Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Gołąbowski
‹Marnotrawny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułMarnotrawny
OpisOpowiadanie osadzone w realiach świata Hitalia.
GatunekSF

Hitalia: Marnotrawny

1 2 3 »
Krater… Tunel… Szczątki… Woda, spływająca po ścianach anabiozerów, tryskająca nie wiadomo skąd. Woda we wraku! Radioaktywna? Być może… ale jakie to ma teraz znaczenie?

Wojciech Gołąbowski

Hitalia: Marnotrawny

Krater… Tunel… Szczątki… Woda, spływająca po ścianach anabiozerów, tryskająca nie wiadomo skąd. Woda we wraku! Radioaktywna? Być może… ale jakie to ma teraz znaczenie?

Wojciech Gołąbowski
‹Marnotrawny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułMarnotrawny
OpisOpowiadanie osadzone w realiach świata Hitalia.
GatunekSF
Rozproszone światło sufitu z trudem przebija się przez złotobrązowe pukle włosów spływające po mej twarzy… Milutki, lekko zadarty nosek z samotnym piegiem po prawej stronie… Nira, moje kochanie, nigdy cię nie opuszczę… O, tak… Trochę wyżej… Ooo… Dobrze… Spod przymkniętych powiek ledwo widać nieskazitelną biel białek i iskrzący brąz tęczówek. Patrzy gdzieś nad moją głową… Już nie patrzy, zmrużyła oczy. Meaaauuu… Słodycz karminu i symetryczny ucisk poniżej… Nira, moje kochanie…
• • •
Bezgłośny jęk obolałego umysłu. Czas odpocząć. Z niekłamaną ulgą zdejmuję z barku wbijające się w mięśnie gałęzie. Ale przecież nie możemy stanąć tu, na ścieżce do wodopoju! Rozgarnąć krzaki po lewej, gdzie rzadziej wyrosły, podeprzeć… Tak. Teraz jeszcze przeciągnąć brzemię te kilkanaście stóp… Powinno wystarczyć. Zamaskować dojście do ścieżki, zaznaczyć, w którym kierunku jej szukać… Tutejsza flora daje ciężkie nauczki naiwnym… Nie sposób zapomnieć. Dziwna, nieznana, dzika puszcza hitaliańska ma się nijak do doskonale poznanych lasów Falcorum. A przecież nie powinny się aż tak różnić… Czyżbym dorastał w parku?
Zostało coś jeszcze z przedwczorajszego mięsa? Mało. Śmierdzi? Słabo, ale już. Warto by zastawić sidła na ścieżce, może coś…
• • •
Palmo chyba nigdy nie wyrośnie ze swej dziewczęcej urody. Równo obcięte jasnoblond włoski dyndają mu wokół głowy. Jak zwykle roześmiany.
- Golo, idziemy na króliki? Te pułapki, co dwa dni temu…
- Nie mogę dziś. Dziadzio ma mi objaśniać, czym zajmuje się ProMan w kopalni 15c.
- 15c? To granice Falcorum, prawie trzy tysiące kilometrów stąd…
- Ponad trzy tysiące. Trzy sto z hakiem, jak mawia papa. Dlatego wylecimy już teraz.
- Zdążycie tam na obiad?
- Jasne! Miałbym przegapić nadziewane bażanty? To się zdarza raz na miesiąc!
- Szkoda, bo wiesz, naprawiłem te sznurki, co nam się…
- O, dziadzio już woła. Muszę lecieć. Wpadnij za trzy dni, co?
• • •
Nie, niebieskooki Palmo nie wyrósł, nie wydoroślał. Dziadek by go chyba zatłukł, gdyby się dowiedział, co myśmy czasem w lesie we dwóch robili… Młodzieńcze odkrycia, grzechy dojrzewania… Jak to było z tą pułapką? Ten po prawej związać z tym z góry, ale słabo, za to ten od dołu mocno? Na odwrót? Palmo, czemu cię tu nie ma, kiedy jesteś mi najbardziej potrzebny? Szlag by to… Musi wystarczyć. Z powrotem za krzaki. Godzinka snu, nie dłużej.
• • •
Dlaczego właściwej perspektywy do oglądania własnych poczynań nabiera się dopiero stojąc po drugiej stronie zatrzaśniętej śluzy? Dlaczego dopiero tu, na odległej Hitalii zacząłem dostrzegać całe swe dotychczasowe życie jako zbyt słodkie, aby było prawdziwe? Czy sprawiła to obecność - i dostępność do mojej osoby - marginesu znanego jedynie z holowizji? A może to te osaczające i wpijające się w umysł obce myśli, odczucia, zamiary, wobec swych dawnych wrogów i siebie nawzajem? Może wreszcie to, że po raz pierwszy w życiu zostałem naprawdę sam - bez wsparcia rodziny, przyjaciół, służby?
Czyżbym sam stawał się - jak i oni - wyrzutkiem?
Początki pobytu na tej na pozór gościnnej planecie nie obfitowały w przyjemne chwile. Pierwsze kontakty z obcymi fizycznie, mentalnie i moralnie ludźmi cudem tylko nie skończyły się dla mnie tragicznie.
Musiałem się przezwyciężyć.
A nie było to łatwe. To nigdy nie jest łatwe.
