Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kolberg›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKolberg
OpisW poprzednim numerze Magazynu Esensja przedstawiliśmy „Pogromcę pierścienia”, krótką historię z życia Jakuba Wędrowycza, pomysłu Andrzeja Pilipiuka, pióra Sebastiana Chosińskiego. Obecnie publikujemy tegoż dłuższy, samodzielny tekst.
Gatunekhistoryczna, SF

Kolberg, cz. 2

« 1 7 8 9

Sebastian Chosiński

Kolberg, cz. 2

– Boże, co się stało?!
Cholera! Zapomniałem go uprzedzić - pomyślał agent. Poklepał Albrechta protekcjonalnie po ramieniu i starał się uspokoić, stwierdziwszy:
– Nie martw się, za kilka minut przejdzie.
– Ale co to jest?!
– Światło Boga - odparł Norwich.
– Jestem niewierzący.
– Ty?
– Czy każdy Żyd, twoim zdaniem, musi być ortodoksyjny?…
– Przepraszam, nie znam was zbyt wielu.
Ganz próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł na Norwicha, na co ten zareagował przeciągłym jękiem.
– Nie spiesz się tak!
– Powiesz mi, co się stało?
– Leż! - rozkazał krótko agent. - I nie mów tyle.
Odliczył w pamięci pięć minut i dopiero wtedy zdecydował się otworzyć oczy. Kabina była dużo bardziej przestronna, wyściełana przyjemnym w dotyku syntetycznym materiałem, który miał za zadanie zapewnić podróżnikom, dosłownie, miękkie lądowanie.
Pomógł Ganzowi usiąść. Albrecht powoli dochodził do siebie. Ostrożnie podniósł powieki i rozejrzał się dokoła.
– Jesteśmy w klatce? - spytał.
– Z tą różnicą, że z tej klatki możemy w każdej chwili wyjść…
W tym samym momencie drzwi rozsunęły się automatycznie.
– Widzisz, czekają tu na nas - powiedział agent.
– Kto?
– Zobaczysz!
Do kabiny weszło dwóch uzbrojonych, napiętych jak struny, mężczyzn. W rękach trzymali broń.
Po co im pistolety? - pomyślał Norwich. - To nie jest normalna procedura. Widocznie coś się musiało wydarzyć…
Dopiero gdy wzrok przyzwyczaił się do światła, Ganz dostrzegł, że mieli na sobie brunatne uniformy. Podobne, a może nawet takie same, jakich używano w Niemczech jeszcze na początku lat 30-tych. Ciarki przeszły mu po plecach, ale obecność Norwicha dodawała mu odwagi. Strażnicy, kimkolwiek byli, wydawali się natomiast nie mniej zdziwieni widokiem dwóch podróżników w czasie, również odzianych w mundury z tamtej epoki.
Konsternacja obu stron trwała kilka sekund. Pierwsi zareagowali strażnicy.
– Wiedzieliśmy, że można się pana spodziewać, agencie Norwich - oznajmił jeden z nich. - Ale kim jest pański przyjaciel?
– Nazywam się Albrecht Ganz - przedstawił się, niezgodnie zresztą z prawdą, Aron Wildstein.
• • •
Zaprowadzili ich do podziemnego parkingu, gdzie czekała już czarna limuzyna. Eskortujący Norwicha i Ganza żołnierze nie odzywali się wcale, przybysze jednak też o nic nie pytali.
Na twarzy Albrechta malowało się wciąż niekłamane zdziwienie. Niewiele rozumiał. Ale przecież nie było czasu, by uprzedzić go, czego się może spodziewać w świecie, do którego zabiera go Norwich.
Usiedli na tylnych siedzeniach samochodu z zaciemnionymi szybami i ruszyli w drogę. Wóz poruszał się bezszelestnie po zatłoczonych na pewno o tej porze ulicach Nowego Jorku. Był tak skonstruowany, by do środka nie docierał najmniejszy nawet dźwięk.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytał Ganz.
– Dowiesz się wszystkiego - odparł oschle Norwich, który miał już trochę dość wciąż dopytującego się o coś kompana.
– Kiedy?
– We właściwym czasie…
– Czas - mruknął z filozoficzną zadumą Żyd. - Mam dziwne wrażenie, że właśnie z czasem jest tu coś nie w porządku.
Agent uśmiechnął się lekko pod nosem.
Poczekaj, aż wyjdziesz na ulicę - pomyślał i trochę żal zrobiło mu się Albrechta. Czy nauczy się kiedyś żyć w tym świecie? - przyszło mu do głowy. Mnie to przychodzi z trudem, a co dopiero komuś stamtąd…
– Czy mundury, które mieli na sobie tamci żołnierze… - zaczął Ganz.
Żołnierze?…
– …nie wydały ci się znajome?
Wstyd się przyznać, ale nawet nie zwrócił na nie uwagi. Brak profesjonalizmu - skarcił się w myśli. Wytłumaczył to sobie jednak rozstrojem nerwowym i zmęczeniem, które w ostatnich godzinach wyjątkowo dawało mu się we znaki.
– Co było w nich takiego charakterystycznego? - zapytał ostrożnie.
– Kiedyś takie nosili… - Ganz zawiesił głos, jakby wciąż jeszcze szukał odpowiedzi na postawione przez siebie pytanie.
– Wykrztuś to wreszcie! - ponaglił go agent.
– SA-mani.
Norwich z trudem powstrzymał śmiech.
– Dlaczego to cię tak bardzo bawi? - obruszył się Albrecht.
– Na szczęście mamy dobrych psychologów…
– Psychologów? - powtórzył jak echo Ganz.
– To typowy objaw. Pewne obrazy ze starego świata automatycznie przenoszone są do nowej rzeczywistości.
– Stary, nowy świat?! - wykrzyknął Żyd. - Co tu jest grane? Wiem, że coś jest nie w porządku, ale nie wiem co…
– Wszystko we właściwym czasie - starał się uspokoić go Norwich.
Samochód zwolnił, widocznie powoli docierali do celu. Agentowi wciąż jednak nie dawały spokoju nie uniformy strażników, które umknęły jego uwadze, ale posiadana przez nich broń.
To by nawet do siebie pasowało, broń i mundury. Być może akcję, z uwagi na jej znaczenie, przejął wywiad wojskowy - rozważał w myśli. - Tylko ten kolor. Musiało się coś Albrechtowi przywidzieć…
– Dokąd nas wiozą? - spytał Ganz od niechcenia, spodziewał się bowiem kolejnej odpowiedzi typu: dowiesz się, kiedy przyjdzie na to pora.
Tym razem jednak agent odpowiedział zgodnie z prawdą:
– To zwyczajowa procedura. Jedziemy na spotkanie z szefem komórki nadzorującej misję. Zostaniemy przesłuchani, a nasze zeznania poddane szczegółowej analizie.
– Boli mnie już od tego wszystkiego głowa. - Ganz westchnął. Czuł się coraz bardziej zmęczony i z coraz większym rozrzewnieniem myślał o wygodnym łóżku stojącym w piwnicy podmiejskiej willi Helmuta Käutnera. Być może żył wtedy w świecie mu nieprzyjaznym, ale za to doskonale znanym. A czegóż może oczekiwać od tej rzeczywistości? Czy Norwich będzie go przez cały czas prowadził za rękę?
Po wyjściu z wozu stanęli przed szeroko rozwartymi drzwiami windy. Weszli do środka i ruszyli w górę. Albrecht nie pytał już o nic. Nie miał odwagi, strach paraliżował go coraz bardziej. Norwich chciał go uspokoić, dodać mu otuchy, ale nie znajdował słów. Sam często czuł się podobnie, gdy przyszło mu znaleźć się w obcym świecie. Jedynym lekarstwem był w takiej sytuacji czas - upływ czasu i pośrednio z niego wynikające przyzwyczajenie. Przystosowanie się do nowych realiów zajmowało mu zazwyczaj kilka dni. Różnica między nimi była jednak zasadnicza: Norwich odwiedzał światy, które wcześniej poznawał, Ganzowi nie było to w żaden sposób dane. Rzucony na głęboką wodę, mógł utonąć.
– Nie martw się! - rzucił krótko Norwich. Jeśli jego słowa miały zabrzmieć uspokajająco, zamierzonego efektu nie osiągnął.
– O co będą mnie pytać? - zagadnął jedynie.
– O wszystko.
– To znaczy, konkretnie o co?
– Kim jesteś, co robiłeś, w jaki sposób tutaj trafiłeś?
– A ty nie będziesz mógł im o tym opowiedzieć?
– Mnie też spytają…
Winda stanęła w miejscu i drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Kolejny korytarz i znów mężczyźni w brunatnych uniformach.
Cholera! Ganz miał rację. Jeśli jest to tylko zbieg okoliczności, to wyjątkowo nieszczęśliwy.
Strażnicy nie narzucali się ze swoim towarzystwem. Milcząc, szli obok. Nie musieli wskazywać drogi; tę Norwich znał doskonale. W gabinecie czekał już na nich sir Charles.
Zdziwiło cię towarzystwo? - spytał staruszek, zwracając się do agenta. - Zmieniły się w międzyczasie pewne okoliczności. - stwierdził enigmatycznie. - Bezpieczeństwo państwa wymagało wprowadzenia środków nadzwyczajnych.
– Co się stało?
– Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? - odparł pytaniem na pytanie sir Charles.
– Proszę przypomnieć, czego dotyczyła…
– Zresztą - staruszek machnął lekceważąco ręką - nieważne. Chciałbym, żebyś kogoś poznał. - Kątem oka wskazał stojący tyłem do nich obrotowy fotel. Ktoś w nim siedział; Norwich dostrzegł świecące się na odległość czarne lakierki. Nieznajomy mężczyzna leniwie podniósł się i odwrócił w stronę przybyłych.
Nie był w mundurze oficera Abwehry, w którym Norwich widział go ostatnio, ale tę twarz rozpoznał natychmiast.
– Masz mocne uderzenie - powiedział, cedząc dla większego efektu słowa, Whitely. - Nigdy ci tego nie zapomnę.
Agent swój pytający wzrok zwrócił w kierunku sir Charlesa. Staruszek jednak, poza delikatnym ironicznym uśmiechem, nie zdobył się na żadną odpowiedź.
Stojącego za plecami agenta Ganza też jakby coś ukłuło. Nerwowymi ruchami szarpał Norwicha za rękaw munduru. Ten obrócił się na pięcie i dopiero wtedy ujrzał ogromny na całą ścianę, nadzwyczaj realistyczny, hologram Adolfa Hitlera. Niewiele brakowało, by siłą rozpędu wyciągnął dłoń ku górze w faszystowskim pozdrowieniu.
[listopad 2001 - luty 2002]
koniec
« 1 7 8 9
1 grudnia 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kolberg, cz. 1
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.