WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Milena Wójtowicz |
Tytuł | Laser Alladyna |
Opis | Prezentujemy luźną kontynuację przygód bohaterów „Bardzo czarnej dziury”. |
Gatunek | humor / satyra, space opera |
Laser AlladynaMilena Wójtowicz
Milena WójtowiczLaser AlladynaIlustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec W ładowni zirytowany Movik po raz kolejny pocierał laser. – To nic nie daje! – Ależ przysięgam, że stąd wyszła – jeden z techników padł na kolana i zaczął bić się w piersi. – Wypłynęła w postaci gazowej – skorygował drugi. – Czy gaz może płynąć? – zastanowił się trzeci. – Może już sobie poszła – zasugerował ten drugi. – Jest tam, czy jej nie ma, sprawę trzeba zbadać – zadecydował Movik. – Rozebrać laser. Z lufy wysunął się obłoczek dymu i uformował się w głowę otoczoną loczkami. – Nie – chlipnęła głowa. – Czy jest pani istotną znaną jako „Dżin”, podejrzaną o kilkuminutowe otępienie członków załogi statku floty Zjednoczenia Planet „Odkrywca”, rozdwojenie Alchadeldenarissy Be’re’te’ach’re, znanej także jako Rissa, boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu Planet i uwielbianej pani swojego ludu, a także doradcy dyplomatycznego i głównego mechanika na statku Zjednoczenia „Odkrywca” i o próbę przejęcia kontroli nad rzeczonym statkiem? Dżin pokiwała głową i pociągnęła nosem. – Zechce więc pani podążyć za mną w celu przeprowadzenia konfrontacji. Dżin wyczołgała się z lufy i poleciała za nim. – Ja naprawdę nie wiedziałam, że jej będzie dwie – pisnęła żałośnie. W ambulatorium Rissa nietrzeźwa poderwała się z leżanki. – To ta abordażystka!! Rissa trzeźwa zaszczyciła Dżin spojrzeniem. – Ostrzegałam, ze ucieczka przed konsekwencjami jest niemożliwa. – Ja naprawdę nie chciałam – Dżin skuliła się. – Skąd miałam wiedzieć, że z ciebie będą dwie ty? – Nie zważanie na konsekwencje jest cechą ludzi o ciasnych umysłach – powiedziała Rissa trzeźwa. – Ciągłe myślenie o konsekwencjach jest cechą ludzi paranoicznych – dorzuciła Rissa nietrzeźwa. Spojrzały na siebie spode łba. – Może należało by je rozdzielić? – zaproponował kapitan. – Wykluczone – doktor zerknął na wyniki badań. – One są jedną osobą. – Ma pan na myśli, że są tożsame genetycznie? – zapytał Movik. – Mam na myśli, że są ogólnie tożsame. Nie wiem, jak to wyjaśnić, bo fizycznie obie są kompletnymi ludźmi, ale każda stanowi tylko połowę Rissy. – Rzeczywiście, nie udało się panu tego wyjaśnić – stwierdził kapitan. – Umiesz je złączyć z powrotem? – zapytał Dżin. – Ja nawet nie wiem, dlaczego ich jest dwie!!! – Wy tu sobie radźcie, a ja pójdę do mesy poszukać czegoś do picia – oznajmiła Rissa nietrzeźwa. – Rozsądna propozycja. Należy uzupełnić ubytek energii w organizmie. Czas na posiłek – powiedziała Rissa trzeźwa. – Miłego myślenia – rzuciły obie jednocześnie przez ramię i wyszły. – Mogę też już sobie iść? – pisnęła Dżin. Kapitan zastanowił się. – Właściwie to należało by ją gdzieś zamknąć. – Ja nic złego nie zrobiłam – zaprotestowała Dżin. – A ja jestem binuriańskim dzikiem – prychnął doktor. – Jak chcesz, to mogę ci to załatwić – odgryzła się Dżin. – Widzicie? Niebezpieczna dla otoczenia – stwierdził z satysfakcją doktor. – Kapitanie? – Wsadźcie ją z powrotem da lasera i zaspawajcie lufę. – Nie!!! – zaprotestował Dżin. – Kapitan wydał rozkaz. Do odwołania pozostanie pani w… areszcie domowym. – Ale nie wyrzucicie mnie w kosmos, prawda?? – Kapitanie? – Nie wyrzucimy. Tylko ją stąd zabierzcie. Doktorze, ma pan jeszcze te tabletki od bólu głowy? Movik wrócił na mostek. – Zabezpieczyliśmy podejrzaną – zameldował. – Statek nie wykazuje uszkodzeń. – Świetnie. Co z Rissą? – Jest w tej chwili