La’s – ona znowu idzie
    — Wojciech Gołąbowski

    T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
    — Wojciech Gołąbowski

    Zobacz też

    Tegoż autora

    „Interstellar” jak marmolada pomarańczowa
    — Michał Hernes

    Tina, królowa talk show
    — Michał Hernes

    „Operetka” jest naga
    — Michał Hernes

    Grzech nie zobaczyć
    — Michał Hernes

    Klęska „Baala”
    — Michał Hernes

    Bluesowa trylogia
    — Michał Hernes

    Masz talent?
    — Michał Hernes

    Politycznie poprawne poprawianie
    — Michał Hernes

    Sens życia według Cohena
    — Michał Hernes

    Kur…, to nie ten koncert!
    — Michał Hernes

    W trakcie

    zobacz na mapie »
    Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
    Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.