Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Świetlicki
‹Nieczynny›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNieczynny
Data wydania2003
Autor
Wydawca Lampa i Iskra Boża
ISBN83-86735-92-9
Format56s. 145×205mm
Gatunekpoezja
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Po zdjęciu czarnych okularów...

Na nowy zbiór wierszy Marcina Świetlickiego, zatytułowany „Nieczynny”, musieliśmy czekać dwa lata.

Sebastian Chosiński

Po zdjęciu czarnych okularów...

Na nowy zbiór wierszy Marcina Świetlickiego, zatytułowany „Nieczynny”, musieliśmy czekać dwa lata.

Marcin Świetlicki
‹Nieczynny›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNieczynny
Data wydania2003
Autor
Wydawca Lampa i Iskra Boża
ISBN83-86735-92-9
Format56s. 145×205mm
Gatunekpoezja
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Czas ten jednak nie dłużył się aż tak bardzo, ponieważ w międzyczasie legnickie Biuro Literackie opublikowało wybór wcześniejszych liryków krakowskiego poety, czyli jego… „Wiersze wyprane”. Z kolei warszawska Lampa i Iskra Boża przypomniała najgłośniejszy tomik lidera Świetlików, jeszcze z 1992 roku – „Zimne kraje”. Jeśli jednak wydawcy sądzili, że te publikacje przygotują czytelników na odbiór najnowszych wierszy poety – byli w błędzie. Tom „Nieczynny” zaskakuje bowiem ze wszech miar. Już sam tytuł, w porównaniu z poprzednią książeczką pt. „Czynny do odwołania”, sugeruje zamknięcie pewnego etapu – czy to w życiu artystycznym, czy też osobistym autora. To zarazem zbiór najbardziej osobistych liryków, jakie Świetlicki kiedykolwiek napisał. Najbardziej osobistych i jednocześnie najbardziej mrocznych, dołujących, pozbawionych cienia nadziei. To Świetlicki, jakiego wcześniej nie znaliśmy, a którego istnienia mogliśmy się jedynie – „między wierszami” – domyślać.
Duże wrażenie robi już okładka zbiorku (ozdobiona ascetycznym rysunkiem poety): na czarnym tle zamknięte drzwi i wywieszka z napisem „nieczynny”. Jakby zachęta do odłożenia owego tomiku z powrotem na półkę. A jednak, czyniąc tak, popełnilibyśmy być może jeden z największych błędów w życiu. Tom zawiera 44 liryki napisane w latach 2001-02, a więc już po wydaniu „Czynnego do odwołania”. Dlaczego akurat 44? Ponieważ, jak tłumaczy to sam autor: „ja mam mnóstwo szacunku do przeszłości”. I jest to chyba jedyne – tak typowe dla całej dotychczasowej twórczości Świetlickiego – zdanie w tym zbiorze, które możemy potraktować z przymrużeniem oka. Wiersze, począwszy od pierwszego aż do czterdziestego czwartego, tej przyjemności nam już nie dadzą. Wręcz przeciwnie – ich lektura przyniesie nam ból, wewnętrzne rozdarcie, refleksję, która – jeśli tylko właściwie odszyfrujemy przekaz autora – sięgnie do naszych trzewi i rwać będzie, rwać na strzępy spokój naszej duszy. Wyrwie nas ten tom z błogostanu, w jaki mogliśmy popaść, obserwując rzeczywistość III Rzeczypospolitej ostatnich lat; doganiającą nas – na wzór tej z lat 60. – „naszą małą stabilizację”, mierzoną ilością posiadanych dóbr materialnych – coraz bardziej luksusowych mieszkań, samochodów, telewizorów, komputerów itp., itd.
Świetlicki całkowicie zmienia punkt patrzenia: spogląda nie na zewnątrz, ale do wewnątrz, i poprzez ten pryzmat stara się zdiagnozować świat, w którym żyjemy. Nie muszę chyba dodawać, że obraz, który się przed nim rysuje, nie napawa radością. W otwierającym tom liryku „Zeszłej nocy” pisze: „pojąłem nagle nie ma żadnego na zewnątrz / skóra która dotychczas oblekała mnie / objęła całe nocne niebo wszystko wewnątrz jest”. Zatem każda próba ucieczki przed rzeczywistością, każda próba chowania głowy w piasek, niedostrzegania okrucieństwa świata, przekonywania, że to, co dzieje się wokół nas, tak naprawdę wcale nie musi nas dotyczyć – z góry skazana jest na niepowodzenie. Trzeba więc znaleźć w sobie tę odwagę, by przeciwstawić się wrogiemu otoczeniu – czy, jak chce tego poeta, „dużemu bezkształtnemu cielsku” – by nie dać mu się przygnieść, gdy będzie już ono upadać. Gdzie więc szukać nadziei i ratunku? Nie daje Świetlicki odpowiedzi. Być może nawet świadomie jeszcze ją odbiera, gdy pisze: „Zbudujesz arkę, ale / zamieszkasz w niej ty tylko, / (…) i nie będzie / żadnej przyszłości, jak to / starzy punkowi mędrcy / przewidzieli już dawno…” („Przedpotop”). Bezcelowe są więc wszystkie działania, a ratunku nie sposób szukać nawet w Bogu, skoro nasza wiara jest tak powierzchowna, że najdrobniejsze niepowodzenie jest w stanie wstrząsnąć jej fundamentami. „Długo pościł, a Bóg / nie przyjął postu. / Bez uzasadnień. Mógł, / lecz nie przyjął. Po prostu” – pisze Świetlicki w wierszu zatytułowanym „Gorączka”. To „odrzucenie” przez Boga, które jednak w rzeczywistości jest raczej odrzuceniem Boga przez człowieka, obrazuje, z jaką łatwością gotowi jesteśmy podążyć za każdym nowym „panem”, który ofiaruje nam nadzieję – choćby była ona tylko płonna…