w ambulatorium. Jedna z niej potknęła się i złamała rękę. – A druga? – W tej chwili funkcjonuje w jednej osobie. Na mostek wszedł doktor, a za nim Rissa z zabandażowaną prawą ręką. – To niesamowite!! – rozświetlił się doktor. – Ani śladu rozdwojenia jaźni. Nic!!! Ma wspomnienia dwóch siebie dotyczące ostatniej godziny, ale funkcjonuje jako jedna kompletna osobowość!! – Co? – do kapitana nie wszystko dotarło. – Jemu chodzi o to, że jak jestem jedna fizycznie, to psychicznie też – wyjaśniła Rissa siadając na pustym fotelu. – Czuje się pani nieswojo, to oczywiste – ciągnął doktor. – Wcale się nie czuję. W końcu mam pewność, że jak widzę siebie przed sobą, to jest to lustro. I wreszcie mi się jasno myśli. – To oczywiste – rozbłysł doktor. – Wszyscy wiemy, że zarówno pani osobowość, jak i umiejętności, zmieniają się w zależności od stężenia alkoholu w pani krwi. Cokolwiek ta Dżin zrobiła, musiało ugodzić w barierę pomiędzy dwoma stronami pani natury! – To może ja bym znowu była jedna – warknęła Rissa. – Bo jak na razie nie mogę się zdecydować, która z tych dwóch mnie jest bardziej niestrawna. – W pewnym sensie nic się nie zmieniło – pocieszył ją kapitan. – Przecież wcześniej też byłaś genialnym pijanym mechanikiem albo twardym dyplomatą z zasadami. – Ale wcześniej, kiedy byłam pijana, naprawiałam coś i śpiewałam o suśle, to gdzieś we mnie tkwiła ta godność i te zasady, a kiedy byłam twardą i nieustępliwą imperatorką, to gdzieś w środku tkwiło te sto pięćdziesiąt siedem zwrotek piosenki o suśle. A teraz wóz albo przewóz. Albo jestem wieczną pijaczką albo sztywną arystokratką. I to jeszcze na raz! Jak ja mam w takich warunkach normalnie funkcjonować??? – Może niech pani spróbuje wyjść z siebie – poradził ze współczuciem doktor. – Kiedy jest pani dwie, to bardziej niż problemy egzystencjalne zajmuje panią dogryzanie sobie. Rissa zastanowiła się. – A co mi tam. Wszystko lepsze od rozmyślań nad samą sobą – wstała z fotela i z siebie. – Hmmm – doktor podrapał się w głowę. – Dlaczego ja też mam złamaną rękę, jeśli to ona się potknęła? – zapytała Rissa trzeźwa. – Bo jesteś mną – odburknęła Rissa pijana. – To jeszcze nie powód. – Kiedy jedna z was złamała rękę, to tak jakby Rissa złamała rękę … – próbował wyjaśnić doktor. – Przez nią – wtrąciła Rissa trzeźwa. – … a ponieważ wy obie jesteście Rissą, chociaż zajmujecie dwa różne miejsca w przestrzeni, to w tej samej chwili druga z was też złamała rękę. – Właściwie to po połączeniu Rissa powinna być zalana w trupa, a obie cały czas powinny być pijane – zasugerował kapitan. – Wydaje mi się, że alkohol jest ściśle związany z osobowością. Ale to wymaga dalszych badań – zamyślony doktor przysiadł na jakimś panelu. – Kapitanie – odezwał się Movik. – Kontaktuje się z nami Ar’chat, wielki wezyr imperium Dwudziestu Planet. – Tylko jego tu brakowało – jęknął kapitan. – Może zwariuje – wysunęła supozycję Rissa nietrzeźwa. – Obawiam się, że to prawdopodobne – dodała Rissa trzeźwa. – Może panie by wróciły w siebie? – zaproponował doktor. – I miałaby nie zobaczyć jego miny? Nie ma mowy – zaprotestowała Rissa nietrzeźwa. – Moim obowiązkiem jest poinformowanie go o ewentualnych zagrożeniach wynikających z mego obecnego stanu – dodała Rissa trzeźwa. – Jak chcecie – zgodził się kapitan. – Odpowiedzieć. Na ekranie pojawiła się twarz wezyra. – Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianym – skłonił głowę. – Moje serce wita cię, a myśli wspominają twoją zacność – odpowiedziała Rissa trzeźwa. – Chociaż to, czy w ogóle masz jakąkolwiek zacność, jest sprawą do przedyskutowania – dodała złośliwie Rissa nietrzeźwa. Wezyr zamilkł. Nad okiem zaczęła