Nagi Lunch - Techno PartySebastian ChosińskiNagi Lunch - Techno PartySCENA 4. Zapala się światło. Nie ma już na scenie łóżka, jest za to ponownie stolik i jedno krzesło. Przy stoliku siedzi Bill i czeka. Na scenę wkracza Kelnerka, idzie w stronę stolika. Przez jedną rękę przewieszony ma obrus, w drugiej niesie gotowane jajko w specjalnej podstawce. Podchodzi do stolika, nakrywa go obrusem, stawia na nim jajko, obok kładzie łyżeczkę. Odchodzi. Bill zajmuje się jedzeniem. Delikatnie opukuje jajeczko, powoli zdziera skorupkę, później zanurza w nim łyżeczkę. Tymczasem z obu stron sceny wchodzą A i D. Poruszają się bardzo cicho – „na paluszkach”, aby nie usłyszał ani nie zobaczył ich Bill. Zbliżają się do niego i kiedy Bill – podnosząc do ust łyżeczkę z kawałkiem jajka – na moment w pozie tej zamiera, dopadają do niego i chwytają za ręce, zarazem wykręcając je do tyłu. Łyżeczka wypada Billowi z dłoni na podłogę. Pulsujące światło – dużo czerwieni. Teraz wszystko następuje błyskawicznie: A zbiera ze stolika podstawkę z jajkiem w środku; D zdziera obrus. Odsuwają Billa razem z krzesłem od stolika, po czym obracają go tyłem i sprawnym ruchem rzucają plecami na stolik. Jedna postać przytrzymuje Billa za nogi, druga za ręce – aby się nie wierzgał. Bill zostaje unieruchomiony. Na scenę wkracza doktor Benway. Kitel ma teraz założony na odwrót, na ustach przepaskę. Wolnym, majestatycznym krokiem zbliża się do „stołu operacyjnego”. Po drodze bierze obrus i zakrywa nim twarz Billa. „Stół operacyjny” ustawiony jest bokiem do widowni. Doktor staje za stołem – przodem do niej. Wyciąga w bok rękę. Na scenie pojawia się dziewczyna „C” i podaje doktorowi wielki kuchenny nóż. Doktor z nożem w ręce, zastyga nad ciałem Billa. Mówi: BENWAY Zobaczycie operację, która nie zdarza się często, zresztą nie bez powodu… (głośniej, dobitniej) Nie ma absolutnie żadnej wartości medycznej. Nikt nie wie, jaki jest jej pierwotny cel, ani czy w ogóle ma jakiś cel. Nachyla się nad ciałem „pacjenta” i zaczyna go kroić. Bill wije się i jęczy z bólu. A i D muszą użyć dużo siły, aby go przytrzymać. Na dodatek widok jest tak obrzydliwy, że z niesmakiem odwracają głowy w bok. Doktor natomiast jest w swoim żywiole. (Podczas „operacji” doktor brudzi pierś Billa czerwoną farbą.) Krojąc, mówi jak opętany: Podczas tej operacji celowo narażam pacjenta na niebezpieczeństwo, a później – z niewiarygodną szybkością i zręcznością – w ostatnim ułamku sekundy… (przerywa na moment dla dodania większego efektu) ratuję mu życie! W tym momencie urywa; odskakując od stolika, wypuszcza z rąk na podłogę zakrwawiony nóż. Jednocześnie A i D puszczają Billa i również szybko odskakują w bok. Bill podrywa się ze „stołu operacyjnego”, zrywając z twarzy obrus. Zeskakuje ze stolika i z przerażeniem obserwuje swoją klatkę piersiową, wysmarowaną „krwią”. Zachowuje się tak, jakby chciał uciec jak najdalej od siebie samego. Rzuca się po scenie przerażony. Doktor Benway oraz A i D skrywają się przed nim za stolikiem, choć – z drugiej strony – wydają się być zafascynowani tym widokiem. Szepczą do siebie nawzajem: A Chce się pochwalić swoim nowym ciałem. D Wygląda cudownie. BENWAY (ironicznie) Wyszło mu na zdrowie. Kiedy Bill trochę się uspokaja, wszyscy wychodzą z ukrycia. Doktor podchodzi do Billa, który właśnie zatrzymał się mniej więcej na środku sceny i chwyta go za głowę, jednocześnie zmuszając do tego, by ten uklęknął przed nim. Rozgarnia włosy Billa. Wokół nich zbierają się A i D. Doktor przemawia: BENWAY Ludzki system nerwowy można zredukować do stosu pacierzowego. Mózg podzieli los zanikających gruczołów: zębów mądrości, wyrostka robaczkowego… Nagle odpycha od siebie Billa, który jest tak zszokowany, że zupełnie nie wie, co się z nim dzieje. Benway dopada do A i D, odpycha ich głowy, krzycząc jak opętany: Moje odkrycie doprowadzi całe regiony kraju do kompletnego zidiocenia. Ogromne magazyny wypełnię bezradnymi matołami!… A i D nagle buntują się i dopadają do doktora, chwytają go pod ramiona i siłą wyprowadzają ze sceny. Doktor się szamocze, próbuje wyrwać, ale nie starcza mu sił. Światła przygasają, zapala się punktowiec – na Billa. Bill, który zostaje na scenie sam, powoli dochodzi do siebie. Staje naprzeciw widowni (godny pożałowania widok!) z jedną nogą pewnie wysuniętą do przodu. Krzyczy do kogoś w oddali (melodramatycznie): BILL Miliony zmarły na bagnach!… (ciszej, do siebie) Tylko jeden wybuch… Za jego plecami nagle, znienacka pojawia się Urzędnik. Pyta, zdziwiony: URZĘDNIK Buuum?… Światła boczne. Bill odwraca się do niego i zaczyna się śmiać. Urzędnik jest skonsternowany. Bill korzystając z jego otępienia, szybko podchodzi do niego i wyrywa mu z ręki teczkę. Zagląda przez moment do środka, po czym składa ją z trzaskiem i wyrzuca. Pełen ironii mówi: BILL Chrystus?! Myślisz, że poniżyłbym się do tego stopnia, by czynić cuda?… Urzędnik nachyla się, aby podnieść teczkę. Wtedy Bill podbiega do niego i kopie go w twarz. Ten się przewraca. Bill mówi do leżącego mężczyzny: To doprawdy niesmaczne… Urzędnik próbuje się podnieść, Bill ponownie wyrywa mu teczkę i wyrzuca. Tonem komentatora dodaje: Niektórzy naprawdę wariują, gdy wymyślą NOWĄ RELIGIĘ! Brak im klasy. Biegnie na bok sceny i wyciąga stamtąd – raz z prawej, raz z lewej – przyczajone postaci: A, B, C i D. Miota nimi po scenie. Na końcu wskakuje na stół, na którym parę chwil wcześniej doktor przeprowadził na nim operację. Wygłasza przemówienie: Ostatecznym rezultatem zawsze jest RAK! DEMOKRACJA to nowotwór złośliwy, który daje przerzuty w postaci urzędów. Zeskakuje ze stolika. Spogląda z wyższością na klęczące przed nim, zapatrzone w niego z fascynacją i ze strachem, postaci: A, B, C i D oraz Urzędnika. Tłumaczy im teraz, nieco spokojniej, ale agresywnie: (do Urzędnika) URZĄD zapuszcza korzenie, złośliwieje, rozrasta się i rozrasta… (do pozostałych) …tworzy coraz więcej własnych KOPII, aż wreszcie dławi organizm macierzysty… Jak WIRUS – (nagle zmienia ton głosu – mówi jak uczeń recytujący wykutą na pamięć definicję) zdegenerowana mutacja samowystarczalnej istoty żywej… Znów wskakuje na krzesło; w aktorskiej pozie wypowiada: Poza ciałem nosiciela są niezdolne do samodzielnego życia. W tej pozie zastyga. Gasną światła. Pozostaje jedynie punktowiec oświetlający samego Billa, ale i on powoli wygasa. Scenę zalega ciemność. SCENA 5. Scena jak na początku spektaklu. Najpierw 15 sek. kompletnej ciszy i ciemności, a potem światło – od przodu i z góry – oświetla Billa leżącego na podłodze. Bill budzi się powoli, szybko przewraca na plecy, potem siada tyłem do widowni. W tej pozycji szepce do siebie. (Przy czym w tej scenie zachowuje się jak człowiek wyrwany ze snu, który na dodatek nie jest wcale pewien, czy to mu się śniło i czy w ogóle coś mu się śniło. Przypomina sobie jedynie strzępy czegoś, ale tak naprawdę to nie wie, co to jest.) BILL Ocknąłem się jak ze snu… Wstaje, światło mocno go oświetla. Obraca się w stronę publiczności. Rozgląda się dokoła. Zaczyna mówić i urywa: …chwila, gdy siedzący przy stole… Ponownie odwraca się tyłem do publiczności i krzyczy: bardziej jednak brzmi to jak – pełne bólu – pytanie, aniżeli zaproszenie. Restauracja NAGI LUNCH??!!… Po raz kolejny rozlega się muzyka TECHNO – ostra, rytmiczna, ale z elementami tanecznymi. Bill tańczy. Światło – efekty dyskoteki, pulsacja! Nagle rozlega się głośne, wściekłe uderzenie i czyjś wrzask (tym samym światła przestają pulsować – rozświetlają się boczne podświetlacze i światło od przodu): BENWAY Stop! Muzyka ucicha. Bill zamiera. Okazuje się, że krzyczał doktor Benway, stojący przy stole. Nie ma już na sobie lekarskiego kitla. Tylko okulary spuszczone na czubek nosa. Siada na krześle. Na stoliku leżą porozrzucane w nieładzie kartki. Doktor zbiera je. Na jednej z nich zaczyna coś notować. Zaintrygowany Bill zbliża się do stolika. Pyta: BILL Co pan tam pisze? Doktor nie przerywa zajęcia, pisze jeszcze przez chwilę, dopiero potem spogląda na Billa. Odpowiada mu spokojnym tonem: BENWAY Często zapadasz w drzemkę w środku rozmowy? Bill jest zdziwiony, zaczyna się zastanawiać. BILL Nie spałem. Doktor, również zaskoczony, unosi ku górze