Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 4

« 1 5 6 7 8 9 12 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4

Swedenborg uczaił się za westybulem. Nie spodziewał się mnie, dlatego chciał mnie przetrzymać czarnuchem i kiepskimi paragramami. I choćby ten westybul. Że niby westalka na straży, że niby ból, ale z błędem, ergo ból nieprawidłowy. Nic z tego. Ham. Już prawie domyśliłem się dlaczego u Joyce’a takie dziwne wyrazy. Walizki znaczeń, już prawie, ham. Więc w twoim westybulu jest i est, frankoński byt, i estyma, i ty, kryją się zmarszczki Tybru, Tygrysu, za Tybrem jest Tyberiusz a za Tygrysem Blake, poeta tonie (bul), podwodny prąd zanosi go na zachód, west, bardzo daleko od Bizancjum, sol, słońca Wschodu, Ludwik XIV, nędzniejąca Francja i rynsztokowa, siostry syfilis i franca, lingua franca, prostytucja, westytucja, restytucja, król mówi że państwo to On jedynie, tylko, solely słonecznie samotnie, solipsyzm, oto słońce zapada w bezsen, bezsens, bezcen, benzen, Bergen, spada w sen bez świadków, naocznych, nausznych, nafallicznych, pozaświadomy sopor, sen soliptyczny, eliptyczny, eklektyczny, epileptyczny, u wrót snu są ypsilon, ipsacja, Ibsen, Uppsala, westybul Upplandu, krainy wysokiej, nieświadomej własnej potęgi a mimowładnej, mimetycznej, etycznej, a rozlewiska poniosą mnie jeszcze daleko daleko poza wyobrażenie, wiesz dobrze kochany przeciwniku że to zaledwo początek że luków szpicli podglądnień mam wiele. Murzyn rzuci się ku mnie, spróbuje zadzierzgnąć nelsona od tyłu i klinczować moją myśl potężną. Lecz kiedy sięgam wzrokiem za westybul, za cyprysy, Julietty, cy-prés, możliwie najbliżej testatora tych skojarzeń, mentecaptor, gdy wpijam się wzrokiem w widok za oknem, walizka znaczeń w przedsionku stoi otworem, można grzebać w niej do woli, w wolach światach wyobrażeniach słonecznych refleksach można odbijać się, zastygać przed lustrami, weneckimi, praskimi, otom ja szermierze próbujący smaku nowych kata, otom ja monstra baletu wykrzywiające się do poziomu przy drabinkach przed szklanym nadzorcą krzemowym, otom i ja emancypantki powierzające bezszminkowe bunty kruchym odbiciom nad puzderkiem z morfiną, my destruktor, nasze imię Biernat, hebrajski BRN3), a ty dziewico nowego ładu, znaczenia, sensu, czekasz na mnie na siebie na deflorację defaunację globotomię, nikt i nic już nie zakryje przede mną Semu Zabójcy, mnie zabijać, lustro pęka i negroid rzuci się kleić mu rany, szlochać nad pohańbieniem westalki, nad diplopią, która dostrzegła siebie samą, Swedenborgu, gra zmieniła już reguły, im więcej mnie zaboli, tym więcej zabije! Bólu, o pierwszy morfemie! Powinienem wiedzieć spodziewać się akcje reakcje entropie empatie synkopie sympatie dla diabła i do diabła.
– Nieźle - mówi Swedenborg a on mówi nieźle tylko wtedy, kiedy się czegoś lub kogoś obawia. - Ćwiczyłeś?
– Zyskałem nowych sojuszników - uśmiecham się. I mimo, że to nie sojusznicy ale sojusznik, i mimo, że nie sojusznik to ale nie-wróg, i mimo, że nie jest to nie-wróg lecz wróg, Sweden wcale nie musi się o tym wiedzieć. Jemu warto pokazać to tylko, co go nieco paraliżuje, co wydrapuje mu z oprogramowania zadufanie. (Zauważa, że czas zacząć grę.)
– Backoffen - zaczyna. - Hosanna.
