Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kšatrápavan›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKšatrápavan
OpisAutor pisze o tekście:
Kšatrápavan to mikropowieść, nawiązujaca w nazewnictwie i sposobie przedstawienia mechanizmów władzy do państwa perskiego w starożytności.
GatunekSF

Kšatrápavan

« 1 17 18 19 20 21 22 »
Lecz tutaj nikt w Boga nie wierzył. Nie budowano Mu kościołów, nie wznoszono doń modłów. Jak twierdzili jego mieszkańcy, ten świat doskonale obchodził się bez interwencji sił wyższych. Kto jednak wie, czy nie tylko do dzisiaj?
Minął kolejny kwadrans błądzenia w ciemnościach. Gdy mu się przypomniało, spoglądał na zegarek, ale nie miał żadnej pewności, czy chronometr wskazuje właściwą porę. Entropiczny charakter czwartego wymiaru kilkakrotnie dał już na Kserksesie o sobie znać; czy więc powinien mu jeszcze ufać? Lgnąc dalej w błocie, przypomniał sobie nagle słowa Rebeki, wypowiedziane zaledwie godzinę – a może kilka godzin albo nawet kilka dni – temu: “To jedynie kwestia twego postrzegania. Dla ciebie jest, dla innych go nie ma!”
“Jeśli ja decyduję o tym, co ma istnieć, być może potrafię zmaterializować jakiś znany mi świat…? – pomyślał. – Tylko jak to uczynić?”. Nie miał pojęcia. Z Rebeką u boku wszystko było dużo prostsze. Właśnie, czy z Rebeką? Przecież to Arwena, mała dziewczynka, jedynie rozwinięta nad wiek. Dziewczynka, której odebrano szczęśliwe dzieciństwo, ojca i matkę. Która musiała podjąć się zupełnie nowej, obcej jej i wrogiej roli, z której jednak wywiązywała się nadzwyczaj sumiennie.
Szedł rozmyślając o Rebece i nie dostrzegł nawet majaczących w oddali świateł. Gdy je zauważył, było już za późno. Naprzeciw niego stało trzech mężczyzn. W ciemności zauważył wycelowane w jego kierunku karabiny.
Wiedział, że powinien coś powiedzieć, próbować wytłumaczyć się w jakiś sposób, co robi w takim miejscu i o tej porze, ale nie potrafił sklecić chociażby jednego rozsądnego zdania. Spytał tylko: – Stało się coś? – za którym to pytaniem mogło się kryć dosłownie wszystko.
Mężczyźni roześmiali się. Nie był to przyjemny śmiech; jeśli cokolwiek miał znamionować, to nadciągające kłopoty.
– Pójdziesz z nami! – rozkazał jeden z obcych, Adrian nie wiedział, który. W ciemności nie było sposobu rozróżnienia kierunku, z którego dochodził głos, poza tym stali tak blisko siebie.
– Dokąd? – zapytał.
– Przekonasz się!
I znów szedł, tyle że teraz jego wędrówka miała jakiś cel. Pożądany przezeń lub nie, ale jednak cel! Starał się przyjrzeć dokładniej mężczyznom, którzy go eskortowali, lecz nie dostrzegł na ich twarzach żadnych cech charakterystycznych. Byli doskonale nijacy, sztampowi, nieprawdziwi. Z pozbawionych mimiki oblicz niczego nie potrafił wyczytać, a już tym bardziej swojej przyszłości.
Na końcu ścieżki stał opancerzony wóz, którym przyjechali. Wepchnęli go do środka, po czym sami wsiedli i ruszyli. Teraz w mdłym niebieskawym świetle widział ich wyraźniej. Nie znał tych mundurów, co go tyleż zaniepokoiło, co i ucieszyło. Mogli nie być policjantami, tym samym zapewne nie wiedzieli, że był przez policję poszukiwany. A zresztą, nawet gdyby wiedzieli, to policja poszukiwała przecież młodego Terrańczyka, pilota i kosmicznego awanturnika, a nie naukowca w średnim wieku, specjalisty od chemii organicznej.
Jeden z mężczyzn szturchnął go w bok i zażądał dokumentów. Adrian podał mu papiery, które otrzymał od Rebeki. Żołnierz długo studiował je, jakby nie chciał uwierzyć w to, co było w nich zapisane. Wreszcie spytał z lekką, niemal niedostrzegalną ironią w głosie:
– Zgubił się pan?
– Zabłądziłem – potwierdził Adrian. To kłamstwo, choć wyjątkowo grubymi nićmi szyte, wydało mu się w obecnej sytuacji najodpowiedniejsze. Naukowcom się przecież takie rzeczy niekiedy zdarzają, przynajmniej na starej dobrej Terze. Ale czy także na Kserksesie?
– Jest pan chemikiem – stwierdził żołnierz, przeczytawszy odpowiedni akapit w dokumentach.
Adrian potwierdził, mając jednocześnie nadzieję, że stróżowi prawa nie wpadnie do głowy egzaminować go z tego przedmiotu. Jedyne, co potrafiłby mu przytoczyć z pamięci, to symbole tlenu, wodoru i wzór alkoholu. Tyle pozostało mu w głowie z wiedzy zdobytej w szkole.
– Miał pan szczęście, że trafił na nas.
– Szczęście?
– Kręci się ostatnio po okolicy wiele podejrzanych typów – wyjaśnił żołnierz. – Nie spotkał pan kogoś?
Adrian udał, że się poważnie zastanawia nad pytaniem, po czym odpowiedział, udając troskę:
– Nikt mnie nie zaczepiał!
– Bo i kto miał pana zaczepić? Na takim pustkowiu…
Mężczyzna przesłuchujący Adriana był podstępny; prowokował, mylił tropy, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować.
– Wyszedłem na wieczorny spacer – wyjaśnił Adrian, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie brzmią jego słowa.
– W taką pogodę? – zdziwił się żołnierz.
– Właśnie przestało padać.
– I wszędzie zgasło światło – dopowiedział obcy.
– Rzeczywiście – potwierdził Adrian. – Dlatego nie wiedziałem, którędy wrócić.
Żołnierz oddał mu dokumenty, które Adrian skwapliwie schował do kieszeni kurtki.
– Zawiadomili nas mieszkańcy.
Więc jednak ktoś go widział! Może nawet słyszeli jego pukanie do drzwi! Jeśli tak, dlaczego nie otworzyli? Bali się? Doprawdy, dziwne obyczaje. Wolał jednak na głos nie wyrażać swoich komentarzy. Spytał za to:
– Dokąd panowie mnie zabierają?
Żołnierz zwlekał dłuższą chwilę z odpowiedzią, jakby bawiło go dręczenie Adriana.
– Dokumenty ma pan w zasadzie w porządku. Nie mamy więc podstaw do zatrzymania pana… – Na dźwięk tych słów Adrian odetchnął z ulgą; tak jednak, aby żołnierz nie dostrzegł jego nagłego uspokojenia. – A dokąd chciałby się pan udać?
– Najchętniej wysiadłbym gdzieś w centrum – odparł.
– Nie do domu?
– Wrócę stamtąd taksówką.
– Przypominam panu, że w całym mieście nie ma prądu…
– Jakoś sobie poradzę. Odwiedzę znajomych. – Kogo miał na myśli, nie wiedział. Z chęcią jednak zajrzałby do hotelu, może tam właśnie znajdzie Arwenę pod postacią Rebeki.
– Jak pan sobie życzy – odpowiedział żołnierz, odwracając się plecami do Adriana. Pochylił się nad kierowcą i szeptem wydał mu dyspozycje.
Kilka minut później wóz zatrzymał się na poboczu ulicy. Adrian podziękował i wysiadł. Nie znał tego miejsca, ale i tak na widok ulic, sklepów, przemykających gdzieś chyłkiem ludzi, poczuł się znacznie lepiej i bezpieczniej. Chwilę później zatrzymał idącego mu naprzeciw starszego mężczyznę. Ten spojrzał na niego nieprzyjaźnie, zdziwiony faktem, że ktoś jeszcze poza nim wyszedł o tej porze z domu.
Adrian spytał o drogę do hotelu.
– Pan tam mieszka?
– A dlaczego pan pyta? – odpowiedział, dla bezpieczeństwa, pytaniem.
– Bo to hotel dla turystów… przybyszy z innych planet.
“Co w tym takiego dziwnego?” – zastanowił się Adrian, ale tę akurat uwagę postanowił przemilczeć.
Staruszek zlustrował go uważnie i machnął od niechcenia ręką, wskazując kierunek. Próbował go minąć i iść dalej, ale Adrian uchwycił się poły jego płaszcza i nie puszczał.
– Dlaczego w całym mieście nie ma prądu? – zapytał.
Twarz starca zdradzała ni to zdziwienie, ni zaskoczenie. Zazwyczaj tak reaguje człowiek, kiedy pierwszy raz w życiu styka się z osobą chorą psychicznie, nie wiedząc o jej przypadłości.
– Co się, do cholery, stało, powie mi pan wreszcie?!
– Podobno obalono prezydenta – wykrztusił wreszcie starzec.
– Przecież Dariusz został zastrzelony!
– Obalono jego następcę!
– Kto?! – Adrian niemal krzyknął staruszkowi do ucha.
– Nie wiem.
– Nie wie pan?
– Na ulicę wyjechało wojsko – wytłumaczył starzec. – Miastu odcięto dostawy prądu, udaremniając w ten sposób możliwość przeciwdziałania.
– Ale kto, kto to zrobił?!
– Czekamy na oficjalny komunikat! Na razie mówi się tylko, że zatrzymywani są wszyscy przybysze z zewnątrz, nie będący obywatelami Kserksesa…
Adrian, zaskoczony najnowszymi wieściami, popadł w odrętwienie. Skorzystał z tego starzec, wyrwawszy połę płaszcza z jego ręki. Oddalał się szybkim, nieco chwiejnym, zapewne ze starości, a może też trochę ze strachu, krokiem.
Nie miał wątpliwości, że wszystko to było sprowokowane przez Rebekę. Nie miał też najmniejszych wątpliwości, kto stoi za tym „zamachem stanu” i na ujęciu kogo zamachowcom tak bardzo zależy. W takiej sytuacji chociażby pojawienie się w pobliżu hotelu było zbyt dużym ryzykiem. Nie mógł też wracać do kamienicy, gdzie zapewne przez cały czas na niego czekali. Zameldować się w jakimkolwiek innym hotelu też nie mógł, bo natychmiast wzbudziłby w ten sposób zainteresowanie policji. Przyznać musiał to z bólem, ale nie miał się gdzie udać.
« 1 17 18 19 20 21 22 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.