Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kolberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKolberg
OpisW poprzednim numerze Magazynu Esensja przedstawiliśmy „Pogromcę pierścienia”, krótką historię z życia Jakuba Wędrowycza, pomysłu Andrzeja Pilipiuka, pióra Sebastiana Chosińskiego. Obecnie publikujemy tegoż dłuższy, samodzielny tekst.
Gatunekhistoryczna, SF

Kolberg, cz. 2

1 2 3 9 »
Zaparkował kilka metrów od wejścia do hangaru. Kluczyk zostawił w stacyjce, na wypadek gdyby musiał szybko uciekać. Nie na wiele by się to zapewne stało, ale chciał mieć pewność, że zrobił wszystko, by w tej beznadziejnej sytuacji zabezpieczyć sobie tyły.

Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2

Zaparkował kilka metrów od wejścia do hangaru. Kluczyk zostawił w stacyjce, na wypadek gdyby musiał szybko uciekać. Nie na wiele by się to zapewne stało, ale chciał mieć pewność, że zrobił wszystko, by w tej beznadziejnej sytuacji zabezpieczyć sobie tyły.

Sebastian Chosiński
‹Kolberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKolberg
OpisW poprzednim numerze Magazynu Esensja przedstawiliśmy „Pogromcę pierścienia”, krótką historię z życia Jakuba Wędrowycza, pomysłu Andrzeja Pilipiuka, pióra Sebastiana Chosińskiego. Obecnie publikujemy tegoż dłuższy, samodzielny tekst.
Gatunekhistoryczna, SF
W słuchawce zapanowała cisza. Osoba, po drugiej stronie dłuższą chwilę ważyła w myślach odpowiedź. I najprawdopodobniej uznała, że nie warto podejmować ryzyka i narażać się nieznanemu oficerowi SS.
– Nazywam się Albrecht Ganz i jestem siostrzeńcem Helmuta - odparł mężczyzna. - Dlaczego szuka go SS?
– Mogę cię uspokoić, młodzieńcze, że w grę nie wchodzi nic złego. Chciałbym jedynie porozmawiać z twoim stryjem - wyjaśnił Norwich.
– Nie wiem, gdzie teraz się znajduje. Kręcą film gdzieś pod Berlinem, codziennie gdzie indziej. - Głos mężczyzny nagle nabra zaufania. Więcej pytań Norwich zadawać już nie musiał. Ganz mówił sam. - Wraca zazwyczaj około osiemnastej, krótko po zmierzchu. Może wtedy by pan spróbował…
– Owszem, spróbuję - odparł oschle agent i odłożył słuchawkę na widełki.
A więc falstart! - pomyślał. - Psiakrew!
Pod adresem analityków z Departamentu posłał jeszcze serię sążnistych przekleństw, ale tak naprawdę trudno było ich za cokolwiek winić. Niełatwo przecież ustalić w prawie sto lat po wydarzeniach, co dokładnie tego dnia robiła dana osoba. Zwłaszcza gdy w rachubę nie wchodzi człowiek z pierwszych stron gazet. Inna sprawa, że to on poszedł na łatwiznę. Czas jednak naglił i nie mógł tracić kolejnego dnia lub nawet dwóch na ustalenie porządku dnia Helmuta Käutnera. Telefon do mieszkania reżysera był pewnym naruszeniem zasad bezpieczeństwa, lecz Norwich nie miał wyjścia. W londyńskiej placówce Departamentu działał zdrajca i należało jak najszybciej - za wszelką cenę! - ustalić, kto to jest. Wszystko inne nie miało znaczenia.
• • •
Czekał na Käutnera od godziny szesnastej, siedząc w samochodzie zaparkowanym na ulicy przed domem reżysera, położonym w jednym z mniej popularnych przedmieść Berlina. Nigdy wcześniej nie widział go na oczy. Miał przed sobą jedynie zdjęcie Käutnera opublikowane w amerykańskiej prasie z okazji Hollywoodzkiej premiery jego filmu „Kapitan z Köpenick”. Problem w tym, że działo się to w roku 1955.
Jak bardzo człowiek może się zmienić w ciągu dziesięciu lat? - zastanawiał się, patrząc na opartą na kierownicy fotografię Niemca.
Jego twarz, w przeciwieństwie do twarzy Harlana, wzbudzała zaufanie. Ale chociaż w jego zawodzie ważne bywały przeczucia, nie miał prawa w tej chwili kierować się nimi. W tej sprawie zbyt dużo było niewiadomych, by jeszcze pogłębiać chaos nielogicznymi decyzjami. Käutner był niemieckim reżyserem pracującym dla nazistowskiej propagandy i z tego też powodu był wrogiem. Jakież znaczenie miał w tej sytuacji wyraz jego twarzy? A jednak Norwich nie potrafił pozbyć się kompletnie nieuzasadnionej sympatii dla tego człowieka. Nie spotkał się z nim nigdy wcześniej, a mimo wszystko zdawało mu się, że jest mu on doskonale znany.
Po półtorej godziny oczekiwania popadł w znużenie. Czuł się zmęczony i coraz bardziej senny. Za wszelką cenę starał się jednak zająć czymś myśli. Gdy zrobiło się na tyle ciemno, by z okien okolicznych domostw nikt nie mógł go już dojrzeć, wysiadł z wozu, by rozprostować kości. Było zimno i dął nieprzyjemny wiatr. Listopad 1944 roku zdecydowanie nie należał do przyjaznych miesięcy. Kiedy postanowił z powrotem skryć się w przytulnej kabinie mercedesa, dojrzał światła nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu. Wóz zatrzymał się przed bramą prowadzącą do wilii Käutnera i po chwili wysiadł zeń nieco przygarbiony, sprawiający wrażenie znacznie starszego niż jest w rzeczywistości, mężczyzna. Pożegnał się z kierowcą i zatrzasnął drzwi. Nim zdążył przejść przez furtkę, Norwich stał już przy nim. Käutner przez jakiś czas lustrował go uważnie z nieukrywaną niechęcią, po czym spytał:
– Pan do mnie?
– Nazywam się Lützke, jestem…
– Sturmbahnführerem - przerwał mu Käutner. - Znam się na stopniach.
Nie spytawszy już o nic więcej, wykonał zapraszający gest ręką. Jednocześnie rozejrzał się dokoła, jakby chciał sprawdzić, ilu jeszcze SS-manów oficer ten przywlókł za sobą. Norwich dostrzegł jego ruch i uspokajającym tonem wyjaśnił:
– Jeśli to dla pana istotne, przyjechałem sam.
– Zaiste, istotne - odparł reżyser. - Proszę za mną.
Przez długi, ciemny korytarz poprowadził go do salonu. Wnętrze pomieszczenia zagospodarowane zostało w typowo mieszczański sposób. To, co rzuciło się Norwichowi od razu w oczy, to brak jakichkolwiek faszystowskich emblematów na ścianach i półkach: żadnych flag ze swastyką, portretów Hitlera czy też egzemplarzy „Mein Kanpf” na eksponowanym miejscu. Gospodarz domu na pewno nie zaliczał się do wiernych wyznawców Führera. Pozostawiony w salonie sam, Norwich z zainteresowaniem przyglądał się podręcznej biblioteczce. Goethe, Novalis, Hoffmann, dramaty Hauptmanna, libretta Wagnera i kilka powieści Waltera Harlana - żadnej zakazanej pozycji, ale też żadnej szczególnie hołubionej przez hitlerowski reżim. Käutner z każdą chwilą zyskiwał jego coraz większą sympatię.
Pojawił się w salonie równie niespodziewanie, co wcześniej znikł. Był teraz przebrany w gruby wełniany sweter, na stopach miał również wełniane kapcie. Wyglądał nie tylko na zmęczonego, ale i zrezygnowanego.
