Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 4

« 1 2 3 4 5 6 12 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4

– Jezu, ale mu w pięty idzie!
I coś mnie w tych słowach niepokoi, coś, co wymaga śledztwa. Nie będąc sobą, potrafię jednak skrzesać taki impuls, żeby nagłym zgięciem wywichnąć wargi z umrocznego płynu a jednocześnie, ham zanim piana się nie skapnie, rzucić szklanką w ścianę, prask ham rozpryskuje się w drobny opiumat, co nikogo nie obchodzi, a mnie tak, bo jestem ścianą, i teraz mam w swym ciele, na swych bujnych porach strugę spływającego alko, staję się już ścianą schizofreniczną ham, przypominam sobie gdzie słyszałem tamten niepokój.
(- Jezu - Tak oto wyraził się mój przyjaciel Don Abba no może nie całkiem przyjaciel zdołałem go zapomnieć w myślach, skoro Bennu zniknął, skoro Szary mnie zostawił, skoro Szara kurwa, zdaje się że Don Abba to ostatnia osoba rozumiejąca o czym mówię i myślę i zatem ex officio jest mi przyjacielem.
– Nie powinienem pić.
– E, przesadzasz. - Celuję za kelnerem, namierzam, strzelam. - Panie ober, parkę Zielonych i knebliczki!
Ano, ano, tak usluzne - Odwołuje mnie kelner z dystansu kilku stolików z fantomami gości. Podoba mi się jego akcent, ten uroczy, czeski, ciapkowaty sposób zmiękczania zer i jedynek kodu binarnego. Ależ dobrze się czuję. Piwo Zielone jest teraz najmodniejszym trunkiem w tej części Sieci. No i knebliczki, wbrew swojej nazwie rozwiązują umysł. Mniam, ham, ham. - Dawno się nie widzieliśmy, ha?
– Bo dawno się nie modliłeś. Odpowiadam tylko na modlitwę, pamiętasz? Dlaczego tutaj? - pyta Abba-Don.
– Przyjacielu! - Zdecydowałem się wreszcie tak go nazwać. - Byłeś kiedykolwiek w Pradze?
– Może. - Don Abba Don patrzy mi głęboko w niezdrowe plamy na oczach. - Nie śpisz chyba za dobrze?
Kelner wniósł zamówienie. Był nieźle obmyślony. Symulator nie zapomniał nawet o zmarszczkach przy uśmiechu.
Ano Zelene raz, ano Zelene dwa…a tako kneblicki…Cesta k’ holnosty Prahy.
Piwo weszło gładko. Zostawiłem banknot pod popielniczką, na wypadek gdybym miał nie wrócić po daniu. Don przejrzał na porcję knebliczek, i że dawno go tak nie podejmowano. Carpe diem, niech giną karpie, krzyknął a zabrał się do dzieła. Dobrze, pomyślałem. Wbiłem widelce w knebliczka jak uczą stare podręczniki sztuk walk kulinarnych. Pierwszym kęsem przeszliśmy po Placu Wacława, drugi zawiódł nas przed Zegar Orloj, trzeci rzucił mną w Małą Stranę, Don Abba padł do Josefova i straciliśmy kontakt. Przełknąłem jeszcze kęs. Znalazłem się przy Stradzie Karola, potężnym moście z portalami za darmo i witrynami pełnymi niezrzeszonych, bezdomnych hakkerów. Podszedłem do jednego z nich, beznogiego.
– Grasz w karty? Kanasta, ahella, yokasta? Tarot, tao-rt, a może SiccaMore?
– Sicca - zdecydował hakker i rozłożył talię. Żebracza gapizna skupiła się za nami kręgiem. - Sicca, wicca, dwa bratanki.
