Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Milena Wójtowicz
‹Laser Alladyna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMilena Wójtowicz
TytułLaser Alladyna
OpisPrezentujemy luźną kontynuację przygód bohaterów „Bardzo czarnej dziury”.
Gatunekhumor / satyra, space opera

Laser Alladyna

Milena Wójtowicz
« 1 2 3 4 »

Milena Wójtowicz

Laser Alladyna

Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
W zaspawanej lufie starego lasera zrobiła się malutka dziurka, którą Dżin wygrzebywała wytrwale od dłuższego czasu. Kiedy już przekopała się na zewnątrz, wypłynęła z lasera w postaci chmurki dymu. Uznała, że lepiej nie pokazywać się nikomu do czasu, kiedy już będzie wiedziała, co chce zrobić. Przefrunęła za pudła z częściami zamiennymi, osiadła na podłodze w postaci srebrnego pyłu i zasnęła.

Kapitan Jones z lekkim zdziwieniem przyglądał się bardzo zestresowanemu sekretarzowi wezyra. Nie przypuszczał, że ktoś może mieć bardziej stargane nerwy niż on.
Wezyr przysłał swojego sekretarza, żeby wyjaśnił sytuację, po wyraźnych naciskach ze strony Movika. Teraz biedak w ceremonialnych szatach krztusił się, opowiadając historię wojny o Republikę Federacyjną Układu C-183.
– Podsumujmy – powiedział kapitan. – Walczyliście o Republikę od dawna, a teraz wysyłacie tam armię, żeby zakończyć sprawę, zniszczyć armię Republiki i przejąć kontrolę nad jej terytorium, zgadza się?
– Nie – wykrztusił sekretarz.
– To czego ja nie zrozumiałem?
– Re…Republika nie ma armii – wyszeptał sekretarz.
– To z kim wy walczyliście?!?
– Z Cesarstwem Pierścienia.
Kapitan wziął głęboki oddech i policzył do trzydziestu.
– Co ma Cesarstwo wspólnego z Republiką? Broni jej?
– Nie. Też chce ją podbić.

Wiele lat świetlnych od „Odkrywcy” wielki wezyr Cesarstwa Pierścienia trząsł się ze strachu przed swoim władcą. Robił to tak często, że już nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Być może gdzieś w kosmosie istniały dynastie cesarzy, którzy posiadają dobre maniery, wrodzone wyczucie taktu i z namaszczeniem dbają o wygląd i o pozory. Wezyr śnił o takich krainach, a potem budził się tylko po to, żeby znowu spojrzeć w zarośniętą twarz swojego cesarza. Cesarz był wielki jak byk i przypominał byka pod względem manier i inteligencji. Kultura osobista stanowiła dla niego rządek liter, które może zdołałby z trudem zapisać.
W tej chwili potężny boski cesarz Cesarstwa Pierścienia rozlewał upiornie drogi trunek na mapę Republiki Federacyjnej Układu C-183.
– Tu zrobimy tor przeszkód – narysował palcem kształt na plamie rozlanego wina. – A tu będziemy polować, a to miasto zburzymy i zbudujemy arenę cyrkową.

– Kapitanie – odezwał się Movik. – Zbliżamy się do niszczyciela Cesarstwa.
– Nadać sygnał powitalny – polecił kapitan, zajęty budowaniem piramidki z tabletek uspokajających.
– Kapitanie, statek wezyra ładuje uzbrojenie.
Kapitan westchnął.
– Niech ktoś tu ściągnie Rissę i wyślijcie do wezyra powiadomienie o rozpoczęciu negocjacji pokojowych. Powiedzcie, że królowa mu każe.
– To będzie kłamstwo, sir – przypomniał delikatnie Movik.
– To niech ktoś wyda Rissie rozkaz, żeby wezwała tu wezyra.
– Sir – chrząknął subtelnie Movik. – Nie powinniśmy w ten sposób ingerować w wewnętrzne sprawy Imperium.
Kapitan spojrzał na niego zmęczonymi oczyma.
– Jak, na kometę, mam nie ingerować w sprawy Imperium??? Może jeszcze nie zauważyłeś, ale naszym głównym mechanikiem jest boska imperatorka Dwudziestu Planet!!! Za każdym razem, kiedy wydaję jej rozkaz, łamię jakieś prawa Imperium!!!
– Wezyr potwierdza przybycie – zabulgotał za swojej zalanej kabiny oficer łącznościowy.

Wezyr Cesarstwa podszedł ostrożnie do swojego władcy, który właśnie kończył pożerać suty obiad.
– Ppanie – szepnął cichutko, kuląc się. – Odebraliśmy wezwanie od statku Zjednoczenia Planet.
– Rozwalić ich na atomy – burknął cesarz znad miski.
– Ppanie, Zjednoczenie proponuje swoje pośrednictwo w negocjacjach.
Cesarz przeżuwał chwilę w milczeniu, przetwarzając otrzymane informacje.
– Prowadzimy jakieś negocjacje?
– Nie, ppanie.
– To staranować ich.
– Ppanie, towarzyszy im statek Imperium Dwudziestu Planet.
– A co tam, ich też możemy staranować.
– Panie, Imperium chce prowadzić negocjacje w sprawie protektoratu nad Republiką.
– Pro-czego?
– Protektoratu. Zwierzchnictwa. Panowania. Imperatorka Dwudziestu Planet, boska królowa Alchadeldenarissa Be’er’te’ach’re, oczekuje cię na statku Zjednocznia.
– Alcha-jakjejtam?
– Ta, której nigdy nie ma na spotkaniach koła tyranów – wyjaśnił wezyr.
– Nie ma się czemu dziwić, strasznie tam zawsze nudno – cesarz odsunął talerz. – Szykuj statek. Lecimy.

Wezyr z namysłem potarł dłonią bródkę.
– Nie wydaje mi się, żeby ładownia była odpowiednim miejscem na spotkanie dyplomatyczne.
– Znasz pojęcie „warunków polowych”? – odburknęła Rissa, poprawiając kołnierzyk buraczkowej ceremonialnej sukni. – Nie chciałabym wyjść na kapryśną, ale duszę się w tym i zaraz zacznę sinieć.
– Będziesz pasowała kolorystycznie do sukienki – odparł kapitan, usiłujący poczuć się swobodnie w ceremonialnym mundurze.
– Statek cesarza przybił – zameldował Movik, po którym było widać, ze w ceremonialnym mundurze czuje się świetnie.
– Dobra, niech bogowie kosmosu mają nas w opiece – westchnął kapitan. – Rissa, wybaczysz nam…
– Nie ma sprawy – odparła, wychodząc z siebie. – W towarzystwie butelki będę czuła się o wiele lepiej niż tu. Może coś nawet przy okazji naprawię.
– W ceremonialnej sukni? – syknęła Rissa. – Mogłabyś okazać trochę szacunku.
– Zostawiam to tobie – odparła beztrosko Rissa i wyszła.
Kapitan pomyślał, że zapewne ona spędzi parę godzin w stanie upojenia alkoholowego, podczas gdy on będzie pocił się w mundurze ceremonialnym i z głębi piersi wyrwało mu się ciężkie westchnienie.
– Jego wysokość cesarz Cesarstwa Pierścienia i jego wielki wezyr – oznajmił Movik.
Wrota otworzyły się i do ładowni wszedł potężnie zbudowany mężczyzna z ogromną brodą, w tej chwili ubrudzoną jakimś sosem. Za nim postępował przykurczony, zestresowany człowieczek, rzucający na boki przerażone spojrzenia.
Wzrok cesarza padł na Rissę, ubraną w przepisową ceremonialną suknię. Cesarz jęknął ze zgrozą. Królowa powstrzymała się od powiedzenia, co ona o nim myśli.
Movik dopełnił prezentacji.
– Królowa Alchadeldenarissa Be’er’te’ach’re, imperatorka…
– Boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet i uwielbiana pani swojego ludu – poprawił z naciskiem Ar’chat.
– …i jej wielki wezyr.
Cesarz spojrzał na Rissę, tonącą w zwałach buraczkowej materii, z nieukrywanym obrzydzeniem. Odpowiedziała mu spojrzeniem zimniejszym niż próżnia. Wezyrowie mierzyli się wzrokiem, jak dwa buldogi, zastanawiające się, gdzie najpierw ugryźć.
– Kapitan Robert Jones poprowadzi negocjacje pokojowe! – oznajmił gromko Movik.
Dżin, która przez cały czas spała za skrzyniami, zmieniła się z pyłu w człowieka. Podniosła głowę i, ciągle jeszcze śpiąca, otworzyła oczy.
Ciężkie spojrzenie Movika spoczęło na plecach kapitana. Jones poczuł, że nawet jeśli bardzo nie chce, to musi.
– A więc… zebraliśmy się tutaj, aby w pokojowy sposób rozstrzygnąć kwestię Republiki… – zaczął.
– Republika jest nasza! – przerwał mu Ar’chat. – Pierwsi skierowaliśmy tam nasze siły!
– Akurat! – zdenerwował się cesarz. – My już od milionów lat atakujemy Republikę!!!
– I jeszcze wam się nie udało jej podbić? – mruknęła pod nosem Rissa.
Cesarz miał świetny słuch.
– Żadna królówka nie będzie obrażać mojej dynastii!!!
– Królowa – poprawiła Rissa. – Dla ciebie: boska królowa.
– Dla: waszej cesarskiej wysokości – warknął cesarz, uderzając pięścią w to, co stało najbliżej.
Dżin powoli podniosła się, obrzucając świat nieprzytomnym spojrzeniem. Śniła, że podbiła cały wszechświat, a królowie kosmosu szorowali jej laser. Teraz zobaczyła dwoje z nich, kłócących się i walących pięściami w jej schronienie.
– Jesteście nieposłuszni! – wykrzyknęła, wchodząc na najbliższą skrzynię i stając na niej w godnej pozie. – Mówiłam: szorować, nie bić! Myślicie, że tylko wy możecie szorować mój laser? Jest pełno chętnych królów! A wy poniesiecie karę – klasnęła w dłonie. – Niech się stanie!
W ładowni zapadła cisza. Dżin zamrugała oczami, a potem, rozbudzona, rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w miejsce, gdzie przed chwilą stali królowa i cesarz, a gdzie teraz unosiła się smużka dymu. Dżin uczyniła gwałtowny ruch i spadła ze skrzyni, przewracając przy okazji paczkę „Sproszkowanego przysmaku kosmicznego podróżnika”. Paczka otworzyła się i Dżin zniknęła pod stosem pomarańczowych granulek.
Do ładowni wbiegł doktor, wezwany przez alarm wczesnego ostrzegania. Zahamował na widok stosu granulek i zszokowanej załogi. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył wypaloną podłogę i strzępki buraczkowej sukni. Doktor wydał z siebie ryk rozpaczy i padł na laser, łkając w duchu.
Przez kilka minut panowała cisza. Potem drzwi od windy otworzyły się i do ładowni weszła Rissa z na wpół opróżnioną butelką w dłoni.
– Wiem, że miałam siedzieć w maszynowni, ale nagle poczułam się jakaś taka… samotna i niekompletna – spojrzała za zdziwieniem na twarze załogi, doktora, potem na wystające spod granulek buty Dżin i wreszcie na kawałek spalonej podłogi, gdzie tlił się kawałek buraczkowego materiału. Rissa mechanicznie podniosła butelkę do ust. – Nic dziwnego – powiedziała, powoli siadając na podłodze.
Doktor zauważył ją i gwałtownie oderwał się od lasera, prawie tracąc równowagę.
– Żyjesz!!! – wrzasnął.
– Jeśli tak to nazwać – odparła mechanicznie Rissa, patrząc na dopalające się szczątki sukni.
– Nic nie rozumiecie?!! – krzyczał doktor. – Jeśli ona żyje, to znaczy, że ona, ta druga ona, też żyje!!!
Kapitan skupił się i zaczął co nieco pojmować.
– To tak jak z tą złamaną ręką, prawda? – upewnił się.
Movik w zamyśleniu pokiwał głową. Tez zaczynał coś rozumieć.
– Dokładnie! – zawołał doktor, potrząsając Rissą, która nie rozumiała nic. – Gdyby Rissie, jednej z Riss, cokolwiek się stało, w tym samym momencie doświadczyła by tego druga z niej. Gdyby jedna z niej została unicestwiona w ładowni, nie było by tu drugiej.
– Świetnie – przerwała mu Rissa. – Tylko, jeśli ja żyję, to gdzie, na czarną dziurę, jestem?
– Tu!!! – wykrzyknął rozpromieniony doktor.
– Nie ja, tylko ta druga ja!
– Ehm – stropił się doktor. – Obawiam się, że nie wiem.
– Uhm – chrząknął gdzieś z boku wielki wezyr Cesarstwa Pierścienia. – A gdzie jest mój cesarz?

Alchadeldenarissa Be’er’te’ach’re otworzyła oczy. Wszędzie było różowo, więc zacisnęła je z powrotem, uszczypnęła się i dopiero wtedy spojrzała drugi raz. Dalej było różowo. Zauważyła, że z trudem utrzymuje równowagę. Po pierwsze dlatego, że podłoga uginała się pod naciskiem stóp, a po drugie dlatego, że znajdowała się w jakiejś rurze. Rurze wyłożonej różowymi materacami dla ścisłości. Królowa oparła się o ścianę. Zdecydowanie nie czuła się najlepiej.
Obok za trudem podnosił się z podłogi cesarz, mamrocząc pod nosem coś o podłych podstępach.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski

Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady

Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula

Zasady tajemnic
— Milena Wójtowicz

Łowy
— Milena Wójtowicz

Statystyka magii
— Milena Wójtowicz

Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz

(Nie)Szczęśliwy traf
— Milena Wójtowicz

Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.