Czytając „Nieczynnego” można odnieść wrażenie, że poeta zawiódł się na wszystkim i wszystkich. Wiersz o bardzo niewinnym tytule „Ćwierkanie” jest bezkompromisowym uderzeniem w polski show biznes i kulturalną elitę, która poprzez mass-media dąży do wykreowania nowych „wartości”, niszcząc przy tym każdą niezależną myśl. Jest to jednak świat, który nęci, i wielu artystów nęceniu temu mniej lub bardziej świadomie się poddaje: „Zaśpiewaj piosenkę, / którą ci napiszemy, ptaszku. / Podobaj się nam.” A jakąż trzeba za to później zapłacić cenę? „Drży gałąź. / I nikogo nie ma / na gałęzi.” Świetlicki dokładnie zna ten świat (lata spędzone na estradzie w Świetlikach, współpraca z telewizyjnym „Pegazem”) – trudno więc mu nie wierzyć, gdy ostrzega.
Z nieco innego punktu widzenia ocenia poeta ten sam problem w liryku „Te dni”. To rzecz o ludzkich wyborach, które często stawiają nas w sytuacjach moralnie dwuznacznych. Daleki jest jednak od krytykowania tych, którzy się poddają, którzy nie znajdują w sobie odwagi na głośne powiedzenie „nie”. Coraz silniejszy i coraz bardziej bezwzględny jest bowiem wróg, z którym przychodzi nam walczyć. Owo wspomniane już „duże bezkształtne cielsko”, które tutaj przybiera postać „Bydlęcia” (tak, tak, wielką literą): „Nie poszedłem do pracy, tam już nie ma pracy, / tam Bydlę się rozsiadło. / Ostatnio Bydlę się rozsiada wszędzie.” Ale to my musimy wybrać, po której stronie się opowiemy. Nie powinniśmy jednak traktować tych wersów jako wezwania do anarchizmu, to raczej apel do własnego sumienia, apel, który – Świetlicki zdaje się nie mieć wątpliwości – jest jedynie przysłowiowym „wołaniem na puszczy”. Sumienie, szczerość, lojalność, sprawiedliwość – to nie jest właściwy oręż w walce z „Bydlęciem”, albowiem „Spadł śnieg, Bydlęcia nie zasłonił. Bydlę / widnieje”.
Gdy zawodzi wiara (nasza, nie boska), gdy nie można liczyć na przyjaciół, ostatnią deską ratunku może być najbliższa osoba. Ale w tych czasach trudno liczyć nawet na ukochanego. Rzeczywistość toczy bowiem, jak gangrena, wszystko; nie ma uczucia, które nie byłoby zagrożone chorobą. W wierszu „Dominikana”, gdzie – to swoiste novum – podmiotem lirycznym jest kobieta, obserwujemy źle dobrany związek damsko-męski, w którym mężczyzna zdaje się być ofiarą – jest niezrozumiany, zdradzony, w końcu porzucony. Czarę goryczy przelewa wyrzut pod jego adresem: „A jeszcze napisz, że mnie zdradzasz / z urojeniami”. W „Anioł / Trup” widzimy parę, która nie potrafi się porozumieć, która topi związek we wzajemnych oskarżeniach; owa degrengolada prowadzi do tego, że nawet jedno z najbardziej szczytnych uczuć – poświęcenie – rodzi się tylko i wyłącznie ze słabości i braku woli walki. Efektem tego poddania się są depresje, targające nami sprzeczne uczucia i totalne zwątpienie. „Nocą rozszedłem się na wszystkie strony, / Aby się zbudzić w wielu różnych łóżkach, / by nie pamiętać, że umarłem” – pisze Świetlicki w „Tak powiedział alkohol”, wierszu, który dosłownie miażdży swą, dla zwiększenia efektu powtórzoną dwukrotnie, pointą: „krzyczę w poduszkę swoje imię martwe”.
Motyw śmierci powraca zresztą w większości liryków zawartych w „Nieczynnym”. Śmierci, która wydaje się być poecie jedynym godnym i honorowym wyjściem z nierównego pojedynku z otaczającym nas światem. To jedyna broń człowieka nieprzystosowanego. „Zostawił wszystko w przechowalni, którą / wymyślił sobie, jest wiecznym przyjezdnym, zamiejscowym”, a dla takich jak on nie ma nadziei, dlatego też „Opala się w tym mroku, co w południe zapadł. / (…) Do zmroku twarz wystawia” („Listopad, urlop”).
