WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” |
Cykl | Festiwal Miasto Poezji |
Miejsce | Lublin |
Od | 25 maja 2015 |
Do | 30 maja 2015 |
Mam rym i nie zawaham się go użyć……czyli od Częstochowy do Japonii. Tak można podsumować moje wrażenia z tegorocznego festiwalu Miasto Poezji. Oczywiście ktoś inny będzie miał zupełnie inne spojrzenie, ponieważ w trakcie imprezy odbyło się tyle wydarzeń, że trzeba by istnieć w dwóch osobach, aby wziąć udział choćby w połowie z nich.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyMam rym i nie zawaham się go użyć……czyli od Częstochowy do Japonii. Tak można podsumować moje wrażenia z tegorocznego festiwalu Miasto Poezji. Oczywiście ktoś inny będzie miał zupełnie inne spojrzenie, ponieważ w trakcie imprezy odbyło się tyle wydarzeń, że trzeba by istnieć w dwóch osobach, aby wziąć udział choćby w połowie z nich. ‹Miasto Poezji 2015›
Po raz ósmy w Lublinie odbył się festiwal Miasto Poezji, zorganizowany przez Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN. Najbardziej rzucającymi się w oczy działaniami były wiersze lubelskich poetów wypisane na murach szkół lub na schodach w Zaułku Frascati oraz dekoracja Bramy Grodzkiej. Oprócz tego przewidziano wieczory poetyckie, wystawy, koncerty, spacery, prelekcje i mnóstwo innych atrakcji, w tym – warsztaty komiksowe. Szkoda tylko, że znalezienie w sieci kompletnego i czytelnego programu było absolutnie niemożliwe, nawet na stronie organizatora. W poniedziałek o 18:00 poszłam do restauracji Frascati Inaczej na potrójny wieczór poetycki. Właściwie głównym celem było obejrzenie miejsca przed własną prelekcją, mającą się odbyć dwa dni później. Restauracja okazała się przyjemnym, położonym pod ziemią miejscem o nienachalnie romantycznym wystroju. Zgromadziło się kilka osób, dziennikarka z radia przeprowadziła krótkie wywiady zarówno z autorami, jak i słuchaczami. Dwoje twórców wystąpiło na żywo, a trzecia niejako zdalnie, to znaczy jej wiersze zostały odczytane przez zaprzyjaźnioną osobę, ponieważ sama poetka mieszka w Londynie. Autor z Nałęczowa, którego nazwisko litościwie pominę, streścił swoją karierę zawodową i przeczytał wiersze. Wiersze traktowały na przykład o pięknie róży, o pięknie Nałęczowa oraz o Sri Lance, gdzie „rosną pochyłe palmy kokosowe, a także drzewa chlebowe, durianowe, cynamonowe i bardzo cenne kauczukowe”. Dowiedzieliśmy się też, że maj to „najpiękniejszy miesiąc roku, pełen życia i uroku”. Autorka z Lublina nie wszystkie wiersze rymuje. Ale jak już rymuje, to najczęściej (w celach, jak sądzę, humorystycznych) zajeżdża jeden rym jak szkapę, na przykład „blogi – wymogi – nogi – drogi” i tak dalej w ten deseń. Wiersz o pięknie róży także się pojawił: Różo, wywyższona do królewskiej godności, Uczyniona przez człowieka symbolem miłości Czy w małym pączku, czy w wielkim rozkwicie Zawsze czynisz piękniejszym nasz szare życie. Kolorem swoich barw nas często uwodzisz, Zakochanych przybliżasz i niekiedy zwodzisz. Opiewana przez poetów w swej doskonałości, Szczególnie wyróżniana w poezji o miłości, Pod pędzlem rozkwitająca w artysty wyrazie Jako martwa natura często na obrazie. (…) Na zakończenie odczytano wiersze Anny Mickiewicz, które NIE były rymowane. Opisy Londynu, jakiejś miejscowości wypoczynkowej w Anglii nad morzem (zanotowałam frazę „słońce zarzuca złote krople, morze pożera je natychmiast”), jakieś mgliste obrazy uczuć – w porównaniu z poprzednikami różnica była wyraźnie dostrzegalna, nawet w samym zasobie słownictwa. We wtorek już o 10:00 rano dotarłam do Bramy Grodzkiej, aby zdążyć na punkt programu lakonicznie opisany jako „Warsztaty czytania poezji”, co zrozumiałam jako porady czysto techniczne – jak akcentować, może coś o emisji głosu. Po fakcie okazało się, że pełny opis brzmi „Blisko wiersza. Jak zrobione są wiersze? Jak je czytać? Jak o nich pisać? Jak wiersze czyta poeta? Jak krytyk? Jak wydawca? Warsztaty czytania poezji dla uczestników i liderów Dyskusyjnych Klubów Książki, bibliotekarzy, studentów, początkujących poetów i krytyków.” W Bramie podobnie jak w zeszłym roku ustawiono zielonolistne drzewka w skrzyniach oraz siedziska z poduszkami zadrukowanymi cytatami między innymi z „Muminków”. Był też mebel z wierszami na karteczkach do zabierania, wierszami w drewnianych ramach do czytania oraz wierszami do wysłuchania po naciśnięciu guzika. Na naciśnięcie sama bym nie wpadła, ale podpowiedział mi jeden z dwóch młodzieńców, którzy siedzieli na poduszkach i czytali do mikrofonu wiersze swoje oraz poetów różnych, bardzo dobre. Wpadł mi w ucho fragment o wielorybie ze szkieletem esesmana w brzuchu. Okazało się, że warsztaty są wprawdzie w bramie, ale nie na ulicy, lecz na piętrze, w pomieszczeniach Teatru NN. Trafiłam tam po krótkich poszukiwaniach. Krzysztof Siwczyk omawiał wiersz młodego poety z lat 90., Mariusza Grzebalskiego. Słuchaczy była pełna salka, a kilka osób nawet zabierało głos, jednak obawiam się, że byli to ludzie co najmniej z doktoratami z teorii literatury, bo dyskusja przebiegała na poziomie „teorii ingardenowskich” i „dychotomicznego rozumienia dekonstrukcji”. Na koniec prowadzący spytał obecnych o ich interpretacje zakończenia wiersza: „przyzwyczajam się do / przyzwyczajam się bez”. Niestety, wysoki poziom abstrakcji sprawił, że nie udało mi się nic zanotować, poza stwierdzeniem, że „bez” jest brakiem człowieczeństwa. Jako następny wystąpił przystojny mężczyzna przedstawiony jako „Jarosław Borowiec, historyk literatury”, więc w duchu jęknęłam „o Boże, następny”, ale tym razem prelekcja była zrozumiała dla człowieka z niepolonistycznym wykształceniem. Dotyczyła po części artystycznych ilustracji Iwony Chmielewskiej w artystycznych książeczkach dla dzieci, a po części poezji Krystyny Miłobędzkiej. Spodobał mi się wiersz o „spowiadaniu się ze spinek we włosach” i innych metalowych przedmiotów, który skojarzył mi się z kontrolą na lotnisku, ale dotyczył chyba czegoś bardziej wzniosłego. Inne utwory były raczej typograficzną zabawą niż poezją, ale zawsze ciekawie zobaczyć coś nowego, na przykład wiersz wydrukowany na składanej w harmonijkę kartce, czcionką drastycznie różnej wielkości, aż słowa wydawały się podskakiwać. Dostaliśmy też do przedyskutowania kartki z wierszem: w jego śmiechu twoja twarz dokładna i bliska rozlega się echem, wraca mniejsza: wnuk ci się zaśmiał ojcze nie mogę stracić cię z oczu, tracę chcę mówić o tobie, siebie słyszę nie droga, nie ścieżka węziej wyżej poprzez coś co zaraz po tobie po wstaje po wraca do przed chwilą trąconej sandałem gałązki tylko na ociupinę na parę okrągłych złoceń przy literach tam w górze nasza ścieżka tam w dole nasza ścieżka idziemy razem przez wielki porządek gór niżej połupane kamienie najniżej kwiaty gencjana niepokonany szafir tego słowa biegniemy szybką kroplą po ciemnym liściu Pan Borowiec pokazał nam też książkę „Na wysokiej górze”, gdzie piękne ilustracje bardzo pomysłowo zmieniają się ze strony na stronę, na przykład skrzydełka muchy stają się okularami babci. Wyszłam przed końcem, bo chciałam zdążyć na inny punkt programu, odbywający się w zupełnie innej dzielnicy. W Domu Kultury na Czechowie trochę się pobłąkałam po pustym budynku, no bo po co wieszać kartkę z informacją, w której sali jest spotkanie, niech sobie ludzie łażą i szukają. A miało ono miejsce w sali kinowej, nie zgadłabym. Spotkanie miało dotyczyć tomu haiku Ryszarda Krynickiego, jednak autor nie dojechał, pojawiła się tylko pani Agnieszka Żuławska-Umeda, z czego byłam bardzo zadowolona. Drobniutka ta dama o cienkim głosiku uroczo opowiadała o japońskim tańcu buyo, o tym, że księżyc w pełni to w Japonii wcielenie piękna i wręcz nie należy na niego patrzeć bezpośrednio, ale na przykład przez gałęzie drzew albo pęk suszonej trzciny, przygotowywany nieraz specjalnie w tym celu. Dowiedziałam się paru nowych rzeczy o haiku oraz o poezji japońskiej ogólnie. Nie ma w niej rymów, natomiast pożądane jest umieszczanie obok siebie słów o podobnych sylabach, na przykład ka-ku-ki-ke-ko. Humor w haiku jest często niezrozumiały dla Europejczyków – na przykład słynny utwór Basho o skaczącej żabie kończy się pluskiem, ale w kontekście pytającym, i to jest żart, bo w rzeczywistości skacząca do stawu żaba robi to bezgłośnie1). Inny przykład zabawnego haiku: udawaj żabę kiedy nadchodzą ludzie zziębły melonie Pojęcia bliskie Japończykom i związane z ogólnym duchem haiku to wabi – dosłownie ubóstwo, a w kontekście poezji zgoda na wyrażenie się nie tak doskonale, jakbym chciał; sabi – samotność, świadome oglądanie świata z dystansu, ale też: pokrywanie się patyną/rdzą (Japończycy lubią przedmioty i miejsca, po których widać, że są stare). Podobnym do haiku gatunkiem jest senryu, w którym można poruszać problemy społeczne, polityczne czy życiowe (np. że ktoś ma wyrodnego syna). Zdobyte na spotkaniu wiadomości dołączyłam w środę do mojej prelekcji o haiku. Przybyły na nią wprawdzie tylko cztery osoby, ale za to bardzo zaangażowane, a jedna z nich (młody poeta Józef Bilski, który w ramach Miasta Poezji też miał swój wieczorek) nawet napisała bardzo ładne haiku o skrzydle gęsi zamykającym lato na klucz. W piątek wzięłam udział w spotkaniu poetyckim w galerii Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Zjawiło się około dziesięciu osób, głównie członkinie TPSP. Odczytano wiele wierszy, w większości utrzymanych w podobnym stylu jak cytowany na początku relacji wiersz o róży. Jak widać, w ramach Miasta Poezji znajdzie się coś dla każdego. 12 czerwca 2015 1) Nie zamierzam kruszyć kopii o przyrodniczą dokładność tego stwierdzenia. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady