Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kolberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKolberg
OpisW poprzednim numerze Magazynu Esensja przedstawiliśmy „Pogromcę pierścienia”, krótką historię z życia Jakuba Wędrowycza, pomysłu Andrzeja Pilipiuka, pióra Sebastiana Chosińskiego. Obecnie publikujemy tegoż dłuższy, samodzielny tekst.
Gatunekhistoryczna, SF

Kolberg, cz. 1

1 2 3 10 »
– Za niespełna rok Hitler nie będzie już żył. Jego najbliżsi współpracownicy zostaną aresztowani i osądzeni. Większość z nich skazana zostanie na karę śmierci, niektórzy popełnią samobójstwo. Pan też wpadnie w nasze ręce.

Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 1

– Za niespełna rok Hitler nie będzie już żył. Jego najbliżsi współpracownicy zostaną aresztowani i osądzeni. Większość z nich skazana zostanie na karę śmierci, niektórzy popełnią samobójstwo. Pan też wpadnie w nasze ręce.

Sebastian Chosiński
‹Kolberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKolberg
OpisW poprzednim numerze Magazynu Esensja przedstawiliśmy „Pogromcę pierścienia”, krótką historię z życia Jakuba Wędrowycza, pomysłu Andrzeja Pilipiuka, pióra Sebastiana Chosińskiego. Obecnie publikujemy tegoż dłuższy, samodzielny tekst.
Gatunekhistoryczna, SF
1.
Usytuowana na proscenium orkiestra grała marsza. Mało kto zwracał jednak uwagę na muzykę. Gwar rozmów zagłuszał bowiem jednostajny rytm bębna i owiniętą dokoła niego toporną melodię, kojarzącą się tylko i wyłącznie z odgłosem maszerujących brukowanymi ulicami żołnierzy. O tej porze - zbliżała się już siedemnasta - restauracja tętniła życiem. Nikogo jakoś nie przerażały ostrzeżenia przed mającymi nastąpić dzisiejszej nocy nalotami; nikt nie zrezygnował z zabawy, choć może raczej do przyjścia tutaj pchała ludzi ciekawość, chęć wymiany informacji i poglądów z innymi.
Spojrzał na zegarek. Pięć minut - pomyślał. A potem wszystko się wyjaśni, przestanie dręczyć go ta niepewność, zarażająca od kilkunastu dni wszystkie jego myśli. Wziął łyk wystygłej kawy i wzdrygnął się, tak była gorzka, kwaśna i przez to nieprzyjazna podniebieniu. Przy stoliku obok siedziała bardzo młoda dziewczyna.
Ma nie więcej niż siedemnaście lat - stwierdził okiem znawcy kobiecych wdzięków. Tylko co robi sama o tej porze w takim miejscu? - zastanawiał się. Jego uwagę przykuły jej dłonie. To nie były dłonie nastolatki, ale dojrzałej kobiety, dłonie wiele obiecujące mężczyźnie. Patrzył chciwie, jak bierze do rąk szklankę z gorącą jeszcze herbatą i podnosi ją do ust. Ale usta go wcale nie interesowały.
Są piękne - uznał. Tak pięknych dłoni jeszcze nie widziałem. Nie mógł oderwać od niej swego spojrzenia, zdawał się być zahipnotyzowany. Nagle przestały doń docierać gwar rozmów i gra orkiestry. Istniała tylko ona.
Czy dostrzega moje spojrzenie? - pytał sam siebie, mając nadzieję, że tak. Że zwróci w końcu na siebie jej uwagę, że mile połechtana uwagą, jaką ofiarowuje jej nieznany, ale niezaprzeczalnie przystojny, mężczyzna, pośle w jego kierunku uśmiech. Uśmiech, który będzie stanowił zachętę do wspólnej rozmowy.
Oczyma wyobraźni widział już, jak podchodzi do jej stolika, przedstawia się, ukłoniwszy się uprzednio szarmancko, i pochyla się, by ująć w swoje dłonie jej dłoń, i składa na tej jedwabistej skórze ulotny, lecz zarazem pełen uwielbienia pocałunek. Dziewczyna jednak nie uczyniła nic, co on mógłby odebrać jako sygnał. Co więcej: odwróciła się w stronę wejścia do holu głównego i siedziała teraz niemalże tyłem do niego. Z widoku stracił również obraz jej doskonale wymodelowanych dłoni. Czeka na kogoś - stwierdził, po czym poczuł się, jakby własna myśl zadała mu cios nożem między żebra. Cóż innego miałaby tu robić: taka młoda, piękna i samotna?
Przeczucie, choć wrogie mu, nie omyliło go. Chwilę później dostrzegł bowiem idącego w kierunku jej stolika wyprężonego jak struna wysokiego blondyna. Mógł mieć dwadzieścia pięć może sześć lat. Dwadzieścia lat młodszy ode mnie - skonstatował z niesmakiem. O ileż jednak piękniejszy byłem od niego, mając tyle lat, co on - pomyślał, obserwując z uwagą, ale i rosnącym niezadowoleniem, scenę powitania kochanków. Młodzieniec ujął dłonie dziewczyny w swoje i zachłannie uniósł je do ust. Nie protestowała - ani teraz, ani później, gdy zbliżył się do niej jeszcze bardziej, by delikatnie pocałować ją w usta. Twarz kobiety jaśniała ostatnimi promieniami jesiennego słońca, które - skrywając się za horyzont, wyznaczony tutaj starymi czteropiętrowymi kamienicami - potajemnie przenikały przez nie zasłonięte jeszcze okna do wnętrza. Wyobrażał ją sobie nagą w swoich ramionach, a potem leżącą na wielkim łożu, nieśmiało próbującą skryć przed nim czerń łona i soczystość dojrzewających piersi.
Do stolika kochanków podszedł kelner. Młody żołnierz, w mundurze Abwehry, złożył zamówienie. Korzystając z okazji, on także przywołał kelnera.
– Czym mogę panu służyć? - zapytał, mówiąc nienaturalnie głośno. Inaczej nie umiał; od wielu już lat musiał przecież każdego wieczoru toczyć boje z szalejącą w lokalu orkiestrą, marszami skutecznie zagłuszającą nie tylko każde słowo, ale i każdą myśl.
– Poproszę jeszcze jedną kawę - odparł tak cicho, że kelner domyślił się raczej, o co mu chodzi, z ruchu warg, niż usłyszał, co mówi.
– Dla mnie również - dodał, bardzo donośnie i służbiście, ktoś za jego plecami. Odwrócił się natychmiast i, zobaczywszy gościa, nie potrafił ukryć malującego się na jego twarzy zdziwienia.
Miał z nim już kiedyś do czynienia; to znaczy: wiedział, czym się zajmuje. Słyszał co nieco od znajomych, którzy jednak, opowiadając o nim, zachowywali daleko posuniętą wstrzemięźliwość.
– Jest pan zaskoczony moim pojawieniem się, herr Harlan? - zapytał oficer SS, siadając na sąsiednim krześle.
– Przyznam, że tak. Odrobinę - dodał, próbując ukryć zdumienie, które, jak mu się zdawało, przyszło bardzo nie w porę.
– Pan oczywiście wie, jak ja się nazywam?
– Tak - mruknął pod nosem. - Sturmbahnführer Lützke, nieprawdaż?
– W rzeczy samej…
Harlan, czekając na to, co powie jego niespodziewany - choć przecież umówił się z nim telefonicznie, nigdy nie wpadłby na to, że może to być SS-man - gość, wziął ostatniego łyka kawy. Smakowała wyjątkowo paskudnie. Czego zresztą mógł się spodziewać w takim lokalu w szóstym roku wojny, kiedy - ponoć nigdy nie mająca zostać pokonana - armia III Rzeszy ponosiła klęskę za klęską na wszystkich frontach wojny? Gdy tylko wrócę do domu, napiję się porządnej brazylijskiej kawy, by jak najszybciej wyrzucić z pamięci smak tego paskudztwa. Ale - przyszło mu do głowy - może powinienem stwierdzić raczej: „jeśli wrócę”, miast „gdy"… Obecność Lützkego na pewno nie była tu przypadkowa.
– Dlaczego wybrał pan takie miejsce na spotkanie? - spytał, stwierdziwszy, że SS-man nie kwapi się do rozpoczęcia rozmowy.
– W takim miejscu nie będziemy wzbudzać niczyich podejrzeń - odparł oficer.
– A moglibyśmy?
– Jest pan dobrem nadrzędnym naszego narodowosocjalistycznego państwa - stwierdził Lützke.
– Co chce pan przez to powiedzieć?
– To, co pan i tak na pewno wie. Że jest specjalnie chroniony!
– Chroniony? - zdziwił się. - Przez kogo?
– Przez upoważnione do tego służby.
– To znaczy, że jestem non stop, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, inwigilowany?
– To zdecydowanie złe słowo.
– Obojętnie co pan powie, jak to nazwie, będzie znaczyć dokładnie to samo.
– Proszę nie udawać głupca, herr Harlan. Żyjemy w świecie, który przyjazny jest tylko nielicznym, a ich grono i tak z dnia na dzień się zawęża.
Zamilkli na moment, bowiem właśnie podszedł do ich stolika kelner. Dwie szklanki kawy stanęły na ich stoliku.
Co za ignorancja! - pomyślał Harlan. - Kawę podają w szklankach, zamiast w filiżankach. Ale może już wszystkie filiżanki potłukły im się podczas nalotów?
Korzystając z chwili przerwy w rozmowie, mężczyzna rzucił okiem na sąsiedni stolik. Wciąż tam siedzieli, młodzi i piękni oboje. Ona trzymała dłonie na jego udach. Nic bardziej podniecającego nie mógłby sobie wyobrazić.
– Czy mógłby pan przejść do sedna sprawy, zamiast zwodzić mnie i zabierać tym samym niezwykle cenny czas? - spytał, wyraźnie zły i zazdrosny.
– Słyszałem, że jest pan despotą, ale nigdy nie spodziewałem się, że będę tego musiał sam doświadczyć - stwierdził SS-man z ironicznym uśmiechem pod nosem.
Harlan wyraźnie spuścił z tonu. Ta wrogość jest zupełnie niepotrzebna - pomyślał. - Pies szczeka tylko wtedy, gdy się czegoś obawia.
– Proszę mi wybaczyć - powiedział głośno. - Jestem ostatnimi czasy trochę rozdrażniony.
– Wszyscy jesteśmy - uzupełnił oficer. - To przez te alianckie naloty.
– Tak sądzę!
Lützke zamieszał gorący płyn i wziął pierwszy łyk. Po chwili wyciągnął z kieszeni munduru paczkę francuskich papierosów.
– Pali pan?
– Nie, dziękuję.
– Ale w ogóle pan pali, prawda?
– Zdarza mi się - odpowiedział Harlan, którego coraz bardziej drażniła już ta dyskusja o niczym, niczym istotnym.
SS-man z namaszczeniem zapalił papierosa i zaciągnął się dymem. Wypuszczał go potem z ust w kształcie kółek.
Błazen! - pomyślał Harlan.
Orkiestra tymczasem zmieniła repertuar. Z proscenium doszły ich łagodne dźwięki „Muzyki na wodzie”. Tak nierealnie brzmiące w kraju ogarniętym wojną.
– Mam do pana pewną propozycję - powiedział oficer. Tak cicho, że słyszał go z trudem, mimo że muzycy grali teraz znacznie ciszej. Bezwiednie zbliżył się do twarzy oficera, by usłyszeć, co ten ma mu do zaoferowania. - Czy mogę być z panem szczery?
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kolberg, cz. 2
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.