WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Agnieszka ‘Achika’ Szady |
Tytuł | Na krętym szlaku |
Opis | Akcja opowiadania rozgrywa się w kilka miesięcy po wydarzeniach opisanych w „Drugiej stronie Mocy”. Rosnące w siłę Imperium ściga pozostałych jeszcze przy życiu rycerzy Jedi i bezlitośnie tępi wszelkie próby oporu przeciwko nowemu porządkowi… |
Gatunek | space opera |
Gwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 1Agnieszka ‘Achika’ SzadyGwiezdne wojny: Na krętym szlaku – część 1– Całujcie nas w nos – powiedziała przez zęby Nessie, dodając gazu na ile tylko się dało. Na korytarzu rozległ się tupot nóg i do kokpitu wpadli Mattis i Zeloe. – Co się dzieje?! Dlaczego wchodzimy w nadprzestrzeń? – Siadać i zapiąć pasy, Imperium nas ściga. – Imperium?? Nas?? To chyba jakaś pomyłka. – Właśnie. Czego oni od nas chcą? Dlaczego uciekamy? – Nie gadać tyle, na miejsca! – „Kryształowa gwiazda”, zatrzymać się!! – Róbcie, co on każe! – krzyknęła Zeloe, doskakując do fotela Nessie. Jeden gest Cranberry sprawił, że poleciała do tyłu, prosto na kolana Mattisa. Pełnym ciągiem oddalali się od imperialnej jednostki. W ślad za nimi pomknęły strzały z działek laserowych, celne trafienie zakołysało statkiem. – Osłony?… – Wytrzymają. Ile jeszcze do skoku? – Jakieś pięć i pół. – Co wy robicie? – odezwał się z tyłu wystraszony chłopak. – Zatrzymajcie się, zanim nas zastrzelą! Drugie trafienie. Urywanie zawył alarm, Zeloe zaczęła piszczeć ze strachu. – Oszalałyście!! Zabijecie nas! – Nie ruszać się – warknęła Cran, jednym okiem śledząc wskazania przyrządów. – Teraz!! Statkiem zatrzęsło; ostatnia salwa z lasera trafiła już w próżnię. Znaleźli się w nadprzestrzeni, bezpieczni, alarm jednak nadal hałasował, wywołując u wszystkich dreszcze. – Chyba dostaliśmy – powiedziała Nessie nieswoim głosem. – Raport o uszkodzeniach?… – Już sprawdzam – Cranberry szybko prztykała przełącznikami. – Zdaje się, że hipernapęd siada… Jakby na potwierdzenie jej słów statek nagle szarpnął tak potężnie, że tylko pasy bezpieczeństwa uchroniły je przed rozbiciem sobie głów o konsolę. W niekontrolowany sposób wyskoczyli z nadprzestrzeni przy akompaniamencie histerycznego brzęczenia kilku systemów ostrzegawczych naraz. Tylko cud sprawił, że na nic się nie wpakowali. – No to po hipernapędzie – oznajmiła grobowo Cran. Młodzi z tyłu nie odzywali się, przerażeni tak okropnie, że chwilowo odebrało im głos. Nessie przygryzła wargę. – Gdzie jesteśmy? – Już sprawdzam. Wygląda na to, że nigdzie. Istotnie, znajdowali się zawieszeni w samym środku najczarniejszej kosmicznej pustki, jaką można sobie wyobrazić. Przyrządy nie wskazywały istnienia w pobliżu żadnych planet. – Najbliżej mamy układ Anoat – Cran przebiegła wzrokiem pojawiające się na ekranie dane. – Na podświetlnej zalecimy tam… moment… za jakieś sześć, siedem dni. O ile starczy nam napędu. – Sprawdź, które układy można odciąć bez szkody dla nas. Daj całą energię na silniki. Może to coś pomoże. Cranberry zagłębiła się w uważnym studiowaniu wskazań komputera. – Jeżeli zamkniemy wszystkie zbędne pomieszczenia i odetniemy od nich od nich wymianę powietrza, to generator atmosfery będzie mógł działać na połowie mocy. Przestaniemy korzystać z automatycznej kuchni, holowidu i w ogóle wszystkiego… może się uda. – No to jazda. – Dlaczego po prostu nie nadamy wezwania o pomoc? – wtrąciła się Zeloe. Cranberry popatrzyła jej prosto w oczy. – Bo wtedy przyleci tu Imperium – powiedziała cicho i wyraźnie. – A ja raczej właduję się tym statkiem w środek najbliższej gwiazdy niż pozwolę im się złapać. – A dlaczego Imperium was… – zaczęła dziewczyna, ale Mattis uciszył ją, chwycił za rękę i wyciągnął na korytarz. Zapieczętowały mesę i wszystkie kabiny z wyjątkiem jednej, w której mieszkali Zeloe i Mattis; same zrobiły sobie legowisko z koców za fotelami w kokpicie, kierując statkiem na zmianę, bo automatyczny pilot zużywał zbyt wiele cennej energii. W warunkach całkowitej pustki czynność ta ograniczała się tylko do utrzymywania właściwego kursu i wykonywać by ją mogła nawet Zeloe, oczywiście, gdyby ktoś miałby odwagę powierzyć jej urządzenie bardziej skomplikowane od otwieracza do konserw. Tym razem była wachta Cran, ale Nessie i tak nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, odkrywając się i przykrywając na powrót. Ogrzewanie działało w minimalnym stopniu, ale powietrze było duszne i ciężkie, sprawiając wrażenie, że jest gorąco. Wszystkie zbędne systemy były wyłączone, oświetlenie zredukowane o połowę tak, że na statku panował półmrok, który w innych warunkach mógłby być nawet nastrojowy, teraz jednak potęgował wrażenie przygnębienia. Nessie zwinęła się w kłębek, potem zmieniła zdanie i wyciągnęła się na wznak z rękami założonymi za głową. Na nic. Sen nie nadchodził. Męczyła się tak przez jakiś czas, w końcu wyplątała się z koców, usiadła ze skrzyżowanymi nogami i zaczęła medytację. Doskonale wiedziała, że trans medytacyjny powinien służyć do pogłębiania swoich więzi z Mocą i otaczającym światem, nie zaś jako ucieczka od niemiłej sytuacji, ale innego rozwiązania nie widziała. Nagle na korytarzu rozległy się kroki i do kokpitu wśliznął się Mattis z bardzo markotną miną. – Co się stało? – Cranberry podniosła głowę znad pulpitu. Nes otworzyła oczy, ale pozycji nie zmieniła. – Zeli mnie wyrzuciła z kabiny – wyznał zawstydzony chłopak. – Powiedziała, że nie może na mnie patrzeć. Cran ruchem ręki wskazała mu fotel. Mattis usiadł; widać było, że czuje się nieswojo – kręcił się i popatrywał to na jedną to na drugą dziewczynę. Nikt się nie odzywał; cisza stawała się coraz gęstsza. Po pewnym czasie przyszła do nich Zeloe, która najwyraźniej nie mogła wytrzymać w samotności. Albo może nie chciała zostawiać swojego chłopaka w towarzystwie dwóch przystojnych ochroniarek. – Długo jeszcze będziemy tak lecieć? – rzuciła pytanie gdzieś pomiędzy Nessie i Cranberry. – Długo – powiedziała Nessie patrząc w przestrzeń. Zeloe usiadła na wolnym fotelu i przed długą chwilę starannie udawała, że nie dostrzega Mattisa, ale zaczęła na niego rzucać ukradkowe spojrzenia i widać było, że szuka pretekstu, żeby się odezwać. – Mati?… Nie odpowiedział. Cranberry przyglądała im się z braku lepszego zajęcia. Nessie oczy miała otwarte, ale widać było, że myślami jest gdzie indziej. – Mati, wiesz co, już się nie gniewam na ciebie. – TY się nie gniewasz?! – parsknął chłopak. – Przecież to ty sama wszystko zaczęłaś! – Ale gdybyś ty nie powiedział, że… – Dość – przerwała zdecydowanie Cranberry. – Jak chcecie się kłócić, to idźcie do swojej kabiny. Młodzi wyszli, pogrążeni w zaciekłej dyspucie, kto co powiedział i dlaczego. Drzwi zamknęły się za nimi odcinając większość dźwięków. Spod ściany dobiegło westchnienie ulgi. Cranberry znów wbiła wzrok w czarny ekran, jakby chciała tam coś zobaczyć. Dni wlokły się niemiłosiernie. Jedzenia na szczęście mieli pod dostatkiem, ale były to produkty z puszek zamiast wymyślnych potraw z automatycznej kuchni. Zeloe i Mattis kłócili się prawie bez przerwy, dopóki Cran nie wpadła na pomysł wmówienia im, że w ten sposób zużywają zbyt dużo tlenu. Uspokoiło się trochę, ale znudzona Zeloe zaczęła się domagać opowieści „z życia najemników”. Dziewczyny opowiedziały jej kilka zasłyszanych tu i ówdzie historii, czasami dodając własne przygody, oczywiście na tyle pozmieniane, żeby nikt nie domyślił się, że chodzi o rycerzy Jedi. Ani Mattis ani Zeloe nie pytali o przyczynę ich gwałtownej niechęci do Imperium. Być może doszli do wniosku, że wolą tego nie wiedzieć. Ciasnota dawała im się we znaki. Do dyspozycji mieli tylko kokpit i korytarz, po którym nawet dawało się spacerować – piętnaście kroków w jedną stronę i piętnaście w drugą. Wkrótce obie znały już na pamięć każdy jego centymetr, każdy nit i rysę w ścianie. Nessie czuła się jak zwierzę zamknięte w klatce; wiedziała, że dla jej przyjaciółki jest to również męczarnia, potęgowana jeszcze problemami ze snem. Cranberry nie skarżyła się wprawdzie, przeciwnie, stała się bardzo milcząca, ale bladość i podkrążone oczy mówiły same za siebie. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Druga szansa
— Magdalena Stawniak
Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Żołnierzyki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Gwiazdka Semiramis
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Kraina podwórek
— Agnieszka ‘Achika’ Szady