brwi. BENWAY Doprawdy? Notuje dalej. Bill nie może się zdecydować, co zrobić. Mówi bez przekonania: BILL Wychodzę. Doktor nie reaguje. Bill odwraca się, schodzi ze sceny, ale w pewnym momencie zatrzymuje się i spogląda na doktora, który bez przerwy coś pisze. Bill stoi przez chwilę niezdecydowany, potem robi krok w kierunku stolika. Staje na palcach, wypręża się, aby dostrzec, co doktor wypisuje. Mówi głośno, a w jego głosie można usłyszeć zagubienie, słabość: BILL Doktorze! Doktor spogląda na niego od niechcenia. BENWAY Myślałem, że odchodzisz… Wraca do pisania. Znad stolika mówi: Kiepsko bym się czuł, gdybyś spieprzył kurację. Kilka uwag technicznych: Spektakl oparty na motywach „Nagiego lunchu” doczekał się realizacji scenicznej. Zaprezentowany został przez amatorski Teatr ALTAR – po raz pierwszy podczas wągrowieckich Międzynarodowych Spotkań Teatralno-Muzycznych „Ścieżki, ślady – miejsca wspólne…” w kwietniu 1997 roku, podczas których, poza aktorami-amatorami z Polski, wzięli udział również pasjonaci teatru z Francji, Niemiec i Danii. W spektaklu wykorzystano muzykę R.E.M., Duke’a Ellingtona, Kitaro, Legendary Pink Dots, The Doors oraz Visage; całości dopełniały liczne wtręty techno (w wykonaniu Royo oraz DJ Maverick) – stąd podtytuł: „techno party”. Najważniejsze role obsadzili mężczyźni: Billa zagrał Lucjan Ćwik, doktora Benway’a – Bartosz Makświej, a Urzędnika (który mógł być Bogiem) – Remigiusz Priebe. Scenarzystą i reżyserem, odpowiedzialnym także za dobór muzyki, był Sebastian Chosiński; scenografię przygotował plastyk Jarosław Marciniak. Spektakl niewiele miał wspólnego z filmem Davida Cronenberga, ale też nie to było zamiarem jego twórców. Chodziło przede wszystkim o wyeksponowanie wątków związanych ze zniewoleniem psychicznym bohatera(ów) i ich stosunku do systemu totalitarnego: od całkowitego poddaństwa, reprezentowanego przez „szarych” obywateli FREELANDII, owej „republiki wolnej miłości i łaźni publicznych”, aż do przeciwstawienie się mu przez Billa. Pytanie, które jednak zadano w ostatniej scenie, stawiało ów bunt pod wielkim znakiem zapytania… Przeciwko czemu bowiem buntował się Bill – totalitaryzmowi, Bogu, własnym ułomnościom psychicznym? Sceniczna adaptacja „Nagiego lunchu” miała udowodnić jeszcze jedno: że można powieść, uważaną w zasadzie za fantastyczną (choć niekoniecznie science fiction), przełożyć na język teatru (chociażby amatorskiego). Stąd też kolejne próby Teatru ALTAR ze spektaklami opartymi na powieściach Karela Čapka („Krakatit”) oraz Rolanda Topora („Straszny lokator”) – choć to ostatnie już raczej z pogranicza grozy; w końcu monodram powstały na motywach twórczości Philipa K. Dicka („VALIS” oraz „Przez ciemne zwierciadło”) pt. „Nieskończone miłosierdzie Boże nie wykazuje żadnej logiki praktycznej, czyli turbulencje w polu rzeczywistości”. Warto jeszcze dodać, iż fragment „Nagiego lunchu” mogli też obejrzeć telewidzowie, którym dane było kiedykolwiek trafić na antenie telewizji publicznej na, zrealizowany przez poznański oddział TVP3, program zatytułowany „Wągrowiec alternatywny”. |
Dziwny lęk dzisiaj zmącił niewzruszony spokój
Od wielu lat goszczący w tym podziemnym świecie.
Ten intruz w me królestwo nieproszony wkroczył,
Pamięć, z tak wielkim trudem usypianą przecież,
Obudził, a z nią wszystko wróciło do życia.
Najcięższy bój stoczyłem ze sobą w tej celi,
Najcięższy bój z nadzieją, tym punkcikiem bieli
W jaskini jak noc czarnej i nie do przebycia.
Obsada:
Kierownik – człowiek silny, zdecydowany
Kuba – psycholog; młody człowiek, spokojny
X – charyzmatyczna postać
Ksiądz – wesoły, o głosie pełnym troski
...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński
Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński
Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński
„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński
Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński
Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński
Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński
Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński