Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Bóg jest czystą nicością›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułBóg jest czystą nicością
OpisTrwa wojna między Korporacjami. Ale na odległym od Terry odcinku B-14 panuje względny spokój. Izolacja, fatamorgany i kilku żołnierzy skazanych na siebie nawzajem…
GatunekSF

Bóg jest czystą nicością

« 1 3 4 5

Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością

– Tu nie sądy będą sprawiedliwość wymierzać, a pięści – stwierdził Bodrow. I chociaż w słowach, których użył, kryła się otwarta groźba, porucznik potraktował je zupełnie inaczej, niemal jak filozoficzne wyznanie.
Kazach rzucił niedopałek na piasek i odruchowo zgniótł go butem, zakopując w ten sposób w ziemi.
– Nie możemy tu zostać, poruczniku – stwierdził, patrząc teraz głęboko w oczy Petrosjana. – Odejdziemy: ja, Ventspils i Stypko. Lebensztajna zostawimy, bo on i tak nie będzie chciał iść.
– Dokąd? – tylko na zadanie takiego pytania zdobył się porucznik.
– Gdziekolwiek – odparł potężny Kazach. Wzrokiem powiódł aż na brzeg horyzontu i dodał – w pustynię. Jeśli widział pan karawanę, to znaczy, że są tu ludzie…
– Jeśli… – zauważył Petrosjan.
– Pan może iść z nami – powiedział Bodrow.
– I mam zostawić majora samego?
– Z Lebensztajnem!
– To jakby samego – potwierdził porucznik.
– Przecież on jeden czuje się tutaj jak… – Kazach długo szukał właściwego słowa; nie znalazł go, więc powiedział to, co pierwsze przyszło mu na myśl – jak… w domu.
Petrosjan poklepał go po ramieniu. Co ów gest poufałości miał oznaczać, nie potrafiłby jednak wytłumaczyć. Może zgodę na szaleńczy, ale tak naprawdę jedyny dający jakąkolwiek nadzieję plan Bodrowa? Po odejściu Kazacha porucznik zaczął się zastanawiać, jak – dowiedziawszy się o wszystkim – zareaguje Kirow. I doszedł do wniosku, że we właściwy sobie sposób major… nie zareaguje w ogóle. Kirow zachował bowiem jeszcze na tyle trzeźwości umysłu, by zdawać sobie doskonale sprawę z tego, iż pozostawanie tutaj nie wiadomo jak długo to pewna śmierć; z drugiej jednak strony wiedział, że on sam odejść stąd nie może – chociażby dlatego, że nie ma dokąd, nie ma do kogo pójść.
Wróciwszy do ziemianki Petrosjan postanowił wysondować majora. Ten tęsknym wzrokiem gapił się w pustą szklankę, ale zgodnie z umową wypił już dzisiaj swoją porcję i nie mógł, chcąc zachować oficerski honor, wypić ani jednej kropli więcej.
– Panie majorze… – przerwał jego rozmyślania Ormianin. Kirow niechętnie przeniósł wzrok na porucznika. – Jak dawno nie był pan na Terze?
Major nie okazał zaskoczenia; gorączkowo począł obliczać coś w pamięci, wreszcie odpowiedział:
– Dziesięć… może jedenaście lat.
– Nie tęskni pan?
Twarz Kirowa, do tej pory wyrażająca tylko idealną obojętność, lekko drgnęła. Ktoś inny być może nie dostrzegłby tego grymasu, ale Petrosjan poznał go już dokładnie i wiedział, co się za tym kryje. Major tęsknił!
– Ja mam ją… tutaj – odpowiedział, wskazującym palcem prawej ręki celując w skroń. – Każdego dnia piękniejszą i… – głos mu się załamał – każdego dnia coraz bardziej odległą.
– Dlaczego nigdy, w ciągu tych lat, pan nie wrócił?
Kirow odwrócił głowę; patrzył teraz w jakiś punkt na drewnianej ścianie. Co widział?
Rozległe stepy rodzinnego Krymu czy też jak lustro odbijającą słoneczne promienie toń Morza Czarnego? A może przechadzał się starymi uliczkami Odessy bądź Sewastopola, o których pisywał hrabia Tołstoj?…
Tego się nigdy Petrosjan nie dowiedział.
5.
Lebensztajn powiesił się na pasku od spodni. Znalazł go Bodrow w toalecie i zameldował Kirowowi.
– Lebensztajn – powtórzył głośno nazwisko nieżyjącego już od kilku godzin Żyda major. – Jak on wyglądał?
Bodrow musiał się bardzo powstrzymywać, by nie uderzyć go w twarz. Splunął tylko pod nogi Kirowa i odszedł. Major sięgnął po pierwszą tego dnia szklaneczkę. Petrosjan napełnił ją wódką, odczekał, aż Kirow wypije, i oznajmił:
– Oni chcą odejść.
– Kto?
– Bodrow i reszta.
– Wielu ich zostało?
– Trzech.
– A ty, Arłam? – dawno już major nie zwracał się do swego zastępcy po imieniu.
– Ja?
– Pójdziesz z nimi?
– Nie chcę tu zostać – odpowiedział zgodnie z prawdą porucznik.
– Czy pójdziesz? – powtórzył z naciskiem Kirow, jakby nie zrozumiał sensu poprzedniej odpowiedzi.
– Jeśli zwolni mnie pan z rozkazu…
– Tylko Wagner może to zrobić – oznajmił major.
– Generał jest daleko… – odparł Petrosjan. – A pan – blisko!
Kirow spojrzał w dno szklanki; stuknął nią dwa razy o blat stołu tak mocno, że aż szkło pękło. Niewiele brakowało, aby pokaleczył się jego odłamkami.
– Marsz przez pustynię to pewna śmierć – powiedział.
– A pozostanie tutaj czym jest?
Pomiędzy dwoma oficerami zapadło złowrogie milczenie. W ciszy, jaka nastała, słychać było szum wiatru za drzwiami.
– Nic ich nie powstrzyma – powiedział porucznik, mając na myśli Kazacha i jego dwóch gotowych na wszystko towarzyszy niedoli. Czy major dostrzegł kryjące się w tym stwierdzeniu ostrzeżenie – pomyślał jednocześnie.
– Niech więc idą! – krzyknął Kirow i ze wściekłością walnął pięścią w stół. – Jeszcze dziś niech się wynoszą gdzie pieprz rośnie! Szkoda amunicji, by porozwalać im łby. Cholerni dezerterzy!
– Tu… – zaczął ostrożnie Petrosjan – nie ma już czego bronić. Wszyscy nas opuścili. Nawet wrogowie…
– Pies was jebał! – mruknął prawie niedosłyszalnie major i powoli podniósł się z krzesła. Porucznik nie patrzył, co robi, ale po chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi.
Gdy major wyszedł, otwarły się drzwi prowadzące do pomieszczeń żołnierzy; wypełnił je swoim wielkim ciałem Bodrow.
Musiał tam stać przez cały czas – stwierdził Petrosjan. – Wszystko słyszał…
W kąciku ust Kazacha tkwił wypalony do połowy papieros. Kilkudniowa szczecina na brodzie nadawała mu wygląd oprycha. Lepiej z takim nie zadzierać!
– Jesteśmy gotowi – poinformował porucznika.
– Poczekajcie do świtu!
Bodrow spojrzał na zegarek. Przeliczył w myśli czas i odparł:
– Pan też niech się prześpi!
Ale Petrosjan długo nie mógł zasnąć. Czekał na powrót majora, lecz Kirow nie przyszedł.
Zasnął dopiero nad ranem. Minęła jednak nie więcej niż godzina, gdy kilkoma szarpnięciami zbudził go Bodrow. Prycza majora nadal była pusta.
Nie mógł przecież całej nocy spędzić na dworze – przyszło na myśl porucznikowi. Spytał więc Kazacha, czy wie, co się dzieje z Kirowem. Ten tylko machnął ręką, nic nie odpowiedziawszy.
Petrosjan wyciągnął spod pryczy wypchany po brzegi żołnierski plecak. Suchego prowiantu wzięli na dwa tygodnie.
– W tym czasie musimy przecież dotrzeć do jakiegoś ludzkiego osiedla – stwierdził Ventspils.
Łotysz i Białorusin czekali na Bodrowa i Petrosjana przed ziemianką. Ormianin rozejrzał się jeszcze dokoła, szukając śladów Kirowa. Ventspils domyślił się, o co porucznikowi chodzi, i powiedział z nieskrywaną radością w głosie:
– Może go już, jak Waśkę, morgule zżarły.
– Zamknij się! – warknął na Łotysza Bodrow. – Idziemy!
Założyli hełmy i rzuciwszy jeszcze okiem na mapę ruszyli gęsiego, jak wtedy, gdy szukali Szałamowa. Żaden z nich nie obejrzał się za siebie w stronę bazy, gdzie na jednej z prycz pozostawili martwego Lebensztajna.
Przeszli kilkaset metrów, gdy nagle naprzeciw nich, nie wiadomo skąd się pojawiwszy, stanął Kirow. Trzymał w ręku karabin automatyczny wymierzony w nadchodzącą ku niemu grupkę.
Zatrzymali się, czekając na jego pierwszy ruch.
– Wy możecie odejść! – Kirow zwrócił się do Kazacha. – Ale on… – palcem lewej ręki wskazał Petrosjana – musi zostać.
– Majorze – odezwał się Bodrow – porucznik pójdzie z nami.
Gdy zrobili krok do przodu, Kirow odbezpieczył broń.
– On zostaje! – powtórzył.
Ormianin, na którym ogniskowały się teraz spojrzenia czterech osób, milczał. Może liczył na to, że Bodrow zaatakuje majora, że uda mu się go rozbroić, ale Kazach stał bez ruchu wiedząc, że Kirow jest w stanie posunąć się do zbrodni. Petrosjan posłał błagalne spojrzenie najpierw Bodrowowi, następnie Ventspilsowi, by na końcu szukać pomocy u milczącego uparcie Białorusina. Lecz cała trójka stała jak zamurowana. Zrozumiał, że drogę do wolności musi wywalczyć sobie sam.
Kirowa miał dwa metry przed sobą.
Jeśli uda mi się go zaskoczyć, mam szansę. Nie zdąży wystrzelić! – szacował w myśli Petrosjan. I czekał, czekał na sprzyjający moment.
Nagle gdzieś w oddali za plecami Kirowa zerwał się wiatr. Podmuch pchnął majora do przodu i ten z trudem utrzymał się na nogach. W tej samej chwili rzucił się na niego Ormianin. Kirow, widząc atakującego go porucznika, rzucił się na plecy; jednocześnie wymierzył w jego kierunku broń i nacisnął spust – raz! drugi! trzeci!
Bezwładne ciało Petrosjana głucho zwaliło się na ziemię obok Kirowa. Bodrow, Ventspils i Stypko nawet nie drgnęli. Porachunki między oficerami to w końcu nie ich sprawa!
Major podniósł się i mocniej ścisnął karabin w dłoni. Chwilę jeszcze wszyscy tkwili bez ruchu. Pierwszy zrobił krok Kazach, za nim poszli Łotysz i Białorusin. Bez słowa. Tylko gdy mijali się z Kirowem, Bodrow posłał mu nienawistne, nieme spojrzenie.
Major odprowadził całą trójkę wzrokiem, po czym, gdy zniknęli mu z oczu w tumanach kurzu wzniecanego coraz wścieklejszymi podmuchami wiatru, powlókł się do bazy. Ciało Petrosjana pozostawił na żer morgulom.
Wpatrzony w rozświetlony monitor komputera pił wódkę prosto z butelki. Nie przestał nawet wtedy, gdy na monitorze pojawiła się zatroskana twarz generała Wagnera.
– Kirow! – zaczął generał.
– Tak?
– Dobrze, że jesteś.
Major pociągnął kolejny łyk. Czknęło mu się głośno, generał musiał to usłyszeć.
– Mam tu rozkaz – zamachał kartką papieru. – Za chwilę będziesz go mógł odebrać.
– Co to za rozkaz, panie generale? – spytał Kirow uniżenie, odstawiając pustą butelkę na podłogę. Ta przewróciła się i dudniąc potoczyła w kąt pomieszczenia.
– Pozbawiam cię dowództwa odcinka B-14 – oznajmił z satysfakcją w głosie Wagner. – Twoje miejsce zajmie porucznik, nie… – poprawił się – teraz już kapitan Petrosjan.
Uśmiech, który zagościł na twarzy majora musiał jednak nieco zdezorientować generała, bowiem z niedowierzaniem zapytał:
– Dotarło to do ciebie?
Kirow potwierdził ruchem głowy.
– Przekaż Petrosjanowi tę informację!
– Tak jest, panie generale – odparł major Kirow i sięgnął po oparty o blat stołu karabin. Wycelował go w zdumioną twarz Wagnera i wystrzelił.
Raz! drugi! trzeci!
grudzień 2002
koniec
« 1 3 4 5
1 marca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.