mu pulsować żyłka. – Tak, ich jest dwie – powiedział smętnie kapitan. – Nie, nie możemy panu oddać inteligentniejszej, bo w sumie ich jest jedna. – Niech spróbuje naprawić przekaźnik jonowy, to zobaczycie, jaka jest inteligentna – mruknęła Rissa nietrzeźwa. – Spróbuj poprowadzić jakiekolwiek negocjacje pokojowe, a zobaczymy jak szybko doprowadzisz do wojny – odcięła się Rissa trzeźwa. Wezyr odzyskał głos. – Jak? – powiedział słabo. – Mieliśmy drobne kłopoty natury… – Kosmojonowoparaanomalicznej – podpowiedział kapitanowi Movik. – Właśnie. Kosmojono-i-tak-dalej. Rissa się nam czasami rozdwaja. To nie jest szkodliwe, ani nic z tych rzeczy. Chyba – za nim dwie Rissy przeszły do mniej wyszukanych obelg. – Rozdwaja? – zapytał wezyr. – Tak – doktor uśmiechnął się promiennie. – Następuje chwilowe rozdwojenie wzorców osobowościowych, połączone z rozdwojeniem formy fizycznej. Stan częściowo możliwy do kontrolowania, ale też w pewnym stopniu nieprzewidywalny. Przez całą długość mostka przeleciała butelka i rozbiła się o ekran. Kapitan, ignorujący dotąd wyszukane wyzwiska, jakimi obrzucały się Rissy, poczuł się zmuszony zareagować. – Rissa, natychmiast wejdź w siebie, to jest rozkaz! Rissa spojrzała na siebie z niechęcią. – Muszę? My się niezbyt dobrze dogadujemy. – Dlatego wolę was mieć w jednym egzemplarzu. Przynajmniej będziecie się kłócić w duchu. – Ty tu jesteś kapitanem – powiedziała Rissa i weszła w siebie. Kapitan wziął pięć głębokich oddechów. – Dobrze. Wszyscy funkcjonują w jednej osobie? Świetnie. – Szczerze mówiąc, kapitanie… – wtrącił Movik. – Jak pan wie, nasz mechanik jest Txiltem i po ostatnim pączkowaniu jest go dwóch. Było trzech, ale jeden zdezerterował. – Miałem na myśli tych, dla których występowanie w dwóch osobach jest stanem nienormalnym. – W takim razie wszystkich nas jest po jednym. – Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem – uśmiechnął się kapitan. – A teraz, wezyrze, co pana skłoniło do skontaktowania się z nami? – Drobiazg – mruknął wezyr, machając lekceważąco ręką. – Mały konflikt militarny, właściwie nic wielkiego, w gruncie rzeczy królowa nam tam niepotrzebna. – Ma rację – zgodziła się Rissa. – Królowa jest potrzebna przy konfliktach tylko wtedy, gdy podbija się kogoś i przejmuje nad nim absolutną kontrolę. To taki ceremoniał – przerwała. – Skąd ja to właściwie wiem? Doktor przyjrzał się jej z naukowym zainteresowaniem. – Zapewne rozdwojenie synaps spowodowało uaktywnienie dotychczas uśpionych receptorów zawierających wiedzę, jak być królową. To bardzo ciekawe. Kolejne testy…. – Malutki konflikt militarny? – skrzywił się kapitan. – Kapitanie – odezwał się Movik. – Jak zechciał pan zauważyć, rolą Zjednoczenia jest zapobieganie konfliktom militarnym każdego kalibru. – Właśnie to miałem na myśli – przytaknął boleśnie kapitan. – Wezyrze, z przyjemnością udzielimy Imperium pomocy przy rozwiązaniu tego konfliktu. – Ależ nie trzeba. To naprawdę drobiazg, nie chciałbym kłopotać Zjednoczenia taką błahostką… – To żaden problem. Nasze czujniki właśnie namierzają wasz statek. Polecimy za wami na miejsce konfliktu. Do zobaczenia na miejscu – wyłączając komunikator kapitan uśmiechnął się promiennie i nieszczerze. – Doktorze, więcej tabletek! |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski
Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady
Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula
Zasady tajemnic
— Milena Wójtowicz
Łowy
— Milena Wójtowicz
Statystyka magii
— Milena Wójtowicz
Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz
(Nie)Szczęśliwy traf
— Milena Wójtowicz
Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz