WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Milena Wójtowicz |
Tytuł | Łowy |
Opis | I oto kolejna wesoła (no, dla niektórych bohaterów nieco mniej) przygoda bohaterów „Statystyki magii”. |
Gatunek | fantasy |
ŁowyMilena Wójtowicz
Milena WójtowiczŁowyRomboid zawahał się. Kodeks zabraniał tykać smoków, ale bestię należało przepłoszyć i uratować chłopca. Sięgnął po leżący na trawie drąg. W tym momencie ktoś zdzielił go w głowę czymś naprawdę ciężkim. Kiedy otworzył oczy, zobaczył nad sobą kamienny sufit. Następnie zauważył porozwieszaną wszędzie broń, częściowo przez coś ponadgryzaną. A potem usłyszał głosy. – Nie mam pojęcia, po co on go zabrał. Ten drań chciał zamierzyć się na Amadeusza! – to była kobieta, ta w czerwonej sukni. – Biorąc pod uwagę, że miał przed sobą możliwość bycia zaaportowanym – tego głosu Romboid nie znał. Należał do mężczyzny. Prawdopodobnie dużego mężczyzny. – To także twoje dziecko!! – Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Jednak postaw się w jego sytuacji… – Wystarczy, że stoję w swojej! Jego mi już nie potrzebna! – Myślę, ze powinieneś stąd jak najszybciej iść – rozległ się tuż koło niego głos chłopca. – Jak skończą się kłócić i dalej będą w złych humorach, to mogą ci zrobić krzywdę. – Skąd ja się tu w ogóle wziąłem? – Humanitaryzm – wyjaśnił chłopiec. – Czytałem, że bohater powinien zachowywać się humanitarnie w stosunku do bezbronnych i słabszych. Jak Iskierka ci przyłożyła, to byłeś bezbronny i nieprzytomny. Zgodnie z zasadami bohatera należało ci pomóc. Bo ja chcę zostać bohaterem, ale Tygrys mówi, że humanitaryzm jest dla idiotów i mięczaków. – Tygrys? – Starożytny bóg wojny. Jestem jego uczniem. – Aha – Romboid pokiwał głową. – Oczywiście, mogłem się domyślić. Chyba już pójdę. Wolałbym nie wchodzić mu w drogę – łowca nie bał się potworów, ale bał się wariatów. – Już wszedłeś – oznajmił chłopiec. – Chciałeś rzucić się z drągiem na jego dziecko. Romboid zatrzymał się. – Tego smoka? Herbert pokiwał głową. – I tak byś mu nie zrobił krzywdy, bo on by cię zaaportował, ale podobno liczą się intencje. Myślę, że powinieneś wyjechać gdzieś daleko. – Nie będzie łatwo. Zatrudniono mnie do usunięcia potwora z lasu. – To nie Amadeusz straszy w lesie. – Kto? – Smok. To nie on. On tylko aportuje. W lesie straszy Syk. – Jaki syk? – Bożek szaleństwa wojennego – wyjaśnił chłopiec, odprowadzając go do wyjścia. – Ale teraz nie straszy, bo się zakochał. – Aha. – Więc chyba musisz wyjechać. – Chyba tak. Dzięki za radę – Romboid oddalił się pośpiesznie. Dotychczasowy zwiad nie był owocny. Potworów: jeden, ale mały i na oko niegroźny. Wariatów: troje. Mało prawdopodobnych pogłosek o potworach: jedna. Łowca ruszył w głąb lasu, wytężając wszystkie zmysły. Na najbliższej polanie brzydki człowieczek klęczał przed jasnowłosą dziewczyną. „Klęczał” nie było słowem w pełni oddającym sytuację. Czołgał się, bił pokłony, podrywał się i padał do jej stóp, a ona cały czas patrzyła w przeciwną stronę. – Serce moje, błagam cię! – Nie – odparła stanowczo wybranka jego serca. – Z żadnymi upiorami i strzygami do czynienia mieć nie będę. Matuś by zemdlała, jakby się dowiedziała. – To nie są żadne upiory – skamlał brzydal. – To jest moja rodzina. Trochę dziwaczna, ale nie aż taka straszna. Raptem paru bogów, wiedźma, wilkołak, smok i wścibski smarkacz. Mogło być gorzej. Oni są nawet znośni. – Żadnych nadprzyrodzonych stworów oglądać sobie nie życzę. Ilustracja: Robert ‘Blutengel’ Łada – Mnie też nie?!? – Iiii. Ty to co innego. – Jakie to tam nadprzyrodzone – zaprotestował brzydal. – Trochę boskości jeszcze z nikogo nie zrobiło nadprzyrodzonej istoty! – Żadnych niezwykłych żyjątek. To nie wypada. Ja powinnam wyjść za jakiegoś porządnego łowcę potworów, a nie za monstrum. – oznajmiła stanowczo. – Wracam do domu. – Fiołka! – jęknął brzydal. – Proszę!!! Fiołka! – krzyknął za odchodzącą. – Ona mnie nie kocha!!! – jęknął w przestrzeń. – Dramatyzujesz jak zwykle – na polanę wyszedł potężny brodacz z naręczem gałęzi. – Kocha cię, tylko trochę zgłupiała. Każdej się to czasem zdarza – rzucił gałęzie na środek polany. – Iskierka chce zrobić piknik, żeby rodzina się integrowała. Czas na kiełbaski! Za nim na polanę weszli chłopiec i ten w brązowym kapturze, tylko że już bez kaptura. Pod kapturem był wilkołakiem. Obaj nieśli koce i koszyki z prowiantem. Ustawili je na polanie. Ostatnia na polanę weszła niezadowolona piękność w czerwonej sukni. Obok niej podskakiwał rozbawiony smok. – Kochanie, bądź tak miła – odezwał się brodacz. Kobieta klasnęła w dłonie i gałęzie zapłonęły. Wilkołak odsunął się od płomieni. – Ognia się w lesie palić nie powinno – jęknął. – To niebezpieczne! – Dla kogo? – zainteresował się brodaty. Wilkołak tylko westchnął. Iskierka siadła pod drzewem, mrucząc pod nosem coś o niewinnych zwierzątkach i brutalności niektórych drani. Romboid oddalił się pośpiesznie widząc, że smok zaczyna zerkać w jego stronę. Nie uszedł daleko, bo wpadł na trupę aktorów, którzy w końcu znaleźli się nawzajem i dyskutowali właśnie nad zmianami w historii o Czerwonym Kapturku. – O bogowie, toż to Romboid Łowca Potworów!!! – aktor w kostiumie wilka otworzył szeroko oczy. – Słyszałem o nim, ale żeby tak go spotkać tak twarzą w twarz… – Ach tak? – rozległ się z boku zimny głos furii w czerwonej sukni. Obok niej smok wystawiał zdobycz, machając intensywnie ogonem. W dłoni kobiety pojawiła się ognista kula. – Jakiś znany przestępca? Psychopata krzywdzący biedne dziatki? Element niezdolny do resocjalizacji? – Ależ skąd!!! To jest Romboid, Wielki Łowca Potworów, obrońca biednych bezbronnych ludzi! – wykrzyknął reżyser, mnąc z przejęcia swoje artystyczne nakrycie głowy. – Bezbronnych, ha! – furia zrezygnowała z kuli ognia i drwiąco złożyła ręce na piersi. – Bezbronni ludzie z kosami i widłami straszą i mordują biedne żyjątka z całą tą swoją niewinnością i bezbronnością w dłoniach. Chciałabym zobaczyć, jak ci „bezbronni” wyglądaliby po uzbrojeniu! – zatrzymała smoka, który chciał zabrać łowcy miecz. – Chodź misiaczku! Mamusia zrobi ci kiełbaskę pieczoną na ognisku – smok podbiegł i polizał ją po twarzy. – Wy też powinniście się stad wynosić – poleciła kategorycznie aktorom. – To niebezpiecznie zostawać w lesie z jakimś podłym złoczyńcą. Odwróciła się i odeszła. Przez chwilę panowała cisza, a potem wybuchł gwar, przez który przebijał się piskliwy głos reżysera. – Wynosić?! Nigdy! – wołał z zapałem, przyciskając swój kapelusz jedną ręką do piersi, a drugą unosząc dramatycznym ruchem w górę. – Pójdę z tobą, dzielny łowco, napisze sztukę o twoich czynach, ukazując w teatrze prawdziwe życie. Będę tym, który pokaże ludziom prawdziwe, krwawe oblicze świata! Wyrwę ich z klatek złudnych myśli o bezpieczeństwie, pokażę im realizm!!!! Trupa zaczęła bić brawo. Romboid jęknął w duchu i zaczął się wycofywać i wyszedł z rozpędu na polanę. Spojrzało na niego sześć par oczu. Dwie wyrażały zainteresowanie mierne, jedna szalone, dwie żywiołową niechęć, a ostatnia, smocza, życzliwość i sympatię. – Romboid Łowca Potworów – westchnął Herbert, który jak zwykle podsłuchiwał, co się dzieje w lesie. Brzydal spojrzał na łowcę z nienawiścią. – Romboid morderca naszych niewinnych współziomków, chciałaś powiedzieć – poprawiła zjadliwie furia. – Iskierka, kochanie, ile razy mówiłaś, że ludzi nie ocenia się od pierwszego wejrzenia? – zapytał niewinnie brodacz. – A to takie indywidua w ogóle się do ludzi zaliczają? – odparła Iskierka, zionąc jadem. Smok zaczął merdać ogonem. – To na pewno ten Romboid – Herbert mrugnął oczami, które zrobiły się podobne do talerzyków. – Ten, co pokonał klątwę skarabeusza i ocalił Psigród od monstrum! – To wszystko wina zawyżonego poziomu adrenaliny – mruknął wilkołak, obracając kijek z marchewką nad ogniskiem. – Mordercy i tyle – skwitowała Iskierka, przytrzymując smoka. – Amadeuszu, zabraniam ci zbliżać się do takich kreatur. – Czemu? Może by go tak zaaportował… – mruknął brzydal. – Cisza – zażądał brodaty. – Mniejsza o kwestie etyczne… |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski
Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady
Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula
Zasady tajemnic
— Milena Wójtowicz
Laser Alladyna
— Milena Wójtowicz
Statystyka magii
— Milena Wójtowicz
Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz
(Nie)Szczęśliwy traf
— Milena Wójtowicz
Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz