Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Franco de Pena
‹Masz na imię Justine›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMasz na imię Justine
Dystrybutor Gremi Film
Data premiery12 maja 2006
ReżyseriaFranco de Pena
ZdjęciaArkadiusz Tomiak
Scenariusz
ObsadaAnna Cieślak, Rafał Maćkowiak, Mariusz Saniternik, Arno Frisch, Dominique Pinon, Maciej Kozłowski
MuzykaNikos Kypourgos
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiLuksemburg, Polska
Czas trwania97 min
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Bez penetracji
[Franco de Pena „Masz na imię Justine” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Handel żywym towarem w centrum Europy – jednej z niewielu oaz poszanowania praw człowieka na tym świecie – to temat, z którego da się wycisnąć sporo sensacji i publicystyki zarazem. Szczególnie że problem dotyczy również obywateli(ek) Unii Europejskiej. Co prawda akcja filmu toczy się przed akcesem Polski do „zjednoczonej Europy”, ale chyba nikt nie sądzi, że proceder zmuszania kobiet do prostytucji ustał na mocy konwencji międzynarodowych.

Przemysław Ćwik

Bez penetracji
[Franco de Pena „Masz na imię Justine” - recenzja]

Handel żywym towarem w centrum Europy – jednej z niewielu oaz poszanowania praw człowieka na tym świecie – to temat, z którego da się wycisnąć sporo sensacji i publicystyki zarazem. Szczególnie że problem dotyczy również obywateli(ek) Unii Europejskiej. Co prawda akcja filmu toczy się przed akcesem Polski do „zjednoczonej Europy”, ale chyba nikt nie sądzi, że proceder zmuszania kobiet do prostytucji ustał na mocy konwencji międzynarodowych.

Franco de Pena
‹Masz na imię Justine›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMasz na imię Justine
Dystrybutor Gremi Film
Data premiery12 maja 2006
ReżyseriaFranco de Pena
ZdjęciaArkadiusz Tomiak
Scenariusz
ObsadaAnna Cieślak, Rafał Maćkowiak, Mariusz Saniternik, Arno Frisch, Dominique Pinon, Maciej Kozłowski
MuzykaNikos Kypourgos
Rok produkcji2005
Kraj produkcjiLuksemburg, Polska
Czas trwania97 min
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Właściwie dziwne, że ta paląca kwestia nie doczekała się wcześniejszego opracowania przez polskich filmowców. Obraz Franco De Peny – naturalizowanego w Polsce Wenezuelczyka – nie wyczerpuje tematu, ale pewnie nie ma się co spodziewać rychłego uzupełnienia tej wypowiedzi przez innych, rodzimych twórców. Nie tylko z obawy przed byciem posądzonym o wtórność, ale chyba przede wszystkim z powodu złożoności całej kwestii. Odnośnie uzupełnień – nie chodzi o to, by przybliżyć „know how” na temat rekrutacji kobiet do nierządu, bo strona techniczna została ukazana w tym filmie, jak można sądzić, kompetentnie. Pozostaje jednak wrażenie, że De Pena pozbawił cały problem nieco ciężaru gatunkowego – nie wykorzystał w pełni potencjału materiału filmowego do wstrząśnięcia widzem.
Póki co, mankamenty na bok. De Pena ukazał mechanizm (lub jeden z jego wariantów) handlu kobietami i zadał kłam pewnym potocznym wyobrażenia dotyczące tego zjawiska. Przeciętna opinia na ten temat ogranicza się zwykle do posądzenia ofiar o głupotę. Poza tym problem postrzegamy raczej jako marginalny – oczywiście w odniesieniu do naszego kraju, w końcu co nas obchodzi południowa bądź wschodnia słowiańszczyzna, nie mówiąc o odległych rejonach trzeciego świata. Ze statystycznego punktu widzenia – faktycznie, nie mamy do czynienia ze zjawiskiem będącym plagą społeczną. Z bardziej życiowego punktu widzenia „chodzącego po ludziach przypadku” okazuje się, że w tarapaty można popaść niekoniecznie za przyczyną trefnego ogłoszenia i kompletnego braku rozsądku, lecz z powodu niemal elementarnej ufności w dobre intencje drugiego człowieka. Niestety, ponura maksyma przypisująca człowiekowi wilcze skłonności często okazuje się mądrzejsza od tej naiwnej wiary.
Rozpoczynająca film scena rekrutacji pracowników do rzeźni stanowi nie tylko ilustrację siermiężnej polskiej rzeczywistości, lecz również alegoryczne ujęcie głównego tematu filmu. Zestawienie szlachtuzu z psychiczną sieczką, jakiej poddawane są kobiety „tresowane” (dość przykry termin, ale będący w użyciu) do nierządu wydaje się zupełnie na miejscu. De Pena upewnia nas w przekonaniu, że Polska prowincjonalna jest ucieleśnieniem stereotypów również za pośrednictwem postaci opryskliwego księdza i nachalnego żula zaczepiającego główną bohaterkę. Jest nią Mariola, dziewczyna niegłupia i rezolutna, odrobinę naiwna, ale w granicach wiekowej normy. Perspektywa pracy w rzeźni i wegetacji w dusznej mieścinie we wspólnym mieszkaniu z babcią skłania Mariolę do wyjazdu z dawnym szkolnym znajomym, Arturem, który kusi ją wizją atrakcyjnych wakacji. Przystanek w Berlinie okazuje się punktem docelowym podróży. Mariola trafia w łapy bezwzględnych sutenerów, zaś Artur inkasuje należność za dostarczenie towaru, czyli Marioli właśnie – od tej pory Justine.
W tym momencie fabuła staje się stresująca, spodziewamy się drastycznej prawdy o losie uprowadzonych kobiet i zdaje się, że doczekujemy się gratyfikacji. Czy aby na pewno? Herszt bandy, Gunter, faktycznie sprawia wrażenie pozbawionego skrupułów humanoida, a jego pomagier odznacza się brutalnością. Jednak ta brutalność pozostaje w znacznej mierze w sferze domysłu. Szybko pojawia się rozprężający rozedrgane nerwy widza bohater typu „dobry policjant”, który każe Marioli krzyczeć i postękiwać, markując gwałt, a jednocześnie obiecuje lepsze traktowanie. Bynajmniej nie jest to perfidna zagrywka, po której dziewczynę weźmie w obroty zły „treser” – Niko faktycznie stroni od przemocy i chce nie tyle złamać Mariolę za pomocą „kija”, ile przekabacić ją „marchewką”.
De Pena unika naturalizmu tłumacząc się szacunkiem wobec ofiar, z którymi przeprowadzał wywiady. Trudno zbić taki argument niezaspokojoną potrzebą mocniejszych doznań, a De Pena nie jest w końcu Lynchem, by nie uciekając się do werystycznych środków wyrazu roztaczać należytą aurę perwersji. Należytą – bo wydaje się, że właśnie zagęszczenie klimatu wynaturzenia przekazałoby odpowiedni obraz sytuacji poniżanych kobiet. Taką atmosferę wprowadzają zaledwie dwie postacie: drugoplanowa Guntera (Mathieu Carrière, który mógłby konkurować z Rutgerem Hauerem pod względem zawartości lodu w spojrzeniu) i trzecioplanowa Omana, zezwierzęconego tureckiego alfonsa, który swoją obecnością cieszy nasze oczy przez góra dwie minuty.
Klimat zaszczucia, który udaje się reżyserowi częściowo utrzymać w pierwszej połowie filmu, opada po nagłym zwrocie akcji, kiedy Niko brawurowo odbija Mariolę swoim kolegom po fachu. Po tej wolcie jesteśmy w miarę spokojni o los dziewczyny, co w pewnym stopniu upośledza siłę przekazu filmu. Dalsze perypetie Justine upływają pod znakiem umiarkowanej sensacji, a kulminują się w sposób przywodzący na myśl „Dług”. Niestety, De Penie nie udaje się stworzyć paranoicznej atmosfery napędzającej dzieło Krauzego. Mimo kontrowersyjnego tematu w toku fabuły wsiąka gdzieś publicystyczne zacięcie, które cechuje świetnie wyważone – pod względem połączenia sensacji i przekazu – filmy Krauzego. Stylistyczna spójność „Masz na imię Justine” trzeszczy w szwach również za sprawą nieco groteskowego epizodu z wujem Goranem, granym przez znanego z filmów surrealistycznych Jeuneta Dominique Pinon.
Jak wyjaśniał w wywiadzie dla „Dużego Formatu” sam De Pena, prostytucja to jedna z najbardziej dochodowych „gałęzi biznesu” w Europie. Co zatem oczywiste, zależności w tej „branży” nie ograniczają się do przestępczego podziemia, sięgają wyżej i szerzej – administracyjnej wierchuszki, ale i urzędniczych pionków. Interes kręci się zapewne nie tylko dzięki łapówkom, ale i zwykłej ludzkiej obojętności. Wspominam o owych „uwikłaniach”, ponieważ natrętnie przewija mi się przez myśl „Wierny ogrodnik” – film, który wiarygodnie naświetlił istotne bolączki Afryki, ukazując pajęczynę zależności, łączącą slumsy Nairobi z gmachami brytyjskiej władzy. Jest to dobry trop do prezentacji problemu złożoności mechanizmów czerpania zysków z ludzkiej krzywdy. Oczywiście takie podejście wymaga znacznie większego budżetu, niż ten, który miał do dyspozycji reżyser „Masz na imię Justine”.
De Pena poruszył ważny temat i, jak przyznał w wywiadzie, kosztowało go to sporo wysiłku. Dodatkowym problemem było znalezienie producenta. Nakręcił film, który wielu dotknie do żywego zarówno samą prezentowaną historią, jak i kreacjami aktorskimi. Nie chciałbym swoim malkontenctwem deprecjonować wagi poruszanego w nim zagadnienia, więc stwierdzam bez naciągania, że film jest wart obejrzenia. A kwestia mankamentów? Powiedzmy, że w dniu seansu wstałem lewą nogą.
koniec
22 czerwca 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Homo bohemicus
— Przemysław Ćwik

Nieładne kwiatki
— Przemysław Ćwik

Złoty strzał
— Przemysław Ćwik

Koncept art
— Przemysław Ćwik

Lekcja plastyki
— Przemysław Ćwik

Bloodywood
— Przemysław Ćwik

Człowiek, który śmiał się nie za dużo
— Przemysław Ćwik

Królowa Śnieżka i 32 zęby premiera
— Przemysław Ćwik, Urszula Lipińska

Jajka niespodzianki
— Przemysław Ćwik

Million dollar fortel
— Przemysław Ćwik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.