Pierwsze noce pod obcym, gołym niebem, gdy pozbawiono mnie nie tylko anty-g, ale nawet przyzwoitego koca. Ranki, kiedy budząc się, znajdowałem swego poznanego wieczorem sąsiada martwego. Nienawiść w tak wielu oczach, ciepło tak znikome, często połączone z wyrachowaniem. Zaprawdę, czegoś brakowało w moim wychowaniu. Miałem odtąd nadrabiać owe braki w rekordowym tempie, nie mając szansy na powtórzenie raz oblanego egzaminu.
Zacząłem sobie wmawiać, że lubię przynajmniej niektórych spośród pozostałych rozbitków. Uważałem, że jeśli w to uwierzę, to moje myśli nie zdemaskują faktycznego obrzydzenia, które czułem za każdym razem, odbierając czyjeś myśli o zabijaniu, żarciu i bezrozumnej kopulacji. Które zresztą narastało, gdy zdałem sobie sprawę, że odbieram ich wspomnienia, a nie marzenia.
Musiałem się stamtąd wyrwać, przerwać to nieustanne pasmo myślowych lub słownych licytacji własnych osiągnięć. Moją głowę rozsadzały wizje krwawych jatek popełnianych w imię kosmos wie czego. Jedynym, co mnie dziwiło był fakt, że biorący w nich udział psychiczni mutanci nie skakali sobie do gardeł gdy okazywało się, iż stali wtedy po przeciwnych stronach barykady… Widocznie fizyczna odległość od reszty cywilizacji i na nich wycisnęła swe piętno. Może jak i ja zaczęli sobie wmawiać: „to nie ja”, „mnie tu nie ma”, „to nie ja, nie ja"…
A może i oni obudzili się ludźmi?
• • •
Oczywiście spałem za długo. Zaczynało się ochładzać, cienie zauważalnie zgęstniały. Niedługo będzie szarzeć, a potem nastanie mrok. Tu, w dzikim, gęstym lesie, nie ma co liczyć na światło żadnego z dwu księżyców czy choćby gwiazd. Czerń nocy będą rozjaśniać jedynie błyszczące oczy nocnych drapieżników. Ogień… Nierealne marzenie.
Moja pułapka. Jest coś? Mały arbuz… Niewiele, ale dobre i to. Przynajmniej nie pomyliłem się ze sznurkami. Przykro mi, ale muszę cię zatłuc. Jestem głodny, a to jedyna w tej chwili racja. Nie mogę ci nawet zapewnić bezbolesnej śmierci, ale postaram się, aby była szybka. Tylko nie wierć się i nie patrz tak, odwróć swe niewinne oczy… Postaram się trafić w głowę za pierwszym zamachem.
• • •
Podjęto decyzję o przeprowadzeniu rekonesansu po nieznanym terenie. Poszło kilku zapaleńców, a ja niemrawo podążyłem za nimi, nie mogąc nadążyć za pewnym, żołnierskim krokiem. Pewnie to i dobrze, bo wkrótce za sprawą wybuchających soków drzew, z przodu zrobiło się gorąco i nieprzyjemnie… Zaraz ruszyła też druga grupa, stawiając mnie między młotem a kowadłem.
Młot i kowadło w jednej osobie rzuciło się na mnie, niemal zabijając, ot tak, dla własnego bezpieczeństwa. Nazywało się Rodriguez. Po krótkiej acz niebezpiecznej (głównie dla mnie, nie byłem przyzwyczajony do zadawania się z terrorystami) rozmowie, pociągnęło mnie za sobą w blade opary. A może poszedłem z własnej woli? Któż to teraz pamięta…
Rodriguez nie okazał się bezpiecznym kompanem. Dużo myślał. Jak dla mnie za dużo i o niewłaściwych rzeczach. Nie mogłem, po prostu nie mogłem utrzymać na wodzy moich odczuć względem niego. Czy odebrał mój wstręt? Nigdy się nie dowiem - wymknąłem się sam, czy po prostu postanowił nie zwracać więcej na mnie uwagi?
Szara, śmierdząca mgła coraz częściej przetykana wyłaniającymi się znienacka ostrymi kolcami drzew, pragnącymi tylko rozedrzeć ubranie i wbić się jak najgłębiej. Łaknącymi świeżej krwi.
Kojący szum strumienia i chłodna świeżość krystalicznej wody przywróciły mi realniejsze spojrzenie na rzeczywistość. Ruszyłem wzdłuż koryta, coraz silniej i wyraźniej odbierając inne myśli - spokojniejsze, bardziej przyjazne. Mgła się przerzedziła, w końcu rozwiała zupełnie. Strome zbocza wąwozu stopniowo opadały niżej, ostatecznie rozszerzając się i tworząc miłą polanę z wygodnym dostępem do wody.
Na polanie poznałem Jagera. Człowieka, który chciał spokojnie żyć. I tyle. Pierwszy Hitalianin, który nieznajomego częstował jedzeniem, a nie przekleństwem. Którego mógłbym nawet polubić.
Ale wkrótce polana zaroiła się tymi, od których ledwo co zdołałem odejść.
Znowu to samo.
Uciekać, uciekać!
A na razie udawać chorego. Może wtedy dadzą spokój?
Jęki rannych. Przekleństwa zdrowych. Smród dochodzący z zaimprowizowanej latryny. Głód świecący w oczy. Myśli. Myśli. Myśli. Dość!
Kolejny zwiad? Wyprawa do kapsuły? Idę z wami!
• • •
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jacek Rosiak, 2023, Sztuka latania - Korzenie