Jawi nam się w tym wierszach Świetlicki – o ile oczywiście, a to problem odwieczny, możemy podmiot liryczny utożsamiać z autorem – jako przeciwnik istniejącego porządku. Nie należy jednak do tych, którzy wychodzą na barykady. On stara się walczyć inną bronią – swoją odrębnością, wartościami, które wyznaje. Dlatego tak bardzo chroni swoją prywatność przed ingerencją otoczenia. Z tej walki wziął się między innymi nawiązujący do „Procesu” Franza Kafki wiersz „K”, przedstawiający „szarego obywatela”, który dostał się w tryby urzędniczo-państwowej machiny: „Dzisiaj dostałem pismo od państwa. / Państwo chce, bym się zgłosił w stosownym urzędzie. / Państwo nie prosi, państwo żąda”. I znów przychodzą na myśl wersy o „Bydlęciu” i „bezdusznym cielsku”, które akurat w „K” obleczone zostały w nad wyraz jaskrawą powłokę.
Wiersz „Popatrzcie” traktuje z kolei o niedawnych jeszcze buntownikach, orędownikach haseł typu „żyj szybko, kochaj mocno i umieraj młodo”, którzy – zasmakowawszy w nowej rzeczywistości – chwycili ją jak byka za rogi, pozbywając się przy tym ideałów młodości. „Popatrzcie na nas – mówią słowami Świetlickiego – jesteśmy / starzy, piękni i bogaci. / (…) Dobrze, / dobrze, żeśmy młodo nie umarli”. Najbardziej przerażające jest dla poety to, że świat należy właśnie do takich ludzi – z jednej strony konformistów, z drugiej – do młodych bezideowców zaliczanych przezeń do „generacji NIC” („Opluty 1)). Jedyne, co pozostaje takim jak on, to trwać i… uwierać. „Czasami piszę wiersze – pointuje Świetlicki w „K” – i wiem, że w ten sposób / sprawiam przykrość państwu”. Nie jest to jednak świadomy jego wybór, co raczej predestynacja do bycia głosem pokolenia, do bycia przeciw, bo przecież – jak sam przyznaje – to „mnie / wybrało i nie dało / wyboru, mną krzyczy (…)” („A”).
Świetlicki nawet wtedy, gdy przedstawia konkretne sytuacje, rzadko mówi wprost. Nie daje gotowych recept, nie narzuca nam swego zdania ani punktu widzenia. Zmusza do wyciągania własnych wniosków, nijak nie ograniczając naszej wyobraźni. Nie jest poetą, który lubuje się w wyszukanych metaforach; często sięga po najprostsze symbole („śmierć”, „śnieg”, „arka”, „słońce”, „cień”, „mrok” itp.) i porównania; jego siłą staje się jednak sposób, w jaki je wykorzystuje. Narracja Świetlickiego jest zawsze przejrzysta; mówiąc nieco trywialnie – wiemy, co poeta chciał powiedzieć, choć to, jak jego słowa zinterpretujemy, zależy już tylko od nas. A, wbrew pozorom, nie są to wcale wiersze łatwe do interpretacji. Owszem, można je odczytywać jedynie na poziomie podstawowym, werbalnym, ale ich prawdziwe piękno ukryte jest w przekazie znajdującym się znacznie głębiej – nie „między wierszami”, ale w podwójnych, potrójnych znaczeniach słów.
Posiadł Świetlicki dar niezwykły – pisze nie tylko słowami, ale również pisze ciszą, milczeniem. Jego wiersze nie kończą się wraz z postawieniem ostatniej litery czy kropki; jest to dlań jedynie moment, w którym przechodzą one w inny wymiar – w naszą świadomość! I tam trwają, tam rosną i nabierają nowych znaczeń. Staje się w polskiej poezji Świetlicki autorem coraz bardziej osobnym, płynącym pod prąd. I, co musi budzić pewne obawy, coraz bardziej rozczarowanym. Przed laty w jednym ze swoich wierszy („Pod wulkanem”), śpiewanym zresztą wraz ze Świetlikami, napisał: „Po zdjęciu czarnych okularów ten świat przerażający jest tym bardziej”. W „Nieczynnym” opisał właśnie to „tym bardziej”.
koniec
1 września 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Snuję cichości
Monika Zając-Czerkies

6 IV 2024

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Światowy Dzień Poezji 2024
D’Aria Galicka, Teresa Paryna, Katarzyna Hop-Drzewiecka, Waldemar Jagliński

23 III 2024

Światowy Dzień Poezji w roku 2024 powitajmy razem z przemyśleniami o Niej pióra Teresy Paryny (Przemyśl), Waldemara Jaglińskiego (Kraków), Katarzyny Hop-Drzewieckiej (Legionowo), D’Arii Galickiej (Przemyśl).

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>

Łapaczka Snów
Ewelina Kudela

9 III 2024

Dygotając w przestrzeni
W polu serca człowieka
Sam człowiek się zastanawia
Co go jeszcze tu czeka?

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Postkryminał z C2H5OH
— Michał Foerster

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.