WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Cykl | StarFest |
Miejsce | Lublin |
Od | 20 października 2023 |
Do | 22 października 2023 |
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznychCzy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyOd Lukrecji Borgii do bitew kosmicznychCzy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest. ‹StarFest 2023›
Przybywając na Targi Lublin w piątek w okolicach 16:15 bałam się, że będzie kolejka na godzinę stania. Kolejki nie było. Informatorów też nie. Ani nawet programu; dobrze, że miałam wydrukowany własny. Młodzian z recepcji uprzejmie mnie poinformował, że mogę sobie zeskanować kod z identyfikatora. Najwyraźniej zakładał, że każdy ma smarftona… W hali targowej jak zwykle było sporo ciekawych rzeczy. Piękne ozdoby głowy z piór, rzymski namiot z legionistami czy stoisko starwarsowe, gdzie koegzystowali imperialni (Legion 501) i rebelianci (Eagle Outpost). Mieli ruchomego R2D2 naturalnej wielkości! Andrzej Pilipiuk pokazywał zdjęcia budowy wiejskiego muzeum w Wojsławicach oraz eksponatów (między innymi weksli z czasów carskich oraz narzędzi szewskich). Wskazał mi fotkę jakiegoś przedmiotu przypominającego pierścień z trzpieniem oraz sprężynką i spytał, czy zgadnę, co to. Przyjrzałam się uważnie, oceniłam kontekst i odparłam: „Kółko do zakładania bykowi w nos”. Andrzej spojrzał na mnie z pewnym odcieniem uznania i powiedział, że jestem pierwszą osobą, która wiedziała. Na stoisku z ozdobnymi świeczkami podziwiałyśmy z koleżanką wyroby i zgodnie stwierdziłyśmy, że żal byłoby te cuda palić, na co sprzedawca powiedział: „Knot jest po to, żeby delikatnie podnieść świeczkę do góry i zetrzeć pod nią kurze.” Aha, no i był ten facet przebrany za Janusza, którego widziałam już na dwóch lubelskich konwentach: wysoki, w masce nosacza sundajskiego, z piwem w ręku i brzuchem wystającym spod koszulki żonobijki oraz w szortach kargo, białych skarpetkach i klapkach. Prelekcja Joanny Macierz o zabawkach była rozczarowująca, bo trwała raptem 28 minut. Prelegentka skupiała się głównie na odkryciach archeologicznych: pokazała glinianą okrągłą grzechotkę, jakieś koniki, miecz z drewna. Przytoczyła stary żart, że jak archeolog nie wie, do czego służyła dana rzecz, to kataloguje ją jako obiekt kultu. Strasznie była zafiksowana na wsi i na średniowieczu, bo jak próbowałam coś podpowiedzieć o zabawkowych instrumentach muzycznych, to powiedziała, że to były dorosłe instrumenty używane z okazji świąt, na przykład drewniana terkotka. Dowiedzieliśmy się za to ciekawej rzeczy: lubelskim wynalazkiem były lalki złorzeczące – należało zrobić trzy i potajemnie zakopać na trzech rogach domu sąsiada, żeby jego dzieci były chorowite i wredne. Zabawki na wsiach często były wykonywane przez osoby wiekowe lub niepełnosprawne, które nie mogły pracować w polu. Handlarze je skupowali i potem handlowali nimi obwoźnie, na jarmarkach i odpustach. Joanna pokazała na slajdach instrukcję robienia lalki z kukurydzy z Mojego Pisemka, rocznik 1910. Ja dopowiedziałam o wiejskich lalkach ukraińskich, które na twarzy miały dwa paski materiału naszyte na krzyż, udające oczy i nos – bo przedmiot nieożywiony nie może mieć oczu, które są zwierciadłem duszy. Z zabawek współczesnych napomknęła o lalce Barbie oraz o tak zwanych „lalkach z minką” – możecie sobie wyguglać, jeśli się nie boicie. Dla mnie to wygląda jak coś, co może rzucić się do gardła w księżycową noc… Pozostałe pół godziny z wysiłkiem zapełniła, wypytując nas o wspomnienia związane z zabawkami. Opowiedziałam o czymś, co synek mojej koleżanki dostał od jej teściowej: był to fioletowy Kłapouchy, który siedział na zadku, trzymając w przednich nóżkach puszkę Sprite’a, tylko że po