Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kšatrápavan›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKšatrápavan
OpisAutor pisze o tekście:
Kšatrápavan to mikropowieść, nawiązujaca w nazewnictwie i sposobie przedstawienia mechanizmów władzy do państwa perskiego w starożytności.
GatunekSF

Kšatrápavan

« 1 5 6 7 8 9 22 »
– Niech więc mi pani teraz powie, skoro się już znamy, kto panią tu przysłał i po co?
– Kto, nie wiem – odpowiedziała szczerze. – A… po co? – zawiesiła głos. Adrian niemal poderwał się z fotela. – Myślałam, że spędzę z panem kilka przyjemnych chwil.
Mężczyzna opadł z powrotem na siedzenie, jakby uszło z niego powietrze.
– Ja nie żartuję!
– Ja również nie – odparła kobieta, sprawnymi ruchami rozpinając guziki służbowej czerwonej koszuli.

6.
Czas, który pozostał do świtu, rzeczywiście spędzili mile. Adrian nie był jednak w stanie pozbyć się obaw związanych z wizytą Rebeki. Zbyt wiele dziwnych – i przy tym bardzo niebezpiecznych – przygód spotykało go ostatnio. Jeśli do tej pory wierzył jeszcze, to w ciągu minionych czterdziestu ośmiu godzin zdecydowanie przestał wierzyć w przypadek. Co mu zatem pozostało? Wiara w przeznaczenie. Ileż by dał, by już teraz poznać koniec historii, w jaką dał się wplątać. Ona tymczasem zdawała się nie mieć końca!
Około dziewiątej Rebeka wymknęła się z łóżka. Adrian, korzystając z jej nieobecności w pokoju, ubrał się szybko i pościelił łóżko – takie kawalerskie przyzwyczajenie. Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki, w całym pokoju zapachniało konwaliami. W promieniach porannego słońca wyglądała wyjątkowo uroczo i – złapał się właśnie na tej myśli – apetycznie.
– Chciałabym zabrać cię w pewne miejsce – oznajmiła.
– I pewnie byłoby lepiej, gdybym nie odmawiał…?
Przytaknęła, lekko przechylając w prawą stronę swoją śliczną główkę.
– Czy to ma coś wspólnego z… – chciał zadać bardzo istotne dlań pytanie, ale nie zdążył dokończyć, bowiem Rebeka wykonała bliżej nieokreślony ruch ręką, który mógł sugerować, że w pokoju założony jest podsłuch.
Tego się nie spodziewał, chociaż powinien. Kolejny dowód na to, że na prywatnego detektywa był wyjątkowo złym materiałem!
Kobieta sięgnęła po skórzaną torebkę przewieszoną przez ramię fotela. Pogrzebała w niej przez chwilę, po czym wyciągnęła zdjęcie formatu pocztówki. Bez słowa podała je Adrianowi.
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Ze zdjęcia uśmiechała się dziesięcioletnia dziewczynka. Miała długie, kruczoczarne włosy zaplecione w gruby, opadający na lewe ramię, warkocz. Znał ją! Poznał od razu, choć zdjęcie zrobiono co najmniej cztery lata temu. Rysy twarzy pozostały jednak te same. Twarzy, której nie zapomni już chyba nigdy, dopóki gryźć go będą wyrzuty sumienia.
Arwena!
– Kto to? – spytał niemal bezgłośnie.
– Moja siostra – odpowiedziała szeptem Rebeka.
– Twoja siostra? – powtórzył z niedowierzaniem.
Lecz na to pytanie odpowiedzi się nie doczekał, przynajmniej na razie. Kobieta chwyciła go za rękę i niemal siłą wyprowadziła na korytarz. Doszli do windy.
– Ty wyjdziesz głównym wyjściem, ja ewakuacyjnym. Wezmę swój samochód i będę czekała na ciebie dwie przecznice dalej – powiedziała mu jednym tchem wprost do ucha. – Granatowy dorsay, podobny do ziemskiego matiza – dodała, po czym odwróciła się na pięcie i tyle ją widział.
Zjechał windą na parter i wyszedł na zatłoczoną ulicę. Arwena! Siostrą Rebeki! Jakkolwiek trudno było mu uwierzyć w tę historię, to jednak, zastanawiając się mocniej, dostrzegał pewne podobieństwo obu kobiet.
“Jeżeli to prawda, to kim w takim razie jest Rebeka?” – myślał.
Szedł szybko, z gracją balansując ciałem, by nie wpaść na któregoś z licznych przechodniów ani samemu nie dać się potrącić. Z zamyślenia wyrwał go dopiero kobiecy głos.
– Tutaj! Wsiadaj!
To była Rebeka, siedząca za kierownicą granatowego dorsaya. Wszystko się zgadzało, tyle że miała na niego czekać w innym miejscu.
– Wsiadaj! – krzyknęła dziewczyna jeszcze raz, więc Adrian nie dał się dłużej prosić. Obiegł samochód dokoła i wsunął się do środka.
– Ktoś szedł za tobą – stwierdziła Rebeka, uprzedzając jego pytanie.
Adrian odruchowo spojrzał przez uchyloną szybkę na chodnik, ale nie dostrzegł nikogo, kto wydawałby się podejrzany.
– Kobieta? – Nie wiadomo w zasadzie dlaczego pomyślał o Alisie.
Rebeka spojrzała na niego z lekkim uśmiechem politowania. Co sobie pomyślała? Wolał nie dochodzić.
Nacisnęła pedał gazu i samochód wmieszał się w tłum innych wozów.
Dokąd go wiozła? Czekał, aż kobieta sama zacznie mówić, ale ona milczała – pięć, dziesięć, piętnaście minut. Wreszcie nie wytrzymał i spytał:
– Kim jesteś?
Niewiele brakowało, by roześmiała mu się twarz. Adrian dość już miał tej sytuacji. Od samego początku, gdy tylko wylądował na tej cholernej planecie, ktoś wodzi go za nos: Alisa, potem Arwena, teraz Rebeka. Dla mężczyzny to bardzo niepokojąca sytuacja!
– Żadną księżniczką – odparła spokojnie kobieta. – Nie jest nią też Arwena.
Odczekała chwilę, by zobaczyć, jaka będzie reakcja Adriana. Ale jego już nic nie mogło zdziwić. Albo inaczej: dziwiło go tak wiele rzeczy, że przestał już na nie reagować! Spytał jedynie:
– Dokąd jedziemy?
– Do domu.
– Twojego?
– Mojego i Arweny – odpowiedziała Rebeka. – Poznasz naszą matkę.
Resztę drogi, prawie pół godziny, spędzili niemal w całkowitym milczeniu, nie biorąc pod uwagę krótkiej wymiany zdań na temat nadciągającego ochłodzenia, które – jak zapewniła go kobieta – było o tej porze na Kserksesie zjawiskiem najzupełniej naturalnym. Milcząc, Adrian dyskretnie przyglądał się kobiecie. Miała bardzo regularne, ale delikatne rysy, zdradzające pochodzenie z wyższych sfer. Może więc jednak była potomkinią jakiegoś znacznego na tej planecie rodu?
Wyjechali z miasta i drogą pnącą się ku górze, to znów wijącą się w dolinie, jechali w nieznane. Nieznane dla Adriana, bo Rebeka znała tę drogę doskonale; prowadziła wóz jakby od niechcenia, automatycznie, wyłączywszy wszystkie zmysły postrzegania. Wreszcie, po pół godzinie, wjechali w las, za którym rozciągała się dolina, porośnięta rachityczną, jasnozieloną trawą. W jej centrum – jak kleks na mapie – stał niepozorny, parterowy domek z drewna.
Zaparkowali tuż przed wejściem. Rebeka nacisnęła klakson. Po chwili otworzyły się drzwi i stanęła w nich kobieta. Miała nie więcej niż pięćdziesiąt lat, ale sprawiała wrażenie starej, zmęczonej życiem. Rozpoznawszy samochód i osobę, która siedziała za kierownicą, jej oblicze rozchmurzyło się; pomachała nawet w ich kierunku ręką.
Rebeka opuściła samochód, Adrian ruszył w ślad za nią.
– Nie spodziewałam się ciebie, córeczko – powiedziała gospodyni. – Tak dawno cię u mnie nie było. – Pocałowała Rebekę w czoło, po czym podejrzliwym wzrokiem otaksowała Adriana.
– To mój przyjaciel – wyjaśniła Rebeka.
– Przyjaciel – powtórzyła kobieta, jakby nie wiedziała, co się za tym słowem kryje.
– Przejeżdżaliśmy nieopodal i… postanowiłam cię odwiedzić – skłamała niemal bez zająknięcia.
– Proszę – kobieta wykonała zapraszający gest ręką, a oni skorzystali z zaproszenia.
Wnętrze domu było bardzo skromnie urządzone. Drewniany stół, drewniane krzesła, nawet telewizor, który stał na drewnianym stojaku miał drewnianą obudowę.
“Wygląda tu jak na Ziemi w połowie lat czterdziestych ubiegłego wieku” – pomyślał Adrian.
– Czego się napijecie? – spytała matka Rebeki.
– Może soku z madranów? – jej córka zwróciła się do mężczyzny.
– Chętnie – odparł, choć nie miał zielonego pojęcia, co to za owoce.
Kiedy kobieta zniknęła w kuchni, Rebeka zaprowadziła Adriana do jednego z pokojów mieszczących się na tyłach domu. Pokój należał do kilkuletniej dziewczynki, o czym przekonywały porozrzucane wszędzie zabawki, jak i wykonane niewprawną jeszcze ręką zawieszone na ścianie rysunki przedstawiające okoliczne krajobrazy.
– To pokój Arweny – wyjaśniła Rebeka. – A to… – podeszła do stoliczka, na którym stało oprawione w ramkę niewielkie zdjęcie – cała nasza rodzina.
Zdjęcie przedstawiało Rebekę, jej matkę, Arwenę i jakiegoś nieznanego mu mężczyznę, zapewne ojca rodziny.
– Ojciec zmarł przed pięcioma laty. Wtedy się wyprowadziłam, zabierając ze sobą siostrę – powiedziała, siadając na tapczanie, obok dużego pluszowego misia.
– Dlaczego?
– Byłam już dorosła – odpowiedziała, ale on czuł, że Rebeka nie mówi prawdy.
– A siostra?
– Zabrałam ją ze sobą.
– Nie chciała zostać z matką?
« 1 5 6 7 8 9 22 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.