Bourne w kwiecie wieku [Pierre Morel „Uprowadzona” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Czy Luc Besson, który nawet historie sensacyjne opowiada z poetyckim zacięciem, mógł nakręcić thriller na serio? Tak. Wystarczyło, że na stołku reżysera posadził znanego z wielu francuskich filmów akcji kamerzystę Pierre’a Morela. I, o dziwo, ciągoty tego ostatniego do brutalnego, szybkiego kina znakomicie skomponowały się w „Uprowadzonej” z liryzmem Bessona scenarzysty.
Bourne w kwiecie wieku [Pierre Morel „Uprowadzona” - recenzja]Czy Luc Besson, który nawet historie sensacyjne opowiada z poetyckim zacięciem, mógł nakręcić thriller na serio? Tak. Wystarczyło, że na stołku reżysera posadził znanego z wielu francuskich filmów akcji kamerzystę Pierre’a Morela. I, o dziwo, ciągoty tego ostatniego do brutalnego, szybkiego kina znakomicie skomponowały się w „Uprowadzonej” z liryzmem Bessona scenarzysty.
Pierre Morel ‹Uprowadzona›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Uprowadzona | Tytuł oryginalny | Taken | Dystrybutor | Monolith | Data premiery | 15 sierpnia 2008 | Reżyseria | Pierre Morel | Zdjęcia | Michel Abramowicz | Scenariusz | Luc Besson, Robert Mark Kamen | Obsada | Liam Neeson, Maggie Grace, Famke Janssen, Xander Berkeley, Leland Orser, Jon Gries, Katie Cassidy, Holly Valance | Muzyka | Nathaniel Méchaly | Rok produkcji | 2008 | Kraj produkcji | Francja | Cykl | Uprowadzona | Czas trwania | 93 min | WWW | Strona | Gatunek | akcja, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pamiętacie filmy o bohaterach na emeryturze (lub próbujących na nią odejść)? Podstarzałego szpiega Connery’ego w „ Twierdzy” czy pracującego głównie głową Redforda w „ Zawód: szpieg”? Pamiętacie zramolałych bohaterów kina akcji – coraz częściej obrywającego po twarzy Johna McClane’a i spasionego, ociężałego Johna Rambo? Zapomnijcie o nich. Szpieg na emeryturze, bohater w sile wieku wcale nie musi nadrabiać intelektem ani dostawać cięgów – jest wciąż śmiertelnie zabójczy w bezpośrednim starciu i ma twarz… Liama Neesona. Tak, tak, przychodzi mi publicznie bić się w pierś po tym, jak w recenzji „Mrocznego rycerza” ponarzekałem na występ Neesona w „ Batmanie: Początek” i wyraziłem wątpliwość, czy rola w „ Mrocznym widmie” nie zdefiniowała emploi tego aktora na dobre. Na szczęście się myliłem. W „Uprowadzonej” Neeson ani trochę nie przypomina dobrotliwego, filozofującego mentora. Owszem, widać, że to facet nie pierwszej młodości 1), ale to chyba tylko usypia czujność jego przeciwników… Pierre Morel nakręcił bowiem thriller akcji na wskroś nowoczesny, w duchu nowych wersji przygód Jamesa Bonda czy zwłaszcza Jasona Bourne’a. We współczesnym kinie walka wyszkolonych rządowych zabójców to nie mecz bokserski i półgodzinne okładanie się po twarzach, ale błyskawiczne rozbrojenie i unieszkodliwienie (czytaj: zabicie) przeciwnika. W dwóch, trzech ruchach, wszystkim, co się znajdzie pod ręką – i raczej nie będą to wysublimowane zabawki od Q, ale przedmioty codziennego użytku lub broń odebrana napastnikowi. Tak też działa Bryan, były pracownik CIA, który zdecydował się zrezygnować ze służby i powrócić na łono rodziny, by ratować relacje z dorastającą córką. Tyle tylko, że „łono” na niego nie czekało. Żona odeszła od Bryana, zabierając ze sobą córkę Kim, coraz bardziej przekonującą się do obrzydliwie bogatego – a tym samym spełniającego wszystkie zachcianki – ojczyma. Kiedy jednak w trakcie lekkomyślnej wyprawy do Paryża Kim zostaje porwana, to Bryan i jego nabyte w agencji umiejętności staną się jedyną nadzieją na odzyskanie dziewczyny. Seans „Uprowadzonej” budzi w widzu najprostsze, atawistyczne wręcz, skrywane instynkty, raczej potępiane w dzisiejszym świecie. Oko za oko, ząb za ząb, mój dom jest moją twierdzą itp. Jednym słowem: jeśli choć spróbujesz zrobić kuku mnie lub mojej rodzinie, to ja ci zrobię takie kuku, że się nie pozbierasz. I Bryan robi kuku, pozostawiając za sobą właściwie same trupy. Jest bezwzględny i bezlitosny. Nie patrzy nie tylko na przestępców, ale też na stróżów prawa, a nawet na własnych przyjaciół – liczy się tylko odzyskanie córki. To, co robił Denzel Washington w „ Człowieku w ogniu”, jawi się przy „Uprowadzonej” niczym zabawa harcerzyka. Trup ściele się gęsto, a na widowni po każdym bezwzględnym i błyskawicznym wysłaniu oprycha na tamten świat słychać westchnienia i okrzyki – nie obrzydzenia czy szoku, ale satysfakcjonującego katharsis: „Załatw sk…syna! Należało mu się!”. Największą zaletą filmu Morela jest gęsta, wciągająca widza atmosfera. Reżyser opowiada o uniwersalnym lęku każdego człowieka o swoich najbliższych – tyle że tutaj bohater radzi sobie z nim w sposób dla przeciętnego człowieka nieosiągalny. Nieprzypadkowo wspomniałem „Człowieka w ogniu”. Podobnie jak w tamtym filmie, tak i tutaj ogromną rolę odgrywają instynkty rodzicielskie (czy szerzej: rodzinne), a przez dawkowanie rodzinnych scenek w prologu, Morel podkreśla ogrom straty, a tym samym determinację bohatera. I związuje widza z bohaterem, każąc mu identyfikować się z jego wendetą. Na myśl przychodzi też od razu „ Okup” z Melem Gibsonem – i biznesmen walczący o małego synka, i szpieg szukający córki działają w ten sam sposób: zamiast negocjować, przechodzą do kontrataku. Można się przyczepić, że reżyser zbyt widocznie i niezbyt oryginalnie gra na uczuciach widza (łzawe scenki), że dawkowanie napięcia następuje poprzez perfekcyjne, ale jednak sztampowe wykorzystanie odwiecznych środków kinowych, na przykład muzyki. Trzeba być jednak zupełnie nieczułym (i na przedstawianą sytuację, i na magię kina) bubkiem, żeby pozwolić, by determinowało to odbiór filmu. Można sarkać na zbytnią łatwość działania bohatera, który praktycznie nie spotyka przeszkód na swojej drodze, i na trochę nieprzystający do reszty filmu happy end. Ale nie zapominajmy, że za scenariusz odpowiada Luc Besson, wieczny bajarz, który po raz kolejny nakręcił bajkę dla dorosłych. Brutalną, przygnębiającą, wyciągającą na wierzch brud współczesnego świata, ale wciąż w jakimś stopniu bajkę przemawiającą do każdego z nas. Jako dziecko każdy chciał być rycerzem na koniu, dziś pragniemy naśladować Bryana – niewzruszoną opokę i obrońcę swojej rodziny. Przewiduję też „krytyków” psioczących na „Uprowadzoną”, że ledwo zarysowuje i jedynie prześlizguje się po ważkich tematach takich jak handel żywym towarem czy zasady moralne zabójców na usługach rządu. Ba, nie mam problemu z wyobrażeniem sobie recenzentów, dla których te wyżej wymienione problemy właśnie będą clou filmu, który dzięki temu stanie się „głęboki” 2). To jednak będzie dopowiadanie przesłania na siłę – nawet bohater nie poświęca tym kwestiom zbyt wiele uwagi czy refleksji. On robi swoje, ma prywatne porachunki, nie próbuje zbawiać świata. „Uprowadzona” jest więc tylko i aż tym, czym zdaje się na pierwszy rzut oka – świetnym thrillerem trzymającym na krawędzi fotela, przyprawiającym o szybsze bicie serca i dającym mnóstwo katartycznej satysfakcji. 1) I wciąż nie jest typem przystojniaka – za to Famke Janssen jak zwykle śliczna.
2) Już wyobrażam sobie Pawła T. Felisa (który o nowym Batmanie pisał przecież, że „starcie ‘mrocznego rycerza’ z mrocznym antyrycerzem nasuwa oczywiste skojarzenia: 11 września, inwazja na Irak itp.”) piszącego o postaci Bryana jako komentarzu do doniesień o stosowaniu tortur przez amerykańskich agentów, a jego lęku przed wylotem córki do Europy jako wyrazie odwiecznych bojaźni Amerykanów pogłębionych w erze post 9/11…
|
Bardzo trafna recenzja i świetnie dobrane porównania. Film faktycznie wyciaga na wierzch z czlowieka to, co chcialoby sie na co dzien schowac gleboko.