Tak wygląda człowiek, dla którego życie nie przedstawia już żadnej wartości - pomyślał Norwich.
– Zapewne napije się pan koniaku? - spytał reżyser. - Teraz to już prawdziwa rzadkość. Nie to, co cztery lata temu, kiedy triumfalnie maszerowaliśmy przez Pola Elizejskie.
– Proszę.
Käutner wszystkie czynności wykonywał wolno i wyjątkowo dokładnie. Był pod każdym względem pedantyczny. Nawet książki na półce poustawiane były alfabetycznie, według nazwisk autorów.
– Mnieman, że nie zdziwiła pana moja wizyta - stwierdził ostrożnie Norwich, delektując się smakiem francuskiego koniaku.
– W ciągu kilku ostatnich miesięcy wielokrotnie odwiedzali mnie pańscy koledzy - odparł Käutner. - Chociaż pana, jeśli się nie mylę, nie zdążyłem jeszcze poznać. Przepraszam, jeżeli po prostu zapomniałem pańskiego nazwiska i twarzy.
– Nie ma pan za co przepraszać. Spotykamy się rzeczywiście po raz pierwszy.
– Poczytam to sobie jako zaszczyt. - Käutner był wytrawnym graczem. Tyle że jego grzeczność mogła wynikać tyleż z przebiegłości, co z poddania się i rezygnacji. - Co pana do mnie sprowadza? - spytał, ale nie dał Norwichowi czasu na udzielenie odpowiedzi. - Przyznam - kontynuował - że kiedy pańscy koledzy chcieli ze mną porozmawiać, nie fatygowali się do mnie…
– Ta rozmowa będzie miała nieco inny charakter - odparł Norwich. - Bardziej poufny.
Dopiero teraz twarz Niemca zmieniła wygląd. Słowa oficera SS bardzo go zaintrygowały i nie potrafił tego ukryć.
Norwich sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru; w tym samym momencie kątem oka dostrzegł panikę malującą się na pochmurnym obliczu Käutnera. Zrozumiał natychmiast, co przyszło reżyserowi na myśl, i poczuł się nadzwyczaj nieswojo. Udał jednak, że reakcji tej w ogóle nie zauważył. Z kieszeni wyciągnął zdjęcie Whitely’a w mundurze oficera Abwehry. Zdjęcie przed odzyskiem komputerowym, a więc to, na którym Whitely miał twarz bliżej mu nieznanego Niemca.
– Spotkał się pan kiedyś z tym człowiekiem? - zapytał, podając fotografię reżyserowi.
Käutner długo lustrował własną pamięć, nim zdecydował się odpowiedzieć.
– Widziałem go kilka razy.
– Kto to?
– To pan nie wie? - odparł, szczerze zdziwiony.
– Pod jakim nazwiskiem pan go poznał?
– Nigdy go nie poznałem. Nie zostaliśmy sobie przedstawieni - Käutner odpowiadał powoli, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. Bał się, że jedno nieopatrzne słowo może kosztować go wolność lub nawet życie. - Mówiłem już: widziałem go kilka razy!
– Gdzie pan go widział?
– W Babelsbergu.
– Tylko tam?
– Tylko!
– Co on tam robił?
– Trudno powiedzieć…
– To nie jest odpowiedź! - Norwich podniósł głos. Ostrożność Käutnera, choć w pełni dlań zrozumiała, wyprowadzała go z równowagi.
– Kręcił się tu i ówdzie.
– Często?
– Przyjeżdżał zawsze z Harlanem. Miałem wrażenie, że nie odstępuje go na krok…
Norwich sięgnął do kieszeni munduru po raz drugi i wyjął stamtąd jeszcze jedną fotografię. Ponownie przedstawiała ona Whitely’a. Tym razem jednak była to jego prawdziwa twarz. Zdjęcie zostało zrobione w czasach, gdy Whitely pracował jeszcze dla wywiadu amerykańskiego. Był w cywilu.
1 2 3 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.