Chce może zahaczyć mnie końcem, kręgosłupem, Bachem, piecem, częstotliwością, operetką za trzy i pół grosza, a może nawiązuje do Pragi, proroka Eliasza, Karola, nerwowości końca stulecia. Może nawet się modli a może tylko zwodzi myśl w stronę ekosfery, bluźni ją między galaktyki, żebym jej nie dostrzegł, ham. Ależ ja ją dostrzegę, ham. Święty, święty, pan buk zza dębów, święte są nie kłosy lecz ziemia orki twojej. Hulaj Anna na wysokości. Może miesza Bachusa, Kanę, hossę, Ofelię, może gromadzi przedpole zanim uderzy bakaliami, kufrem, gofrem, palonym mięsem, ham, zanim skojarzy gości i osy, i banki, i konie w rozpędzie, i kosy na sztorc, i kosy w czerni ćwierkliwe, i Nababa, i Hoffmana, i Kocha, i Nabucco, i hostię łkniętą, i fenol. A może rozbija się w Sieci, wydobywając na półmroki dzienne Hobbsa anioła śmierci, metalową purpurę kuny schwytanej w obrazie, fechtunek starego Dumasa (syna!), japońską formę grzecznościową, susła, niemiecką nadzieję na żal za grzech, osiedle pełne Chabrów, sanie w Potopie, Husajna w fortepianissimo, bossa super nowa, szefów neurotycznych mafii, Koloseum w ogniu czy Haki rzeźnickie - to wszystko nieważne, wszystko nieważkie, bo teraz, kiedy czuję się lepszy ham czy przynajmniej któraś część, ham, mnie, tak się czuje, wynikiem naszego pojedynku ham może być co ham najmniej remis pat i król rozlany w pół szachownicy ham albo (ham) wiem ham ta część mnie potężna wie ham to wszystko, co wyhandlowała od Starego Boga, ham, który wciąż potężniejszy od Maszyny, ham, nie liczy się czy potężny w całości ham czy nie jestem bo tak już ham ham ze mną jest ham że kiedy się rozpędzę ham kiedy pokocham i znienawidzę ham ambiwalentnie i ambitendecyjnie ha-a-a-am a wtedy…Głowa boli coraz bardziej ham kiedy próbuję objąć Całość a tym ham jest to trudniejsze ham ile sam jestem w mniejszości ham i reszta moich szczepień i rozszczepień ham nie słucha i nie szanuje ham ale to na krótko, bo wtedy…Ból narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta narasta…Co z tego ham Stary Bóg obiecał ja już tego dopilnuję ham abym dostał dar przyszło-ham-ości, a wtedy…Sweden przegra!) I co to, czyżby, Duma potopiła chabry, chwasty rozrobiły poty, tropy rozdrobniły chłopstwo a tupot zadumał chrobrych? Czy nie wiem, że? Rozkosznik w przeróbce. Elektron stary i szpiegowany. Wróble w postawieniu czarnych kołnierzy płaszcza. Hamletyzująca historia. Zimowa kanikuła pełna obstrzałów. Po wsi, jakby kto sypał śmiercią między oczy. Żuraw noszący dźwigary pod parking. Sieciowe granice słowa. Chleba kordegardy. Stanica rozumności. Co jak człowiek. Jest tu pozytron spuszczony z uwięzi. Puzon spragniony z jazzu. Praga już mnie nie otumani. Starcze badania, biadania na skrańcu małego miasteczka. Które kocha przyjeżdżających. Nienawidzi wyjeżdżających. Kocha, nienawidzi bociany. Nigdy nie widziałem. Ani nie wiem gdzie matka. Zapytaj pięciu, oni wskażą. Syriusz. Pies. Ham. Anubis. Ozyrys. Tot. Śmierć i hełm jej czarny archetypalnie. Boli. Boli. Ból: Słowo krótkie, może urosnąć w słowo potężne, zawładcze, co często czyni, a kiedy uczyni przestaje być słowem a staje się. Ham. Porwany fenotyp. In-Fernet dla samotnych. Rendez vous obłąkanych. Kuchnia zbyt różowa. Krewny zbyt gnilny. Pata taj, ham. Tata gnaj. Mama giń. Siostrzyca graj. Jaźni tnij. Patataj zielone, dobroduszne, w brusznice i róże kałużne. Laska odmierzająca ziemski rynsztok. Wąż zamieniony w laskę. Skórka jabłeczna wsunięta w drzwiczki zamrażarki, przy-po-mima. Chłód od stóp, siedmiu zwyczajem. Ham. Miotam się jak rekin w akwenie pełnym ofiar. Jest to miotnia dobra, smaczna, akustycznie nienaganna. Chrzęst szkieletów, taniec Saint Sensów, tres sans. Kocica zostawiła kołyskę w zbujaniu, poszła w łów za mleczarzem. Chrzęst butli laktozy zatrutej przez anarchistów. Jest i wódka z trującą ceną. Zaporową, jak u bobrów. Kniaź Żerema, ham. Mówią że jestem obłąkany. A. Wszystko. Przez. Słońce. Bo Słońce ma plamy jak ów emeryt którego już nie pamiętam, na czole plamy, tabuny szpetnych stworzeń może obserwuje te jego krwawe wycieki, bordo, zgniły beż, podłużne, wyszkaradne, starcze i bezwonne, pyta co nam plamy złego zwiastują. Poczynają z ducha śniętego. Zaćpanego. Sweden, nie możesz, ham, narasta, narasta, ham. Nie ci uda się co-Kolwiek. Co-kalek. Z-Egarek. Chronostat, to jest królestwo, i potęga, i chwała na sprzęgła. I telefon z dawnej epoki wyrywający nas w środku trzepotania lodowymi gałkami oczu na wsze strony. Tak, musisz przyjechać. Wewnętrzne głosy, które zamknęliśmy w areszcie uciekły tej nocy. One wiedzą. Obłąkanie pobliskie prawdzie. Zdartej gazecie z dziwnym alfabetem w podstacji kijowskiego metra. Po raz pierwszy. Kochałem. Nienawidziłem. Nie byłem tam, ham. Kłamca, kłamca, kłamca. Magiczne zielone oko przyzywało zza mórz. Napnij łuk, rozkołysz dzwon, posiądź syrenę i rozstąp, synu jutrzenki. Bracie dzisienki. Niewolniku wczorajki. Wisienki, mahoń wspomnień, skórzane obicie pochwy. Pistolet. Allegro na dwa magazynki, w tym i zapasowy. Staccato kapo collaborato. Deszcz chowa się pod dachem gmachu tajnej potylicji. Krople rosy zaspokojone w bursztynowym poszlaku. Ham, łza przybita. Dobita, na pal płonący długo. Na metalową szpicrutmistrzynię, ham. Narasta! Metal, ham. Okrzemki. Żelazka. Stalówki, stalina igliwo. Chromosomy. Supermarket superoktet. Kęsy surówki rozgrzane w wielkim piecu sałatowym. Mosiągi. Srebrniki. Złotopiór. Prąćki, kręćki, carusoele, cadetroussele. Kadmon. Cynaderki. Miedźnice niedźmiednice. Gliny pachnące próchnicą. Cuchnące trupnicą. Dziura po witkacyku. Ham kobolty. Miedzoryk. Porcełono, porcełania, porcełąka. Licencia poamerica. Święsła Joanna Darth. Wer macht? Żyd Wieczny Gułag. Perkawior zgrzebny prawłośny. Wahabitełko Fu-Kota. Wniebozwątpienie. Gwiastowanie mrugliwe. Niepokarane spoczęcie. Czarna zdziura. Homolungma. Kontrumpcjonizm w wykwincie. Mendelpsychoza. Empirowy krater. Malachity i stalagity. In Flag Ranti. Chwałwa niebies kościom! Łopatom, rotorianom, śmigłom rozmaryjnym! Narasta, rasta, astra…W ośluz s-powity orgamiks. Spodradzający się w fikskulturniach bakteryjek, cywilinacjach podkomórek rakowych. Wer hat’s gewehrmacht? Toktokto (tokio kioto) zastrzelbił, ham? Kyudo. Zagrzeb. Yoishumatsuwo. Romanu. Rotheku. RoParis. Czary marynarz, a, stary mesmeryzor. Modłyszka. Aromadyl. Latarenka pod czerwiennym wybluzgiem. Kotylica. Lord-oza Siedmiu Wysyp, Mikkad, a Cykkadów, a Porkneyów, a Hybrydów. Desperado despensado. Żabażury amon-nowe. Samplitudarianizm. Aż panaglipty i anakonglify. Amperułki grotteskowe. Zdychroistyczne grymassy. Gettonowe mitrosporangeloi. Narastatsaran ham. Prorektum uczelni ugłowni umyślni. Czteroglistna spastyka. Jelitowy dżihad. Japońskie hideogramy: zawierają: cało palone sensy skupione w pojedynczym designum. Nipponie, obcinać ci ręce, takaś groźna swą sztuką mięsa kaligrafii ham. Teksterylne bogomazy na plecach niewolnitów. Mocsiężne paski w spiralnych szlufkach. Wypolegowane martensy zakute na cztery warstwy, jak starobawne katany ze skye’yu. Paralitety i matrygały. Steropermia polipylna. Mikst narkastycznych wib-racji, vip-razji, wig-laktacji i tautofilicznych dyskontofiguracji, pływy finansowe pod metylenowym błękitem giełdy armageddońskiej. Kilometrum foniczne, nokturmy, barkirole, aisdurionowie, fismolianie. Figurynki praplanktonowe, ham z dekstrozy kwinkwenia kwinkwidia kwinkwicia. Flokurator okręgowy wyklonowiony w pletorach podróżnień. Nagazowy pluktuant wypełniający dekalog na decysekstant sześcienny. Sto machów per cigarillo silnia. I co leży w egestii urzędnika gemeindy Horus Totus Luxuus. Piekło to w-inni. Ja jesteśmy krzewem winnym, my niewinnym krzewicielem. Chrunatny żerszeń z żądłem napełnym tokszałów oraz fryzesów. LambRekinada: dziedzinada: niagarada: miazgarada: mahapoharata. Dokoryfeusz stłumni w pseudojedwabnym kymonie przestępuje [ależ przestępca!] z kogi na kogę, z jogi na jogę, spiętany, zwięźlony obiatnicą milszenia. Tampanony dla dwunastirlasek odkrywających hormornalne manewry wnętrz i bébéchów, matryce pączkujących w lukrze rozchuci. Dychotomizm, politanatyzm. El Szaddaj, jestem, Wszechinmożący, jesteśmy. To nie ja jestem szalony. Chory jest świat na zewnątrz, wielki wspaniały rozchorzały świat. Ham, i ham. Być może chory jest także ten świat we mnie. Ale nie ja! Ale nie ja. Boli, boli mnie kosmos. Tu toczy się czysta wojna. Ramboidalne kształty i zniekształty. Pierwsze i drugie frontony. Ciągi liczb, pociągi ciężkiej wody, artylerii, arterii. Manowce sprowadzone, ham, na siebie. Odwody powody podwody. Pijankowe kombine-zony war-zony. Sarkotyczne wizuary. Galernia. Kosmogojskie kwasice użerające dziury w tlenie. Daimler Benzen. Kościałopalenie Szkoci Zdrowiu. Poruszę Pascheront. Poznaję także ślardwy dawnego głowienia. Nokturnie, stalonezy, kulawiaki, azurrki. Drogi mi Plankton, Pluton, Plotyn, Plutarch, Platon i Pluto, serdeczny mi Teutates, Sokranium, Stykskrater, Somma Deus lecz jeszcze droższa Miprawda. I ty wreszcie chcesz równać się człowiekowi, Sweden? Zwariowałeś. Wariancjo. Przywarłem wargami do krynic, Sem, ham, nie popuszczę już ani mikronba. Mam zasobnik szczelinowy pod torem wąskonosym. Wózek wygarniający prawdę. Zarodniki osobniki ham i kruszce kruszywa krucjaty aktywa. Nowoprosektowane segregatory, deotektor żelaza. Kruszarki morfemii. Składowiska dla zwałowarek i ładoniedowarek. Przesuwne głównice, gławice, żołądnie, ham pług wyrzutowy. Przenośniki tasiemcowe i schematy technologiczne, schizmaty bionielogiczne, miazmaty wulkataleptyczne. Angstremy profesorów macierzowych a spektroszkopy dwójkowe. Bufory nieadresu. Automistyczne polaryzacje ówsteczne. Wartości bezwzględne, niemiłosierne. Adoptacyjne układy sterowania. Kanały przyległe, prądy przymienne, tłumiki, bezimienne, tłumy. Podwysystemy czynne i zawodorotory kontrolne. Przepotworniki i dekryptory, dekatamkumbory. Genoraptory z diodami lawinowymi. Wzywaki i mikrostopy inżyniemyjskie. Precyzer ortodoksji zdolnie sterowany interpejsem. Transmisja blokowa bigbitów. Telemetro londyńskie. Kanał zagrzebany. Średni czas propagacji nienawiści. Magistrale doktorale spirale pektorale. Pamięć masowa o minionych czerniach, bielach, stałych prędkościach dokątowych. Mglistne symulatory obwodów życiowych. Żył, cięciw, dzieci potopionych w karbonicie. Koplanarne falowody, jajowody w katodach, żwirze, ruchomych cyklach abonenckich, a oto ciało moje, CP/M. Herce i podskoki na łące scalonych obwodów, kwiatów pachnących krzemem, przyzywających osy niebieskie od cyberpyłu. Opowieści tysiąca i jednego neonu. Obwodnice tyłoczaszkowe, garoty, standardy a gawrosze. Ja, Klaudiusz Car Kodon. Całki moje nie z tego świata. Ułamki, ściemniacze, linie opóźniające, was zostawiam. To wszystko objawia mi się przed myślą w ułamku ułamka, fale nadciągają i grzywią się w biel, i czekają rozkazu, poruszone światłem olbrzymy. Etykiety, współczynniki, hierarchie dostępu, postępku, występku, ustępu. Herodotory drgawek harmonicznych. Funkcje i dysfunkcje liniowe, przerzucone skomplikowaną maszynerwnią na cztery wymiary. Dewiacje od prostopadłej w boju. W nagrodę cztery gwiazdki i splot generalski na epoleptach, na namiernikach, radiomasturbatorach. Noktoprzyłbice i laserowi aniołowie chaosu a hałasu. Matryce i Patrycje. Mesy dyfuzyjne i iloczyny śmierci. Spektra głębokich poziomów defektowych, struktury alfanumerycznej władzy, komisje denackie. Naraaaaaaaaaaaaasta! Cyfrowa spowiedź odkryta na przypadkowym dyktafonie w starym klasztorze: a oto właśnie ja zabiłem waszego boga. Atomowe wiatry wyciskają mięso ze szkieletów wywieszonych w stalowych klatkach na rozstaju. Sztormy soniczne wygniatające łzy z jam oczu. Purpurowe wydmuszki owulantu. Mięśnie podżerane chorobliwą starością. Kolejny koniec tysiącżycia. Niedeterministyczne automaty skończone. Partycje członków, dekapitulacje, prolongaty włókien i stawów bezrybnych, bezradnych. Związki hipotetyczne chemii orgazmicznej, wiązania gardła, jelit, dwunastnic apostołów ham. Roztopiona, homogenizowana stalówka wlewana w duplikat. Potrójne obawatelstwo: strach przed życiem, strach przed śmiercią, strach przed brakiem strachu. Despotenci na krzykliwych dominiach, kapuzarowych atolach, jednak. Przeklęte przez rady starców weksle na zakaziciela, na Czarną Panią dyskatowane, rozpłucem podpisane inbonafideały. Wykręcone, wyżęte węże podeptane Piętą Achillesa, oto kuszące drzewa, by nie rodziły jabłek. A jabłony dziewicze, wyobrażone chęcią wykwitu cywilizacji, targowisk próżności, nie, nie, pitawale, balottyny, batysty, Calipso, nie pogodziły się z byciem tylko Drzewem, kawałem nieistotnego budulca. Narasta! Tej nocy przemienię się w Zmierzch Bogów! Valkirie Elejzon! Z hukiem opadają łuski ze smoczych źrenic, upala się, gore, rozgranicze w zaogniu! Wydaje mi się, że duchota nieczysta do mnie się zbliża, ubliża, obliża, pyta, pyta, pyta. STOP:
« 1 5 6 7 8 9 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.