Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Milena Wójtowicz
‹Łowy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMilena Wójtowicz
TytułŁowy
OpisI oto kolejna wesoła (no, dla niektórych bohaterów nieco mniej) przygoda bohaterów „Statystyki magii”.
Gatunekfantasy

Łowy

Milena Wójtowicz
« 1 2 3 4

Milena Wójtowicz

Łowy

– Znalazł się ekspert od etyki i fair play – rzuciła w przestrzeń Iskierka.
– Pytanie jest jedno – ciągnął brodaty. – Czy zamierzasz polować na moje dziecko? Bo jak tak, to trzeba cię będzie unicestwić, jak nie, to idź gdzie chcesz.
– Wynajęto mnie do zabicia potwora, który zaczął straszyć w lesie – wyznał mężnie łowca.
– A, to nie Amadeusz – powiedział Herbert, tracąc nadzieję na rozrywkę. – My tu już jesteśmy od dawna i wszyscy się do nas przyzwyczaili.
– W takim razie żegnam – Romboid skłonił się i pośpiesznie odszedł.
Na polanie natychmiast wybuchła kłótnia. Dobiegały go jej odgłosy.
– On będzie wykańczał niewinne stworzonka!!! To barbarzyństwo!!! – wściekała się Iskierka.
– Kochanie, on w ten sposób zarabia na życie. Sama mówiłaś, że ludzie są za mało tolerancyjni dla bliźnich… – powiedział pobłażliwie brodaty.
– Taki bohater to jest wspaniały!! – westchnął Herbert.
– Wcale nie jest wspaniały – zaprzeczył gwałtownie brzydal. – To tylko odżywki magiczne, a robotę za niego odwalają wynajęte trolle, on sam to takie zero…
– Mogę pójść i zobaczyć, jak on zabija potwora? – dopytywał się chłopiec.
– Nie!!! To zniszczyło by twoją psychikę!!! – wrzasnęła Iskierka.
– Nie wiem, co będziecie piec na ognisku, bo Amadeusz zjadł wasze kiełbaski. Mogę wam dać marchewki jak chcecie…
Romboid zaczął brać głębokie wdechy. Robota Łowcy potworów była spokojna, przewidywalna i wymagała tylko precyzji i nie mdlenia na widok krwi. Nikt nie wspominał o odporności psychicznej i zadawaniu się z bandą wariatów.
Znękany i trochę rozstrojony nerwowo Romboid dotarł do wsi. Dodatkowo rozstroił go fakt, że od dłuższego czasu podążał za nim reżyser, kryjąc się nieudolnie w krzakach. Za reżyserem, również nieudolnie się kryjąc, podążała trupa aktorów, łącznie z Czerwonym Kapturkiem. Romboidowi z trudem udało się ich zgubić w gąszczu. Miał świadomość, że wcześniej czy później go dopadną. I ruszą za nim tak, jak bracia Wodniści. Pogrążony w ponurych rozmyślaniach prawie zderzył się ze swoim zleceniodawcą.
– Znalazłyś coś, łowco?
Romboid westchnął.
– Owszem, znalazłem smoka, wilkołaka i starożytnych bogów!
– A – starzec machnął lekceważąco ręką. – My wimy, że oni tam są. Nie ich my się obawiamy.
– Nie? – zapytał tępo Romboid.
– Oni są sympatycni. I jak trza, to pomogą.
– A – pokiwał głową Romboid.
– Ty, Rombi – rozległ się spod drzwi gospody głos Kałuży. – Masz konkurencję.
Romboid spojrzał na braci Wodnistych. Za nimi, w drzwiach karczmy ktoś stał. Od razu rozpoznał sylwetkę Króliczka Donabzziu. Trudno jej było nie rozpoznać. Króliczek Donabzziu była posiadaczką elementu ciała, który pojawiał się na miejscu jakiś kwadrans przed nią. W ogóle dziwne było to, że wskutek zachwiania równowagi nie przewracała się na nos. Zresztą nie dotarłaby nosem do podłoża. Powstrzymałby ją ten znaczący element budowy ciała, w który wpatrywali się bracia Wodniści. A strój, jaki nosiła na tym wszystkim, wystarczyłby do uszycia trzech i pół chusteczki do nosa.
Króliczek Donabzziu była łowcą potworów. Większość bestii dostawała na jej widok wytrzeszczu ze zdziwienia.
– Czyżbyś nie był w stanie schwytać jednej bestii? – odezwał się swoim cienkim głosikiem. – Ja, Króliczek Donabzziu, zrobię to za ciebie! – po czym ruszyła w las.
– Ale…
– I to ma być bohater – mijając go, Kałuża cmoknął z niezadowoleniem.
– Ja…
– Twoja strata – dorzucił Strumyk.
– Idziecie z nią?
– Musimy dawać świadectwo prawdzie – oznajmił z wyższością Bajoro.
Romboid pokręcił głową z rezygnacją i powlókł się za nimi.
Przy skraju lasu natknęli się na nieudolnie skradającą się trupę teatralną. Kryjąc się po krzakach i wydając dyskretne okrzyki, trupa zawróciła i podążyła w las.

Nieco dalej, przy ognisku, znad którego unosił się aromat pieczonych marchewek, w Iskierce coś pęczniało. Kiedy marchewki były już gotowe, przestało pęcznieć i stwardniało na granit. W następstwie tego Iskierka wstała i stanowczym krokiem poszła w las.
Stokrotka znieruchomiał z marchewką w pysku.
– Błghmpffhhmfpi? – zapytał.
– Znaleźć tego potwora i ocalić go od losu gorszego niż śmierć – odpowiedział Tygrys.
– Bhfffghh?
– Od śmierci z rąk podłego łowcy – wyjaśnił Tygrys.
– Ghhffpph!!!
– Po co? Iskierka doskonale sama da sobie radę. A nam wystygną marchewki.
– Hpff!
– Ryzyko zawodowe. Zresztą, ona mu nie zrobi krzywdy. Najwyżej go zresocjalizuje.
Stokrotka przełknął marchewkę i pobiegł za Iskierką.
– Mogę? – zapytał Herbert.
– Idź – zezwolił Tygrys. – Ty nie – złapał Amadeusza za ogon. – Kąpiel czeka. Ale najpierw marcheweczka. Samo zdrowie. Za mamusię, za tatusia, za Herberta, za wujka Syka, za wujka wilkołaka…

Rozmyślania Fiołki nad wżenieniem się w rodzinę średnio przeciętną zostały zakłócone przez Króliczka Donabzziu i jej element ciała. Zanim Króliczek zdążyła wygłosić typową przemowę bohatera, zaczynającą się od „nie lękaj się, dzieweczko” i trwającą pełny kwadrans, spomiędzy drzew wypadł Syk, dzierżąc w wyciągniętej ręce potężną wiechę leśnego kwiecia. Na widok Króliczka i jego elementu zarówno wiecha, jak i szczęka upadły mu na ziemię, a słowa ugrzęzły w gardle.
Fiołka błyskawicznie zdecydowała, co myśli o średnio przeciętnej rodzinie, rzuciła Króliczkowi nienawistne spojrzenie i pobiegła szukać Iskierki.

Odrobinę zdezorientowana chimera siedziała przed swoją norą niczym grzeczny piesek. Pierwszy raz jej się zdarzyło, że istota ludzka na jej widok nie rzuciła się do ucieczki, tylko ujęła się pod boki i zaczęła mieć pretensje.
– Co ty sobie w ogóle myślisz?! – warczała Iskierka. – Jak w takich warunkach gatunki mają żyć w pokoju i harmonii?! Jak się sprowadzasz, to idziesz się grzecznie przedstawić i obiecujesz, że będziesz dobrym i uczynnym sąsiadem! Jasne? Przedstawić się mieszkańcom wioski, ale już! – wskazała stanowczo kierunek.
– „Zjeść” – zaprotestowała nieśmiało chimera.
– Nieelegancko jest zjadać sąsiadów – oznajmiła stanowczo Iskierka.
– „Głodować?” – przestraszyła się chimera.
– Nie, skąd – zreflektowała się wiedźma. – Dogadasz się jakoś z nimi. Będziesz bronić wioski albo coś.
Chimera zastanowiła się. W jej oczkach mignął cień zainteresowania.
Z lasu dobiegły jakieś krzyki. Wiedźma rozpoznała głos Fiołki, która nie wołała Syka, tylko ją.
– Muszę iść – oznajmiła. – A jak już załatwisz swoje sprawy, to wpadnij do nas na pieczoną marchewkę – dodała, odchodząc w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Bracia Wodniści skupili się wokół osłupiałego Syka.
– Jakiś niemowa – stwierdził z niechęcią Kałuża.
– Nie chce współpracować – obraził się Strumyk.
– Nie przejdzie do historii – dodał Bajoro i wszyscy trzej bracia pokiwali w zadumie głowami.
Romboid usiadł sobie pod drzewem, usiłując ignorować całą trupę teatralną z reżyserem na czele i Czerwonym Kapturkiem na końcu, która nieudolnie chowała się z drugiej strony pnia.
Z gąszczu wypadł zdyszany Stokrotka. Chciał podbiec do Romboida i coś mu powiedzieć, ale zastąpiła mu drogę Króliczek.
– Stój, potworze! – pisnęła.
Stokrotka spojrzał na Króliczek i na jej element, wrzasnął i uciekł.
– Widzisz, Rombi – westchnął filozoficznie Kałuża. – Na twój widok potwory nie uciekają z krzykiem.
– Jak to dobrze, że ona tu jest – zachwycił Strumyk.
– Gdyby nie to, pożarłby nas wilkołak – uzupełnił Bajoro.
– On jest wegetarianinem – mruknął pod nosem Romboid.
– Zawistny jesteś – zauważył złośliwie Kałuża.
– Przyjmij porażkę z pokorą – zaproponował Strumyk.
– Bądź mężczyzną – podsunął Bajoro.
– Potwór odszedł!!! – zapiszczała Króliczek, unosząc w górę miecz. – Dobro zatriumfowało!

– Spójrz tylko na nią – zasyczała schowana za drzewem Fiołka.
– Patrzę – mruknęła Iskierka.
– Zrób coś – zażądała Fiołka.
– Zrobię – obiecała Iskierka. Zastanowiła się chwilę, a potem wymamrotała zaklęcie. Podziałało.

Bracia Wodniści wpatrywali się ponuro w białego króliczka, który jeszcze przed chwilą był Króliczkiem.
– Coś tu śmierdzi – powiedział Kałuża.
– Podejrzana okolica – dodał Strumyk.
– Trzeba się zmyć – podsumował Bajoro.
Wszyscy trzej oddalili się czym prędzej, rozglądając się nerwowo.
Reżyser dostał spazmów.
– Mam wizję!!! Mam wizję!!! – wrzeszczał. – Kobiety z uszami króliczków! Stroje z piór!!! Muzyka! Śpiewy!!! Tańce!!! Wymachiwanie nogami!!! Schody!!! Mam wizję!!! – oprzytomniał trochę. – Ten głos!!! Znajdźcie mi tego wilkołaka!!! Będzie śpiewał!!! Egzotyka!!! Jestem geniuszem!!! – rzucił się w las. – Futrzasty tenorze, gdzie jesteś?!
Cały zespół rzucił się za nim.
Zza drzew wyszła Iskierka i podeszła do króliczka. Podniosła zwierzątko i podeszła do Romboida. Gdzieś z boku Fiołka obsypywała osłupiałego Syka pocałunkami.
– Moje biedactwo ukochane, co ta potwora ci zrobiła!
Iskierka podała króliczka łowcy.
– Zamiast tępić biedne zwierzątka, mógłbyś się nimi zaopiekować – powiedziała. – Założyć schronisko albo coś. I wynieść się stąd jak najszybciej. Nie lubię cię – dodała z nieszczerym uśmiechem.
Romboid wziął króliczka i wyniósł się. Idea założenia spokojnego schroniska dla takich, powiedzmy, smoków, była całkiem interesująca. We wsi znalazł swojego konia. Nie zdziwił się zbytnio, że przed karczmą chimera negocjowała właśnie z miejscowymi chłopami warunki funkcjonowania agencji ochrony mienia i inwentarza. Zabrał króliczka i odjechał w stronę zachodzącego słońca.

Tygrys skończył wycierać Amadeusza.
– Uwierzysz, że Stokrotka tak po prostu wyjechał? – zapytał.
Iskierka rozpaliła ogień i osuszyła ręczniki.
– Scena go wezwała. Niedługo będzie premiera. Moglibyśmy wybrać się na wycieczkę do miasta – dodała zachęcająco.
– A propos wycieczek…
– Nie.
– Nie?
– Herbert pojedzie ze mną na poglądowe zwiedzanie zdemolowanych wiosek. Na wojnę możesz zabrać Amadeusza.
– Rozpędzi armie i z bitwy będą nici.
– Ależ kochanie, Amadeusz nigdy by czegoś takiego nie zrobił – zapewniła Iskierka.
– Nigdy?
– Będzie grzeczny. Zaaportuje parę mieczy, to wszystko. Nie zabronisz chyba swojemu jedynemu dziecku odrobiny rozrywki?
– Gdzieżbym śmiał – westchnął Tygrys.

KONIEC
koniec
« 1 2 3 4
10 września 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Łowcy łowców potworów
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jak to z tym załatwianiem jest
— Wojciech Gołąbowski

Będąc młodą królewną…
— Agnieszka Szady

Świeża krew w fantastyce
— Agnieszka Kawula

Zasady tajemnic
— Milena Wójtowicz

Laser Alladyna
— Milena Wójtowicz

Statystyka magii
— Milena Wójtowicz

Kocha? Lubi? Szanuje???
— Milena Wójtowicz

(Nie)Szczęśliwy traf
— Milena Wójtowicz

Bardzo czarna dziura
— Milena Wójtowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.