Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kšatrápavan›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKšatrápavan
OpisAutor pisze o tekście:
Kšatrápavan to mikropowieść, nawiązujaca w nazewnictwie i sposobie przedstawienia mechanizmów władzy do państwa perskiego w starożytności.
GatunekSF

Kšatrápavan

« 1 19 20 21 22 »
Stanął przed kamerą i pozwolił się dokładnie obfotografować komputerowi. Nie musiał długo czekać na jego reakcję.
– Z przykrością muszę stwierdzić, że jest pan osobą obcą, nieupoważnioną do wstępu na pokład – poinformowała go obojętnym tonem maszyna.
W Adrianie aż się zagotowało. Niewiele brakowało, aby wybuchnął. Dopiero wtedy jednak przypomniał sobie, że tak naprawdę nie jest w tej chwili sobą; posiada bowiem wygląd i osobowość Rembrandta Desiree, laboranta w Instytucie Chemii Organicznej, a więc człowieka, którego komputer znać nie może.
“Wszystko na nic! – mruknął do siebie. – Równie dobrze mógłbym teraz oddać się w ręce żołnierzy…”
Nie miał jednak najmniejszej ochoty ponownie wylądować w policyjnej celi, czy być poddanym przesłuchaniu przez Alisę i jej psychopatycznego szefa. Jedynym ratunkiem był dlań powrót do starej osobowości. Ale przecież nigdy jeszcze tego nie robił. Dłonią wyczuł miejsce, w którym wprowadzono mu do ciała implant. Gdy nadusił trochę mocniej, poczuł ból. Wyraźnie jeszcze się do końca nie zagoiło. Rozmasował obolałe miejsce, szukając przy okazji czegoś na kształt przycisku – tak przynajmniej to sobie wyobrażał.
Skoro Rebeka potrafiła tak łatwo zmieniać osobowości i jemu nie powinno to sprawiać większych trudności. Pewien był, że to jedynie kwestia wprawy! A, stara to prawda, najtrudniej jest zrobić coś pierwszy raz. Liczył przy tym na łut szczęścia, które – jak się wkrótce okazało – i teraz go nie zawiodło.
Uczucie było nad wyraz zaskakujące. Obraz świata uległ nagłemu zatarciu, a przedmioty straciły kontury i barwy. Miał wrażenie, że oczy zaszły mu gęstą mgłą, z której dopiero po chwili wszystko zaczęło wyłaniać się na nowo. Takie samo albo tylko niemal takie samo. Jakie to jednak miało znaczenie, jeśli dzięki temu odzyskał swoją dawną, pierwotną osobowość?
Czy odczuł jakąś zmianę? Chyba tylko jedną – na powrót zaczęła go boleć skręcona kostka. Kulejąc, podszedł jeszcze raz do włazu i spojrzał w oko kamery.
– Witam pana po dłuższej nieobecności – oznajmił po chwili John Forsythe.
“Mógłby chociaż z tego powodu wyrazić swoje zadowolenie” – pomyślał Adrian, głośno zaś powiedział:
– Ja też się bardzo cieszę.
– Proszę o włożenie karty do czytnika, abym mógł wpuścić pana na pokład! – oznajmiła maszyna.
– Problem w tym, że nie mam karty – odparł. – Zgubiłem – wytłumaczył się.
Komputer mielił w przewodach odpowiedź. W końcu wypluł następujące zdanie:
– Analizując pański głos i wykonane przed chwilą fotografie, doszedłem do wniosku, że jest pan właścicielem statku, dlatego też istnieje możliwość wpuszczenia pana na pokład, pominąwszy tradycyjną procedurę – pedalski, beznamiętny ton rozwścieczył Adriana. Z trudem powstrzymywał nerwy na wodzy, mając ogromną ochotę z całej siły kopnąć w tę kupę zarozumiałego żelastwa.
Wolał jednak nie wyrażać głośno swej dezaprobaty, obawiając się, by maszyna, zdegustowana jego postępowaniem, nie zmieniła nagle zdania. Dlatego też, najłagodniej jak potrafił, zapytał:
– Czy mógłbyś w takim razie przejść do wykonania poleceń?
Znów musiał czekać na odpowiedź kilkanaście sekund.
– Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości.
– Co ty sobie myślisz!? – warknął Adrian, ale niemal natychmiast spotulniał. – Czyżbyś nie dostrzegał tego drobnego faktu, że na zewnątrz pada deszcz, a ja jestem już cały mokry?
– Nie było pana przez kilka dni. Wszystkie obwody zostały przeze mnie automatycznie wyłączone, teraz muszę podłączyć je z powrotem, a to trochę trwa – odparł z wyrzutem komputer.
– Dobrze już, dobrze – odrzekł uspokajająco Adrian. – Tylko zrób to jak najszybciej.
Po minucie trap został odblokowany i na dół zjechała winda.
– Miło mi pana widzieć. Od opuszczenia przez pana statku minęło dokładnie… – John Forsythe wyrecytował wyuczoną na pamięć formułkę, kiedy już Adrian pojawił się w kabinie nawigacyjnej. Nosiła ona jeszcze ślady rewizji, ale tym się akurat nie przejmował. Teraz miał inne problemy na głowie.
– Stan paliwa – zakomenderował.
– Połowa baku – odparł komputer.
– Cholera! – zaklął, przypominając sobie szczerbatą twarz robotnika, który był odpowiedzialny za tankowanie. Z drugiej jednak strony, ucieszył się, bo przecież równie dobrze mogło się okazać, że bak jest pusty.
– Na jak długo starczy? – spytał.
– Najbliższą planetą jest Sumeria – odparł komputer.
Nazwa ta nic Adrianowi nie mówiła. Miał jednak nadzieję, że okaże się ona znacznie przyjaźniejsza niż Kserkses.
Gdy wydał już polecenie startu, nagle ogarnęły go wyrzuty sumienia. Zmęczony opadł na fotel i zaczął rozmyślać o Arwenie.
“Czy to w porządku, że zostawiam ją tutaj…?”
Jak w kalejdoskopie, przed oczyma przepływały mu obrazy ostatnich dni. Nie czuł sentymentu, a jedynie psychiczny dyskomfort. Przecież ta dziewczyna uratowała go od niechybnej śmierci! Inna sprawa, że gdyby nie ona, w ogóle nie wpadłby w kłopoty.
– Statek jest już gotowy do startu – oznajmił komputer. – Możemy zacząć odliczanie.
– Wstrzymaj się – powiedział Adrian.
– Jak pan sobie życzy…
“Jak sobie życzę? Gdybym to ja wiedział, co sobie życzę…” – Zamknął oczy, mając nadzieję, że w ten sposób łatwiej mu się będzie skupić. Pod powiekami zamajaczył mu obraz Rebeki. Czy to ona wymyśliła sobie tę osobowość, czy też została jej ona przekazana odgórnie? A doktor Rasterberger? I kilka innych postaci, które w sobie nosiła?
Czy mógł jej bezgranicznie ufać? – to było pytanie zasadnicze. Rebeka rozgrywała swoją partię, walcząc z jednej strony z Alisą i grupą oficerów dążących do przejęcia władzy, z drugiej natomiast – z własnym ojcem. Co kierowało jej wyborami i zmianami frontów, tego Adrian nie wiedział. Czyżby w rachubę wchodziły pieniądze, władza? A może źle ją oceniał i tak naprawdę dziewczynie – dziewczynce, poprawił się w myśli – chodziło tylko i wyłącznie o sprawiedliwość?
“Sprawiedliwość” – powtórzył. Jakże śmiesznie zabrzmiało to słowo w kontekście tego wszystkiego, co przyszło mu na Kserksesie przeżyć. Jeśli jednak miał pod czyimś adresem wysuwać oskarżenia, to zdecydowanie najmniejszą ich ilością obarczyłby Rebekę. Nie rozumiał motywów, jakie nią kierowały, ani celów, jakie sobie wytyczyła, ale podświadomie jej ufał. Do tego stopnia, by w tej chwili mieć poważny dylemat!
Z odrętwienia wyrwał go ponownie głos Johna Forsythe’a:
– Do statku zbliża się grupa osób w samochodzie terenowym.
Adrian poderwał się z fotela.
– Pokaż obraz!
W strugach deszczu jechał po pasie startowym w jego kierunku wóz prowadzony przez żołnierza. W samochodzie siedziało jeszcze kilka osób, ale twarzy ich nie był wstanie dostrzec.
– Możesz wystartować? – pytanie to skierował do komputera.
– Groziłoby to utratą życia osób znajdujących się w bliskiej odległości – odparła maszyna.
– Co to znaczy?
– Że muszę poczekać, aż się oddalą.
– Oni się nie oddalą, kretynie! – ryknął Adrian, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, jakie później pokładowy komputer mógłby w stosunku do niego wyciągnąć. – Oni jadą po mnie!
– Proszę pertraktować – poradził John Forsythe.
– Zamknij się już! – wycedził przez zęby wściekły Adrian.
Samochód zatrzymał się kilka metrów od statku i natychmiast wysypała się z niego grupa żołnierzy. Byli uzbrojeni i zapewne gotowi na rozkaz dowódcy użyć broni. Adrian, przechodząc na sterowanie ręczne, mógłby oczywiście rozpocząć procedurę startu. Musiał się jednak liczyć z otwarciem ognia przez oddział, co z kolei groziło trwałym uszkodzeniem statku. Ryzyko było zbyt duże.
Postanowił czekać, obserwując na ekranie monitora nieproszonych gości. Było ich sześciu; rosłych mężczyzn, o zaciętych, nieprzyjaznych twarzach.
– Sam z nimi pertraktuj – mruknął pod adresem komputera.
W pewnym momencie jednak zza pleców żołnierzy wychynęła jeszcze jedna osoba; osoba, której na pewno się nie spodziewał. Ze zdziwienia przetarł oczy, ale obraz nie znikał.
– Rebeka! – powiedział głośno do siebie.
Nie wyglądało, aby była więźniem bądź zakładniczką, musiała więc przybyć dobrowolnie.
– Wypuść mnie – zakomenderował komputerowi. Nim dotarł do wyjścia, luk był już otwarty. Skorzystał z windy i chwilę później stał już napasie, na wprost Rebeki.
« 1 19 20 21 22 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.