uważniejszym przyjrzeniu okazywało się, że jest tam napisane SPIRIT, a dodatkowo osiołek miał w plecach dziury różnego kształtu, w które należało wkładać adekwatne kołki (co jak dla mnie było lekko upiorne). Całość była osadzona na platformie na kółkach i przy poruszaniu wygrywała melodyjkę. Po prelekcji o zabawkach poszłam do niedalekiej salki, posłuchać, co Tomasz Winiarczyk, zwany Winniczkiem (wieloletni prezes Lubelskiego Klubu Fantastyki „Syriusz”) ma do powiedzenia o „starożytnych kosmitach” i okultyzmie. Salka była ocieplona błyszczącą folią termiczną, ozdobiona powiewnymi paskami z folii hologramowej, a do tego zapalono dwie lampki, które rzucały na otoczenie ruchome punkty świetlne i jakieś mgławice na ścianę… Mimo tego dyskotekowego entourage’u Winniczek się nie rozpraszał, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że mówił szybko, a slajdy przerzucał jakby miał ADHD. Byłam potwornie zmęczona i nie chciało mi się notować. Zapamiętałam tylko, że hermetyzm nie pochodzi od czegoś super szczelnego, tylko od mędrca zwanego Hermesem Trismegistosem. Mówił też o nurtach okultystycznych, których jest kilkanaście, ale znowu – tak szybko, że nic nie zapamiętałam. Winniczek dużo mówił o ludziach, tworzących hipotezy, że kosmici zbudowali piramidy w Egipcie, że występują na płaskorzeźbach mezoamerykańskich (ciekawe: nic nie wspomniał o rysunkach z Nazca) i ogólnie stykali się z ludzkością, aby przyspieszać jej rozwój, a według niektórych – bezpośrednio ludzkość stworzyli, czy to za pomocą eksperymentów, czy też seksu z naczelnymi. Jak się dowiedzieliśmy, Daeniken mógł się wzorować na wielu teoriach, ponieważ ich wyznawców było wielu (od ZSRR po Francję) i opublikowali sporo książek. Na 20:00 poszłam na prelekcję Andrzeja Pilipiuka „1905 rok pachnący trotylem”, na której opowiadał o co bardziej wybuchowych aspektach rewolucji robotniczej. Rzucanie bomb było trudne, bo nie zawsze udało się tak trafić, żeby stłuczeniu uległy fiolki z chemikaliami, które miały się zmieszać i zapoczątkować eksplozję. A nawet jeśli bomba wybuchła, to atakowany często uchodził z życiem mimo – na przykład – całkowitego zniszczenia powozu, którym jechał. W każdym razie posadę carskiego urzędnika w Polsce przełomu wieków trudno nazwać jakąś super fuchą, śmiertelność była spora. Szczególnie chętnie atakowano naczelników policji. Jeden z nich został zabity gdzieś pod miastem i kiedy wiadomość o tym dotarła do jego żony, ta spanikowała, bo nieboszczyk mąż często zabierał robotę do domu, jego gabinet był pełen dokumentów i ona uznała, że na pewno teraz rewolucjoniści na nią napadną. Zgarnęła wszystkie papiery do walizki i wcisnęła sąsiadce, krzycząc: „To się nie może dostać w niepowołane ręce!”. Na takie dictum sąsiadka dokumenty natychmiast spaliła. Często atakowano pociągi przewożące kasę, największy łup to milion rubli – Andrzej przytomnie wyjaśnił, że krowa w tamtych czasach kosztowała 20 rubli (a świnia 10, dlatego dziesięciorublową złotą monetę nazywano „świnką”). Robotnicy bardzo lubili odczepiać lokomotywę i udekorowawszy ją sztandarami PPS-u robić rajd po całym powiecie. Najbardziej kozackim wyczynem było podpięcie się do linii telefonicznej między Cytadelą Warszawską a więzieniem i zażądanie natychmiastowego wydania więźniów, bo następnego dnia ma być egzekucja. Przyjechał wściekły naczelnik (który znany był z tego, że słabo mówił po rosyjsku i ciągle wplatał niemieckie słowa), wszystkich zwymyślał, kazał wsadzić skazańców do kibitki, wyjechali za bramę i tyle ich widziano. To znaczy, byłych więźniów owszem, widziano potem za granicą zaboru, z fałszywymi papierami… Dużo też opowiadał o ulicznych starciach z carską policją (która za punkt ambicji stawiała sobie zdobycie sztandaru PPS) i o żydowskich aktywistach z Bundu, którzy celem podniesienia moralności doszczętnie zdemolowali 153 żydowskie domy publiczne w Warszawie. Kiedy zabrali się za te bardziej luksusowe, chciała się za nich zabrać policja, ponieważ dobre burdele płaciły jej haracz. Aktywiści się wycofali pod bramę miejskiej rzeźni, której pracownicy wyjrzeli, zobaczyli, co się dzieje i przyłączyli do nich, uzbrojeni w rzeźnickie haki i tasaki. Na ten widok policjanci uznali, że ten haracz nie jest wcale aż taki duży i dali sobie spokój. Planowałam pójść na „Psychologię teorii spiskowych”, ale byłam już wykończona i w dodatku plecy mnie bolały od siedzenia, więc pojechałam do domu. W każdym razie program trwał aż do 23:00, co na konwentach jest raczej rzadkością. W sobotę chciałam posłuchać, jak Pewuc, czyli Piotr W. Cholewa, opowiada o bitwach kosmicznych. Generalnie dowiedziałam się rzeczy, które już były na jakiejś prelekcji (a może tylko w rozmowach): że mało kto wyobrażając sobie walki w kosmosie myśli w trójwymiarze i bitwy przypominają walki na morzu (pancerniki oddające do siebie salwy burtowe) albo walki samolotów, czyli Bitwę o Anglię, na której zresztą George Lucas się wzorował, jak wiemy, i nawet w trakcie kręcenia „Nowej nadziei”, kiedy jeszcze efekty nie były pokazane, wmontowywał fragmenty filmów archiwalnych, żeby pokazać odnośnym władzom, jak to wszystko będzie wyglądało. Pewuc pokazywał sceny z rozmaitych filmów i punktował, co można by poprawić. Na przykład w bitwie pod Yavinem X-wingi powinny atakować jak bombowce nurkujące, żeby mieć lepszy widok na ten otwór wentylacyjny, zamiast zasuwać „wąwozem”. Potem poszłam na panel „Moja fantastyka naukowa. Ulubione dzieła oraz inspiracje.” Prowadził go chłopak przebrany za Jezusa – tak podobny do Radka Raka, że myślałam, że to on, chociaż nie wyobrażam sobie Radka w przebraniu Jezusa. Ani jakimkolwiek innym. To jest facet, który na konwenty przychodzi w marynarce… |
"StarFest (...) nie osiągnął wielkich rozmiarów (nieco ponad pięć tysięcy uczestników)."
Ha, aż się stara poczułam. Za "moich czasów" niewielki konwent to było tak do 200 osób może, jeśli dobrze pamiętam. Fajnie, że fantastykę lubi tyle osób, którym chce się angażować w tego typu imprezy.
BTW, ale za tych "moich czasów" też były prelekcje o tym, że bitwy w kosmosie powinny wyglądać inaczej. Prelegent wtedy twierdził, że bardziej powinny przypominać starcia łodzi podwodnych.
"do jakiegoś magazynu dla inżynierów"- prawdopodobnie "Młody Technik", ale mogły być też "Nowe Horyzonty".
"Jeżeli nie ma tam czarnego prochu, to nie można używać określeń typu „Niech mnie kule biją”"- błąd, kule jako amunicja były używane pierwotnie do proc i arbaletów.
"wyszły z ilustracjami: „Eryka” (u nas chyba wydanego bez)"- Eryk miał u nas dwa, można powiedzieć oryginalne, wydania. Pierwsze w typowym formacie ca~B5 bez ilustracji i drugie, praktycznie równoczesne, w rozmiarze ~A4, zgodne z oryginałem.
Co do muzyki okołopratchettowskiej- to jest temat-rzeka, tylko trzeba lubić klimaty heavy-metalowe i okoliczne.
Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »Kapitularz w tym roku odbywał się w randze Polconu, co między innymi oznacza, że miało na nim miejsce głosowanie na nagrodę im. Janusza Zajdla. Oprócz tego można było się dowiedzieć, jak brzmiałyby przekleństwa na innych planetach, czy Rafał Kosik zgodziłby się polecieć na Marsa i co robił Kylo Ren w kantynie obsługi technicznej niszczyciela.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Pościg z drągiem za pociągiem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tylko drobna uwaga: "Eryk" również wyszedł u nas pierwotnie z ilustracjami, ale wznowienia wydawane już były tylko bez.