Hasło zgadzało się. Teraz należało pozbyć się widzów. Podzieliliśmy karty, rzuciliśmy w obrót. Wilk Pik dopadł Kata, ten zaczepił uchwytem Wisielca. Gardłowe krzyki widowni. O co gramy, zapytał łącznik. Musiał stwarzać pozory gry. Grajmy o pozory. Kamelia zapanowała nad Szóstką Halabardzistów grodzących dojście do Herm-Afrodyty. A któraś z arkan trefl, Kopciuch zdaje się, zgubiła pantofelek, co wyraźnie przystopowało Kamelię. Halabardziści oczęli wykrwawiać na śmierć, Kamelia jednak nie przeszła. Bardzo ją to rozgniewało. Tymczasem Wilk wgryzł się na dobre w Kata, ale Kat zdążył ciąć sznur, Wisielec spadł a wraz z nim Posiew Pod Mandragorę. Talia rozrastała się. Zdałem sekretny znak hakkerowi, że już czas na odwrót. Wykłuta przez Halabardzistów Kamelia padła z sił, posoki pozmieszały się i rozpowstała Hybryda. Trupy Halabardzistów pognały za Wilkiem i zdołały uciąć mu Ogon. Wilk zawył wściekle, publika zaczęła klaskać, tylko trzech z mostowych hakkerów patrzyło bacznie na ręce a nie na widowisko. Rzuciłem spojrzenie łącznikowi. Beznogi położył na wierzch Papieżycę. Rozpostarła Rozejm pomiędzy Kamelię a Hybrydę, reszta odeszła na bok. Jeden z trzech podejrzanych został przy odpoczywających kartach. Kart przybywało. Mandragora urosła wysoko, ogryziony Kat wystrugał z niej Laskę. Beznogi rzucił się w jej stronę. Tłum zawiwatował, sądząc, że wszystko część konwentu. Hakker napiął pomost pomiędzy talią a VR. Dzięki, mrugnąłem. Dobrze wytresował talię. Trupy Halabardzistów uznały Kata za swego, zamieniając się w Hufiec, Papieżyca wsiadła na niego, odleciała w nicość, Hybryda z Kamelią zakąsały się wzajem a Ogon owinął się wokół Laska Mandragory, ta otoczyła Wilka gwałtownym słupem ognia, czarny, pufiasty dym zamiótł się po całej perspektywie. Wisielec dowarł Hybrydy, stopując agentów. O ile to agenci. Wydostałem spod języka kęs knebliczka, umysł natychmiast porwał mnie ku pustej fabrycznej hali. Nikogo za mną. - Jest Kilim, jest też jakiś młodzik.
– Śledzili cię? - zapytał lekarz i dorwał do mojego pulsu. - Spóźniłeś się.
– Była trójka gnojków z innej korporii, na osiemdziesiąt procent - powiedziałem.
– Mówiłem, że zabezpieczeń za mało - rzucił młodzik. Młodzik? Przecież ja niewiele starszy. Starszy. Już tyle lat? Ile?
– Za mało? - prychnąłem. - Wyjście z INRI przez alko, wizją do kafejki, przerzut pod most, Sicca - to za mało? Niedługo zgubiłbym, ham, własny mózg!
– Widocznie nie jest wiele wart - zaśmiał się młodzik, ukąśliwie tak, ham.
– Widocznie - warknąłem i postąpiłem w stronę ukąszenia - wasza Praga miała defekty. Każdy agent, który chciał unieść łeb pod Orlojem, zobaczyłby zniekształcone numery, trójkę zamienioną z dziewiątką. Nie starczyło wam jaj na prawdziwą symulację, zostało tanie holo! Doktorze, kim właściwie jest ten szczyl?
– To ja będę zadawać pytania - kłapnął szczyl. - I wydawać rozkazy. Mam umocowania.
Kilim nie zaprzeczył, ham, i nie zaprotestował. Kurwa mać, ham, kto zacz? Ham, ham, ham. Nerwy, tylko nerwy. I nic to. Wytrzymam. Wiele wytrzymałem. Jeszcze wszystkim pokażę. Kiedy w pełni wytrenuję mózg. Kiedy stanę się najlepszym. Potrzebny mi do tego przyjaciel, aby mnie ubezpieczał; w Sieci kończy się era indywidualistów, nawiedzonych szeryfów i samotnych jaźni. Ego boostery nie zrekompensują zwiększonej ilości danych do przeróbki. A jak zrobić sobie przyjaciela? Zaoferować mu azyl. Ham, cha, azyl najlepszy, ham! Właśnie o tym porozmawiam z Donem, kiedy tylko wypełnię kolejną misję otrzymaną od istoty głupszej ode mnie. Jeżeli moje argumenty do niego przemówią, dobrze. Jeżeli nie, cóż…
– Może się nie zgodzić - myślę nad inną opcją. - Może stwierdzić, że woli wrócić do swego Ojca.
Nie, wcale nie ja tak myślę. To ten szczyl; patrzy, nakazuje skryć umysł przed Kilimem, doktorek jest niemrawy ale lepiej nie kusić losu. Dobra, ham, miejmy to za sobą. Co tym razem? Jaki test lojalności?
– Pamiętasz ile lat działasz dla NCM? Nie? To dobrze. Dobrze, bo to znaczy, że potrafisz przerzucać pewne wspomnienia i fakty w inne części jestestwa. Twoja swobodnie dzieląca się jaźń bardzo fascynuje samego Prezesa.
– Moja fascynująca ham jaźń robi to ham z jednego powodu - syczę. - Co z moją siostrą?
« 1 2 3 4 5 6 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.