Sztuka latania, cz. 3
Jacek Rosiak

28 IV 2024

Cykl powstał w 2018 roku. „Sztuka latania” jest następstwem cyklu „INSECTA” prezentowanego na łamach Esensji.

więcej »
Mirosław Sojnowski, Zimorodek; pastel; 40×30

Nie tylko technika: Skrzydlate
Mirosław Sojnowski

21 IV 2024

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kamuflaż
— Marcin Jankowski

Projekt „Hitalia”
— Andrzej Filipczak

Gwardia
— Andrzej Filipczak

Historia interaktywnej opowieści
— Jarosław Grzędowicz

Cyfrowo
— Marcin Jankowski

Przyjaciel dobrego
— Marcin Jankowski

Eva
— Andrzej Filipczak

Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Tegoż twórcy

Zawód Społecznego Zaufania
— Wojciech Gołąbowski

Ja-kto
— Wojciech Gołąbowski

Nie tak miało być
— Wojciech Gołąbowski

Kwestia bezruchu
— Wojciech Gołąbowski

Czas pomagania światu
— Wojciech Gołąbowski

Rycerz bez-błędny. Polska, rok 199_.
— Wojciech Gołąbowski

Pełnia przekazu
— Wojciech Gołąbowski

Studenckie czasy
— Wojciech Gołąbowski

Ostatni lot Joshuy Smitha
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.